wtorek, 12 listopada 2013

"My Kitten": Nine Puds

9.


      W drodze do domu Byunghuna, Kai wyglądał jak wielka, wkurzona kulka sierści. Zwłaszcza dlatego, że miotał się jak głupi, rozrzucając ze zdenerwowania futro z ogona po całym samochodzie.
      - Kai, błagam, uspokój się – powiedziałem, odwracając się do tyłu. D.O siedział przytulony do szyby, tak by Kai go przypadkiem nie zahaczył.
      - Ale ja nie chcę jechać, hyung. Zostańmy w domu – jęknął, przytulając mnie przez fotel.
      - Chciałbym, kicia. Nawet bardzo, ale wiesz, że nie możemy – odrzekłem, a on tylko westchnął, w końcu opadając zdenerwowany na fotel. Zerknąłem na niego w lusterku, po czym z westchnieniem zauważyłem Byunghuna, opierającego się o samochód. Więc to dzieje się naprawdę? Naprawdę uciekam przed jakąś szajbniętą organizacją, która poluje na mojego najlepszego przyjaciela, będącego jednocześnie moim pupilem i ukochanym? Czy to mogło być jeszcze bardziej porąbane? Gdy otworzyłem drzwi, każąc w ostatniej chwili zostać Kaiowi w samochodzie, w moje ciało uderzyło zimne powietrze i zatrzęsłem się. Nienawidziłem takich momentów, kiedy nie dość, że trząsłem się ze strachu, to jeszcze z zimna.
      - Dokąd jedziemy? - Zapytał Chen, kiedy już zbliżyliśmy się do samochodu. Mimi siedziała nieruchomo na tylnym siedzeniu, także z czapką na głowie. Wyglądała tak delikatnie, jakby była lalką, którą łatwo stłuc. Nie to, co Kai, który naburmuszony ściskał teraz Julliet i bujał się na boki, obijając o fotele i drzwi. Z kim ja żyję? Odwróciłem wzrok od Kaia i skupiłem się na Layu, D.O i L.Joe, którzy to wszystko wymyślili.
      - Przed siebie – powiedział Yixing, wzruszając ramionami. Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami.
      - Słucham?- Zapytaliśmy razem z Jongdae.
      - Jezu, Lay, zamknij się - warknął D.O. Nie wierzę…
      - Jedziemy najpierw tutaj - Byunghun wyciągnął telefon i wskazał nazwę jakiegoś miasteczka. - Tam zatrzymamy się w hotelu na kilka dni, może nawet na tydzień. Później pojedziemy dalej – schował urządzenie do kieszeni. Kiwnąłem głową.
      - Sprawdzimy jeszcze samochody i ruszamy - oznajmił już poważnie Lay, a ja przytaknąłem, znów zerkając na Kaia.
      - Nie wierzę, że to się dzieje - powiedział Jongdae, opierając się o własny samochód, którym mieli podróżować on, Mimi i Byunghun. Spojrzałem na niego tak samo spanikowanym wzrokiem.
      - Ja też… Cholera, a sądziłem, że mieszkając na odludziu nikt nie znajdzie Kaia – mruknąłem, kopiąc jakiś kamień, który poturlał się w dół ulicy. Chen pokiwał głową.
       - Chciałbym cofnąć ten moment, kiedy postanowiłem polecieć z Mimi do Chin. To miał być taki sprawdzian, czy będzie mogła spokojnie żyć wśród ludzi. Starałem się nie pilnować jej tak mocno jak zawsze i sądziłem, że w domu hyunga będzie bezpieczna. Jeszcze mu nie powiedziałem, że się znalazła – ściągnął brwi. Wyciągnął telefon, ale zamarł z ręką w powietrzu. Spojrzałem na niego niepewnie. - Będzie lepiej, jeśli się nie dowie - powiedział w końcu i posłał mi słaby uśmiech, który odwzajemniłem. Mimo, iż nie rozmawiałem z nim nie wiadomo jak często i długo, czułem z nim dziwną więź. On też miał ten sam problem co ja. Nie wiem, czy kochał Mimi w ten sposób co ja Kaia, ale nawet nie musiał mi tego mówić. Wystarczyło to, że się o nią martwił tak mocno jak ja o Kaia i mógłbym z nim gadać o tym całą noc. Tak czułem. Kiedy reszta poinformowała, że samochody są już gotowe, zerknąłem na Kaia. Czapkę odwrócił daszkiem do tyłu, porzucił gdzieś Julliet i oparł czoło o zimną szybę, patrząc w dół z lekko uchylonymi ustami, jakby szeptał coś cicho, albo…płakał. Kiedy próbowałem dostrzec łzy na jego policzkach, uniósł wzrok prosto na mnie i posłał w moją stronę mój ulubiony uśmiech. Przeniosłem wzrok tym razem na Mimi, która obserwowała jak Byunghun wsiada za kierownicę i uśmiechnęła się szeroko, widząc że Chen dołączył do niej na tylnym siedzeniu. Prawie na niego wskoczyła, a on jedynie pogłaskał ją po policzku, poprawiając czapkę. Uśmiechnąłem się do nich i w drodze do mojego samochodu zastanowiłem się, czy może też powinienem usiąść z Kaiem… Wepchnąłem się do środka, kiedy D.O już otwierał sobie drzwi. Na chwilę zastygł w bezruchu, kiedy ja już siedziałem z tyłu, po czym wzruszył ramionami, zatrzasnął drzwi i z uśmiechem usiadł z przodu.
      - Hyung, cieszę się, że jedziesz ze mną - powiedział Kai. Zobaczyłem Julliet leżącą z tyłu za siedzeniami i uśmiechnąłem się do niego, odwracając mu czapkę. Zerknąłem do przodu, wypuszczając ciężko powietrze. Czas zacząć nowe życie. Ważne, że mam Kaia.

      Nasza podróż do pierwszego miejsca nie trwała długo. Już nawet nie pamiętam, jak to miasto się nazywało. Jeździliśmy tak w siódemkę po całej Korei od miesiąca. Pracę albo odwalaliśmy w samochodzie, albo poświęcaliśmy jeden lub dwa dni w hotelu. Kai i Mimi mieli się dobrze, ale nie mogli sobie paradować gdzie chcieli. Wychodziliśmy z nimi gdzieś na wyludnione miejsca, gdzie mogli uwolnić swoje ogony i uszy, które takie pozgniatane przez materiały często ich bolały. Obecnie przebywaliśmy w jakiejś małej mieścinie z lasami dookoła, gdzieś nad oceanem, bo miała jedną drogę prosto do portu. Kai spał na boku tuż obok mnie, kiedy pisałem kolejne recenzje płyt. Mimi spała niedaleko, bo przed chwilą skończyli się bawić, a raczej Kai na chwilę ze mną wyszedł, a ona już zasnęła. Nie chciałem wołać Chena, bo sam był zajęty swoją pracą, więc Mimi spała na łóżku Laya. Miałem tylko nadzieję, że tamten zaraz nie wzburzy się, że chce spać, a kocica leży mu na wyrku. Poczułem delikatny ruch obok i spojrzałem na Kaia, który wyciągnął ręce przed siebie, prostując nogi tak, że zwisały mu z łóżka, lecz nadal spał. Już niedługo, zawsze wyciągał się, będąc jeszcze na krawędzi snu i jawy, a po chwili atakował mnie spojrzeniami. Skupiłem się jednak na pracy, chcąc skończyć wszystko w jeden dzień i już jutro wybrać się na spacer z Kaiem. Chciałem chodzić z nim sam, ale dobrze wiedziałem, że nie było to zbyt bezpieczne. Mimo, iż przez cały miesiąc mieliśmy spokój i tak wolałem, żeby któryś z chłopaków z nami poszedł. Chyba tak bardzo się skupiłem na swojej pracy, że nawet nie poczułem lekkich szturchnięć Kaia. Dopiero jego ogon pod moim nosem, który doprowadził mnie do kichnięcia, sprowadził mnie na ziemię. Spojrzałem na niego zdenerwowany, a on zachichotał. Uwielbiałem, gdy to robił. Miauczenie i śmiech brzmią cudownie.
      - Przeszkadzasz mi - powiedziałem jednak.
      - Wiem - odparł wesoło, a ja pokręciłem głową.
      - Co byś chciał?
      - Właściwie to chyba nic - zamyślił się.
      - Więc czemu? - zapytałem zmęczony.
      - Bo lubię.
      - Co?
      - Lubię cię denerwować.
      - Czemu? - jęknąłem.
      - Bo wtedy zwracasz na mnie uwagę - powiedział ciszej, a ja nie wierzyłem w to, co słyszę. Wszystko, co robił Kai sprowadzało się do tego, że musiałem zwracać na niego uwagę. Nawet to, że mnie denerwował. Roztrzepałem mu włosy i pocałowałem w czoło.
      - Skupię się na tobie jutro, jeśli pozwolisz mi to dzisiaj skończyć – powiedziałem, przenosząc swój wzrok z powrotem na ekran laptopa. Kai westchnął.
      - Dobrze. Mogę iść do Kyungsoo hyunga?- zapytał, prężąc plecy, a ja przełknąłem ślinę, odwracając od niego wzrok i czując rumieńce.
      - Tak… Powiedz, żeby Jongdae przyszedł po Mimi – rzekłem, kiedy Kai już stał i chował  swój ogon, zakładając po chwili czapkę.
      - Dobrze - powiedział i szybko wyszedł. Po chwili usłyszałem ciche pukanie, kroki i znów pukanie do drzwi pokoju zajmowanego przeze mnie.
      - Proszę - powiedziałem cicho. Chen pojawił się w drzwiach i uśmiechnął się do mnie lekko. Odwzajemniłem gest i wskazałem głową na Mimi.
      - To wydawało mi się podejrzane, kiedy Kai przyszedł sam - zaśmiał się, siadając blisko głowy swojej podopiecznej.
      - Chyba była dość zmęczona.
      - Nie umie spać w samochodzie – odparł, głaszcząc ją po głowie i odgarniając jednocześnie długie włosy z twarzy.
      - Kai śpi wszędzie… A jeśli mam na myśli wszędzie, mówię że wszędzie – powiedziałem, a Jongdae zaśmiał się.
      - Krzesło? – zapytał, a ja przytaknąłem .- Stół? – powtórzyłem, a on sam pokręcił głową.
      - Krzesło, stół, parapet, drzewo, krzak, pień, szafka, półka, pufa… Wszędzie – mruknąłem, wstawiając ostatnią kropkę. Zadowolony zamknąłem laptopa i odłożyłem go na bok.
      - Mimi miała tak jak była mała i wszędzie się mieściła – kiwnął głową.
      - On ma do teraz. Czasem z nudów znajdowałem go śpiącego na ławce, z głową zwieszoną w dół, a później jęczał, że go boli kark – mruknąłem, przypominając sobie to niesamowite zjawisko. Chłopak parsknął śmiechem.
     - Właściwie od kiedy masz Kaia? - zapytał.
     - To było w czerwcu cztery lata temu - odpowiedziałem.- Miał chyba z trzy miesiące, czy coś… Jak go znalazłem, nadal miał zamknięte oczy. Otworzył je na następny dzień - wyplątałem się z kabla od ładowarki.
     - Długo. Mimi miała rok jak do mnie przyszła.
     - Przyszła? - zapytałem zaciekawiony.
     - Tak, to była zima i byłem pewny, że to jakaś dziewczyna, która się zgubiła. Zapukała i zapytała, czy może wejść, bo jest jej zimno. Zgodziłem się. Nie rozbierała się i kiedy spytałem, czy mam zadzwonić do jej mamy, ona powiedziała, że nie ma rodziny. Pomyślałem, że może uciekła z sierocińca, więc poprosiłem ją, by zdjęła ubrania, kiedy ja przyniosę coś do picia. Poprosiła, bym nie krzyczał jak wrócę; nie wiedziałem, o co chodzi. Miała takie śmieszne, duże uszy w porównaniu do jej małej główki. Stłukłem wtedy dwa ulubione kubki. – zaśmiał się. Zawtórowałem mu.- Zaczęła płakać, a gdy się uspokoiła, opowiedziała mi wszystko i stwierdziłem, że może ze mną zostać. Nie miałem pojęcia, skąd wytrzasnęła ubrania, ale niewiele mnie to obchodziło – powiedział, a ja przytaknąłem.
      - Ja Kaia też znalazłem ubranego. Ciekawe, czy urodzili się tego samego dnia – mruknąłem, a on pokiwał w zastanowieniu głową. Mimi drgnęła i otworzyła zaspane oczy.
      - Och…- wymamrotała cicho, przecierając twarz dłońmi.- Nie sądziłam, że zasnę -  wsparła się na ramionach. Jej twarz od razu pojaśniała na widok Jongdae.- Co tu robisz, oppa? – zapytała, przysuwając się i siadając do niego przodem.
      - Przyszedł, żeby cię zabrać, bo śpisz zna łóżku Yixinga – odparłem, a Mimi podrapała się w  głowę, zażenowana.
      - Nic się nie stało - zapewniłem szybko, a ona uśmiechnęła się do mnie.
      - BAEKHYUN! – podskoczyłem w miejscu i jęknąłem, wiedząc co za chwilę nastąpi. Jeden trzask, drugi, burza brązowych włosów i Kai tuż za mną, wychylający się zza mojego ramienia, trzymający mnie mocno w pasie. Następnie wkroczył Lay. Zacisnąłem usta, próbując się nie zaśmiać. Chen nie miał takich problemów; Mimi zasłoniła mu twarz poduszką, przygniatając go do materaca. Sama cicho się śmiała.
      - Jezu, co to jest? – szepnąłem, powstrzymując parsknięcia. Yixing nagle miał piękne, różowe włosy i jakieś dziwne wzorki na twarzy.
      - Zasnąłem na 10 minut, Baek. DZIESIĘĆ! – krzyknął, a Kai skulił się za mną, wbijając mi paznokcie w ramiona.
      - To nie byłem ja, hyung! Przysięgam! - zapewnił cicho - Ale do twarzy ci w tym kolorze… -dodał ciszej, a ja uderzyłem go z łokcia.
      - TO KTO?! - ryknął. Kyungsoo zamachał do nas kredką do oczu, a Byunghun zgiął się w pół.
      - Kai nie ma różowej grzywki i talentu plastycznego - mruknąłem cicho, a Lay odwrócił się szybko, dostrzegając dwójkę śmiejącą się z niego.
      - Cholera - mruknęli razem, ale po chwili już się śmiali.
      - Nie znoszę was – warknął, wracając do pokoju, by zamknąć się w łazience. Kai odetchnął z ulgą.
      - Czemu zawsze wszystko jest na mnie? - zapytał urażony, siadając obok.
      - Bo zazwyczaj to twoja wina – powiedziałem, a on zrobił naburmuszoną minę. Puknąłem go lekko w daszek czapki.
      - Mimi, chyba dusisz Chena - powiedziałem. Dziewczyna spojrzała na nieruchomego Jongdae.
      - Nie, on tak ma – odrzekła spokojnie, a ja uderzyłem ręką w czoło. Tak, to chyba było dziedziczne. Po chwili Mimi uwolniła Jongdae. Był zapłakany i nie wiedziałem, czy to z braku powietrza, czy ze śmiechu, ale wkurzył się, że Mimi potraktowała go tak brutalnie.
      - Oj tam… - rzekł tylko, odkładając poduszkę na miejsce. Chen jęknął. Kai patrzył na to z brodą na moim ramieniu i kiedy na niego spojrzałem, wyszczerzył się mocno. Zatrzymałem na nim dłużej wzrok.
      - Co chcesz? - zapytałem. Jego brwi drgnęły, ale mina pozostała ta sama.- Kai… Powiedz co chcesz albo co zrobiłeś? - zapytałem. Jego ogon powoli falował, a uszy ukryły się we włosach.- O nie, co zrobiłeś? - zapytałem przestraszony.
      - Nic, ale to straszne, że ta mina kojarzy ci się z czymś złym – powiedział, szybko odwracając się, a ja dalej niepewnie na niego patrzyłem. – No nic, przysięgam na mleko waniliowe! – krzyknąłem, unosząc ręce.
      - Dobra – to był mocny argument.
      - Mimi też ma taką minę. Wiem, że coś zrobiła albo coś chce – powiedział Jongdae, a dziewczyna wysunęła dolną wargę i spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.- No co? Tak jest – poczochrał jej włosy tak, że zasłoniły jej twarz.
      - Yah! – warknęła, więc Chen poukładał jej włosy na miejsce, byśmy mogli zobaczyć naburmuszoną minę.
      - Dobra, lepiej już chodźmy, bo śmiertelnie się obrazisz – Jongdae wstał.
      - Dobrze oppa. Dobranoc – Mimi pomachała do nas. Chen schylił głowę, a my odprowadziliśmy ich na pożegnanie i po chwili nastąpiła błoga cisza. Nie na długo, jak zwykle.
      - Hyung? - zerknąłem na Kaia, kiedy oparł się o moje nogi, gdy położyłem się.- Co byś zrobił, jakbym nazwał cię oppa? – zapytał, a ja rozszerzyłem oczy ze zdziwienia.
      - To by było naprawdę dziwne, Kai – powiedziałem, odgarniając grzywkę z jego czoła. Przydałby się fryzjer.
      - Naprawdę? Oppa wydaje się być takie słodkie… Pasuje do ciebie – odparł z lekkim uśmiechem, a ja pokręciłem głową z niedowierzaniem, ale i rozbawieniem.
      - Nie wygłupiaj się. Nie jesteś dziewczyną. Chyba, że o czymś nie wiem – Kai prychnął.
      - Jasne, że nie jestem.
      - Więc mów mi hyung, czy jakkolwiek, byle nie oppa.
      - Dobra… Becon! – krzyknął, rzucając się i przytulając mnie.
      - I tak też nie! – jęknąłem.
      - No dobra, Baekkie – pocałował mocno mój policzek.
      - No… - mruknąłem zadowolony, uśmiechając się do niego.
      - Pójdziemy na spacer jutro? – zapytał, dłonie na moich policzkach. Przytaknąłem. - Kto z nami idzie? - spytał jeszcze, spuszczając na chwilę wzrok z moich oczu.
      - Myślałem tylko o naszej dwójce, chyba że chcesz… - zacząłem.

      - Nie! - przerwał mi szybko. – Tak będzie dobrze – zapewnił, a jego ostatnie słowa połączyły ze sobą nasze usta.
Korekta by Nejimakidori
++++++++++

Siemanko ^^
Ten rozdział dedykuje baaardzo ważnej osobie która jest Koczi ^^ Koczi ma dzisiaj swoje hot 2NE1 (21 jakby ktoś nie wiedział XD) a wiec...oto MK o które mnie zawsze meczysz dla ciebie w prezencie~! Oby lepsze niż KrisBet >.< Wszystkiego najlepszego~! Sarangejo~! ♥
PS Notka Autorska ^^
G.G