wtorek, 29 października 2013

"My Kitten": Eight Puds

8.


Nie byłem pewny, czy w nocy spałem. Czasami miałem wrażenie, że mimo zamkniętych oczu i tego, że odpoczywam, słyszałem dokładnie wszystko. To, jak Kai kręci się obok, jak Kyungsoo syczy do Yixinga, żeby poszedł spać do swojego łóżka, czy też oddech Kaia. Kiedy otwierałem oczy, czułem się jakbym wybudzał się ze snu. Jakby mój sen przestał być tak mocny jak kiedyś. Obudziłem się drugi raz, widząc na zegarku trzecią w nocy. To by oznaczało, że leżałem tak z jakąś godzinę, bo w domu byliśmy przed pierwszą. Spróbowałem zasnąć znów, ale cały czas słyszałem wszystko dookoła. Nie mogłem się skupić na śnie i gwałtownie otworzyłem oczy, unosząc rękę, żeby uderzyć się w twarz. Przez tą gwałtowność obudziłem Kaia, który opierał głowę na moim ramieniu. Przestraszony złapał mnie szybko za rękę, a ja spojrzałam na niego zaskoczony.
            - Coś ci się śniło? – zapytałem, widząc strach w jego oczach.
            - Nie… Po prostu on nas bił i tak jakoś – mruknął, poluźniając uścisk na mojej dłoni. Splótł z sobą nasze palce, przybliżając się jeszcze. Pogłaskałem go po głowie wolną dłonią.
            - Nie możesz spać, hyung? – zapytał, a ja pokiwałem lekko głową.
            - Wydaje mi się, że śpię, ale wszystko słyszę… Nawet warczenie Laya.
            - Yixing hyung powiedział, że boi się spać sam, ale Kyungsoo hyung nie chce mu pozwolić z nim spać – zaśmiał się Kai. Przytaknąłem tylko i przerzuciłem jego ramię przez swój pas, wtulając się w jego ciało. Westchnąłem lekko, przymykając oczy. Kai zaczął delikatnie głaskać mnie po plecach.
            - Boisz się, Baekkie?- szepnął mi do ucha, a ja przymknąłem oczy, czekając aż dreszcz przejdzie przez moje ciało. Pokiwałem głową, kładąc dłoń na jego nagiej piersi, wyczuwając pod placami lekkie zadrapania.
            - Boję się, ale nie pozwolę, żeby ktoś znów mi cię zabrał – powiedziałem, przesuwając dłoń z jego piersi na szyję. Moje oczy podążały za ręką. Zacząłem go głaskać w tym miejscu. Kai zamruczał zadowolony, przybliżając się jeszcze bardziej, a ja uśmiechnąłem się, zaczynając drapać go za uchem. Jego mruczenie było przyjemne i uspakajające.
            - Nie bój się, hyung. Nie pozwolę, by się to powtórzyło – powiedział, całując mnie w czubek głowy. Przymknąłem oczy, drapiąc delikatnie Kaia po karku. Lubiłem to robić i sprawiać, że mruczał jak prawdziwy kocur - bardzo głośno. Kiedy mówił, jego głos delikatnie drżał przez to mruczenie. Westchnął, przybliżając się do mojej ręki i obejmując mnie tak, że moja ręka spoczęła teraz na jego łopatkach.
            - Strasznie za tym tęskniłem, hyung – powiedział, a ja zaśmiałem się cicho.
            - Ja też… - powiedziałem cicho i zastanowiłem się chwilę nad pewną rzeczą. Z Kaiem nie robiliśmy wielu rzeczy, które prawdopodobnie po dwóch miesiącach razem robią zwykłe pary. Właściwie nie orientowałem się w niczym. Przed Kaiem nie miałem nikogo, ale chciałem robić wszystko, by było mu jak najlepiej i najprzyjemniej. Poczułem jego dłoń na policzku i kciuk obrysowujący linię mojej dolnej wargi. Spojrzałem na niego wyrwany z rozmyślań.
            - Co cię trapi, hyung? - zapytał cicho. Prawdopodobnie Lay i Kyungsoo wreszcie zasnęli.
            - Nie, to nic takiego… Tak sobie myślałem o nas… - powiedziałem, a ręka Kaia zatrzymała swoją wędrówkę z mojej twarzy na ramię.
            - I co?
            - Chyba jesteśmy dziwną parką, wiesz? – powiedziałem.
            - Naprawdę? No kto by pomyślał…- mruknął cicho, uśmiechając się sarkastycznie, a ja tylko prychnąłem.
            - Nie o to mi akurat chodziło – udałem oburzenie. Kai przysunął się tak blisko, że stykaliśmy się czołami.
            - A o co? – wiedziałem, że zapyta. Nie byłby moim kotkiem, gdyby nie zapytał. Zagryzłem wargę jeszcze mocniej.
            - O to, że… Hm… Nie robimy…- zacząłem się jąkać, a Kai patrzył na mnie uważnie. Jęknąłem, załamany przymykając oczy z zawstydzenia.
            - Nie musimy robić rzeczy o których myślisz, hyung. Ja nadal będę cię kochał – powiedział, a ja poczułem, jak do oczu napływają mi łzy. Uniosłem lekko głowę, złączając nasze usta. Nie wiem, kiedy Kai tak wydoroślał, ale zaczynałem kochać go jeszcze bardziej. Nie wiedziałem, że to możliwe. Naparłem na niego jeszcze mocniej, przygryzając jego dolną wargę. Oplotłem jego kark rękami, siadając na nim okrakiem i wczepiając palce w jego włosy. Czułem coś dziwnego, co nie pozwalało mi przestać. Chciałem więcej… Dużo więcej. Wsunąłem niepewnie język między jego pełne wargi. Nie wiem, co się ze mną działo. Nigdy tak się nie czułem. Oderwałem się od jego ust, przygryzając napięta skórę na linii szczęki, następnie składając delikatnie pocałunki na wrażliwej skórze Kaia. Nie tylko słyszałem, ale też czułem jak mruczy, odchylając głowę do tyłu z lekko uchylonymi ustami. Obserwowałem go z zaciekawieniem, przejeżdżając językiem po ramieniu, następnie zasysając się delikatnie na obojczykach. Gładziłem dłońmi jego boki i podbrzusze. Czułem jego wyrzeźbione mięśnie brzucha i odrobinę mu ich zazdrościłem. Zafascynowany wibracjami wydobywającymi się z gardła Kaia, teraz tam ulokowałem swoje usta. Czułem każdy pomruk i słyszałem go dwa razy głośniej. Pocałowałem jego grdykę, a z ust Kai wydobył się delikatny jęk. Zerknąłem z ciekawością na jego twarz. Miał przymknięte oczy i uchylone usta, jeszcze czerwone od naszego pocałunku. Wróciłem znów do obojczyków, zarysowując je zębami, a Kai westchnął, kładąc ręce na moich biodrach. Końcówki moich palców zniknęły pod gumką od bokserek Kaia i czułem jakąś dziwną ekscytację.
            - Hyung…- mruknął cicho, ale uciszyłem go szybko pocałunkiem. Podrapałem delikatnie jego kości biodrowe, kiedy on zacisnął dłonie na moich biodrach. Otrzeźwiło mnie to nagle. Odsunąłem głowę, widząc nieco zaskoczone, ale i zaniepokojone spojrzenie Kaia.
            - Baekkie, ja…- zaczął, ale przerwałem mu.
            - Jest za późno, postępuję pochopnie - powiedziałem szybko, zawstydzony odwracając wzrok. Ręce Kaia przeniosły się z moich bioder na policzki, sprawiając że zmuszony byłem patrzeć w jego oczy.
            - Nie śpiesz się, hyung… Mamy całe życie – uśmiechnął się i uniósł, całując moje usta. Przymknąłem oczy, kiwając głową i tym razem po prostu wtuliłem się w jego ciało. Zatopiłem nos w zagłębieniu jego szyi i przymknąłem oczy. Kai objął mnie, nie pozwalając mi spaść. Mój kotek był taki mądry. Czułem jeszcze jak głaszcze mnie po głowie, kiedy w końcu usnąłem.

            Czułem się w końcu wyspany. Nie spałem tak długo. Wyciągnąłem się, chcąc przytulić się do Kaia, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie ma go w moim łóżku. Zerwałem się tak gwałtownie, że aż pociemniało mi przed oczami i zakręciło w głowie. Gardło całkiem mi wyschło. Szybko zbiegłem na dół, widząc Laya i D.O, ale nie Kaia. Dyszałem ciężko, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko co się działo mogło być snem, a Kai nadal nie wrócił do domu.
            - Baek, a tobie co? - zapytał przestraszony Yixing. Miałam wrażenie, że prędzej wypluję płuca niż mu odpowiem. Prawie krzyknąłem, kiedy ktoś nagle objął mnie od tyłu.
            - Cześć hyung - mruknął Kai, wprost do mojego ucha. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, zginając się bezwiednie.- Hyung? – przycisnął mnie do siebie. Odepchnąłem go lekko, wskazując na niego palcem, a później na zaskoczoną dwójkę.
            - To… nie jest sen? - zapytałem głupio, a Kai podrapał się po głowie.
            - Hyung… Spokojnie, to nie był sen - zaśmiał się, miażdżąc mnie w swoim uścisku, a ja odetchnąłem z ulgą. Po chwili uderzyłem go lekko w ramię.
            - Prawie umarłem, jak wstałem i cię nie było! Nie śmiej się ze mnie! – krzyknąłem, a on tylko pokiwał głową, starając się nie śmiać. Co innego Kyungsoo i Yixing.
            - Wy też się zamknijcie. Mogłeś wpuścić Laya do tego wyra, D.O. Jęczał przez pół nocy – mruknąłem, a Lay posłał zadowolone spojrzenie w stronę Kyungsoo, który tylko przewrócił oczami, upijając łyk kawy.
            - Hyung pomógł mi zrobić kawę - powiedział Kai, stawiając przede mną kubek. Uśmiechnąłem się i trochę niepewnie upiłem łyk napoju.
            - Wow, dobrze wam poszło – rzekłem, targając Kaia po włosach, a on zaśmiał się, znów łącząc to z miauczeniem. Najbardziej urocza rzecz na tym świecie. Czułem się tak zwyczajnie. Kai znów był obok, Lay i D.O siedzieli na kanapie, przekomarzając się. Dopiero telefon od Byunghuna sprawił, że posmutniałem. Nie chciałem wyjeżdżać.
            - Jak tam? – zapytał na wstępie, a ja mruknąłem coś niewyraźnie. – Wiem Baekkie, najlepiej byś się nie ruszał z domu, ale dzwonię z w miarę dobrą wiadomością. Otóż z Jongdae rozwiązaliśmy dla nas problem z pracą – powiedział, a ja ożywiłem się nieco.
            - Kyungsoo i Lay też załatwili już coś dla nas.
            - To dobrze. Mój szef pozwolił mi zajmować się częścią księgowości, a Chen zdobył pracę tłumacza z chińskiego. Nie wiem, co on ma za znajomych i co będzie tłumaczył, ale sporo kasy mu zaproponowali – mruknął, a ja zaśmiałem się.
            - To świetnie. Ten problem mamy z głowy. Jak tam Mimi? – zapytałem, a Kai rozwalił się w tym czasie na całej kanapie z głową na moich kolanach. Zaczął uderzać mnie ogonem w policzek. Drapałem go za uchem, żeby dał mi chwilę spokoju. Kyungsoo tylko zachichotał pod nosem. Wykorzystując okazję, że Kai się nie rusza, Lay postanowił obejrzeć jego ranę.
            - Już z nią w porządku. Dobrze, że Chen tak szybko się znalazł. Jest do niego strasznie przywiązana – odparł, a ja zaśmiałem się, kiedy Kai prychnął na Laya, bo ten chciał go ode mnie zabrać. Kotek objął mnie rękami w pasie, nie pozwalając się ściągnąć. Obnażył kły. Podrapałem go pod brodą, sprawiając że jego uścisk się poluzował, a Lay i Kyungsoo szybko go ściągnęli.
            - HYUUUNG! JAK MOGŁEŚ TO TAK WYKORZYSTAĆ!? – wrzasnął, kiedy dwójka ruszyła z nim w stronę łazienki i Kyungsoo zamknął w środku Laya z Kaiem.
            - Co się tam dzieje? Ktoś zabiera Kaia? - przestraszył się L.Joe.
            - Nie, spokojnie. Po prostu Lay musi mu sprawdzić tę nogę, a on nie chce - powiedziałem.
            - NIE MOGŁEŚ ZROBIĆ TEGO W SALONIE, HYUNG?! – ponownie krzyknął Kai, a ja zaśmiałem się jeszcze głośniej.
            - Ten to ma przeżycia, nie powiem. Dobra… O której się spotykamy jutro? - zapytał.
            - Nie wiem… To nie ja obmyślałem cały plan – odrzekłem, zerkając na Kyungsoo.
            - Myślałem coś koło pierwszej w nocy…. Pojedziemy w stronę Północnej Korei – powiedział Kyungsoo, siadając tak blisko, żeby Byunghun go usłyszał.
           - No okay, o tamtym pamiętałem… W takim razie widzimy się o pierwszej – rozłączył się. Odłożyłem telefon na stół, a w tym czasie drzwi od łazienki trzasnęły głośno, a z wnętrza wyłonił się podrapany Lay.
            - Kai, błagam cię, ile ty masz lat? – jęknąłem, widząc rany na rękach przyjaciela. Kai nie wyglądał lepiej, zupełnie jakby ktoś go wrzucił do jakiegoś wora i zaczął kręcić. Włosy miał poczochrane, a ubrania pogniecione.
            - Nie chcę wnikać, ale co wy tam robiliście? - spytał niepewnie Kyungsoo. Kai usiadł obok mnie obrażony, a ja pokręciłem głową, układając mu włosy.
            - Co ja mam poradzić, że jak zobaczył wodę, to zaczął uciekać? Ponoć lubi się kąpać, więc nie rozumiem! A to była do tego woda utleniona, tak…- powiedział. Spojrzałem na Kaia niepewnie. Wydał wargę i skrzywił się.
            - Woda już nie jest taka fajna jak kiedyś – mruknął, spuszczając głowę, a ja szybko go przytuliłem. Lay westchnął ciężko, przypominając sobie zapewne jedne z pierwszych eksperymentów, które przeprowadzono na Kaiu.
            - Wybacz Kai, zapomniałem – Yixing potargał go po włosach.
            - Nic się nie stało… Ja też przepraszam – powiedział, a jego oczy znów były takie ogromne, że się nie dziwię, że Lay tylko przytaknął, klepiąc go po głowie. Nastała chwila ciszy, po czym…
            - Zjemy coś?
Boże, jak mi tego brakowało.

Kiedy Kai był małym kotkiem, to jest jakieś dwa i pół roku temu, kupiłem mu najzwyklejszą na świecie szmacianą lalkę, bo denerwowało mnie to, że każdą zabawkę czy pluszaka, którego miał, zazwyczaj rozszarpywał i rozwalał wtedy po całym mieszkaniu. Kiedy przyniosłem mu tę lalkę, spojrzał na mnie jego jeszcze zielonymi oczami. Stały się brązowe, gdy miał metr pięćdziesiąt. Wyglądał, jakby myślał, że się z niego nabijam i zostawił lalkę na podłodze, idąc w stronę kuchni. Wzruszyłem ramionami, biorąc zabawkę i położyłem ją w miejscu, w którym spał. Kai przez trzy miesiące nawet nie dotknął lalki. Jej rude włoski splecione w dwa warkoczyki nawet nie miały na sobie sierści, a niebieskoczerwona sukienka pozostała bez żadnego zadrapania. Miała też wyszyte oczy i piegi. Pewnego dnia Kai siedział tuż naprzeciwko niej i po prostu patrzył. Przez trzy godziny. Miałem wrażenie, że z nią rozmawia, bo albo kiwał głową, albo nią kręcił. Czasem wydawał jakieś dźwięki, ni to prychnięcie, ni miauknięcie. Po tym dniu Kai nie rozstawał się z tą lalką. Nie pozwalał jej nikomu dotykać, nie mogłem nawet jej prać. Kai sam ją mył, bojąc się, że się w pralce utopi. Dopiero niedawno pozwolił mi na wykonanie tej czynności. Lalka z nim jadła, spała i kiedy wychodziliśmy, miał ją w kieszeni. Kai kładł ją na moje łóżko, kiedy nie wracałem do domu na noc i spał razem z nią. Miała swoją przestrzeń na jego miejscu do spania. Nie było ono podarte, poplamione. Siedziała zawsze wsparta o ścianę, obserwując go gdy spał. Kiedy było mu smutno, albo kiedy na niego krzyczałem, zabierał ją ze sobą, chowając się za kanapę czy gdzieś indziej i przytulał ją mocno. Kiedy wracałem z powrotem do domu, Kai siedział razem z lalką na parapecie przy największym oknie w mieszkaniu tak, by zabawka obserwowała drugą część ulicy. Kiedy zapomniał gdzie ją zostawił, wpadał w panikę i musiałem go uspokajać, że na pewno jest na swoim miejscu. Gdy tak nie było, Kai był podejrzliwy i nie kazał mi się zbliżać do jego posłania, dopóki nie skończył śledztwa, które zazwyczaj wykazywało, że lalka albo spadła z miejsca, gdzie ją zostawił,  albo po prostu coś mu się pomyliło. Ta lalka była najważniejsza w życiu Kaia, tuż obok mnie, więc nie zdziwiło mnie, kiedy po obiedzie Kai siedział po turecku na kanapie, przytulając ją do piersi i opierając brodę o czubek jej pluszowej główki. Lay i D.O wyglądali na zaskoczonych.
        - Czy to lalka? - zapytał Kyungsoo. Kiwnąłem głową, chowając naczynia do zmywarki.         - Nie wiedziałem, że ma lalkę - mruknął Lay. Była jaszcze jedna rzecz, której nie wspomniałem, mówiąc o lalce. Wiedziałem o niej tylko ja i Kai; teraz także Kyungsoo i Yixing.
     - To teraz wiesz – powiedziałem, a Kai w tym momencie ziewnął, wtulając policzek w jej wiecznie splecione włosy.
       - To dziwne…- wymruczał Yixing.
       - Od kiedy ją ma? – spytał Kyungsoo.
       - Dostał ją, jak miał niecałe półtora roku – odpowiedziałem.
       - I my nic o niej nie wiemy? - zdziwił się Lay. Kai chwalił się każdą nową zabawką. Prócz tej.
       - Tak wyszło.
     - Jest jakaś ważna, co nie? Wygląda, jakby była dla niego wyjątkowa – rzekł Kyungsoo, patrząc na Kaia, który poprawiał sukienkę lalki. Ułożył ją między nogami, łapiąc za pilota.
        - Zdecydowanie. Nie wiem, co w niej jest, ale Kai …chyba nawet ośmielę się powiedzieć, że ją kocha – spojrzałem na kotka, który ogonem oplótł talię lalki, jakby asekuracyjnie, by nie wypadła spomiędzy jego nóg.
       - Ona się jakoś nazywa? - zapytał Yixing.- Tylko nie mów, że Kudłatek, bo ta piłka nie jest włochata – mruknął, a ja zaśmiałem się. Kai miał dziwne pomysły na imiona dla zabawek.
       - Nie. To jest Julliet – kiwnąłem głową w stronę lalki. Nie powiem, to było ładne imię. Brzmiało ładnie, zwłaszcza kiedy Kai je mówił.
      - Bardzo normalne jak na tego kota – skwitował Lay i wszedł do salonu. Kai zabrał lalkę do siebie i usiadł na fotelu tak, by Lay nie mógł jej dotknąć. Zaśmiałem się tylko, ruszając z Kyungsoo do salonu.
        - Co oglądamy? - spytał Kaia.
        - Nie mam pojęcia – przyznał, drapiąc się w głowę. Jego pazur powoli zaczynał odrastać.
      - Ale przecież.. - zaczął Yixing, ale ja tylko pokręciłem głową. Kai robił się dziwnie spokojny, mając przy sobie Julliet; jakby czuł się za nią odpowiedzialny, jakby była jego młodszą siostrą. Zwracał na nią całą swoją uwagę. Chyba nawet zaczynałem być zazdrosny, a to tylko lalka. Skrzywiłem się, zakrywając usta kubkiem. W salonie nagle zawisła niezręczna cisza. D.O i Lay gapili się na Kaia i jego lalkę, a ja starałem się ogarnąć, co takiego leci w telewizji.
        - Kai?
Aż wzdrygnąłem się na głos Kyungsoo. Kocur spojrzał na niego, dalej delikatnie gładząc smukłym palcem szmaciane ramię lalki.
        - Słucham? 
Tak, przy Julliet Kai był inny. Zawsze mnie zaskakiwało, jak się wtedy zmieniał. Jego reakcje, odpowiedzi. Wszystko było inne. Powinien powiedzieć zwykłe „co”, jak to miał w zwyczaju, a nie grzeczne „słucham”, jak na młodszego przystało.
         - Kim dla ciebie jest Julliet? - zapytał Kyungsoo, a ja zmarszczyłem brwi. Czy on się go pytał o jego kontakty z lalką?
          - Że co? – spytał, a ja odstawiłem kubek z kawą na stół, także patrząc zaciekawiony na D.O
       - Jest wyjątkowa, prawda? Co ma w sobie takiego, że zachowujesz się przy niej inaczej? – Kai spojrzał zdziwiony najpierw na niego, a później na lalkę.
         - Nie wiem. Lubię ją. Na początku myślałem, że to głupie mieć lalkę. Wydawało mi się, że hyung się ze mnie nabija, ale po kilkunastu dniach stwierdziłem, że jest w porządku. W końcu Baekkie mi ją kupił i chciał, żebym się nią bawił. Trochę mi to zajęło, ale pewnego dnia uznałem, że jest podobna - powiedział wesoło.
         - Podobna? Do kogo?
         - Do hyunga – odparł, a ja uchyliłem delikatnie usta. On twierdzi, że ta lalka jest do mnie podobna.
         - Jak? - spytał Yixing.
         - No nie z wyglądu - burknął Kai, co mnie uspokoiło. Nie sądzę, że mam rude włosy, piegi i chodzę w kieckach. Przynajmniej mam nadzieję, że Kai mnie tak nie widzi.
      - To co? Z charakteru? – ciągnął zgryźliwie Lay, a ku naszemu zaskoczeniu, Kai przytaknął. Jak… Zaraz mnie coś chyba trafi. Ten kot jest nienormalny, z kim ja żyję?
     - Kiedy pierwszy raz spotkałem hyunga, a raczej zobaczyłem, też był taki spokojny jak Julliet. Był nieruchomy i wyglądał, jakby nie żył. Przestraszyłem się, kiedy nagle otworzył oczy. On też tak zareagował. Julliet wygląda, jakby cały czas była przestraszona, lecz się cieszyła – powiedział, odwracając lalkę przodem do nas. - Kiedy Baekkie nic nie mówi, zawsze się uśmiecha. Ona też. Hyung jest cichy, ale gdy go zdenerwuję, krzyczy głośniej niż syreny alarmowe – schował uszy, a ja zaśmiałem się cicho.- Baekkie zawsze przymyka oczy, kiedy się śmieje, a ona ma lekko przymknięte powieki. Jak mi smutno, patrzę na Julliet i myślę o Bakhyunie, bo są podobni, tak jakbym miał małego Baeka zawsze ze sobą. Tylko cichszego, jeszcze drobniejszego i odrobinę kobiecego – uśmiechnął się do siebie. Okay, zabił mnie tym. Przełknąłem ślinę, nie chcąc ryczeć, bo…. No bo to było takie kochane. Kai spojrzał na nas ze swoim słodkim uśmiechem i nagle posmutniał.
        - Hyung, nie płacz. Przepraszam – powiedział, wstając szybko i zostawiając Julliet bezpieczną na fotelu, usiadł obok, wtulając mnie w siebie tak, że nie było mnie wcale widać. Więc jednak płakałem? Jak zwykle ze mnie beksa.
         - Nic się nie stało, po prostu… Jesteś kochany, że tak myślisz - mruknął cicho, dosuwając się. 
       - Przynajmniej Julliet nie krzyczy na niego niczym syrena… Jest lepsza - powiedział Lay, a Kyungsoo tylko uderzył go w ramię.- Żartowałem - zaśmiał się, a ja tylko uśmiechnąłem się lekko, czując usta Kaia na swoim czole. 
       - Niedługo będziemy jechać - powiedział Kyungsoo, patrząc na zegarek.
     - Nie zapomnij Julliet -  przypomniałem Kaiowi, kiedy zaczęliśmy się pakować. Od razu wrzucił ją do podręcznego plecaka.
Korekta by Nejimakidori
 ++++++++++++++++++

Dziękuje Koczi i Maknae Star za komentarze ^^ rozdział specjalnie dla was ^^ A na autorska notkę zapraszam Tutaj ^^
G.G

wtorek, 15 października 2013

"My Kitten": Seven Puds

7.


            Kim Jongdae był wysokim chłopakiem, który kiedy tylko puścił Mimi, zaczął zadawać miliony pytań, na które oczywiście mu odpowiedzieliśmy. Kiedy w końcu się uspokoił, zaczęliśmy mu tłumaczyć całą zaistniałą sytuację.
            - Więc… Musimy z Mimi się ukryć?- zapytał, a cała nasza czwórka pokiwała głowami. Kai siedział tuż za mną, z brodą opartą na moim ramieniu i miałem wrażenie, ze zaraz zaśnie. Objął mnie rękami w pasie i kiedy obracał głowę, łaskotał mnie włosami w policzek.
            - Trzeba będzie zająć się twoją nogą, Kai…- mruknął Yixing, nawet na niego nie patrząc.
            - Co masz na myśli, hyung?- szepnął kociak, bardziej zaciskając dłonie na moim brzuchu.
            - Spokojnie. Skóra jest podcięta, ale szybko goją ci się rany, więc wystarczy, że ją wyprostujesz, ja obwiążę bandażem i jak dobrze się zrośnie, to wszystko będzie okay - uśmiechnął się Lay. Kai wydął wargi, ale pokiwał głową.
            - Trzeba ci kupić jakąś koszulę… Jakim cudem urosłeś taki wielki? - zapytał L.Joe, a Kai wzruszył ramionami.
            - Miał za dużo miłości - zaśmiał się Kyungsoo, a ja wystawiłem mu język. Lay znów zabrał ze sobą Kaia do sypialni, a my usiedliśmy, zastanawiając się co powinniśmy teraz zrobić.
            - Na pewno trzeba wrócić do domów i zabrać najważniejsze rzeczy… Pieniądze, dokumenty, trochę ubrań…  I wyjechać gdzieś - powiedział Kyungsoo, a ja przytaknąłem.
            - Tylko dokąd, skoro znaleźli mnie i Mimi w Chinach? - zapytał Jongdae, a ja spojrzałem na niego zszokowany.- Byłem tam u przyjaciela, który wie o Mimi. Zostawiliśmy ją dosłownie na chwilę i jak wróciliśmy, to został list, a jej nie było – powiedział, a Mimi przytuliła się do niego jeszcze bardziej. Lay wrócił do pokoju, informując, że Kai ma leżeć dopóki jego rana się nie zrośnie.
            - Wiesz, że on nie wytrzyma? - spytałem go.
            - Mam go przywiązać?
            - No nie wiem, ale on zaraz tu będzie - mruknąłem tylko.
           - Wcale nie! - krzyknął z pokoju, a ja poderwałem głowę i zaśmiałem się.- Znaczy… Masz rację, ale jak przyjdziesz, to nigdzie nie pójdę!
            - Szantaż? – wyszeptał Kyungsoo.
            - Tak! - wydarł się Kai, a ja wstałem ze śmiechem i ruszyłem do sypialni, znajdując Kaia leżącego na boku i drapiącego kołdrę.
            - Nie jesteś u siebie – powiedziałem, siadając obok niego. Wyciągnął do mnie ręce, więc pochyliłem się i przytuliłem go mocno. Po chwili łzy zaczęły mi spływać po policzkach, a Kai przycisnął mnie jeszcze bardziej.
            - Byłeś dzielny, Kai… Jestem z ciebie dumny, wiesz? – wycharczałem, a on pokiwał głową, głaszcząc mnie po karku. Odetchnąłem.
            - Bałem się, że mnie nie znajdziesz, hyung… Tyle razy się przenosiliśmy…- odparł, przyciskając mnie do siebie jeszcze bardziej. Już prawie na nim leżałem.
            - To oczywiste, że cię znalazłem. Przecież cię kocham, Kai.
Po chwili ciszy Kai odsunął mnie od siebie i już się przestraszyłem, że powiedziałem coś nie tak. Zamiast tego Kai złapał mnie za podbródek i pocałował delikatnie. Czując znów jego pełne usta na swoich, miałem wrażenie, jakbyśmy byli w domu. Jakbym leżał w moim łóżku w wolny dzień, kiedy spałem razem z Kaiem, zwalając się na niego całym ciałem, a on budził mnie pocałunkiem, bo inaczej bym nie wstał. Czułem, jak na moje policzki wstępują rumieńce, kiedy Kai wplótł palce jednej dłoni w moje włosy, pogłębiając pocałunek. Jęknąłem, pozwalając, by jego język wdarł się do moich ust, przez co zakręciło mi się w głowie. Złapałem się mocno jego ramion, podciągając się do góry, by moja twarz była bliżej jego. Jego ręce szybko oplotły mnie w pasie, nie pozwalając mi ześlizgnąć się z jego ciała. Czułem, że zaraz zemdleję. Brakowało mi tlenu, ale nie chciałem się odsuwać. Sposób, w jaki Kai całował zawsze sprawiał, że chciałem więcej. Nieważne, jaki był to pocałunek. Czasami zastanawiałem się, czy jego usta nie są takie pełne przez to, że wstrzykuje sobie w nie jakiś uzależniający narkotyk, przez co nie mogę się odsunąć. Przysunąłem się jeszcze bliżej, mimo iż prawie mdlałem i to Kai musiał mnie od siebie odsunąć. Moja głowa opadła natychmiast, opierając się o jego czoło. Oddychałem ciężko. Kai znów oblizał usta, ale nawet nie miałem siły, żeby przypomnieć mu, by tego nie robił. Czułem, jak moje wargi spuchły i że ślina spływa mi z kącika ust, ale nie obchodziło mnie to. Chciałem, by Kai pocałował mnie znów. I znów. I tak do końca życia. Poczułem jego dłoń na policzku. Przesunął kciukiem po mojej dolnej wardze, od jednego kącika do drugiego.
            - Baekkie… Stałeś się zachłanny – powiedział, a ja otworzyłem oczy, patrząc na niego morderczym wzrokiem. Nie trwało to długo, nim z westchnieniem opadłem na jego klatkę piersiową, chowając moją zarumienioną twarz w zagłębieniu jego szyi.
            - No i co? Tęskniłem… Cholernie - jęknąłem i po chwili zastanowienia, złożyłem z wahaniem delikatny pocałunek na jego szyi. Kai zachichotał.
            - Też tęskniłem, Baekkie…- szepnął, całując mnie w skroń.- Ile mam tak leżeć?
            - Nie mam pojęcia - westchnąłem. Naprawdę chciałem wrócić do domu, ale nie mogliśmy tego zrobić. Nie chciałem ryzykować, że znów zabiorą mi Kaia.
            - Dobra! Kai, chyba możesz wstać! - krzyknął Lay, wchodząc do pokoju akurat w momencie, gdy usiadłem na łóżku.
            - A miałem nadzieję, że zobaczę, jak…
            - Zamknij się - przerwałem mu i stanąłem obok Kaia, żeby go złapać, gdyby jednak pomysł Laya nie wypalił. Jednak Kai wstał normalnie, przeszedł się po pokoju i uśmiechnął szeroko.
            - No i super. Bandaż jeszcze zostawimy, ale można już planować przeniesienie – powiedział, kiedy kroczyliśmy za nim do salonu. Przykryta kocem Mimi spała na kolanach Jongdae, kiedy mężczyzna rozmawiał o czymś z Kyungsoo.
            - Nie lepiej położyć ją na kanapie? - spytałem, siadając obok Byunghuna. Kai wyprostował zranioną nogę za plecami Laya, siadając za mną i znów napierając na mnie całym swoim ciałem.
            - Nie będę jej ruszał, skoro już zasnęła – odpowiedział, po czym z uśmiechem odgarnął włosy z twarzy dziewczyny.
            - Co w takim razie powinniśmy zrobić? - zapytał Kyungsoo.
            - Kiedy wy sobie tam leżeliście, zastanawialiśmy się jak ukryć koty przed tą całą agencją. Skoro znaleźli Jongdae i Mimi w Chinach, nie ma mowy o jakiejś stałe przeprowadzce, chyba że na drugi koniec planety, ale to i tak nie miałoby szans. Trzeba zaplanować przynajmniej dwa miesiące przeprowadzek. Hotele, zajazdy… Zmieniać kierunki… To będzie trudne - powiedział na koniec Kyungsoo, drapiąc się po głowie. Kai wtulił głowę w moją szyję, a ja zignorowałem to dziwne uczucie, które mnie ogarniało, kiedy ktoś dotykał tego miejsca.
            - Chciałbym wrócić do domu, hyung…- mruknął Kai, a mnie przeszedł dreszcz, czując na szyi jego oddech. Zdecydowanie za długo go nie było, odzwyczaiłem się od tego wszystkiego.
            - Oj, wrócisz... Na dwa dni. Taki mamy plan. Jako, że nasza trójka i tak nie jest bezpieczna - Byunghun wskazał na siebie, Kyungsoo i Laya. - I tak będziemy musieli zmieniać miejsce pobytu. Postanowiliśmy wam trochę pomóc, czyli będziemy planowali miejsca, w których się zatrzymacie. Przynajmniej ja będę to robił do końca…Chcę odpokutować - powiedział L.Joe, a ja posłałem mu słaby uśmiech.
            - Nie martw się, Baekkie. Nie zostawimy cię przecież - rzekł Kyungsoo. a Yixing pokiwał głową.
            - Ale… Co z pracą? - zapytałem, nagle olśniony. Nie chodziłem do pracy odkąd Kai zniknął, ale Kyungsoo i Lay już tak. Chłopcy spojrzeli na siebie.
            - O tym jeszcze nie pomyśleliśmy.
            - Trzeba mieć pieniądze, by opłacić wszystkie hotele i tego typu sprawy - powiedział Jongdae, a ja przytaknąłem.
            - Wiecie co, nie mam teraz pojęcia… Jestem wykończony, nie spałem ze dwa dni - mruknął D.O, a ja uśmiechnąłem się lekko.
            - Proponuję, by Mimi i Jongdae zostali u mnie, a wy jedźcie do Baekhyuna - zaproponował Byunghun.
            - Naprawdę? Wielkie dzięki - odparł Jongdae.- Mówcie mi Chen – dodał, a my pokiwaliśmy głowami.
            - Jasne. Przygotuje wam pokój gościnny, a wy już lepiej idźcie. Kupcie Kaiowi koszulę, czy co tam mu do życia potrzebne i uważajcie na siebie – powiedział, gdy ruszyliśmy do wyjścia.
            - Jasne…Wy też uważajcie – odpowiedziałem, a Kai objął mnie ramieniem, zerkając na niego kątem oka zza swojej grzywki.
            - Mimi…- Chen pochylił się nad kotką, która zerwała się przestraszona.- Wszystko w porządku, skarbie... Dzisiaj śpimy tutaj - oznajmił. Dziewczyna rozejrzała się zdezorientowana, po chwili nas dostrzegając. Kai posłał jej najbardziej szczery uśmiech, jaki chyba miał w zanadrzu, a ona odetchnęła z ulgą, idąc za Jongdae. Spojrzałem na niego i  ściągnąłem brwi.
            - Co? - zapytał zaskoczony.
            - Co to za uśmiechy?
            - No strasznie się o mnie martwiła, więc też się przejąłem! - zrobił wielkie oczy. Prychnąłem. Po chwili Kai zaczął się śmiać tym swoim słodkim śmiechem. Miauczenie i śmiech.
            - Oj, nie bądź zazdrosny. Przecież wiesz, że cię kocham! - powiedział, kładąc się na mnie. Dmuchnąłem w jego grzywkę.
            - Dobra, chodź – mruknąłem, ciągnąc tego wyszczerzonego kocura na klatkę schodową.


Kiedy znaleźliśmy się przed domem, Kai zaczął skakać po tylnym siedzeniu i Lay nie był za bardzo zadowolony. Gdy w końcu go uspokoił, mówiąc, że jak będzie tak robił to mu noga nie wyzdrowieje, Kai wparował do swojego pokoju. Widząc na ścianach swoje upragnione zdjęcia, zaczął się tak głośno śmiać, że aż się przestraszyłem.
            - Jezu, co?! - krzyknąłem, a on rzucił się na mnie, śmiejąc się, że wiedział, że tak zrobię. Poklepałem go tylko po głowie i wróciłem do salonu, by pomóc Kyungsoo i Layowi spakować wszystkie rzeczy.
            - A co z wami? - zapytałem.
            - Jutro pojedziemy po nasze rzeczy, nie martw się – powiedział Yixing, przeszukując szuflady w kuchni.
            - Po drodze wpadłem na pomysł z tą pracą. Nasza polega głównie na siedzeniu i pisaniu przy biurku... Więc czemu nie robić tego w domu? - zaproponował Kyungsoo, a ja pokiwałem głową z uznaniem.
            - Ja pomyślałem, że będę waszym edytorem. W końcu też to robiłem czasem - mruknął Lay z głową w szafce.
            - No a co z Chenem i Byunghunem? - spytałem. D.O pokręcił głową.
            - Jeszcze na nic dla nich nie wpadłem. Nawet nie wiem, czym zajmują się L.Joe i Jongdae - mruknął. Sam właściwie nie wiedziałem, co robi Byunghun, ale postanowiłem go o to zapytać jutro. Przyniosłem jeszcze kilka innych toreb, do których można było zapakować rzeczy już dziś i w końcu zmusiłem tych dwóch, by poszli spać. Lay uparł się, że będzie spał w salonie, ale kazałem mu iść do pokoju gościnnego razem z Kyungsoo. W końcu były tam dwa łóżka.
            - Hyung - jęknął Kai, od razu przytulając mnie, kiedy tylko przekroczyłem próg mojej sypialni. Miałem już złośliwie mu powiedzieć żeby szedł spać do siebie, ale chyba nawet tego nie chciałem. Westchnąłem, zaciągając się jego zapachem. Mimo przeważającej woni lekarstw i czegoś dziwnego, jakby metalicznego, zapach truskawek i wanilii dalej od niego emanował.
            - Jesteś głodny? - zapytałem, nagle zdając sobie sprawę, że Kai pewnie dawno nie jadł. Na chwilę zapadła między nami cisza.
            - Odrobinkę…- mruknął niechętnie. Złapałem go za dłoń, splatając ze sobą nasze palce i zeszliśmy na dół. Miałem nadzieję, że to ciasto, które piekłem pod nadzorem D.O tego dnia, kiedy zadzwonił Byunghun nadal było dobre. Mleka natomiast miałem chyba hektolitry. Otworzyłem lodówkę, wyciągnąłem trzy butelki mleka oraz całe ciasto i postawiłem przed nim. Jego oczy zabłysły, ale zanim zaczął jeść, spojrzał na mnie. Rozbawiony usiadłem naprzeciw niego.
            - No jedz. Na co czekasz? - Kai uśmiechnął się i zaczął powoli jeść ciasto. - Smakuje ci? - zapytałem niepewnie, a on z szerokim uśmiechem pokiwał głową. Jedna butelka leżała już pusta, a ze stołu zniknęło pół ciasta, kiedy Kai odłożył widelec i uśmiechnął się.
            - Było pyszne, hyung. Dziękuję.
            - To dobrze, bo sam je upiekłem - powiedziałem cicho, szybko chowając pozostałości ciasta i mleka do lodówki.
            - Naprawdę?! - krzyknął, a ja pstryknąłem go w ucho, na co skulił się.
            - Nie krzycz – szepnąłem, a on pisnął cicho, na co potargałem go po włosach.- Tak, Kyungsoo hyung mi pomógł. A teraz chodź. Musisz się porządnie wyspać-
Jak zwykle Kai działał impulsywnie i pod wpływem chwili. Często zastanawiałem się, czy kiedyś przez niego nie dostanę zawału, albo przez przypadek nie zrobi czegoś głupiego, co źle się skończy. Myślałem, czy przez jego impulsywność za chwilę coś pójdzie nie tak. Z drugiej strony nie obchodziło mnie to. Dopóki Kai postanowił całować mnie tak gwałtownie, przelewając całą tęsknotę, podziękowania i miłość przez ten jeden, intymny gest, czułem, że ta jego impulsywność jest czymś dobrym. Pozwalała mi zapomnieć o tym całym złu, które nas otacza. Widziałem, słyszałem i czułem tylko jego, mając nadzieję, że nikt już nigdy nie odbierze mi tego przywileju, by widzieć na całym świecie tylko jego osobę. Wysoką, o ciemnej, karmelowej karnacji, z pięknymi czekoladowymi oczami, świecącymi czasem takim dzikim blaskiem, który zwykł zwiastować jakieś kłopoty, albo zwykłą, niepohamowaną miłość. Jego pełne usta, które kochałem całować; każdy, kto twierdzi, że nie są idealne do tego typu rzeczy, kłamie i dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Jego dłonie, które były tak delikatne w każdym geście, którym mnie obdarowywał. Nawet jego wszędobylski ogon i te urocze uszy, ukryte pod cudowną i miękką czupryną czarnych włosów. Czy kiedykolwiek było mi dane kochać kogoś tak mocno? Nie sądzę. Nie chciałem także wiedzieć, czy będę mógł kochać tak w przyszłości. Jeśli Kai miał być ze mną, na pewno tak będzie.
Korekta by Nejmakidori

++++++++++
Oh wiem dawno mnie tu nie było xD Rozdział dla Koczi...bo ja kocham ;___; xD I zapraszam TU ^^
G.G

środa, 2 października 2013

"My Kitten": Six Puds

6.


Jechaliśmy już dobre dwie godziny. Wyjechaliśmy praktycznie od razu, Byunghun tylko cofnął się na chwilę i zabrał z domu chyba całą swoją apteczkę. Nie mieliśmy żadnego planu… Po prostu zmierzaliśmy tam, by odzyskać mojego Kaia, no i Mimi. O Mimi wiedzieliśmy tylko, że ma tyle lat co Kai i jej właścicielem jest mężczyzna, ale nie było napisane jak ma na imię. Lay znów prowadził mój samochód i jechaliśmy za L.Joe i D.O, który był nadal bardzo nieufny. Wcale mu się nie dziwiłem, ja też jakoś straciłem zaufanie do mojego przyjaciela.
            Okazało się, że miejsce, w którym przebywał Myungsoo jest naprawdę daleko. Podróż trwała prawie cały dzień i dom odnaleźliśmy już podczas zachodu słońca. Wyglądało to dość dramatycznie, kiedy nasza czwórka wysiadła z samochodów i stała na tle zachodzącego słońca, gapiąc się jak skończeni idioci na wielką willę tuż przed nami. Była szara i widocznie zaniedbana. Znajdowała się na jakimś odludziu, coś jak mój dom tyle, że dookoła nie było żadnego domu, nawet w odległości kilometra.
            - Myślicie, że to naprawdę tu? - zapytał Kyungsoo, ale jego niedowierzanie raczej szybko wyparowało, kiedy po jego słowach usłyszeliśmy głuchy huk i głośny krzyk. Prosto z piwnicy. Spojrzeliśmy na siebie.
            - Jak… Jak mamy to zrobić? – zapytałem, zatrzymując całą trójkę.
            - Zabijmy go! - krzyknął Lay, a ja spojrzałem na niego przestraszony.- Żartowałem!
            - To nie jest dobry moment na żarty, Yixing… - powiedział Kyungsoo, a ja pokiwałem energicznie głową.
            - Trzeba go jakoś ogłuszyć, żeby stracił przytomność, a potem związać. No i zabrać szybko Kaia, Mimi i wszystko, co tylko jesteśmy w stanie – oznajmił L.Joe, a ja przytaknąłem.
            - Czym go zwiążemy? – znów ich zatrzymałem ale chciałem wszystko wiedzieć.
            - W samochodzie mam taśmę. Zwiążemy mu ręce i nogi, a później przywiążemy go do tego jego stołu - burknął Kyungsoo, ruszają do bagażnika i wyciągając z niej grubą rolkę taśmy izolacyjnej.
            - No dobra – wziąłem głęboki wdech. Czułem się… dziwnie. Niby wiem, że Myungsoo zrobił naprawdę straszne rzeczy, ale wizja tego, że mam wpaść do jego piwnicy, pobić go do nieprzytomności i związać… Odrobinę mnie przerażała.
            - Spokojnie Baekkie… Zajmiemy się wszystkim - zapewnił Kyungsoo, przytulając mnie. Ruszył za Byunghunem, który natomiast był tuż za Layem. Odetchnąłem głęboko. Z jednej strony chciałem już tam być w środku, przytulić Kaia i pocałować go tak mocno, żeby nigdy o tym nie zapomniał, ale równocześnie… Bałem się zobaczyć to, co tam będzie. Tej krwi ze zdjęć… Kaia… Jego wycieńczonego i okaleczonego ciała. Na samą myśl chciało mi się płakać, wymiotować i Bóg wie co jeszcze, jednak zebrałem się w sobie i podszedłem do frontowych drzwi. Niewyraźne krzyki dobiegały zza jednych z nich, i kiedy Lay je uchylił, zrobiły się odrobinę głośniejsze i zdecydowanie należały do dziewczyny.
            - Ty idź najpierw - szepnął Yixing do L.Joe, który tylko pokiwał głową. Zeszliśmy w czwórkę po schodach, ale to L.Joe wszedł do pomieszczenia pierwszy. Słyszeliśmy jedynie świst powietrza i wiedziałem, że to nie jest dobry znak.
            - Byunghun… Co tu robisz? - usłyszałem zimny głos Myungsoo i od razu miałem ochotę wyskoczyć stamtąd i rzucić się na niego.
            - Właściwie… To ja chciałem zapytać cię o to samo, Myung… Co ty do jasnej cholery wyprawiasz? - zapytał L.Joe i albo bardzo dobrze grał, albo naprawdę był taki spokojny.
            - To, co widzisz. Staram się sprawdzić, jak stworzyć takie potwory jak te dwa tutaj - odpowiedział. W tle słyszałem ciche łkanie.
            - Przestań. To, co robisz jest złe. Oni cierpią i nie są potworami. To też są ludzie.
            - W 55 procentach tak, masz rację… Niby przeważająca część, ale reszta to geny zwierząt… - odparł, po czym usłyszałem stękniecie i kolejny cichy pisk. Lay powstrzymał mnie przed wyjściem.
            - Zostaw ich… Musimy porozmawiać… Nie możesz tego robić, to karalne. Porwałeś ich – słyszałem kroki L.Joe.
            - I co z tego? Nie można zgłosić ich zaginięcia. Co powie policja? Zaraz wszystko wyda się i już wszyscy będą wiedzieli o tych mutantach. Będą przechodzili cięższe badania niż te tutaj – powiedział, a sytuacja znów się powtórzyła. Głuche stękniecie i cichy pisk.
            - No i co? Myślisz, że ich właściciele nie będą ich szukać? Powiedzą: „Ach, trudno! Fajnie było, poszukam sobie normalnego kota”? - zapytał a ja prawie prychnąłem z wściekłości. Nikt nie zastąpi Kaia.
            - Masz rację… Pewnie ten twój Baekhyun zaraz tu przyjedzie, co nie? Zadzwonisz do niego, ale znów będzie za późno. Myślisz, że nic ci nie zrobię, bo dobrze się znamy? Nawet jeśli on już jest w drodze, nie zdąży na czas – można było usłyszeć, że przyspieszył kroku. Zobaczyłem L.Joe z przerażoną miną.
            - Chyba jednak zdążyłem – dołączyłem do nich. Myungsoo trzymał w ręku namoczoną gąbkę podłączoną do prądu. Zaskoczony zatrzymał się na mój widok. W tym czasie Lay uderzył go czymś w głowę, a Kyungsoo szybko zabrał narzędzie. Zgiąłem się w pół. Już czułem się wyczerpany. Dopiero cichy płacz zdołał mi przywrócić siły. Drobna brunetka przypięta do stalowego łóżka płakała, patrząc prosto na Kaia który teraz, już w samych poszarpanych spodniach, oddychał ciężko przez uchylone usta. Na klatce piersiowej miał pełno poparzeń, chyba właśnie od tej gąbki. Nie mogłam się ruszyć. Czułem tyle emocji naraz, że nie mogłem nic zrobić. Strach, szczęście, ból, przerażenie, ulga… Obezwładniający strach.
            - Baekhyun…- szepnął Byunghun. Lay zajmował się związywaniem Myungsoo, a Kyungsoo uwalniał Mimi.
            - Ja…- zacząłem. Byunghun popchnął mnie. Zrobiłem kilka niepewnych kroków na drżących nogach i padłem na kolana tuż przy łóżku Kaia. Jego ogon wyglądał strasznie, uszy także. On cały wyglądał przerażająco. Spojrzałem na jego dłoń, na wskazujący palec bez pazura i na wiele ran. Odgarnąłem drżąca dłonią włosy z jego czoła, a do oczu napłynęły mi łzy.
            - Kai – szepnąłem, głaszcząc go po włosach. Całkowicie zapomniałem, że jest związany, że Kyungsoo nie może dać sobie rady z półprzytomną Mimi, że Yixing i Byunghun siłują się z Myungsoo gdzieś z boku. Liczył się tylko Kai, który ledwo co oddychał przez swoje napuchnięte i ponadgryzane wargi. Bałem się go zbyt mocno dotknąć. Stał się taki blady i kruchy, jakby miał się zaraz rozpaść.
            - Kai, kiciu… Kai, Kai… - załkałem w końcu, przyciskając swoje czoło do jego, głaszcząc go delikatnie po policzku.
            - Baekhyun, pospiesz się! - krzyknął L.Joe. Rozejrzałem się; Kyungsoo trzymał na rękach nieprzytomną Mimi. Złapałem za dłoń Kai i zacząłem mocować się z zatrzaskami, ale ręce za bardzo mi się trzęsły. Kiedy w końcu udało mi się go całego uwolnić, nie wiedziałem jak mam go wziąć. Kai był większy i cięższy ode mnie. Yixing podbiegł do mnie i przerzucił go sobie przez ramię, trzymając mocno i wskazując, bym zaczął zbierać inne rzeczy. Myungsoo leżał nieprzytomny w rogu, a Byunghun odłączył wszystkie trzy laptopy i zabrał je.
           - Tam są zapiski, Baekkie! - krzyknął i ruszył do wyjścia. Zabrałem wszystkie segregatory i gdy ruszałem do wyjścia, zatrzymał mnie jęk Myungsoo. Odwróciłem się, widząc jak mruga oczami i rozgląda się. Bez żadnych wyrzutów sumienia kopnąłem go prosto w twarz i wbiegłem do góry po schodach. Kyungsoo właśnie kładł Mimi na tylnym siedzeniu samochodu Byunghuna, a Lay trudził się ze znalezieniem kluczy do mojego. Wyciągnąłem je z jego kieszeni i otworzyłem samochód, siadając z tyłu i kładąc sobie głowę Kaia na kolanach. Popędziłem go, by włożył wszystkie segregatory do bagażnika i nim się obejrzałem, wracaliśmy do domu L.Joe.

           Przez całą drogę Kai się nie obudził. Delikatnie gładziłem go po policzku, starając się nie rozkleić. Wyglądał strasznie. Był tak bardzo chudy, że kiedy głaskałem go po twarzy, czułem wszystkie kości, a nie tak jak kiedyś, jego miękkie policzki… Pociągnąłem nosem wycierając łzy z kącików oczu. Teraz nie jechaliśmy tak szybko. Lay stwierdził, że ich obrażenia nie są poważne, choć jest ich wiele, więc woli je opatrzyć już na miejscu. Czułem się tym wszystkim wyczerpany. Chciałem położyć się w swoim łóżku, podciągnąć kołdrę pod samą szyję i wtulić się w ciepłe ciało Kaia. Teraz Kai był przemoknięty i zimny. Miałem nadzieję, że niedługo dojedziemy na miejsce, gdzie będę mógł go wysuszyć i w końcu się do niego przytulić, po tym jak się obudzi.
            - Musimy poszukać właściciela Mimi… - powiedział Yixing, kiedy wjeżdżał w ulicę, która prowadziła do mieszkania L.Joe. Odwróciłem głowę od twarzy Kaia i kiwnąłem głową. Po chwili Yixing znów niósł go niczym worek z ziemniakami przerzucony przez ramię, ale Kai był zwyczajnie za ciężki, by nieść go w zwykły sposób. Byunghun trzymał na rękach Mimi, która była przytomna, ale zdawała się nie wiedzieć, co się dzieje i mówiła do siebie pod nosem. Jej źrenice były rozszerzone, a oczy nie były w stanie skupić się na jednej rzeczy dłużej niż kilka sekund. Widocznie miała w swojej krwi jakieś leki, które podał jej Myungsoo. Dziewczynę Byunghun zaniósł na swoje łóżko, a Lay szybko ruszył za nim, wcześniej kładąc Kaia na rozłożonej kanapie. Zerknąłem na jego obtarte nadgarstki i kostki i przejechałem palcem po wnętrzu jego dłoni, przez co delikatnie ruszył palcami, ale nadal się nie obudził.
            - Niech śpi - rzekł Kyungsoo, a ja pokiwałem głową i położyłem wszystkie papiery na stole.  Kyungsoo zaczął podłączać wszystkie laptopy. Byunghun wrócił po chwili, a za nim Lay, który od razu podszedł do Kaia. Zmierzył mu jedynie puls i temperaturę.
            - Nic mu nie jest, musi odpocząć – powiedział, przykrywając Kaia jakimś kocem. Po chwili usiadł przy stole obok nas.
            - Jeden laptop to zdjęcia i informacje jedynie o Mimi, drugi o Kaiu, a trzeci o tobie i właścicielu Mimi – oznajmił Kyungsoo, kładąc odpowiedni komputer na stole. Były tam wszystkie moje dane, zdjęcia i jakieś inne informacje.
            - Znajdziemy właściciela Mimi - stwierdziłem, przeglądając dokument.- Kim Jongdae… Jest numer, ale może zadzwonimy do niego… Jakoś rano? - zapytałem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie spałem z bite dwa dni. Aktualnie była czwarta rano, a ja wcale nie czułem już zmęczenia. Byłem zbyt podekscytowany od samego patrzenia na Kaia. Nie widziałem go prawie dwa tygodnie…
            - Pewnie i tak nie śpi… Ale niech ci będzie. Co w ogóle z nią? - spytał Kyungsoo, patrząc na Laya.
            - Dostała jakieś środki odurzające, które zaczęły działać dopiero w drodze tutaj. Do rana powinno jej przejść – podrapał się po karku.
            - O nie… - szepnął L.Joe, a ja spojrzałem na niego zdezorientowany.- On nie jest sam…- podał nam jakąś kartkę. Na samej górze było jakieś logo.
            - „Organizacja zwalczania mutacji”? - przeczytałem.
            - Myungsoo jest na liście jako laborant i naukowiec - powiedział Byunghun.
            - Co to ma w ogóle znaczyć? Jest ich więcej? – dopytywał Yixing, przeglądając papiery.
            - Są jakąś organizacją, i to całkiem sporą. To by wyjaśniało cały ten sprzęt, który miał Myungsoo. Tu jest napisane, że w przypadku, kiedy obiekt ucieknie, to należy go złapać - przeczytał jeszcze L.Joe.
            - Będą nas szukać? - zapytałem przestraszony.
            - Myungsoo wie, gdzie mieszkamy, a znalezienie domu  Kyungsoo i Yixinga  na pewno nie zajmie mu dużo czasu. Skoro mają specjalną policję… - skwitował, kładąc kartkę zatytułowaną „Poszukiwacze uciekinierów”. Bardzo oryginalnie… To nie czas na zgryźliwości. Jeśli to wszystko była prawda, Myungsoo w końcu się uwolni, albo ktoś do niego przyjdzie. Nie możemy siedzieć w jednym miejscu. Zerknąłem zaniepokojony na Kaia, pogrążonego teraz w spokojnym śnie. Wiedziałem o tym, kiedy zobaczyłem, jak ścisnął w rękach skrawek koca i przysunął sobie do twarzy. Czuł się wtedy bezpiecznie. Po chwili usłyszeliśmy krzyk i jak oparzeni ruszyliśmy do sypialni Byunghuna, skąd dochodziły dźwięki. Zza kołdry wystawały tylko przerażone, brązowe oczy Mimi. Zerknąłem na Laya, który odchrząknął i podszedł do dziewczyny.
            - Em… Nie bój się, nic ci nie zrobimy. Czujesz się już lepiej? – zapytał, pochylając głowę nad Mimi, która trochę rozkojarzona zerkała to na nas, to na Yixinga. Po chwili puściła kołdrę, rozglądając się.
            - Gdzie… Ekhm… Gdzie jestem?
Miała bardzo słaby i zachrypnięty głos. Byunghun poszedł do kuchni po wodę, a w tym czasie Yixing kucnął przed dziewczyną.
            - Mogę cię zbadać?- zapytał, a ona niepewnie pokiwała głową. Lay podwinął rękawy bluzy i złapał dziewczynę za nadgarstek, licząc pod nosem i patrząc na zegarek. Podał jej termometr, a kiedy sprawdzał temperaturę, Mimi wypiła wodę podaną przez L.Joe.
            - Wszystko już raczej w porządku. Czy coś cię boli? – odłożył termometr.
            - Tylko ogon, ale… to pewnie sierść mi odrasta – powiedziała, po czym po jej policzku spłynęła łza, którą szybko wytarła. Yixing pokiwał głową.
            - Coś jeszcze? – Mimi podniosła się, chyba żeby usiąść, kiedy nagle się skrzywiła.
            - Plecy… strasznie pieką – jęknęła, pochylając głowę, przez co jej twarz zasłoniły włosy. Yixing uniósł delikatnie jej bluzkę i pokręcił głową.
            - Masz bardzo poranione plecy… Masz maść na otarcia? - Lay skierował pytanie do L.Joe, który zakręcił się dookoła i w końcu odnalazł swoją apteczkę. Zaczął rzucać wszystkie maści w Yixinga.
            - Ta chyba będzie dobra… - mruknął.- Połóż się na brzuchu i podwiń bluzkę. A wy… Może wyjdziecie – powiedział, zerkając na nas. Spojrzałem na Kyungsoo. Byliśmy zbyt zaskoczeni, więc przytaknęliśmy i razem z Byunghunem wycofaliśmy się z pokoju. Kai leżał już na boku, znów skulony, tak jak to miał w zwyczaju w domu. Bałem się, że spadnie z kanapy.
            - Musimy od razu zadzwonić do tego Jongdae – rzekłem, próbując odnaleźć laptopy w stercie papierów.
            - Masz rację… Nawet, jeśli to jakieś wymysły, nie możemy pozwolić, żeby to się powtórzyło - stwierdził Kyungsoo. Po chwili do salonu wrócił Yixing, a za nim szła Mimi. Była tak chuda i drobna, że bałem się, iż zaraz upadnie i się rozkruszy. Rozejrzała się po całym pokoju, a później jej spojrzenie utknęło na Kaiu.
            - Czy… Nic mu nie jest? – zapytała, wskazując palcem na śpiącego Kaia.
            - Nie… Wszystko z nim w porządku, przynajmniej z tego, co wywnioskowałem. Jest tylko zmęczony – odpowiedział Lay i kazał jej usiąść na jednym z foteli.
            - Nie dziwię się… On się na niego uwziął… Całkiem o mnie zapomniał, kiedy tylko go znalazł… Bałam się, że go zabije – powiedziała, spuszczając głowę. Wziąłem głęboki wdech.
            - Znasz może numer do swojego właściciela? Ten tutaj jest nieprawidłowy – spytałem, a ona spojrzała na mnie.
            - Oppa… Gdzie on jest? – zapytała, a ja pokręciłem głową. Do jej oczu napłynęły łzy.- Pewnie o mnie zapomniał – szepnęła, wycierając policzki wierzchem dłoni.
            - Na pewno nie… Po prostu nie miał tyle szczęścia, co my - zapewnił Kyungsoo, a ona przytaknęła, by po chwili podać nam numer. To Byunghun do niego zadzwonił. Wyszedł do kuchni, a kiedy wrócił, uśmiechał się.
            - Zaraz tu będzie – powiedział, a twarz Mimi rozpromieniła się. Zerknąłem na Kaia, który jęknął przez sen. Kiedy odwróciłem się od niego, Mimi patrzyła na mnie.
            - Ty jesteś Baekhyun? – zapytała, a ja zmarszczyłem brwi, ale potwierdziłem.- Kiedy spał, mówił twoje imię – uśmiechnąłem się lekko, znów patrząc na mojego kotka. Chciałem, żeby już się obudził.
            - Będziemy mieli sporo problemów - mruknął Kyungsoo, nie przestając przeglądać papierów. - Kiedy przyjedzie właściciel Mimi, trzeba mu będzie wszystko wyjaśnić. To straszne. Nie wiedziałem, że może być aż tylu bezdusznych ludzi - przejechał ręką po twarzy.
            - Ja… - spojrzeliśmy na Mimi.- Dziękuję wam. Naprawdę – odezwała się, a następnie słabo uśmiechnęła.
            - Nie ma za co. Jeśli coś chcesz, powiedz nam - powiedział L.Joe, a dziewczyna kiwnęła głową. Zastanawiało mnie, czy wszyscy z ich gatunku mają wrodzony urok. Mimi była śliczna, nawet jeśli miała napuchnięte oczy i dolną wargę, oraz kilka zadrapań na policzku. Przestraszony podskoczyłem, słysząc huk. Odwróciłem się, widząc Kaia na podłodze, zwijającego się z bólu.
            - Kurwa…- jęknął, a ja spojrzałem na Laya, który początkowo oszołomiony, potem uśmiechnął się niewinnie.
            - Kai… - szepnąłem, a on przestał się ruszać i podniósł głowę, patrząc na mnie.
            - Wróciłeś po mnie… - rzucił się na mnie, przyszpilając do podłogi i zgniatając swoim ciałem.
            - K-kai…- wychrypiałem.
            - Hyung, tak się bałem, że po mnie nie przyjdziesz… Naprawdę przepraszam, mogłem iść do hyunga, wtedy nic by się nie stało, jestem taki uparty, wiem…  Przepraszam…- powiedział, a ja poczułem jego łzy na ramieniu.
            - Już dobrze, nie płacz…- odpowiedziałem, nieco zszokowany.
            - Kto płacze? Ja nie! - krzyknął zdenerwowany. No tak, Kai jest MĘŻCZYZNĄ. Mężczyźni nie płaczą. Zachichotałem, całując go w szyję.
            - Dobrze, więc… Niech oczy przestaną ci się pocić i wstań ze mnie. Yixing hyung sprawdzi, czy wszystko z tobą okay, dobrze? – zapytałem, bojąc się go gdzieś zbyt mocno dotknąć. Kai siedział dalej mnie nie puszczając. Na moje słowa prychnął, chowając mnie bardziej w swoich ramionach.
            - Co jest? - wycharczałem.
            - Przestań, Kai. L.Joe pomógł nam cię znaleźć - powiedział Lay.
            - No to co! On mu pomógł! – przycisnął mnie mocniej.
            - Jezu, Kai, zabijesz mnie! – krzyknąłem, a on odpuścił, odwracając mnie do siebie plecami i trzymając za ramiona. Byunghun wyglądał na odrobinę przestraszonego i miał przepraszający wyraz twarzy. Zerknąłem na Kaia. Tak jak myślałem, jego źrenice były wąskie, a oczy prawie czarne.
            - Już, już, uspokój się. Yixing ma rację – klepnąłem go po twarzy. Kai zerknął na mnie niepewnie, odsuwając mnie odrobinę.
            - Nie jest ci zimno, Kai? - zapytał Kyungsoo. Faktem było to, że Kai był tylko w spodniach.
            - Co? Nie – pokręcił głową. Tak, Kai był gorący w każdym tego słowa znaczeniu.
            - Tak czy inaczej, idziesz ze mną. Muszę cię zbadać - powiedział Lay, a Kai zgrabnie wstał, jednak zachwiał się i złapał za nogę.
            - Co jest?
            - Nie wiem - jęknął.
            - Podciął ci skórę pod kolanem - szepnęła Mimi, a wszyscy spojrzeliśmy na nią.- Kiedy byłeś nieprzytomny…- mruknęła, podciągając kolana pod brodę.
            - Ale tobie nie? - zapytał Kai, a Mimi przytaknęła.- To dobrze – rzekł, po czym Yixing wziął go pod ramię i wyszli do salonu.
            - Po co mu to zrobił? – zaciekawiłem się.
            - Ciężej się chodzi. Pewnie bał się, że Kai sam z siebie ucieknie - powiedział Byunghun, a ja pokiwałem głową i znów zerknąłem na Mimi.
            - Dziękuję, że się o niego martwiłaś – Mimi uśmiechnęła się lekko.
            – Z przykrością stwierdzam, że żadna koszula, koszulka, podkoszulka czy T-Shirt ze skarbów Byunghuna nie pasuje na Kaia, ponieważ nasz kochany kocurek jest zbyt duży - oznajmił Yixing, wracając do salonu z wyszczerzonym Kaiem u boku.
            - I co się cieszysz? - spytałem.
            - A bałeś się, że będę taki mały – usiadł na kanapie, a ja zmrużyłem oczy.
            - Ale nie chciałem też, żebyś był głupim wielkoludem - mruknąłem.
            - Gdybym nie był wysoki, nie miałbyś nikogo, kto ściągnąłby ci talerze z górnej półki – powiedział, a kiedy spojrzałem na niego morderczym wzrokiem, on uśmiechnął się rozbrajająco. Mimo, iż dopiero się obudził, to już zaczynał mnie denerwować. Nie mogłem się nie zaśmiać. Tęskniłem za tym. Mimi też cicho się śmiała. Miała bardzo ładny śmiech.
            - Kiedy wracamy do domu? - spytał kocurek.
            - Nie wiem, czy wracamy… Mamy spore problemy – odpowiedziałem, a w tym czasie, bez pukania, ktoś wparował do mieszkania. Pomyślałbym, że to ci ludzie od Myungsoo, gdyby nie to, że Mimi wyskoczyła ze swojego fotela, wskakując prosto na osobę stojącą w wejściu.
            - Oppa!

++++++++++++++++++++++

OMG ten art.....GUDAVFUYESCR!! A ten rozdział dedykuje Koczi bo wraca na zajęcia i robi mi alkohol! XD Hwaiting!