6.
Jechaliśmy
już dobre dwie godziny. Wyjechaliśmy praktycznie od razu, Byunghun tylko cofnął
się na chwilę i zabrał z domu chyba całą swoją apteczkę. Nie mieliśmy żadnego
planu… Po prostu zmierzaliśmy tam, by odzyskać mojego Kaia, no i Mimi. O Mimi
wiedzieliśmy tylko, że ma tyle lat co Kai i jej właścicielem jest mężczyzna,
ale nie było napisane jak ma na imię. Lay znów prowadził mój samochód i
jechaliśmy za L.Joe i D.O, który był nadal bardzo nieufny. Wcale mu się nie
dziwiłem, ja też jakoś straciłem zaufanie do mojego przyjaciela.
Okazało się, że miejsce, w którym przebywał
Myungsoo jest naprawdę daleko. Podróż trwała prawie cały dzień i dom
odnaleźliśmy już podczas zachodu słońca. Wyglądało to dość dramatycznie, kiedy
nasza czwórka wysiadła z samochodów i stała na tle zachodzącego słońca, gapiąc
się jak skończeni idioci na wielką willę tuż przed nami. Była szara i widocznie
zaniedbana. Znajdowała się na jakimś odludziu, coś jak mój dom tyle, że dookoła
nie było żadnego domu, nawet w odległości kilometra.
- Myślicie, że to naprawdę tu? - zapytał
Kyungsoo, ale jego niedowierzanie raczej szybko wyparowało, kiedy po jego
słowach usłyszeliśmy głuchy huk i głośny krzyk. Prosto z piwnicy. Spojrzeliśmy
na siebie.
- Jak… Jak mamy to zrobić? –
zapytałem, zatrzymując całą trójkę.
- Zabijmy go! - krzyknął Lay, a ja spojrzałem
na niego przestraszony.- Żartowałem!
- To nie jest dobry moment na żarty,
Yixing… - powiedział Kyungsoo, a ja pokiwałem energicznie głową.
- Trzeba go jakoś ogłuszyć, żeby
stracił przytomność, a potem związać. No i zabrać szybko Kaia, Mimi i wszystko,
co tylko jesteśmy w stanie – oznajmił L.Joe, a ja przytaknąłem.
- Czym go zwiążemy? – znów ich
zatrzymałem ale chciałem wszystko wiedzieć.
- W samochodzie mam taśmę. Zwiążemy
mu ręce i nogi, a później przywiążemy go do tego jego stołu - burknął Kyungsoo,
ruszają do bagażnika i wyciągając z niej grubą rolkę taśmy izolacyjnej.
- No dobra – wziąłem głęboki wdech.
Czułem się… dziwnie. Niby wiem, że Myungsoo zrobił naprawdę straszne rzeczy,
ale wizja tego, że mam wpaść do jego piwnicy, pobić go do nieprzytomności i
związać… Odrobinę mnie przerażała.
- Spokojnie Baekkie… Zajmiemy się wszystkim
- zapewnił Kyungsoo, przytulając mnie. Ruszył za Byunghunem, który natomiast był
tuż za Layem. Odetchnąłem głęboko. Z jednej strony chciałem już tam być w środku,
przytulić Kaia i pocałować go tak mocno, żeby nigdy o tym nie zapomniał, ale
równocześnie… Bałem się zobaczyć to, co tam będzie. Tej krwi ze zdjęć… Kaia… Jego
wycieńczonego i okaleczonego ciała. Na samą myśl chciało mi się płakać, wymiotować
i Bóg wie co jeszcze, jednak zebrałem się w sobie i podszedłem do frontowych
drzwi. Niewyraźne krzyki dobiegały zza jednych z nich, i kiedy Lay je uchylił,
zrobiły się odrobinę głośniejsze i zdecydowanie należały do dziewczyny.
- Ty idź najpierw - szepnął Yixing
do L.Joe, który tylko pokiwał głową. Zeszliśmy w czwórkę po schodach, ale to L.Joe
wszedł do pomieszczenia pierwszy. Słyszeliśmy jedynie świst powietrza i
wiedziałem, że to nie jest dobry znak.
- Byunghun… Co tu robisz? - usłyszałem
zimny głos Myungsoo i od razu miałem ochotę wyskoczyć stamtąd i rzucić się na
niego.
- Właściwie… To ja chciałem zapytać
cię o to samo, Myung… Co ty do jasnej cholery wyprawiasz? - zapytał L.Joe i
albo bardzo dobrze grał, albo naprawdę był taki spokojny.
- To, co widzisz. Staram się
sprawdzić, jak stworzyć takie potwory jak te dwa tutaj - odpowiedział. W tle
słyszałem ciche łkanie.
- Przestań. To, co robisz jest złe.
Oni cierpią i nie są potworami. To też są ludzie.
- W 55 procentach tak, masz rację… Niby
przeważająca część, ale reszta to geny zwierząt… - odparł, po czym usłyszałem
stękniecie i kolejny cichy pisk. Lay powstrzymał mnie przed wyjściem.
- Zostaw ich… Musimy porozmawiać…
Nie możesz tego robić, to karalne. Porwałeś ich – słyszałem kroki L.Joe.
- I co z tego? Nie można zgłosić ich
zaginięcia. Co powie policja? Zaraz wszystko wyda się i już wszyscy będą wiedzieli
o tych mutantach. Będą przechodzili cięższe badania niż te tutaj – powiedział,
a sytuacja znów się powtórzyła. Głuche stękniecie i cichy pisk.
- No i co? Myślisz, że ich
właściciele nie będą ich szukać? Powiedzą: „Ach, trudno! Fajnie było, poszukam
sobie normalnego kota”? - zapytał a ja prawie prychnąłem z wściekłości. Nikt
nie zastąpi Kaia.
- Masz rację… Pewnie ten twój Baekhyun
zaraz tu przyjedzie, co nie? Zadzwonisz do niego, ale znów będzie za późno. Myślisz,
że nic ci nie zrobię, bo dobrze się znamy? Nawet jeśli on już jest w drodze,
nie zdąży na czas – można było usłyszeć, że przyspieszył kroku. Zobaczyłem
L.Joe z przerażoną miną.
- Chyba jednak zdążyłem – dołączyłem
do nich. Myungsoo trzymał w ręku namoczoną gąbkę podłączoną do prądu.
Zaskoczony zatrzymał się na mój widok. W tym czasie Lay uderzył go czymś w
głowę, a Kyungsoo szybko zabrał narzędzie. Zgiąłem się w pół. Już czułem się
wyczerpany. Dopiero cichy płacz zdołał mi przywrócić siły. Drobna brunetka
przypięta do stalowego łóżka płakała, patrząc prosto na Kaia który teraz, już w
samych poszarpanych spodniach, oddychał ciężko przez uchylone usta. Na klatce
piersiowej miał pełno poparzeń, chyba właśnie od tej gąbki. Nie mogłam się
ruszyć. Czułem tyle emocji naraz, że nie mogłem nic zrobić. Strach, szczęście,
ból, przerażenie, ulga… Obezwładniający strach.
- Baekhyun…- szepnął Byunghun. Lay
zajmował się związywaniem Myungsoo, a Kyungsoo uwalniał Mimi.
- Ja…- zacząłem. Byunghun popchnął
mnie. Zrobiłem kilka niepewnych kroków na drżących nogach i padłem na kolana
tuż przy łóżku Kaia. Jego ogon wyglądał strasznie, uszy także. On cały wyglądał
przerażająco. Spojrzałem na jego dłoń, na wskazujący palec bez pazura i na
wiele ran. Odgarnąłem drżąca dłonią włosy z jego czoła, a do oczu napłynęły mi
łzy.
- Kai – szepnąłem, głaszcząc go po
włosach. Całkowicie zapomniałem, że jest związany, że Kyungsoo nie może dać
sobie rady z półprzytomną Mimi, że Yixing i Byunghun siłują się z Myungsoo
gdzieś z boku. Liczył się tylko Kai, który ledwo co oddychał przez swoje
napuchnięte i ponadgryzane wargi. Bałem się go zbyt mocno dotknąć. Stał się
taki blady i kruchy, jakby miał się zaraz rozpaść.
- Kai, kiciu… Kai, Kai… - załkałem w
końcu, przyciskając swoje czoło do jego, głaszcząc go delikatnie po policzku.
- Baekhyun, pospiesz się! - krzyknął
L.Joe. Rozejrzałem się; Kyungsoo trzymał na rękach nieprzytomną Mimi. Złapałem
za dłoń Kai i zacząłem mocować się z zatrzaskami, ale ręce za bardzo mi się
trzęsły. Kiedy w końcu udało mi się go całego uwolnić, nie wiedziałem jak mam
go wziąć. Kai był większy i cięższy ode mnie. Yixing podbiegł do mnie i
przerzucił go sobie przez ramię, trzymając mocno i wskazując, bym zaczął
zbierać inne rzeczy. Myungsoo leżał nieprzytomny w rogu, a Byunghun odłączył wszystkie
trzy laptopy i zabrał je.
- Tam są zapiski, Baekkie! - krzyknął
i ruszył do wyjścia. Zabrałem wszystkie segregatory i gdy ruszałem do wyjścia,
zatrzymał mnie jęk Myungsoo. Odwróciłem się, widząc jak mruga oczami i rozgląda
się. Bez żadnych wyrzutów sumienia kopnąłem go prosto w twarz i wbiegłem do
góry po schodach. Kyungsoo właśnie kładł Mimi na tylnym siedzeniu samochodu
Byunghuna, a Lay trudził się ze znalezieniem kluczy do mojego. Wyciągnąłem je z
jego kieszeni i otworzyłem samochód, siadając z tyłu i kładąc sobie głowę Kaia na
kolanach. Popędziłem go, by włożył wszystkie segregatory do bagażnika i nim się
obejrzałem, wracaliśmy do domu L.Joe.
Przez całą drogę Kai się nie obudził.
Delikatnie gładziłem go po policzku, starając się nie rozkleić. Wyglądał
strasznie. Był tak bardzo chudy, że kiedy głaskałem go po twarzy, czułem wszystkie
kości, a nie tak jak kiedyś, jego miękkie policzki… Pociągnąłem nosem
wycierając łzy z kącików oczu. Teraz nie jechaliśmy tak szybko. Lay stwierdził,
że ich obrażenia nie są poważne, choć jest ich wiele, więc woli je opatrzyć już
na miejscu. Czułem się tym wszystkim wyczerpany. Chciałem położyć się w swoim
łóżku, podciągnąć kołdrę pod samą szyję i wtulić się w ciepłe ciało Kaia. Teraz
Kai był przemoknięty i zimny. Miałem nadzieję, że niedługo dojedziemy na
miejsce, gdzie będę mógł go wysuszyć i w końcu się do niego przytulić, po tym
jak się obudzi.
- Musimy poszukać właściciela Mimi…
- powiedział Yixing, kiedy wjeżdżał w ulicę, która prowadziła do mieszkania
L.Joe. Odwróciłem głowę od twarzy Kaia i kiwnąłem głową. Po chwili Yixing znów
niósł go niczym worek z ziemniakami przerzucony przez ramię, ale Kai był
zwyczajnie za ciężki, by nieść go w zwykły sposób. Byunghun trzymał na rękach
Mimi, która była przytomna, ale zdawała się nie wiedzieć, co się dzieje i
mówiła do siebie pod nosem. Jej źrenice były rozszerzone, a oczy nie były w
stanie skupić się na jednej rzeczy dłużej niż kilka sekund. Widocznie miała w
swojej krwi jakieś leki, które podał jej Myungsoo. Dziewczynę Byunghun zaniósł
na swoje łóżko, a Lay szybko ruszył za nim, wcześniej kładąc Kaia na rozłożonej
kanapie. Zerknąłem na jego obtarte nadgarstki i kostki i przejechałem palcem po
wnętrzu jego dłoni, przez co delikatnie ruszył palcami, ale nadal się nie
obudził.
- Niech śpi - rzekł Kyungsoo, a ja
pokiwałem głową i położyłem wszystkie papiery na stole. Kyungsoo zaczął podłączać wszystkie laptopy.
Byunghun wrócił po chwili, a za nim Lay, który od razu podszedł do Kaia.
Zmierzył mu jedynie puls i temperaturę.
- Nic mu nie jest, musi odpocząć –
powiedział, przykrywając Kaia jakimś kocem. Po chwili usiadł przy stole obok
nas.
- Jeden laptop to zdjęcia i
informacje jedynie o Mimi, drugi o Kaiu, a trzeci o tobie i właścicielu Mimi –
oznajmił Kyungsoo, kładąc odpowiedni komputer na stole. Były tam wszystkie moje
dane, zdjęcia i jakieś inne informacje.
- Znajdziemy właściciela Mimi - stwierdziłem,
przeglądając dokument.- Kim Jongdae… Jest numer, ale może zadzwonimy do niego…
Jakoś rano? - zapytałem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie spałem z
bite dwa dni. Aktualnie była czwarta rano, a ja wcale nie czułem już zmęczenia.
Byłem zbyt podekscytowany od samego patrzenia na Kaia. Nie widziałem go prawie
dwa tygodnie…
- Pewnie i tak nie śpi… Ale niech ci
będzie. Co w ogóle z nią? - spytał Kyungsoo, patrząc na Laya.
- Dostała jakieś środki odurzające,
które zaczęły działać dopiero w drodze tutaj. Do rana powinno jej przejść – podrapał
się po karku.
- O nie… - szepnął L.Joe, a ja
spojrzałem na niego zdezorientowany.- On nie jest sam…- podał nam jakąś kartkę.
Na samej górze było jakieś logo.
- „Organizacja zwalczania mutacji”?
- przeczytałem.
- Myungsoo jest na liście jako
laborant i naukowiec - powiedział Byunghun.
- Co to ma w ogóle znaczyć? Jest ich
więcej? – dopytywał Yixing, przeglądając papiery.
- Są jakąś organizacją, i to całkiem
sporą. To by wyjaśniało cały ten sprzęt, który miał Myungsoo. Tu jest napisane,
że w przypadku, kiedy obiekt ucieknie, to należy go złapać - przeczytał jeszcze
L.Joe.
- Będą nas szukać? - zapytałem
przestraszony.
- Myungsoo wie, gdzie mieszkamy, a
znalezienie domu Kyungsoo i Yixinga na pewno nie zajmie mu dużo czasu. Skoro mają
specjalną policję… - skwitował, kładąc kartkę zatytułowaną „Poszukiwacze
uciekinierów”. Bardzo oryginalnie… To nie czas na zgryźliwości. Jeśli to wszystko
była prawda, Myungsoo w końcu się uwolni, albo ktoś do niego przyjdzie. Nie
możemy siedzieć w jednym miejscu. Zerknąłem zaniepokojony na Kaia, pogrążonego
teraz w spokojnym śnie. Wiedziałem o tym, kiedy zobaczyłem, jak ścisnął w
rękach skrawek koca i przysunął sobie do twarzy. Czuł się wtedy bezpiecznie. Po
chwili usłyszeliśmy krzyk i jak oparzeni ruszyliśmy do sypialni Byunghuna, skąd
dochodziły dźwięki. Zza kołdry wystawały tylko przerażone, brązowe oczy Mimi.
Zerknąłem na Laya, który odchrząknął i podszedł do dziewczyny.
- Em… Nie bój się, nic ci nie
zrobimy. Czujesz się już lepiej? – zapytał, pochylając głowę nad Mimi, która
trochę rozkojarzona zerkała to na nas, to na Yixinga. Po chwili puściła kołdrę,
rozglądając się.
- Gdzie… Ekhm… Gdzie jestem?
Miała
bardzo słaby i zachrypnięty głos. Byunghun poszedł do kuchni po wodę, a w tym
czasie Yixing kucnął przed dziewczyną.
- Mogę cię zbadać?- zapytał, a ona
niepewnie pokiwała głową. Lay podwinął rękawy bluzy i złapał dziewczynę za
nadgarstek, licząc pod nosem i patrząc na zegarek. Podał jej termometr, a kiedy
sprawdzał temperaturę, Mimi wypiła wodę podaną przez L.Joe.
- Wszystko już raczej w porządku.
Czy coś cię boli? – odłożył termometr.
- Tylko ogon, ale… to pewnie sierść
mi odrasta – powiedziała, po czym po jej policzku spłynęła łza, którą szybko
wytarła. Yixing pokiwał głową.
- Coś jeszcze? – Mimi podniosła się,
chyba żeby usiąść, kiedy nagle się skrzywiła.
- Plecy… strasznie pieką – jęknęła,
pochylając głowę, przez co jej twarz zasłoniły włosy. Yixing uniósł delikatnie
jej bluzkę i pokręcił głową.
- Masz bardzo poranione plecy… Masz
maść na otarcia? - Lay skierował pytanie do L.Joe, który zakręcił się dookoła i
w końcu odnalazł swoją apteczkę. Zaczął rzucać wszystkie maści w Yixinga.
- Ta chyba będzie dobra… - mruknął.-
Połóż się na brzuchu i podwiń bluzkę. A wy… Może wyjdziecie – powiedział,
zerkając na nas. Spojrzałem na Kyungsoo. Byliśmy zbyt zaskoczeni, więc
przytaknęliśmy i razem z Byunghunem wycofaliśmy się z pokoju. Kai leżał już na
boku, znów skulony, tak jak to miał w zwyczaju w domu. Bałem się, że spadnie z
kanapy.
- Musimy od razu zadzwonić do tego
Jongdae – rzekłem, próbując odnaleźć laptopy w stercie papierów.
- Masz rację… Nawet, jeśli to jakieś
wymysły, nie możemy pozwolić, żeby to się powtórzyło - stwierdził Kyungsoo. Po
chwili do salonu wrócił Yixing, a za nim szła Mimi. Była tak chuda i drobna, że
bałem się, iż zaraz upadnie i się rozkruszy. Rozejrzała się po całym pokoju, a
później jej spojrzenie utknęło na Kaiu.
- Czy… Nic mu nie jest? – zapytała,
wskazując palcem na śpiącego Kaia.
- Nie… Wszystko z nim w porządku,
przynajmniej z tego, co wywnioskowałem. Jest tylko zmęczony – odpowiedział Lay
i kazał jej usiąść na jednym z foteli.
- Nie dziwię się… On się na niego
uwziął… Całkiem o mnie zapomniał, kiedy tylko go znalazł… Bałam się, że go
zabije – powiedziała, spuszczając głowę. Wziąłem głęboki wdech.
- Znasz może numer do swojego
właściciela? Ten tutaj jest nieprawidłowy – spytałem, a ona spojrzała na mnie.
- Oppa… Gdzie on jest? – zapytała, a
ja pokręciłem głową. Do jej oczu napłynęły łzy.- Pewnie o mnie zapomniał – szepnęła,
wycierając policzki wierzchem dłoni.
- Na pewno nie… Po prostu nie miał
tyle szczęścia, co my - zapewnił Kyungsoo, a ona przytaknęła, by po chwili
podać nam numer. To Byunghun do niego zadzwonił. Wyszedł do kuchni, a kiedy wrócił,
uśmiechał się.
- Zaraz tu będzie – powiedział, a
twarz Mimi rozpromieniła się. Zerknąłem na Kaia, który jęknął przez sen. Kiedy
odwróciłem się od niego, Mimi patrzyła na mnie.
- Ty jesteś Baekhyun? – zapytała, a
ja zmarszczyłem brwi, ale potwierdziłem.- Kiedy spał, mówił twoje imię – uśmiechnąłem
się lekko, znów patrząc na mojego kotka. Chciałem, żeby już się obudził.
- Będziemy mieli sporo problemów -
mruknął Kyungsoo, nie przestając przeglądać papierów. - Kiedy przyjedzie
właściciel Mimi, trzeba mu będzie wszystko wyjaśnić. To straszne. Nie wiedziałem,
że może być aż tylu bezdusznych ludzi - przejechał ręką po twarzy.
- Ja… - spojrzeliśmy na Mimi.-
Dziękuję wam. Naprawdę – odezwała się, a następnie słabo uśmiechnęła.
- Nie ma za co. Jeśli coś chcesz,
powiedz nam - powiedział L.Joe, a dziewczyna kiwnęła głową. Zastanawiało mnie,
czy wszyscy z ich gatunku mają wrodzony urok. Mimi była śliczna, nawet jeśli
miała napuchnięte oczy i dolną wargę, oraz kilka zadrapań na policzku.
Przestraszony podskoczyłem, słysząc huk. Odwróciłem się, widząc Kaia na
podłodze, zwijającego się z bólu.
- Kurwa…- jęknął, a ja spojrzałem na
Laya, który początkowo oszołomiony, potem uśmiechnął się niewinnie.
- Kai… - szepnąłem, a on przestał
się ruszać i podniósł głowę, patrząc na mnie.
- Wróciłeś po mnie… - rzucił się na
mnie, przyszpilając do podłogi i zgniatając swoim ciałem.
- K-kai…- wychrypiałem.
- Hyung, tak się bałem, że po mnie
nie przyjdziesz… Naprawdę przepraszam, mogłem iść do hyunga, wtedy nic by się
nie stało, jestem taki uparty, wiem… Przepraszam…-
powiedział, a ja poczułem jego łzy na ramieniu.
- Już dobrze, nie płacz…- odpowiedziałem,
nieco zszokowany.
- Kto płacze? Ja nie! - krzyknął
zdenerwowany. No tak, Kai jest MĘŻCZYZNĄ. Mężczyźni nie płaczą. Zachichotałem,
całując go w szyję.
- Dobrze, więc… Niech oczy przestaną
ci się pocić i wstań ze mnie. Yixing hyung sprawdzi, czy wszystko z tobą okay,
dobrze? – zapytałem, bojąc się go gdzieś zbyt mocno dotknąć. Kai siedział dalej
mnie nie puszczając. Na moje słowa prychnął, chowając mnie bardziej w swoich
ramionach.
- Co jest? - wycharczałem.
- Przestań, Kai. L.Joe pomógł nam
cię znaleźć - powiedział Lay.
- No to co! On mu pomógł! – przycisnął
mnie mocniej.
- Jezu, Kai, zabijesz mnie! –
krzyknąłem, a on odpuścił, odwracając mnie do siebie plecami i trzymając za
ramiona. Byunghun wyglądał na odrobinę przestraszonego i miał przepraszający wyraz
twarzy. Zerknąłem na Kaia. Tak jak myślałem, jego źrenice były wąskie, a oczy
prawie czarne.
- Już, już, uspokój się. Yixing ma
rację – klepnąłem go po twarzy. Kai zerknął na mnie niepewnie, odsuwając mnie
odrobinę.
- Nie jest ci zimno, Kai? - zapytał
Kyungsoo. Faktem było to, że Kai był tylko w spodniach.
- Co? Nie – pokręcił głową. Tak, Kai
był gorący w każdym tego słowa znaczeniu.
- Tak czy inaczej, idziesz ze mną.
Muszę cię zbadać - powiedział Lay, a Kai zgrabnie wstał, jednak zachwiał się i
złapał za nogę.
- Co jest?
- Nie wiem - jęknął.
- Podciął ci skórę pod kolanem -
szepnęła Mimi, a wszyscy spojrzeliśmy na nią.- Kiedy byłeś nieprzytomny…-
mruknęła, podciągając kolana pod brodę.
- Ale tobie nie? - zapytał Kai, a
Mimi przytaknęła.- To dobrze – rzekł, po czym Yixing wziął go pod ramię i
wyszli do salonu.
- Po co mu to zrobił? – zaciekawiłem
się.
- Ciężej się chodzi. Pewnie bał się,
że Kai sam z siebie ucieknie - powiedział Byunghun, a ja pokiwałem głową i znów
zerknąłem na Mimi.
- Dziękuję, że się o niego martwiłaś
– Mimi uśmiechnęła się lekko.
– Z przykrością stwierdzam, że żadna
koszula, koszulka, podkoszulka czy T-Shirt ze skarbów Byunghuna nie pasuje na
Kaia, ponieważ nasz kochany kocurek jest zbyt duży - oznajmił Yixing, wracając
do salonu z wyszczerzonym Kaiem u boku.
- I co się cieszysz? - spytałem.
- A bałeś się, że będę taki mały – usiadł
na kanapie, a ja zmrużyłem oczy.
- Ale nie chciałem też, żebyś był
głupim wielkoludem - mruknąłem.
- Gdybym nie był wysoki, nie miałbyś
nikogo, kto ściągnąłby ci talerze z górnej półki – powiedział, a kiedy spojrzałem
na niego morderczym wzrokiem, on uśmiechnął się rozbrajająco. Mimo, iż dopiero
się obudził, to już zaczynał mnie denerwować. Nie mogłem się nie zaśmiać.
Tęskniłem za tym. Mimi też cicho się śmiała. Miała bardzo ładny śmiech.
- Kiedy wracamy do domu? - spytał kocurek.
- Nie wiem, czy wracamy… Mamy spore
problemy – odpowiedziałem, a w tym czasie, bez pukania, ktoś wparował do
mieszkania. Pomyślałbym, że to ci ludzie od Myungsoo, gdyby nie to, że Mimi
wyskoczyła ze swojego fotela, wskakując prosto na osobę stojącą w wejściu.
- Oppa!
++++++++++++++++++++++
OMG ten art.....GUDAVFUYESCR!! A ten rozdział dedykuje Koczi bo wraca na zajęcia i robi mi alkohol! XD Hwaiting!
KWIIIICZE, znalazł się w końcu TT TT i tak pewnie wiesz, że czekam na COŚ XDDD tak mi smutno, że ten typ pewnie nie da za wygraną i będą mieli przewalone~ nie wiem jak mozna tak skrzywdzić kicie, co za źli ludzie ><
OdpowiedzUsuńDEDYKACJA DLA MNIE EWDIUCJKHWDIJKFEWHL już musiałaś się pochwalić, ze alkohol xDDD omg, powrót na uczelnie tak smutny, życie smutne, wszystko smutne
Dobra, nienawidzę komentować na komórce, ale tym razem muszę bo wiem, że nie będę miała na to czasu w dzień.
OdpowiedzUsuńWiesz, jak zaczynałam czytać ten ff, myślałam że przez cały czas będzie tak fluffowo... Ale jest bardziej angstowo niż fluffowo... I tak to kocham ^^ Zwłaszcza charakter Kaia. Taki uroczy kicius. Nie lubie kotów, ale takiego bym chciała :3
Rozdział jest świetny, jak zawsze zresztą. Głównie cieszy mnie to że Kai i Mimi się znaleźli, choć mam ochotę się rozryczec, przypominając sobie to przez co przeszli. I kolejna zła wiadomość - jest jakas organizacja do której należy myungsoo. Zaczynam się martwić o kicie i Baekhyuna... Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Oby!
Buziaki <3