piątek, 29 sierpnia 2014

"My Kitten" - Eighteen Puds

18.


           Kiedy dojechaliśmy do miejsca, które według Tao było bezpieczne nie spodziewałem się zastać ledwo stojącej drewnianej chatki w samym środku lasu. Mimo wszystko razem z Kaiem wyskoczyliśmy cicho z samochodu i przemknęliśmy do środka. Zdążyliśmy przed zmrokiem. W środku chatka nie wyglądała tak niepozornie jak na zewnątrz. Widać było, że została wyremontowana, miała nawet ogrzewanie.
            - Razem z Lu spędziliśmy tutaj kilka miesięcy zanim was znaleźliśmy- powiedział Tao widząc nasze zaskoczone miny. Wilk wskoczył na jakiś rozklekotany fotel wydając z siebie zadowolone mrukniecie. Mimi rozluźniła się trochę kiedy Tao rozpalił ogień w kominku i usiadła tuż naprzeciw niego razem z Kaiem. Ja rozejrzałam się za jakimś wolnym miejscem w końcu znajdując zajętą już przez Kyungsoo i Yixinga kanapę. Wcisnąłem się miedzy nich po czym odetchnąłem z ulgą.
            - Myślę, że tutaj nas nie znajdą… i  tak musimy niedługo ruszać. Kilka godzin snu i wracamy na trasę- powiedział Tao siadając na ziemi by wyprostować swoje długie nogi. Jego rany wydawały się już być opanowane mimo wszystko Lay powiedział, że niedługo zmieni mu opatrunek. Dosłownie pół godziny przesiedzieliśmy w ciszy. Kai i Mimi zasnęli przed kominkiem tak samo jak Lu na fotelu. Głowa Kyungsoo opadła na moje ramie podczas gdy Yixing nie krępował się głośnym chrapaniem. L.Joe zasnął w dziwnej pozycji na pufie a Tao dosłownie padł na ziemi. Wyglądało na to, że tylko ja, jako tako trzymałem „wartę” próbując jak najmocniej nie zasnąć. Kiedy moje powieki robiły się już powoli coraz cięższe usłyszałem jak zarówno Kai, Mimi i Lu zrywają się ze swoich miejsc. Ja również zerwałem się z kanapy powodując tym, że Kyungsoo i Yixing także wskoczyli na proste nogi. Kiedy się rozejrzałem Tao stał już przy oknie i zaciskał rękę na pistolecie a Kai stał tuż przede mną.
            - Tao co- zaczął L.Joe
            - Cicho chyba nas znaleźli.
I z tymi słowami zgasił kominek, który był jedynym źródłem światła. W chatce zapanowała ciemność. Jedyne, co widziałam to plecy Kaia przede mną i podłużne sylwetki osób, dookoła których już jednak nie byłam w stanie rozpoznać. Lu chyba stał przy drzwiach, bo mógłbym przysiąść, że widziałem ruch jego ogona. Przez malutkie okienko w chatce przez które z daleka wyglądał Tao widziałem tylko światła latarek padające z głębi lasu.
            - Są jeszcze daleko możemy uciec tylnym wyjściem- szepnął Lu i gdyby powiedział to o ton ciszej na pewno bym nie usłyszał.
            - Sprawdź to najpierw- szepnął Tao. Lu przemknął w ciemności i znikł na kilka sekund zanim powrócił na środek salonu. Widziałem jego odstające uszy i ogon. Powiedział coś ale nic nie usłyszałem za to Tao tak.
            - Złapcie się za ręce i uważajcie dookoła by nic nie zrzucić. Lu poprowadzi nas do wyjścia- powiedział. Kai mocno zacisnął swoja dłoń wokół mojej po czym poczułem lekkie szarpniecie. Małymi krokami idąc równo zaszliśmy do tylnego wyjścia. Wydawało się, że ta chatka nie ma końca. Szliśmy tak mozolnie powoli ale nikt nie chciał zrobić żadnego hałasu. Kiedy dostrzegłem małe okienko, które zapewne było częścią drzwi odetchnąłem z ulgą. Mimo iż przed nami zapowiadał się długi i strasznie męczący bieg nie mogłem się doczekać. Chciałem wybiec z tej chatki i biec przed siebie ciągnąc za sobą Kaia byle by być jak najdalej od tych ludzi. Nie ważne było to czy miałem biec kilometr, dwa czy dwadzieścia. Chciałem już być daleko od nich. Kiedy Lu cicho uchylił drzwi uderzyło we mnie zimne powietrze. Zadrżałem lekko przez co Kai przyciągnął mnie bliżej siebie. Był tak strasznie ciepły, że nie wiedziałem czy chce się od niego odsunąć czy przysunąć jeszcze bardziej. Kiedy już wszyscy byliśmy na zewnątrz tao rozejrzałem się dookoła.
            - Biegnijcie przed siebie jak najszybciej dacie rade. Będziemy z Lu tuż za wami- szepnął Tao. Wszyscy pokiwaliśmy głową, ale to dopiero Lay ruszył ciągnąc za rękę Mimi a ta Chena. Kai pociągnął mnie za sobą i kiedy ostatni raz zerknąłem na Tao i Lu chłopak pogłaskał Lu po głowie szepcząc coś cicho i podając młodemu wilkowi broń ruszył w jedną stronę a Lu w drugą. Odwróciłem szybko głowę każąc moim nogom przyspieszyć. Cała nasza siódemka biegła razem wszyscy w tym samym tępię, nie za szybko by nie zmęczyć się od razu jednak też nie zbyt wolno. Po niecałych pięciu minutach po chatce za nami nie było śladu a przed nami był tylko las i księżyc, który ledwo przebijał się przez gęste liście drzew. Spojrzałem na Kaia, który biegł tuż obok mnie. Wyglądał tak spokojnie, że gdybym nie dostrzegł mocno zaciśniętej szczęki nigdy bym nie powiedział, że się denerwuje. Ścisnąłem mocniej jego rękę zwracając na siebie jego uwagę. Uśmiechnął się do mnie jakby chcąc mnie uspokoić i trochę się mu udało. Spojrzałem znów przed siebie przyspieszając trochę. Czułem, że jesteśmy już daleko. Kiedy wbiegliśmy na świeżą cześć lasu porośnięta malutkimi drzewami obiegliśmy ją by nie zniszczyć żadnych drzewek i nie zostawić za sobą śladów.
            Po pięciuset metrach niskich iglaków zobaczyliśmy jedyne pusta rozkopaną ziemie pewnie przygotowana na zasadzenie kolejnych drzewek. Gdzieś katem oka zobaczyłem jakiś ruch i byłem pewny, że to Lu dopóki Kai nie ścisnął boleśnie mojej reki i odbiegł razem z resztą od krawędzi lasu. Mimi i Kai patrzyli w stronę jednej strony lasu przestraszeni i czułem, że na pewno jest coś nie tak. Jednak zanim zdążyliśmy przebiec całą rozkopana pustkę przed nami by wbiec znów do lasu przed nami pokazały się dwie sylwetki. Błagałem by był to Tao i Lu ale ta druga nie miała uszu i była tej samej wielkości co pierwsza. Skręciliśmy gwałtownie a mi powoli brakowało powietrza. Dookoła nas stali ludzie. I wiedziałem, że nie są to leśnicy ani nikt, kto byłby chętny nam pomóc. Wręcz przeciwnie. Podniosłem głowę do góry słysząc wycie, wiedziałem, że to Lu, ale był strasznie daleko i martwiłem się, że Tao coś się stało, ale sekundę później zobaczyłem dwóch ludzi padających na ziemi. Widziałem, że wszyscy zesztywnieliśmy. Lu i Tao byli gdzieś tutaj ukrywali się w koronach drzew i tylko w nich była nasza nadzieja. Kiedy kolejny dwaj ludzie padli na ziemie czułem, że nam się uda. Ale zza naszych pleców od strony chatki zobaczyłem światła latarek. Po chwili na ziemie spadł wyjący z bólu Lu a za nim związany Tao a w moich oczach pokazały się łzy.
            - Nie chcemy wam zrobić krzywy. Po prostu oddajcie nam hybrydy a wy pójdziecie wolno- usłyszałem głos Myungsoo i aż zawrzało we mnie. Pociągnąłem Kaia tak by stał tuż obok mnie wbijając mu paznokcie w skórę. Widziałem, że Chen i Byunghun stanęli, przed Mimi która patrzyła przed siebie przerażona z uszami schowanymi we włosach. Rzuciła nam krótkie przerażone spojrzenie zanim wbijał swoje palce w tył koszuli Chena przykładając czoło do jego pleców. Przez ludzi z latarkami zza naszych pleców teraz dobrze widziałem przed sobą Myungsoo i dwóch mężczyzn mierzących do nas z pistoletów. To nie był taki jak Tao, pełen strzałek z środkami nasennymi. To była prawdziwa broń i czułem, że zaczyna kręcić mi się w głowie.
            - To nasze ostatnie ostrzeżenie. Oddajcie nam hybrydy po dobroci albo dobierzemy wam je siłą- powiedział znudzonym głosem Myungsoo i jakby na potwierdzenie jego słów w nasza stronę przysunęło się o kilak kroków sześciu mężczyzn z karabinami.
            - Baek puść mnie, błagam. Baek puść mnie dam sobie radę, błagam cię- szeptał Kai. Czułem jego oddech na mojej szyi bo sam nie wiem kiedy stanąłem tuż przed nim jednak nadal trzymałam mocno w swoich dłoniach jego rękę. Pokręciłem głową a z jego gardła usłyszałem cichy jęk. Mimi kręciła głową, kiedy Chen coś do niego mówił i widziałem, że płacze. Myungsoo powiedział coś do mężczyzny stojącego obok niego a tamten machnął tylko ręką. Szóstka mężczyzn ruszyła w nasza stronę i zanim mogłem cokolwiek pomyśleć, cokolwiek zrobić ktoś złapał mnie za włosy i rzucił na ziemie. Mężczyzna próbował złapać Kaia ale ten zdążył się uchylić zanim uderzył go bronią w głowę. Mimi wskoczyła oprawcy na plecy i podrapała go po twarzy. Kiedy spojrzałem przed siebie ten sam facet celował w Kaia z karabinu. Poderwałem się na równe nogi uchylając się przed wielką łapą jednego z nich. Zdążyłem złapać Kaia za rękę zanim kula trafiłaby w jego nogę. Poczułem ulgę kiedy biegłem z Kaiem w stronę lasu. Szarpnąłem nim mocno by przyspieszył i wtedy usłyszałem kolejny huk strzału. Zamarłem w miejscu. Odwróciłem się w stronę Kaia, który nadal mocno trzymał moja dłoń, ale ja… ja ledwo to czułem. Ostatnie co zobaczyłem to krew dookoła mnie.

Kai

Nagle wszystko ucichło. Z chwilą kiedy ciało Baekhyuna lekko opadło nieruchome na ziemi wszystko ucichło. Cała szamotanina, wszystkie krzyki, jęki i wycie. Nastała cisza. Nie widziałem co się dzieje bo jedyne na co patrzyłem to Baekhyun. Mój Baekhyun leżący na ziemi cały we krwi… martwy. Na mojej dłoni dalej czułem ciepło jego dłoni zanim ta bezwładnie wyślizgnęła się z mojego uścisku. Gdzieś za mną usłyszałem krzyk o tym, że wszyscy maja się wycofać, ale nie zwróciłem na to uwagi. Ruszyłem w stronę Baekhyuna ignorując ludzi przebiegających obok mnie. Moje kolana bezwiednie uderzyły o podłoże i kilka dzielących mnie od ciała Baekhyuan centymetrów pokonałem na czworaka. Jego ciało nadal było tak samo ciepłe ale bałem się go dotknąć. Moje brudne ręce zawisły nad jego twarzą zanim postanowiłem wytrzeć je w moje i tak już brudne spodnie. Po chwili położyłem moje dłonie na jego policzkach. Jego oczy nadal były otwarte i miałem wrażenie, że patrzy prosto na mnie, tak czule jak zwykle i jakby ze spokojem. Już nie musiał się o nic martwić…
Zamknąłem jego oczy moja dłonią i przyłożyłem moje czoło do jego błagając cicho by tylko udawał.
            - Kai…- Lay stał tuż za mną trzymając mnie mocno za ramie. Słyszałem, że jego głos drży. Mimi płakała gdzieś z tyłu słyszałem to. Tao odwiązał już Lu i czułem ze stoją tam jak najdalej. Czułem jak wszyscy nagle się uspokajają jednocześnie spinając lekko. Z mojego policzka spłynął łza która wylądowała na ustach Baekhyuna. Pochyliłem się i scałowałem moją własną łzę z zimnych już ust Baekhyuna.
            - Kai… zadzwoniliśmy na policje ale musimy już iść…- powiedział ściskając mnie za ramie. Pokiwałem tylko głową odsuwając się od Baeka.
            - Kai… tak mi przykro- powiedział Kyungsoo niemal natychmiast przytulając mnie do siebie. Cały się trząsł i nie byłem pewny czy z zimna czy z płaczu. Poklepałem go lekko po plecach chyba nadal do mnie nie dotarło to, że miłość mojego życia leży martwa w błocie kilka metrów ode mnie.
            Rozejrzałem się dookoła. Mimi schowała swoją głowę miedzy szyje a ramię Jongdae i płakała. Lay stał obok z telefonem w ręku. Tao i Lu nagle zniknęli i w sumie im się nie dziwiłem. Lu nie powinno tu być a Tao był ścigany, musi uciekać. Moje spojrzenie padło na L.Joe. Poczułem gniew widząc jego postać ze spuszczoną głową. Wyczułem u niego zdenerwowanie. Odsunąłem od siebie Kyungsoo i już miałem ruszyć w jego stronę kiedy Lay hyung mocno złapał mnie za ramie. Ale to mnie nie powstrzymało.
            - To wszystko twoja wina!- Krzyknąłem patrząc na Byunghuna. Z moich oczu już swobodnie spływały łzy kiedy wręcz z nienawiścią krzyczałem w stronę L.Joe.- To ty go tu sprowadziłeś! Pokazałeś mu gdzie mieszkamy i jak wyglądamy! To wszystko przez ciebie i twoja bezmyślność!- Krzyknąłem ostatni raz zanim Yixing zamknął mnie w uścisku opadając ze mną na kolana.
            - T-tak… masz racje, to prawda ja… ja to wszystko moja wina- usłyszałem tylko jak Byunghyun mówi to zanim oddala się od miejsca, w którym byliśmy. Mimi krzyknęła coś za nim ale Chen nie pozwolił jej za nim pójść. Z pomocą Laya i D.O wstałem z ziemi i to oni cały czas podtrzymywali mnie kiedy uciekaliśmy z tego cholernego miejsca gonieni jedynie przez syreny samochodów policyjnych. Ich światła już do nas nie dotarły. Mimi sprowadziła nas do chatki przed która stały samochody i wszyscy wróciliśmy do domu. No… nie wszyscy.  
++++++++++
BEZ BETY
Ostatni rozdział.
Został tylko epilog,..
G,G

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

"My Kitten" - Seventeen Puds

17.


Rano nie obudziło mnie wpadające do sypialni słońce tak jak zazwyczaj, tym bardziej nie budzik, którego od powrotu do domu nie używałem.
Obudził mnie delikatny ból w dolnych częściach mojego ciała i coś jeszcze. Coś, co niwelowało ból i odwracało od niego uwagę. Uchyliłem delikatnie wargi by móc wypuścić delikatne westchniecie, kiedy usta Kaia wesoło manewrowały po moim karku, szyi i nagich ramionach. Było mi przyjemnie ciepło a ogon Kaia spoczywał wygodnie na moim udzie. Jedna jego ręka gładziła delikatnie moje biodro, podczas gdy plecy przyciśnięte były do jego piersi. Chciałem się odwrócić, ale zanim to zrobiłem pomyślałem, że może się to skończyć dość boleśnie wiec leżałem na łóżku i pozwalałem by usta Kaia delikatnie drażniły moja wrażliwą skórę na karku a ręka z biodra zsuwała się coraz niżej. Westchnąłem lekko, kiedy jego ręka wylądowała miedzy moimi nogami. Nadal byłem odrobinę zmęczony, ale dobrze wiedziałem, że to nie będzie trwało tak krótko. Że Kai potrzebuje tego. Odwróciłem się delikatnie na plecy z zadowoleniem odnotowując brak rozrywającego mnie na części bólu i zanim zdążyłem powiedzieć chodź słowo czy otworzyć szerzej oczy, jego usta wylądowały na moich sprawiając, że z wnętrza mojego gardła wydobył się cichy warkot. Ręka Kaia przyspieszyła a ja złapałem się mocno jego ramion pozwalając by jego wścibski język zaczął wędrować po wnętrzu moich ust. Chciałem go odepchnąć, ale nie mogłem. Poddałem się mu już całkowicie i pozwoliłem na wszystko.

Kiedy obudziłem się drugi raz był już wieczór. Kai siedział miedzy moimi nogami, całkowicie ubrany i przyglądał mi się machając ogonem, kiedy tylko zobaczył, że otworzyłem oczy. Wyglądał uroczo. Miał na sobie długie granatowe spodnie i jedną z jego ulubionych bluz w stylu kurtek, które nosili amerykańscy footboliści w collegu. Pod nią miał czarna koszulkę z napisem „ I’m a cat! MEOOOW~!”, Kiedy uśmiechnąłem się do niego delikatnie pochylił się by mnie przytulić.
- Dobrze się czujesz, hyung?- Zapytał cicho wprost do mojego ucha.
- Jak na razie jest okey- powiedziałem drapiąc go za uchem, po czym usiadłem krzywiąc się lekko. Kai zrobił przestraszoną minę, podczas kiedy ja się przeciągnąłem.- Nic mi nie będzie. Mam nadzieje, że jest coś do jedzenia, bo jestem głodny- jęknąłem. Kai zaśmiał się i pokiwał głową schodząc z łóżka. Odrzucił kołdrę, która mnie przykrywała na bok zanim z moich ust wydobył się jęk protestu, bo w końcu jestem nagi, ugrzązł mi w gardle. Nie byłem całkowicie nagi. Miałem spodnie. Nie skomentowałem tego, więc przesunął się na brzeg łóżka a Kai schwycił mnie szybko biorąc na ręce. Nie chciało mi się nawet mówić, że mogę iść sam. Byłem naprawdę zmęczony.
Kai posadził mnie delikatnie na kanapie i postawił kubek z kawa i kanapki. Bez zastanowienie rzuciłem się najpierw na talerz a później wypiłem prawie połowę napoju z kubka, po czym oparłem się o mojego kocura.
- Pycha- powiedziałem a Kai zaśmiał się całując mnie w czubek głowy.
- To dobrze, że ci smakowało, hyung- powiedział zadowolony.
- Czujesz się już lepiej?- Zapytałem przecierając oczy dłońmi.
- Myślę, że to już koniec- powiedział marszcząc brwi. Podniosłem się gwałtownie, przez co po chwili się skrzywiłem.
- Naprawdę?- Zapytałem zaskoczony.
- To…to w sumie były cztery dni- powiedział a ja zmarszczyłem swoje brwi. W sumie to prawda. Przez dwa dni ode mnie uciekał, wczoraj było…no...ekhm no i jeszcze dzisiaj. Pokiwałem głową z uśmiechem.
- To, kiedy następny raz?- Zapytałem szturchając go w bok. Kai spojrzał na mnie rozbawiony z góry uśmiechając się półgębkiem.
- A co? Nie możesz się już doczekać?- Zapytał, po czym zaśmiał się z mojej miny.
- Nie, chce się przygotować- burknąłem, na co Kai zaśmiał się znów cichutko obejmując mnie swoim ramieniem.
Resztę wieczora spędziliśmy oglądając filmy. Kai oglądał a ja przysypiałem na jego ramieniu budząc się, co jakiś czas, gdy następował wybuch jakiejś ciężarówki w filmie. Kiedy zasnąłem poczułem ostatkiem sił, że Kai mnie podnosi. Uśmiechnąłem się lekko zanim całkowicie odpłynąłem.

Miałem przyjemny sen, który oczywiście był pełen Kaia i innych ważnych dla mnie osób. Wszystko było w takich pastelowych kolorach, przyjemnych. Kiedy zapadałem się coraz mocniej w ten sen czując miękkość, która zaczęła mnie otaczać Kai nagle szarpnął mocno za moje ramie wbijając w nie paznokcie. Syknąłem z bólu odwracając się do niego.
- Kai, co do cholery?- Warknąłem próbując dojrzeć go w ciemności.
- Ktoś jest w domu- powiedział a ja zamarłem z ręką przy lampie.
- Kto?- Wszeptałem.
- To…Tao- Powiedział, po czym usłyszałem jak wyplątuje się z kołdry.- Krew- powiedział a ja zerwałem się tuż za nim ignorując nadal utrzymujący się ból mojego tyłka.
- Co krew…Kai!- Syknąłem, kiedy jego głowa zniknęła w szafie.
- Tao pachnie krwią, hyung ubierz się- powiedział szybko rzucając we mnie dresowymi spodniami i jego własną bluzą. Nie powiedziałem nic wykonując jego polecenia. Był ubrany szybciej ode mnie, więc po chyli sam pomagał mi zapiąć guziki tej bluzy, bo ręce za bardzo mi się trzęsły.
- Idź do niego- powiedziałem, kiedy zakładałem skarpetki. Kai zniknął niemal natychmiast, a ja popędziłem zaraz za nim. Kiedy moje stopy dotknęły podłogi w salonie zapaliłem światło powstrzymując krzyk, który gnieździł się w moim gardle.
Tao wyglądał strasznie. Jedną ręką opierał się o oparcie kanapy, podczas gdy z drugiej strony przytrzymywał go Kai. Jego koszulka była poszarpana i cała zakrwawiona. Jego twarz była opuchniętą i poharatana. Zagryzłem wargę spodziewając się, jakie słowa zaraz opuszcza opuchnięte i zakrwawione usta Tao.
- Musimy uciekać.

Siedząc w samochodzie starałem się nie patrzeć na Laya, który opatrywał wciąż krwawiące rany Tao. Kyungsoo mocno zaciskał dłonie na kierownicy mojego samochodu.
- Jak do tego doszło? Gdzie jest Lu?  - Zapytałem odwracając się w końcu by spojrzeć na tylne siedzenie. Tao skrzywił się, kiedy Yixing przemywał jego rany.
- Ugh Lu pobiegł do Byunghuna by zabrać Mimi i Jongdae w umówione miejsce.
- Okey, ale co ci się stało? - Zapytałem znów przyglądając mu się jak z trudem siadał miedzy Layem a Kaiem.
- Byłem w organizacji.
- CO? ! Po co?- Krzyknął, Kyungsoo. Tao westchnął opierając się wygodniej na tylnym siedzeniu.
- Chciałem zniszczyć ją od środka. Udało mi się wejść do środka, zniszczyłem kilka ważnych sal i sprzętów, ale nie zdążyłem uciec. Wypuścili jakieś dziwne hybrydy psa z jakimś innym zwierzęciem. Wilkiem? Tygrysem? Sam nie wiem - jęknął kaszląc.- Tak czy inaczej kilka zdążyło mnie nieźle pogryźć zanim uciekłem- dodał na koniec.
- Ale jak to? Oni cię nie śledzą czy coś? - Zapytał Lay.
- Wysadziłem polowe budynku myślę, że wystarczyło mi czasu by zniknąć im z oczu chodźmy na to by znaleźć się u Baekhyuna. Skoro teraz jedziemy musza znów nas wytropić a nie maja sprzętu. Mam taką nadzieje- powiedział cicho. Opadłem na fotel zerkając w lusterko by spojrzeć na Kaia. Kocur miał poważna minę i wyglądał przez okno. Miałem nadzieje, że uda mm się znów uciec gdzieś daleko na tyle długo by Tao wrócił do zdrowia. Jednocześnie martwiłem się o Mimi i Chena. Oby Lu zdążył dobiec na czas by ich ostrzec zanim ci psychiczni ludzie ich znajdą. Przymknąłem oczy starając się zatrzymać napływające do moich oczu łzy. Wiedziałem dobrze, że nie możemy zostać w domu już na zawsze, ale w głębi duszy liczyłem, że kiedy nadejdzie moment wyjazdu będzie on odbywał się na spokojnie z jakimś planem. Tego, co odbywało się w tym momencie nawet nie śniłem w koszmarach. Jeszce kilka godzin temu leżałem w ciepłym i miękkim łóżku z ukochaną osoba i nigdy nie pomyślałbym, że taki idealny dzień zmieni się w piekło. Na prawdę chciało mi się płakać. Wzdrygnąłem się zaskoczony, kiedy ręce Kaia znalazły się na moich oczach.
- Jak, co ty...?
- Nie płacz, hyung błagam - szepnął cicho. Staliśmy na stacji benzynowej. Lay przemycał Tao do łazienki, kiedy D.O odwracał uwagę dyżurującego mężczyzny. Głos Kaia był cichy i delikatnie drżał wiec natychmiast odwróciłem się w jego stronę. Po jego policzkach spływały łzy.
- Kai nie płacz kotku- powiedziałem wycierając dłońmi jego łzy. Kai odsunął moje dłonie sam wycierając swoje policzki.
- Przepraszam.
- To nic, wszystkim jest nam smutno tylko nie płacz już
- To wszystko przeze mnie- powiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony kręcąc głową, po czym przecisnąłem się miedzy dwoma przednimi siedzeniami by dostać się do niego na tylna kanapę. Przycisnąłem go mocno do siebie dalej kręcąc zaszokowany jego słowami głową.
- Nie to nie jest twoja wina. To nie jest niczyja wina. Winna jest tylko ta nienormalna organizacja nikt z nas słyszysz? - Zapytałem. Kai pociągnął nosem i pokiwał delikatnie głową. Pocałowałem go w czubek głowy wdychając zapach jego włosów. Chciałem się odrobinę uspokoić, ale nie mogłem. Wiedziałem, że Kai słyszy jak szybko bije mi serce.
- Jedziemy dalej- powiedział D.O wsiadając do samochodu, czym sprawił, że podskoczyłem przestraszony. Pocałowałem Kaia przelotnie w usta wracając na swoje miejsce. Tao wygląda o wiele lepiej zwłaszcza, że miał czystą koszulkę z jakimś głupim napisem, ale to nie miało znaczenia. Kyungsoo po chwili ruszył z piskiem opon pytając Tao gdzie powinien się udać.

Jechaliśmy kilka dobrych godzin po pustej drodze zanim na skrzyżowaniu dwóch dróg nie natknęliśmy się na samochód L.Joe. Kyungsoo prawie w nich wjechał. Kiedy w końcu zdecydowali, który jedzie przodem po kilku minutach zjechaliśmy na jakiś zjazd w lesie. Lu siedział na tylnym siedzeniu razem z Jongdae. Wilk głaskał po plecach mężczyznę, który chyba spał wspierając się na swoich rekach opartych o kolana. Mimi z czapka na głowie wyskoczyła szybko z samochodu zanim ten zdążył się całkowicie zatrzymać. Huk drzwi obudził Chena, który podniósł się gwałtownie rozglądając. Lu poklepał go po głowie i wskazał ręką na Mimi, który patrzyła zdenerwowana i zmartwiona na Tao.
- Co teraz?- Zapytała. Tao siedział dalej w środku samochodu, jedynie jego nogi opierały się o ziemie. Rana na jego ramieniu i nodze wciąż broczyły krwią i zaczynałem się poważnie o niego martwic.
- Musimy znaleźć miejsce gdzie się ukryjecie- powiedział Tao. Lu podszedł do niego z płasko położonymi uszami tuż przy głowie, po czym wcisnęła się miedzy jego nogi przytulając mocno. Tao westchnął lekko głaszcząc wilka po włosach.- Tutaj możemy zaplanować przyszłą podróż. Nie możemy tu zostać zbyt długo, jest zbyt niebezpiecznie. Powinniśmy udać się do jakiegoś dużego miasta ono odstraszy tych ludzi. Będą się bali, że się ujawnią- dodał Tao, podczas gdy Lu siedział przed nim na ziemi i kombinował coś z jego rana na udzie. Kai ściskał mocno moją rękę i bałem się, że znów zacznie płakać. Nie chciałem by płakał. Ścisnąłem jego dłoń próbując dać mu do zrozumienia, że wszystko będzie dobrze. Jongdae wygramolił się z samochodu i przygarnął do siebie ramieniem Mimi. Dziewczyna niemal natychmiast zaczęła płakać. Moje spojrzenie powędrowało w stronę Byunghuna który złożył ręce na kierownicy i oparł o nie czoło. Musiał czuć się strasznie. Pewnie był też zmęczony. Lay podał Lu bandaże i jakieś inne specyfiki i oboje zabrali się za opatrywanie Tao. Kyungsoo przeglądał w telefonie mapy do najbliższego miasta a ja razem z Kaiem tak stałem. Podniosłem głowę by spojrzeć na powoli rozjaśniające się niebo. Otaczały nas wysokie drzewa. Kilka ptaków właśnie poszybowało w górę a ja powędrowałem za nimi spojrzeniem. Po chwili stały się małymi punkcikami na błękitnym niebie. Kai przytulił mnie od tyłu chowając swoją głowę w zgłębieniu mojej szyi. Poklepałem go po złączonych na moim brzuchu dłoniach by później ścisnąć je delikatnie. Las wydawał się taki spokojny. Z żadnej strony nie dochodziły nas żadne odgłosy. Jakby ptaki wciąż spały. Jakby ten las był całkowicie pusty. Rzuciłem okiem na kilka drewnianych ławek pod także drewnianym zadaszeniem. Były bardzo blisko linii drzew i nie wiem, dlaczego bałem się tam iść. Czułem się bezpiecznie stojąc na samym środku tej dziwnej polany. Stałem tyłem do jednej ze ścian a przodem do nierównej drogi prowadzącej z powrotem na betonową jezdnie. Jak na razie zauważyłem jedynie jeden ciężarowy samochód, który przejeżdżał tą droga. Cichy syk Tao wyrwał mnie z moich rozmyślań i obserwacji. Lu zaciskał mocno pasek nad raną Tao a Lay chyba ja zszywał. Odwróciłem głowę widząc kapiącą krew na zielona trawę. Kilka kropel spływało po źdźbłach. To był staranie mocny kontrast, maiłem wrażenie, że mnie oślepia. Zrobiło mi się słabo i Kai chyba to wyczuł, bo wzmocnił swój uścisk na wypadek gdybym zemdlał. Mimi uspokoiła się i razem z Chenem siedzieli w samochodzie rozmawiając cicho. Jongdae trzymał w dłoniach drobną twarz kotki a ona kiwała, co chwile głową na jego słowa. Byunghun kręcił się odrobione dalej od samochodu dając tym samym trochę prywatności dwójce wewnątrz jednak nie zbliżał się no naszej pozostałej piątki. Niepokoiło mnie jego zachowanie. Odrobinę się martwiłem.
- Byunghun, wszystko dobrze?- Zapytałem. Chłopak w końcu się zatrzymał i spojrzał na mnie rozkojarzony.
- Tak, jestem trochę zdenerwowany….i zmęczony- dodał po chwili a ja kiwałem głowa widząc jego niemrawy uśmiech. Kyungsoo mruknął coś, że znalazł hotel, Tao pół leżał w środku samochodu a Lay tłumaczył coś Lu, ale widać było, że oboje są zadowoleni z pracy, jaka wykonali. Mimi zasnęła na kolanach Chena.
- Jedziemy?- Zapytałem Kyungsoo.
- Za chwile. Musze tylko przesłać mapę L.Joe i wracamy do normy- powiedział ze słabym uśmiechem ruszając w stronę Byunghuna. Westchnąłem ciężko. Znów przeprowadzki z miejsca na miejsce. Jednak jest to lepsze niż znów szukanie Kaia po całej Korei i ściganie się z czasem. Uśmiechnąłem się delikatnie w stronę kocura, który spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- Będzie dobrze- powiedziałem siląc się na pewny uśmiech. Kai pokiwał jedynie głowa i łapiąc mnie za rękę ruszył w stronę samochodu.
++++++++++
BEZ BETY
Hym... pewnie jesteście źli co nie? XD
Miłych wakacji ^^
G.G