niedziela, 15 grudnia 2013

"My Kitten": Ten Puds

       10.


       Rano czułem się dość dziwnie. Tak jakbym był bardzo…pobudzony. Uderzyłem się w czoło rozglądając po pokoju. Kai spał tak, że jego noga leżała między moimi. Tak to zapewne było to. Uwolniłem się od jego długich kończyn i zerknąłem na swoje spodnie niezadowolony, po czym ruszałem do łazienki. Kiedy wróciłem Kai rozwalił się na całym łóżku. Chwile tak na niego patrzyłem czekając aż zmieni pozycje. Kiedy leżał na boku ułożyłem się na materacu ale było mi jakoś niewygodnie. Przywarłem całym ciałem do jego pleców i westchnąłem. Jednak tak też było źle. Zerknąłem na zegarek. Była szósta nie ma mowy że zacznę coś robić bo umrę. Chciałem jeszcze spać. Wstałem i obszedłem całe łóżko dookoła kucając przed twarzą Kaia. Jak zwykle kiedy spał wyglądał pięknie. Idealnie wręcz. Odgarnąłem kilka kosmyków z jego twarzy i oparłem brodę na materac z lekkim uśmiechem. Obserwowanie Kai podczas snu było moim ulubionym zajęciem zwłaszcza że nie często miałem do tego możliwość. Kai wstawał wcześniej ode mnie. Czemu lubiłem patrzeć na Kai kiedy spał? Nie rozpraszał mnie swoimi oczami i przeszywającym na wskroś spojrzeniem ani żadnym powalającym na łopatki uśmiechem stulecia. Był spokojny. Mogłem wyczytać wszystkie emocje, jeśli jakiekolwiek pojawiały się na jego twarzy. Oparłem policzek na dłoniach dalej na niego patrząc. Gdzieś czytałem, że mimo iż ludzie śpią to mózg i tak dostrzega to, że ktoś się na nas patrzy. Niektórzy zwyczajnie to ignorują, tak jak Kai a niektórzy nie znoszą i od razu to wyczuwają, tak jak ja. Podniosłem dłoń widząc między brwiami kota delikatną zmarszczkę i przyłożyłem do czoła Kai palec wygładzając ją. Nawet to go nie obudziło. Dobrze zdawałem sobie sprawę, że słyszy nawet mój cichy oddech. Ale nie przejmowałem się tym teraz. Lay wkurzony leżał na łóżku obok a jedno jak zwykle było puste. Miałem gdzie spać, ale chciałem leżeć z Kai. Westchnąłem cicho przymykając powieki. Kiedy je otworzyłem prawie krzyknęłam, ale zabrakło mi powietrza. Oczy Kaia były szeroko otwarte a jego mina wyrażała nie więcej nie mniej, co zaciekawienie. Jak zazwyczaj.
            - Ja…ekhm…e- jak zwykle włączyło mi się jąkanie zwłaszcza, kiedy Kai patrzył tak bez słowa. Obserwował każda zmianę na moje twarzy.- Um…ja chyba…- w tedy poczułem dłonie na swoich ramionach. Zostałem dość brutalnie wciągnięty na łóżko i przyszpilony do materaca z Kai siedzącym na moich biodrach. Moje ręce trzymał w swojej jednej dłoni i patrzył na mnie z lekko przekrzywioną głową. Totalnie mnie zatkało i sytuacja była naprawdę dziwna. Przełknąłem ślinę widząc nieznane dotąd spojrzenie Kai. Miało w sobie takie dziwne emocje, których chyba jeszcze u niego nigdy nie widziałem.
            - Hyung- zaczął szeptem zdając sobie sprawę, że Lay, mimo iż ma mocny sen to jednak pamięta to, co słyszy śpiąc. Wkurzające. Westchnął przechylając głowę na drugą stronę zagryzając wraże jakby był…zirytowany? Zmarszczyłem brwi.- Dlaczego mi to robisz?- zapytał a ja otworzyłem szeroko oczy.
            - C-co?- Wyjąkałem czując, że uścisk na moich nadgarstkach jest nieznośnie palący tak samo jak ciężar na biodrach i wzrok Kai.
            - Dlaczego się tak zachowujesz? Nie jestem już dzieckiem. Powinieneś dobrze o tym wiedzieć- powiedział a ja dalej nie rozumiałem. A może nie chciałem zrozumieć tego, co chciał mi przekazać. Dalej patrzyłem na niego zaskoczony. Kai westchnął puszczając moje ręce za to opierając swoje po bokach mojej głowy patrząc uważnie w moje oczy.
            - Drażnisz się ze mną hyung- szepnął cicho a ja wstrzymałem powietrze. Jego oddech owiał moją twarz a ja czułem delikatny zapach tej cholernej wanilii i truskawek. Zacisnąłem usta w wąska linię.
            - Nie prawda Kai zejdź-
            - Nie- przerwał mi. Wydawał się być zdenerwowany. Zagryzłem wargę.- Nie wiem czy robisz to specjalnie, ale mam wrażenie, że tak. Najpierw u L.Joe hyunga, później w domu…i teraz. Wiesz, że ja naprawdę chciałbym…ale nie zrobię tego, bo mi nie pozwalasz. Wiec zdecyduj się hyung- powiedział schodząc ze mnie i siadając obok.- Zdecyduj się, czego ode mnie oczekujesz- powiedział pochylając się i całując mnie delikatnie położył się obok mrucząc ciche ‘dobranoc’. Dalej z szeroko otwartymi oczami oddychałem lekko. Kai miał odsunięte ramie tak bym mógł go przytulić, ale pierwszy raz się zawahałem. Naprawdę to robiłem? To nie było specjalnie ja…po prosu tęskniłem. Przełknąłem ślinę zdając sobie sprawę, że naprawdę sądziłem, że Kai jest na tyle młody i głupi, że niej zrozumie. Myliłem się. Spędziłem kolejne półtorej godziny leżąc w bezruchu gapiąc się na sufit dopóki Lay nie spadł z łóżka budząc Kai, który na przywitanie tylko pocałował mój policzek i zajął łazienkę. Nie byłem pewny czy pójdziemy dziś na spacer.

            Lay nie mógł przestać się na mnie gapić, kiedy tego ranka zobaczył mnie na łóżku.
            - Wyglądasz jakbyś przeżył zawał…- mruknął patrząc na mnie uważnie.
            - Bo tak było- mruknęłam. Chłopka uniósł brew a ja tylko pokręciłem głową.- Nie ważne- mruknąłem szybko ubierając się, ruszyłem na dwór. Dziś mieliśmy jechać w kolejne miejsce i już na sama myśl, że mam tyle siedzieć z Kai w samochodzie przyprawiała mnie o dreszcze. Uderzyłem głową we własne kolana siedząc na ławce przed hotelem.
            - Ten kot mnie wykończy- burknąłem do siebie.
            - Ty chyba jego pierwszy- podskoczyłem w miejscu słysząc głos Kyungsoo, który stał tuż przede mną z rekami w kieszeniach i uśmiechał się zadowolony.
            - Wy WDSZYSCY chcecie mnie wykończyć- burknąłem marszcząc brwi a on tylko kiwnął zadowolony głową siadając obok mnie. Wyprostował nogi i spojrzał na mnie.
            - To co znów zrobił Kai?- Zapytał. Potargałem się po włosach.
            - Ah…po prostu jest- mruknąłem zbywająco a on zaśmiał się.
            - Jakby samo istnienie Kai było problemem nie żyłbyś od czterech lat- powiedział a ja odrzuciłem głowę do tyłu. Kai właśnie wyszedł na dwór razem z Mimi i Jongdae. Szli chyba do sklepu. Dziewczyna wyglądał strasznie drobno przy Kai i nawet przy Jongdae. Cała trójka odwróciła się i pomachała nam a ja miałem wrażenie, że Kai uśmiecha się za szeroko. Odmachaliśmy im a D.O zaśmiał się znów.
            - Jezu, co cię tak śmieszy?
            - Na serio…co zrobił Kai? Wyglądasz jakby prawie cię zgwałcił w nocy- powiedział machając nogami i nie przestając się uśmiechać. Spojrzałem na niego marszcząc brwi a on przestał się poruszać.- Kai cię zgwałcił?!- pisnął.
            - Nie dupku!- Krzyknąłem uderzając się w głowę a on odetchnął z ulgą.
            - To w takim razie prawie cię zgwałcił, ale dlaczego?- Zapytał a ja znów zmarszczyłem brwi.
            - Bo się na niego patrzyłem- powiedział a Kyungsoo uniósł brwi.- Jak spał- dodałem.
            - Okey to jest zboczone Baekkie- powiedział a ja uderzyłem go mocno.- Żartuje, ale nadal dziwne- powiedział rozmasowując ramie.
            - No, bo jak śpi to wygląda uroczo i…
            - Zboczeeenieeeec!- Zawył Lay a ja schowałem głowę miedzy nogi.- Wszystko słyszałem zboczeńcu- powiedział Yixing a ja nawet nie podniosłem głowy. Lay całkowicie na luzie streścił poranną akcję między mną i Kai, Kyungsoo. Nie widziałem jego reakcji, bo dalej miałem głowę miedzy własnymi nogami. Nienawidzę Yixinga…on podsłuchuję zawsze nawet jak śpi.
            - Okey to poważna sprawa Baek- mruknął Kyungsoo a ja tylko prychnąłem. Jakbym nie wiedział.- Kai nie jest cholernym dzieckiem i to straszne, co mu robisz- powiedział a ja spojrzałem na niego przerażony. Zaśmiał się.- Mówiłem, że się podniesie?- Zwrócił się do Laya a ja tylko jęknąłem. Nie wierzę, że to moi przyjaciele.
            - Dobra, ale teraz do rzeczy- powiedział Yoixing zwracając się twarzą w moja stronę.- Nie podpuszczaj do cholery Kai. Wiesz, ja ci się tam nie dziwie, że się tak do niego lepisz- zmrużyłem oczy a on tylko machnął na mnie ręką.- Ale weź…jeśli nie dajesz mu jakiś odpowiednich znaków czy szansy…ogarnij trochę. Bo później będzie łaził napalony- mruknął a ja zakończyłem jego wypowiedź efektownym zmiażdżeniem sobie czoła ręką.
            - Jak zwykle dostany Lay- mruknął Kyungsoo a wyżej wymieniony tylko się uśmiechnął.- Ale po części ma racje. Musisz jasno wytłumaczyć Kai, czego od niego oczekujesz, bo później będzie dochodzić między wami do takich niekoniecznie miłych sytuacji- mruknął D.O kiwając głową a ja westchnąłem przyznając mu racje. Trzeba wyznaczyć granice. Kai i sobie samemu. Oparłem łokieć o kolano obserwując jak Kai niesie kilka toreb jedzenia śmiejąc się z czegoś, co powiedział Chen.

            Przez całą drogę do nowego miejsca dziwnie się czułem. Kai spokojnie spał z głowa opartą o szybę a ja wciskałem się w drugi koniec samochodu. Zdecydowanie musieliśmy porozmawiać, kiedy dojedziemy na miejsce.
             Lay zjechał w jakąś wąska uliczkę do hotelu. Był on niedaleko lasu. Ulica dalej prowadziła do jakiegoś zamkniętego mostu. Stało tam dużo jakiś kartonów, skrzynek. Reszty nie zdołałem dostrzec, bo samochód zakręcił a Kai wpadł na przednie siedzenie.
            - Aua…- mruknął tylko odpychając się od fotela by przetrzeć twarz rekami. Wszyscy szybko wypakowaliśmy się z samochodów i ruszyliśmy by zająć pokoje w hotelu. Lay i Kyungsoo wyglądali na śmiertelnie oburzonych tym, że nie ma pokojów czteroosobowych a pokój trzyosobowy jest tylko jeden.
            - Czyli Lay, D.O i L.Joe śpią razem- mruknął Jongdae odbierając klucze do pokoi od recepcjonistki. Cała trójką westchnęła ciężko a Chen zaśmiał się podając jednemu z nich klucz. Kyungsoo chwycił go i mrucząc coś pod nosem wziął swoje walizki i ruszył do schodów. Zaśmiałem się głupkowato zanim dotarło do mnie, że będę z Kai w pokoju sam. Super, jeszcze przed pójściem spać musze z nim obgadać to i owo.

            Siedząc w pokoju obmyślałem w głowie to co chciałbym powiedzieć Kai kiedy tamten pomagał zabić karalucha w pokoju Mimi i Jongdae. Chen był zajęty trzymaniem Mimi a Lay uciekł z hotelu, więc Kyungsoo poszedł go szukać. Byunghun był zbyt zajęty śmianiem się. Znów usłyszałem jeszcze wyższy o oktawę głos Mimi wrzeszczący „ ZABIJ TO ZABIJ NO!” i śmiech Jongdae. Ten to ma donośny głos. Bo chwili usłyszałam, jaki huk, trzask drzwiami i zobaczyłem Mimi przyczepioną do mojego ramienia.
            - Co się stało?- Zapytałem.
            - Oppa…Kai chyba umarł z karaluchem- szepnęła a ja wybałuszyłem na nią oczy po czym ruszyłem się z łóżka i wszedłem do ich pokoju. Ogólnie to był tam taki chaos jakby przebiegł tam jakoś huragan czy coś. Jongdae stał nieruchomo w jednym końcu pokoju a Kai nie wiedziałem wiec wychyliłem się bardziej.
            - Gdzie on jest?- Zapytałem Chena. Wskazał przed siebie. Wyjrzałem za kanapę gdzie znalazłem Kai. Leżał na ziemi.
            - Kai nic ci nie jest?- Szepnąłem przestraszony. Ten jęknął drgając lekko i odwrócił się na plecy siadając po chwili i trzymając się za głowę podniósł się do pionu opierając się o ową kanapę.
            - Jak to się stało?- zapytałem trzymając go by nie upadł.
            - Mimi mnie ogłuszyła- mruknął tylko. Dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie.
            - Ale czy…- zaczęła.
            - Tak, zabiłem karalucha!- Krzyknął, po czym opadł na kanapę. Mimi uśmiechnęła się lekko, kiedy spojrzałam na nią zaszokowany.
            - Naprawdę brzydzę się robali- powiedziała a ja tylko pokręciłem głową.
            - Chodź Kai pójdziemy na spacer- powiedziałem łapiąc go za ramie.
            - Idziecie sami?- Zapytał Chen marszcząc brwi.
            - Tak, ale tylko na chwilkę. Zaraz wracamy- powiedziałem. Kai pokiwał głową i ruszył za mną do wyjścia.
           
            Przez całą drogę do lasu szliśmy w ciszy. Kai co chwile poprawiał swoje czapkę albo trzymał ręce w kieszeniach jeansów rozglądając się. Z jednej strony było to dla mnie dobre, bo mogłem sobie jeszcze wszystko przemyśleć. Kiedy znaleźliśmy się w takim miejscu gdzie miałem pewność, że ani Lay ani Kyungsoo czy Byunghun nas nie podsłuchają zatrzymałem się. Kai szedł jeszcze kawałek dalej dopóki nie zauważył mojej nieobecności. Roztargniony cofnął się kilka kroków a ja zaśmiałem się.
            - Zamyśliłem się – mruknął cicho patrząc w ziemie. Pokiwałem głową patrząc uważnie na jego sylwetkę. Kai był interesującą osobą. Nie tylko ze względu na swoją odmienność od innych ludzi, ale także na swój charakter. Może to, dlatego że był czteroletnim dzieckiem ukrytym w ciele osiemnastolatka? Uroczy, słodki i do bólu nieśmiały czasem stawał się buntowniczy, pewny siebie i seksowny i to sprawiało, że gubiłem się w tym wszystkim. Teraz Kai był zagubionym dzieckiem onieśmielony tym, co zrobił wczoraj.
            - Kai wiesz, bo ja naprawdę nie chciałem żebyś odebrał to wszystko tak jak to …odebrałeś- powiedziałem marszcząc brwi. Nagle to wszystko, o czym myślałem wyparowało mi z głowy. Kai spojrzał na mnie uważnie. Odchrząknąłem starając się spowolnić bicie serca. – Ja po prostu cholernie mocno za tobą tęskniłem i martwiłem się i …sam nie wiem co jeszcze. Teraz jak o tym pomyślę to masz racje, nie powinienem tak się zachowywać.- Wziąłem głęboki oddech pochylając głowę. Czułem ż…e Kai na mnie patrzy.- Naprawdę cię przepraszam Kai. Jeśli …kiedykolwiek znów się będę tak zachowywał kopnij mnie- walnąłem, po czym do moich uszu doszedł śmiech. Kai zgiął się w pół opierając dłonie o kolana. No kurwa mać! Ja tu się denerwuje, próbuje wytłumaczyć a on się śmieje?!
            - Przepraszam hyung- powiedział zgniatając mnie o swoją klatkę piersiowa.- Porostu tak nagle z tym kopaniem- powiedział, po czym zachichotał kładąc swoja brodę na moim ramieniu.- Rozumiem, i przepraszam…ja czuje jak się na mnie patrzysz naprawdę…masz dziwną minę swoją droga i jakoś tak w tedy…nie wytrzymałem. I nie będę cię kopał. Będziesz robił, co chciał i kiedy chciał a ja ci pozwalam.- powiedział a ja otworzyłem nieznacznie oczy.- Tylko…powiedz mi kiedy będziesz pewny. Dobrze?- Zapytał, po czym pocałował mnie za uchem.
            - Dobrze, powiem ci- mruknąłem cicho dalej mając twarz przy jego obojczykach. Nie wiem ile tak staliśmy. Nie było mi w cale zimno. Od Kai jak zwykle biło ciepło. Jego ogon otaczał moja szyje, na której wystąpiła gęsia skórka a dłonie delikatnie gładziły plecy. Ja mocniej trzymałem się przodu jego koszulki wdychając zapach truskawek, wanilii i tego specyficznego zapachu, którym Kai zawsze pachniał. Jakby trawą, ziemią i taką dzikością, co było dziwne, bo przecież dzikość nie ma zapachu. Przymknąłem oczy, bo czułem się tak bezpiecznie i było mi tak ciepło, że mógłbym chyba nawet tak zasnąć. Poczułem jednak jak Kai spina mięśnie, więc uniosłem głowę. Widziałem jedynie kawałek jego twarzy, więc odsunąłem się odrobinę. Kai rozglądał się patrząc w górę.
            - Co jest?- zapytałem
            - Wydaje mi się, że ktoś tu jest…- powiedział łapiąc mnie mocno za rękę.
            - Wracajmy- powiedziałem szybko zdając sobie sprawę, że zrobiło już się ciemno i pewnie reszta się o nas martwi.
            - Tak, szybko – powiedział. Nie miałem zamiaru ignorować instynktu Kai. Może i czasem przesadzał, ale od czasu porwania wolałem, nie ryzykować. Szliśmy z Kai szybkim krokiem w stronę hotelu. Kai przyciskał mnie do siebie jakby to mnie mieli zamiar porwać a nie jego. Odetchnąłem z ulga, kiedy spośród drzew zaczynałem dostrzegać rysy hotelu. Poczułem szarpniecie i wiedziałem, że to nie wróży dobrze. Ktoś szarpnął mocno moją ręką rzucając na ziemie. Spojrzałem do góry i zakląłem widząc kilkoro ludzi. Wyglądali jak jacyś cholerni, ninja a wśród nich dostrzegłem Myungsoo. Kai stał przestraszony patrząc na mnie a ja nie wiedziałem, co zrobić. Tych gości było dziesięciu plus Myungsoo szczerzący się jak popapraniec.
            - Uciekaj Kai- szepnąłem, ale wiedziałem, że on usłyszał. Spojrzał na mnie a ja kiwnąłem głową, na co on tylko swoją pokręcił.

            - Uciekaj- powiedziałem. -Dam sobie radę. Natychmiast- warknąłem nadal cicho. Kai zrobił zbolałą minę i w momencie, kiedy ja wstałem z ziemi ten uskoczył w bok od jednego z napastników i wdrapał się na drzewo przeskakując na drugie. Wyciągnąłem szybko telefon, ale zanim zdążyłem choćby wybrać odpowiedni numer poczułem mocne uderzenie w tył głowy i nie widziałem już nic.
Korekta by Nejimakidori

++++++++++

Boże przepraszam was bardzo! >.< 
Wiem ze part był chyba z miesiąc temu Jezu jestem straszna przepraszam ;_;
Ale już jestem! Cieszycie sie? XD Trochę wytłumaczeń Tutaj ^^
G.G

wtorek, 12 listopada 2013

"My Kitten": Nine Puds

9.


      W drodze do domu Byunghuna, Kai wyglądał jak wielka, wkurzona kulka sierści. Zwłaszcza dlatego, że miotał się jak głupi, rozrzucając ze zdenerwowania futro z ogona po całym samochodzie.
      - Kai, błagam, uspokój się – powiedziałem, odwracając się do tyłu. D.O siedział przytulony do szyby, tak by Kai go przypadkiem nie zahaczył.
      - Ale ja nie chcę jechać, hyung. Zostańmy w domu – jęknął, przytulając mnie przez fotel.
      - Chciałbym, kicia. Nawet bardzo, ale wiesz, że nie możemy – odrzekłem, a on tylko westchnął, w końcu opadając zdenerwowany na fotel. Zerknąłem na niego w lusterku, po czym z westchnieniem zauważyłem Byunghuna, opierającego się o samochód. Więc to dzieje się naprawdę? Naprawdę uciekam przed jakąś szajbniętą organizacją, która poluje na mojego najlepszego przyjaciela, będącego jednocześnie moim pupilem i ukochanym? Czy to mogło być jeszcze bardziej porąbane? Gdy otworzyłem drzwi, każąc w ostatniej chwili zostać Kaiowi w samochodzie, w moje ciało uderzyło zimne powietrze i zatrzęsłem się. Nienawidziłem takich momentów, kiedy nie dość, że trząsłem się ze strachu, to jeszcze z zimna.
      - Dokąd jedziemy? - Zapytał Chen, kiedy już zbliżyliśmy się do samochodu. Mimi siedziała nieruchomo na tylnym siedzeniu, także z czapką na głowie. Wyglądała tak delikatnie, jakby była lalką, którą łatwo stłuc. Nie to, co Kai, który naburmuszony ściskał teraz Julliet i bujał się na boki, obijając o fotele i drzwi. Z kim ja żyję? Odwróciłem wzrok od Kaia i skupiłem się na Layu, D.O i L.Joe, którzy to wszystko wymyślili.
      - Przed siebie – powiedział Yixing, wzruszając ramionami. Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami.
      - Słucham?- Zapytaliśmy razem z Jongdae.
      - Jezu, Lay, zamknij się - warknął D.O. Nie wierzę…
      - Jedziemy najpierw tutaj - Byunghun wyciągnął telefon i wskazał nazwę jakiegoś miasteczka. - Tam zatrzymamy się w hotelu na kilka dni, może nawet na tydzień. Później pojedziemy dalej – schował urządzenie do kieszeni. Kiwnąłem głową.
      - Sprawdzimy jeszcze samochody i ruszamy - oznajmił już poważnie Lay, a ja przytaknąłem, znów zerkając na Kaia.
      - Nie wierzę, że to się dzieje - powiedział Jongdae, opierając się o własny samochód, którym mieli podróżować on, Mimi i Byunghun. Spojrzałem na niego tak samo spanikowanym wzrokiem.
      - Ja też… Cholera, a sądziłem, że mieszkając na odludziu nikt nie znajdzie Kaia – mruknąłem, kopiąc jakiś kamień, który poturlał się w dół ulicy. Chen pokiwał głową.
       - Chciałbym cofnąć ten moment, kiedy postanowiłem polecieć z Mimi do Chin. To miał być taki sprawdzian, czy będzie mogła spokojnie żyć wśród ludzi. Starałem się nie pilnować jej tak mocno jak zawsze i sądziłem, że w domu hyunga będzie bezpieczna. Jeszcze mu nie powiedziałem, że się znalazła – ściągnął brwi. Wyciągnął telefon, ale zamarł z ręką w powietrzu. Spojrzałem na niego niepewnie. - Będzie lepiej, jeśli się nie dowie - powiedział w końcu i posłał mi słaby uśmiech, który odwzajemniłem. Mimo, iż nie rozmawiałem z nim nie wiadomo jak często i długo, czułem z nim dziwną więź. On też miał ten sam problem co ja. Nie wiem, czy kochał Mimi w ten sposób co ja Kaia, ale nawet nie musiał mi tego mówić. Wystarczyło to, że się o nią martwił tak mocno jak ja o Kaia i mógłbym z nim gadać o tym całą noc. Tak czułem. Kiedy reszta poinformowała, że samochody są już gotowe, zerknąłem na Kaia. Czapkę odwrócił daszkiem do tyłu, porzucił gdzieś Julliet i oparł czoło o zimną szybę, patrząc w dół z lekko uchylonymi ustami, jakby szeptał coś cicho, albo…płakał. Kiedy próbowałem dostrzec łzy na jego policzkach, uniósł wzrok prosto na mnie i posłał w moją stronę mój ulubiony uśmiech. Przeniosłem wzrok tym razem na Mimi, która obserwowała jak Byunghun wsiada za kierownicę i uśmiechnęła się szeroko, widząc że Chen dołączył do niej na tylnym siedzeniu. Prawie na niego wskoczyła, a on jedynie pogłaskał ją po policzku, poprawiając czapkę. Uśmiechnąłem się do nich i w drodze do mojego samochodu zastanowiłem się, czy może też powinienem usiąść z Kaiem… Wepchnąłem się do środka, kiedy D.O już otwierał sobie drzwi. Na chwilę zastygł w bezruchu, kiedy ja już siedziałem z tyłu, po czym wzruszył ramionami, zatrzasnął drzwi i z uśmiechem usiadł z przodu.
      - Hyung, cieszę się, że jedziesz ze mną - powiedział Kai. Zobaczyłem Julliet leżącą z tyłu za siedzeniami i uśmiechnąłem się do niego, odwracając mu czapkę. Zerknąłem do przodu, wypuszczając ciężko powietrze. Czas zacząć nowe życie. Ważne, że mam Kaia.

      Nasza podróż do pierwszego miejsca nie trwała długo. Już nawet nie pamiętam, jak to miasto się nazywało. Jeździliśmy tak w siódemkę po całej Korei od miesiąca. Pracę albo odwalaliśmy w samochodzie, albo poświęcaliśmy jeden lub dwa dni w hotelu. Kai i Mimi mieli się dobrze, ale nie mogli sobie paradować gdzie chcieli. Wychodziliśmy z nimi gdzieś na wyludnione miejsca, gdzie mogli uwolnić swoje ogony i uszy, które takie pozgniatane przez materiały często ich bolały. Obecnie przebywaliśmy w jakiejś małej mieścinie z lasami dookoła, gdzieś nad oceanem, bo miała jedną drogę prosto do portu. Kai spał na boku tuż obok mnie, kiedy pisałem kolejne recenzje płyt. Mimi spała niedaleko, bo przed chwilą skończyli się bawić, a raczej Kai na chwilę ze mną wyszedł, a ona już zasnęła. Nie chciałem wołać Chena, bo sam był zajęty swoją pracą, więc Mimi spała na łóżku Laya. Miałem tylko nadzieję, że tamten zaraz nie wzburzy się, że chce spać, a kocica leży mu na wyrku. Poczułem delikatny ruch obok i spojrzałem na Kaia, który wyciągnął ręce przed siebie, prostując nogi tak, że zwisały mu z łóżka, lecz nadal spał. Już niedługo, zawsze wyciągał się, będąc jeszcze na krawędzi snu i jawy, a po chwili atakował mnie spojrzeniami. Skupiłem się jednak na pracy, chcąc skończyć wszystko w jeden dzień i już jutro wybrać się na spacer z Kaiem. Chciałem chodzić z nim sam, ale dobrze wiedziałem, że nie było to zbyt bezpieczne. Mimo, iż przez cały miesiąc mieliśmy spokój i tak wolałem, żeby któryś z chłopaków z nami poszedł. Chyba tak bardzo się skupiłem na swojej pracy, że nawet nie poczułem lekkich szturchnięć Kaia. Dopiero jego ogon pod moim nosem, który doprowadził mnie do kichnięcia, sprowadził mnie na ziemię. Spojrzałem na niego zdenerwowany, a on zachichotał. Uwielbiałem, gdy to robił. Miauczenie i śmiech brzmią cudownie.
      - Przeszkadzasz mi - powiedziałem jednak.
      - Wiem - odparł wesoło, a ja pokręciłem głową.
      - Co byś chciał?
      - Właściwie to chyba nic - zamyślił się.
      - Więc czemu? - zapytałem zmęczony.
      - Bo lubię.
      - Co?
      - Lubię cię denerwować.
      - Czemu? - jęknąłem.
      - Bo wtedy zwracasz na mnie uwagę - powiedział ciszej, a ja nie wierzyłem w to, co słyszę. Wszystko, co robił Kai sprowadzało się do tego, że musiałem zwracać na niego uwagę. Nawet to, że mnie denerwował. Roztrzepałem mu włosy i pocałowałem w czoło.
      - Skupię się na tobie jutro, jeśli pozwolisz mi to dzisiaj skończyć – powiedziałem, przenosząc swój wzrok z powrotem na ekran laptopa. Kai westchnął.
      - Dobrze. Mogę iść do Kyungsoo hyunga?- zapytał, prężąc plecy, a ja przełknąłem ślinę, odwracając od niego wzrok i czując rumieńce.
      - Tak… Powiedz, żeby Jongdae przyszedł po Mimi – rzekłem, kiedy Kai już stał i chował  swój ogon, zakładając po chwili czapkę.
      - Dobrze - powiedział i szybko wyszedł. Po chwili usłyszałem ciche pukanie, kroki i znów pukanie do drzwi pokoju zajmowanego przeze mnie.
      - Proszę - powiedziałem cicho. Chen pojawił się w drzwiach i uśmiechnął się do mnie lekko. Odwzajemniłem gest i wskazałem głową na Mimi.
      - To wydawało mi się podejrzane, kiedy Kai przyszedł sam - zaśmiał się, siadając blisko głowy swojej podopiecznej.
      - Chyba była dość zmęczona.
      - Nie umie spać w samochodzie – odparł, głaszcząc ją po głowie i odgarniając jednocześnie długie włosy z twarzy.
      - Kai śpi wszędzie… A jeśli mam na myśli wszędzie, mówię że wszędzie – powiedziałem, a Jongdae zaśmiał się.
      - Krzesło? – zapytał, a ja przytaknąłem .- Stół? – powtórzyłem, a on sam pokręcił głową.
      - Krzesło, stół, parapet, drzewo, krzak, pień, szafka, półka, pufa… Wszędzie – mruknąłem, wstawiając ostatnią kropkę. Zadowolony zamknąłem laptopa i odłożyłem go na bok.
      - Mimi miała tak jak była mała i wszędzie się mieściła – kiwnął głową.
      - On ma do teraz. Czasem z nudów znajdowałem go śpiącego na ławce, z głową zwieszoną w dół, a później jęczał, że go boli kark – mruknąłem, przypominając sobie to niesamowite zjawisko. Chłopak parsknął śmiechem.
     - Właściwie od kiedy masz Kaia? - zapytał.
     - To było w czerwcu cztery lata temu - odpowiedziałem.- Miał chyba z trzy miesiące, czy coś… Jak go znalazłem, nadal miał zamknięte oczy. Otworzył je na następny dzień - wyplątałem się z kabla od ładowarki.
     - Długo. Mimi miała rok jak do mnie przyszła.
     - Przyszła? - zapytałem zaciekawiony.
     - Tak, to była zima i byłem pewny, że to jakaś dziewczyna, która się zgubiła. Zapukała i zapytała, czy może wejść, bo jest jej zimno. Zgodziłem się. Nie rozbierała się i kiedy spytałem, czy mam zadzwonić do jej mamy, ona powiedziała, że nie ma rodziny. Pomyślałem, że może uciekła z sierocińca, więc poprosiłem ją, by zdjęła ubrania, kiedy ja przyniosę coś do picia. Poprosiła, bym nie krzyczał jak wrócę; nie wiedziałem, o co chodzi. Miała takie śmieszne, duże uszy w porównaniu do jej małej główki. Stłukłem wtedy dwa ulubione kubki. – zaśmiał się. Zawtórowałem mu.- Zaczęła płakać, a gdy się uspokoiła, opowiedziała mi wszystko i stwierdziłem, że może ze mną zostać. Nie miałem pojęcia, skąd wytrzasnęła ubrania, ale niewiele mnie to obchodziło – powiedział, a ja przytaknąłem.
      - Ja Kaia też znalazłem ubranego. Ciekawe, czy urodzili się tego samego dnia – mruknąłem, a on pokiwał w zastanowieniu głową. Mimi drgnęła i otworzyła zaspane oczy.
      - Och…- wymamrotała cicho, przecierając twarz dłońmi.- Nie sądziłam, że zasnę -  wsparła się na ramionach. Jej twarz od razu pojaśniała na widok Jongdae.- Co tu robisz, oppa? – zapytała, przysuwając się i siadając do niego przodem.
      - Przyszedł, żeby cię zabrać, bo śpisz zna łóżku Yixinga – odparłem, a Mimi podrapała się w  głowę, zażenowana.
      - Nic się nie stało - zapewniłem szybko, a ona uśmiechnęła się do mnie.
      - BAEKHYUN! – podskoczyłem w miejscu i jęknąłem, wiedząc co za chwilę nastąpi. Jeden trzask, drugi, burza brązowych włosów i Kai tuż za mną, wychylający się zza mojego ramienia, trzymający mnie mocno w pasie. Następnie wkroczył Lay. Zacisnąłem usta, próbując się nie zaśmiać. Chen nie miał takich problemów; Mimi zasłoniła mu twarz poduszką, przygniatając go do materaca. Sama cicho się śmiała.
      - Jezu, co to jest? – szepnąłem, powstrzymując parsknięcia. Yixing nagle miał piękne, różowe włosy i jakieś dziwne wzorki na twarzy.
      - Zasnąłem na 10 minut, Baek. DZIESIĘĆ! – krzyknął, a Kai skulił się za mną, wbijając mi paznokcie w ramiona.
      - To nie byłem ja, hyung! Przysięgam! - zapewnił cicho - Ale do twarzy ci w tym kolorze… -dodał ciszej, a ja uderzyłem go z łokcia.
      - TO KTO?! - ryknął. Kyungsoo zamachał do nas kredką do oczu, a Byunghun zgiął się w pół.
      - Kai nie ma różowej grzywki i talentu plastycznego - mruknąłem cicho, a Lay odwrócił się szybko, dostrzegając dwójkę śmiejącą się z niego.
      - Cholera - mruknęli razem, ale po chwili już się śmiali.
      - Nie znoszę was – warknął, wracając do pokoju, by zamknąć się w łazience. Kai odetchnął z ulgą.
      - Czemu zawsze wszystko jest na mnie? - zapytał urażony, siadając obok.
      - Bo zazwyczaj to twoja wina – powiedziałem, a on zrobił naburmuszoną minę. Puknąłem go lekko w daszek czapki.
      - Mimi, chyba dusisz Chena - powiedziałem. Dziewczyna spojrzała na nieruchomego Jongdae.
      - Nie, on tak ma – odrzekła spokojnie, a ja uderzyłem ręką w czoło. Tak, to chyba było dziedziczne. Po chwili Mimi uwolniła Jongdae. Był zapłakany i nie wiedziałem, czy to z braku powietrza, czy ze śmiechu, ale wkurzył się, że Mimi potraktowała go tak brutalnie.
      - Oj tam… - rzekł tylko, odkładając poduszkę na miejsce. Chen jęknął. Kai patrzył na to z brodą na moim ramieniu i kiedy na niego spojrzałem, wyszczerzył się mocno. Zatrzymałem na nim dłużej wzrok.
      - Co chcesz? - zapytałem. Jego brwi drgnęły, ale mina pozostała ta sama.- Kai… Powiedz co chcesz albo co zrobiłeś? - zapytałem. Jego ogon powoli falował, a uszy ukryły się we włosach.- O nie, co zrobiłeś? - zapytałem przestraszony.
      - Nic, ale to straszne, że ta mina kojarzy ci się z czymś złym – powiedział, szybko odwracając się, a ja dalej niepewnie na niego patrzyłem. – No nic, przysięgam na mleko waniliowe! – krzyknąłem, unosząc ręce.
      - Dobra – to był mocny argument.
      - Mimi też ma taką minę. Wiem, że coś zrobiła albo coś chce – powiedział Jongdae, a dziewczyna wysunęła dolną wargę i spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.- No co? Tak jest – poczochrał jej włosy tak, że zasłoniły jej twarz.
      - Yah! – warknęła, więc Chen poukładał jej włosy na miejsce, byśmy mogli zobaczyć naburmuszoną minę.
      - Dobra, lepiej już chodźmy, bo śmiertelnie się obrazisz – Jongdae wstał.
      - Dobrze oppa. Dobranoc – Mimi pomachała do nas. Chen schylił głowę, a my odprowadziliśmy ich na pożegnanie i po chwili nastąpiła błoga cisza. Nie na długo, jak zwykle.
      - Hyung? - zerknąłem na Kaia, kiedy oparł się o moje nogi, gdy położyłem się.- Co byś zrobił, jakbym nazwał cię oppa? – zapytał, a ja rozszerzyłem oczy ze zdziwienia.
      - To by było naprawdę dziwne, Kai – powiedziałem, odgarniając grzywkę z jego czoła. Przydałby się fryzjer.
      - Naprawdę? Oppa wydaje się być takie słodkie… Pasuje do ciebie – odparł z lekkim uśmiechem, a ja pokręciłem głową z niedowierzaniem, ale i rozbawieniem.
      - Nie wygłupiaj się. Nie jesteś dziewczyną. Chyba, że o czymś nie wiem – Kai prychnął.
      - Jasne, że nie jestem.
      - Więc mów mi hyung, czy jakkolwiek, byle nie oppa.
      - Dobra… Becon! – krzyknął, rzucając się i przytulając mnie.
      - I tak też nie! – jęknąłem.
      - No dobra, Baekkie – pocałował mocno mój policzek.
      - No… - mruknąłem zadowolony, uśmiechając się do niego.
      - Pójdziemy na spacer jutro? – zapytał, dłonie na moich policzkach. Przytaknąłem. - Kto z nami idzie? - spytał jeszcze, spuszczając na chwilę wzrok z moich oczu.
      - Myślałem tylko o naszej dwójce, chyba że chcesz… - zacząłem.

      - Nie! - przerwał mi szybko. – Tak będzie dobrze – zapewnił, a jego ostatnie słowa połączyły ze sobą nasze usta.
Korekta by Nejimakidori
++++++++++

Siemanko ^^
Ten rozdział dedykuje baaardzo ważnej osobie która jest Koczi ^^ Koczi ma dzisiaj swoje hot 2NE1 (21 jakby ktoś nie wiedział XD) a wiec...oto MK o które mnie zawsze meczysz dla ciebie w prezencie~! Oby lepsze niż KrisBet >.< Wszystkiego najlepszego~! Sarangejo~! ♥
PS Notka Autorska ^^
G.G

wtorek, 29 października 2013

"My Kitten": Eight Puds

8.


Nie byłem pewny, czy w nocy spałem. Czasami miałem wrażenie, że mimo zamkniętych oczu i tego, że odpoczywam, słyszałem dokładnie wszystko. To, jak Kai kręci się obok, jak Kyungsoo syczy do Yixinga, żeby poszedł spać do swojego łóżka, czy też oddech Kaia. Kiedy otwierałem oczy, czułem się jakbym wybudzał się ze snu. Jakby mój sen przestał być tak mocny jak kiedyś. Obudziłem się drugi raz, widząc na zegarku trzecią w nocy. To by oznaczało, że leżałem tak z jakąś godzinę, bo w domu byliśmy przed pierwszą. Spróbowałem zasnąć znów, ale cały czas słyszałem wszystko dookoła. Nie mogłem się skupić na śnie i gwałtownie otworzyłem oczy, unosząc rękę, żeby uderzyć się w twarz. Przez tą gwałtowność obudziłem Kaia, który opierał głowę na moim ramieniu. Przestraszony złapał mnie szybko za rękę, a ja spojrzałam na niego zaskoczony.
            - Coś ci się śniło? – zapytałem, widząc strach w jego oczach.
            - Nie… Po prostu on nas bił i tak jakoś – mruknął, poluźniając uścisk na mojej dłoni. Splótł z sobą nasze palce, przybliżając się jeszcze. Pogłaskałem go po głowie wolną dłonią.
            - Nie możesz spać, hyung? – zapytał, a ja pokiwałem lekko głową.
            - Wydaje mi się, że śpię, ale wszystko słyszę… Nawet warczenie Laya.
            - Yixing hyung powiedział, że boi się spać sam, ale Kyungsoo hyung nie chce mu pozwolić z nim spać – zaśmiał się Kai. Przytaknąłem tylko i przerzuciłem jego ramię przez swój pas, wtulając się w jego ciało. Westchnąłem lekko, przymykając oczy. Kai zaczął delikatnie głaskać mnie po plecach.
            - Boisz się, Baekkie?- szepnął mi do ucha, a ja przymknąłem oczy, czekając aż dreszcz przejdzie przez moje ciało. Pokiwałem głową, kładąc dłoń na jego nagiej piersi, wyczuwając pod placami lekkie zadrapania.
            - Boję się, ale nie pozwolę, żeby ktoś znów mi cię zabrał – powiedziałem, przesuwając dłoń z jego piersi na szyję. Moje oczy podążały za ręką. Zacząłem go głaskać w tym miejscu. Kai zamruczał zadowolony, przybliżając się jeszcze bardziej, a ja uśmiechnąłem się, zaczynając drapać go za uchem. Jego mruczenie było przyjemne i uspakajające.
            - Nie bój się, hyung. Nie pozwolę, by się to powtórzyło – powiedział, całując mnie w czubek głowy. Przymknąłem oczy, drapiąc delikatnie Kaia po karku. Lubiłem to robić i sprawiać, że mruczał jak prawdziwy kocur - bardzo głośno. Kiedy mówił, jego głos delikatnie drżał przez to mruczenie. Westchnął, przybliżając się do mojej ręki i obejmując mnie tak, że moja ręka spoczęła teraz na jego łopatkach.
            - Strasznie za tym tęskniłem, hyung – powiedział, a ja zaśmiałem się cicho.
            - Ja też… - powiedziałem cicho i zastanowiłem się chwilę nad pewną rzeczą. Z Kaiem nie robiliśmy wielu rzeczy, które prawdopodobnie po dwóch miesiącach razem robią zwykłe pary. Właściwie nie orientowałem się w niczym. Przed Kaiem nie miałem nikogo, ale chciałem robić wszystko, by było mu jak najlepiej i najprzyjemniej. Poczułem jego dłoń na policzku i kciuk obrysowujący linię mojej dolnej wargi. Spojrzałem na niego wyrwany z rozmyślań.
            - Co cię trapi, hyung? - zapytał cicho. Prawdopodobnie Lay i Kyungsoo wreszcie zasnęli.
            - Nie, to nic takiego… Tak sobie myślałem o nas… - powiedziałem, a ręka Kaia zatrzymała swoją wędrówkę z mojej twarzy na ramię.
            - I co?
            - Chyba jesteśmy dziwną parką, wiesz? – powiedziałem.
            - Naprawdę? No kto by pomyślał…- mruknął cicho, uśmiechając się sarkastycznie, a ja tylko prychnąłem.
            - Nie o to mi akurat chodziło – udałem oburzenie. Kai przysunął się tak blisko, że stykaliśmy się czołami.
            - A o co? – wiedziałem, że zapyta. Nie byłby moim kotkiem, gdyby nie zapytał. Zagryzłem wargę jeszcze mocniej.
            - O to, że… Hm… Nie robimy…- zacząłem się jąkać, a Kai patrzył na mnie uważnie. Jęknąłem, załamany przymykając oczy z zawstydzenia.
            - Nie musimy robić rzeczy o których myślisz, hyung. Ja nadal będę cię kochał – powiedział, a ja poczułem, jak do oczu napływają mi łzy. Uniosłem lekko głowę, złączając nasze usta. Nie wiem, kiedy Kai tak wydoroślał, ale zaczynałem kochać go jeszcze bardziej. Nie wiedziałem, że to możliwe. Naparłem na niego jeszcze mocniej, przygryzając jego dolną wargę. Oplotłem jego kark rękami, siadając na nim okrakiem i wczepiając palce w jego włosy. Czułem coś dziwnego, co nie pozwalało mi przestać. Chciałem więcej… Dużo więcej. Wsunąłem niepewnie język między jego pełne wargi. Nie wiem, co się ze mną działo. Nigdy tak się nie czułem. Oderwałem się od jego ust, przygryzając napięta skórę na linii szczęki, następnie składając delikatnie pocałunki na wrażliwej skórze Kaia. Nie tylko słyszałem, ale też czułem jak mruczy, odchylając głowę do tyłu z lekko uchylonymi ustami. Obserwowałem go z zaciekawieniem, przejeżdżając językiem po ramieniu, następnie zasysając się delikatnie na obojczykach. Gładziłem dłońmi jego boki i podbrzusze. Czułem jego wyrzeźbione mięśnie brzucha i odrobinę mu ich zazdrościłem. Zafascynowany wibracjami wydobywającymi się z gardła Kaia, teraz tam ulokowałem swoje usta. Czułem każdy pomruk i słyszałem go dwa razy głośniej. Pocałowałem jego grdykę, a z ust Kai wydobył się delikatny jęk. Zerknąłem z ciekawością na jego twarz. Miał przymknięte oczy i uchylone usta, jeszcze czerwone od naszego pocałunku. Wróciłem znów do obojczyków, zarysowując je zębami, a Kai westchnął, kładąc ręce na moich biodrach. Końcówki moich palców zniknęły pod gumką od bokserek Kaia i czułem jakąś dziwną ekscytację.
            - Hyung…- mruknął cicho, ale uciszyłem go szybko pocałunkiem. Podrapałem delikatnie jego kości biodrowe, kiedy on zacisnął dłonie na moich biodrach. Otrzeźwiło mnie to nagle. Odsunąłem głowę, widząc nieco zaskoczone, ale i zaniepokojone spojrzenie Kaia.
            - Baekkie, ja…- zaczął, ale przerwałem mu.
            - Jest za późno, postępuję pochopnie - powiedziałem szybko, zawstydzony odwracając wzrok. Ręce Kaia przeniosły się z moich bioder na policzki, sprawiając że zmuszony byłem patrzeć w jego oczy.
            - Nie śpiesz się, hyung… Mamy całe życie – uśmiechnął się i uniósł, całując moje usta. Przymknąłem oczy, kiwając głową i tym razem po prostu wtuliłem się w jego ciało. Zatopiłem nos w zagłębieniu jego szyi i przymknąłem oczy. Kai objął mnie, nie pozwalając mi spaść. Mój kotek był taki mądry. Czułem jeszcze jak głaszcze mnie po głowie, kiedy w końcu usnąłem.

            Czułem się w końcu wyspany. Nie spałem tak długo. Wyciągnąłem się, chcąc przytulić się do Kaia, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie ma go w moim łóżku. Zerwałem się tak gwałtownie, że aż pociemniało mi przed oczami i zakręciło w głowie. Gardło całkiem mi wyschło. Szybko zbiegłem na dół, widząc Laya i D.O, ale nie Kaia. Dyszałem ciężko, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko co się działo mogło być snem, a Kai nadal nie wrócił do domu.
            - Baek, a tobie co? - zapytał przestraszony Yixing. Miałam wrażenie, że prędzej wypluję płuca niż mu odpowiem. Prawie krzyknąłem, kiedy ktoś nagle objął mnie od tyłu.
            - Cześć hyung - mruknął Kai, wprost do mojego ucha. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, zginając się bezwiednie.- Hyung? – przycisnął mnie do siebie. Odepchnąłem go lekko, wskazując na niego palcem, a później na zaskoczoną dwójkę.
            - To… nie jest sen? - zapytałem głupio, a Kai podrapał się po głowie.
            - Hyung… Spokojnie, to nie był sen - zaśmiał się, miażdżąc mnie w swoim uścisku, a ja odetchnąłem z ulgą. Po chwili uderzyłem go lekko w ramię.
            - Prawie umarłem, jak wstałem i cię nie było! Nie śmiej się ze mnie! – krzyknąłem, a on tylko pokiwał głową, starając się nie śmiać. Co innego Kyungsoo i Yixing.
            - Wy też się zamknijcie. Mogłeś wpuścić Laya do tego wyra, D.O. Jęczał przez pół nocy – mruknąłem, a Lay posłał zadowolone spojrzenie w stronę Kyungsoo, który tylko przewrócił oczami, upijając łyk kawy.
            - Hyung pomógł mi zrobić kawę - powiedział Kai, stawiając przede mną kubek. Uśmiechnąłem się i trochę niepewnie upiłem łyk napoju.
            - Wow, dobrze wam poszło – rzekłem, targając Kaia po włosach, a on zaśmiał się, znów łącząc to z miauczeniem. Najbardziej urocza rzecz na tym świecie. Czułem się tak zwyczajnie. Kai znów był obok, Lay i D.O siedzieli na kanapie, przekomarzając się. Dopiero telefon od Byunghuna sprawił, że posmutniałem. Nie chciałem wyjeżdżać.
            - Jak tam? – zapytał na wstępie, a ja mruknąłem coś niewyraźnie. – Wiem Baekkie, najlepiej byś się nie ruszał z domu, ale dzwonię z w miarę dobrą wiadomością. Otóż z Jongdae rozwiązaliśmy dla nas problem z pracą – powiedział, a ja ożywiłem się nieco.
            - Kyungsoo i Lay też załatwili już coś dla nas.
            - To dobrze. Mój szef pozwolił mi zajmować się częścią księgowości, a Chen zdobył pracę tłumacza z chińskiego. Nie wiem, co on ma za znajomych i co będzie tłumaczył, ale sporo kasy mu zaproponowali – mruknął, a ja zaśmiałem się.
            - To świetnie. Ten problem mamy z głowy. Jak tam Mimi? – zapytałem, a Kai rozwalił się w tym czasie na całej kanapie z głową na moich kolanach. Zaczął uderzać mnie ogonem w policzek. Drapałem go za uchem, żeby dał mi chwilę spokoju. Kyungsoo tylko zachichotał pod nosem. Wykorzystując okazję, że Kai się nie rusza, Lay postanowił obejrzeć jego ranę.
            - Już z nią w porządku. Dobrze, że Chen tak szybko się znalazł. Jest do niego strasznie przywiązana – odparł, a ja zaśmiałem się, kiedy Kai prychnął na Laya, bo ten chciał go ode mnie zabrać. Kotek objął mnie rękami w pasie, nie pozwalając się ściągnąć. Obnażył kły. Podrapałem go pod brodą, sprawiając że jego uścisk się poluzował, a Lay i Kyungsoo szybko go ściągnęli.
            - HYUUUNG! JAK MOGŁEŚ TO TAK WYKORZYSTAĆ!? – wrzasnął, kiedy dwójka ruszyła z nim w stronę łazienki i Kyungsoo zamknął w środku Laya z Kaiem.
            - Co się tam dzieje? Ktoś zabiera Kaia? - przestraszył się L.Joe.
            - Nie, spokojnie. Po prostu Lay musi mu sprawdzić tę nogę, a on nie chce - powiedziałem.
            - NIE MOGŁEŚ ZROBIĆ TEGO W SALONIE, HYUNG?! – ponownie krzyknął Kai, a ja zaśmiałem się jeszcze głośniej.
            - Ten to ma przeżycia, nie powiem. Dobra… O której się spotykamy jutro? - zapytał.
            - Nie wiem… To nie ja obmyślałem cały plan – odrzekłem, zerkając na Kyungsoo.
            - Myślałem coś koło pierwszej w nocy…. Pojedziemy w stronę Północnej Korei – powiedział Kyungsoo, siadając tak blisko, żeby Byunghun go usłyszał.
           - No okay, o tamtym pamiętałem… W takim razie widzimy się o pierwszej – rozłączył się. Odłożyłem telefon na stół, a w tym czasie drzwi od łazienki trzasnęły głośno, a z wnętrza wyłonił się podrapany Lay.
            - Kai, błagam cię, ile ty masz lat? – jęknąłem, widząc rany na rękach przyjaciela. Kai nie wyglądał lepiej, zupełnie jakby ktoś go wrzucił do jakiegoś wora i zaczął kręcić. Włosy miał poczochrane, a ubrania pogniecione.
            - Nie chcę wnikać, ale co wy tam robiliście? - spytał niepewnie Kyungsoo. Kai usiadł obok mnie obrażony, a ja pokręciłem głową, układając mu włosy.
            - Co ja mam poradzić, że jak zobaczył wodę, to zaczął uciekać? Ponoć lubi się kąpać, więc nie rozumiem! A to była do tego woda utleniona, tak…- powiedział. Spojrzałem na Kaia niepewnie. Wydał wargę i skrzywił się.
            - Woda już nie jest taka fajna jak kiedyś – mruknął, spuszczając głowę, a ja szybko go przytuliłem. Lay westchnął ciężko, przypominając sobie zapewne jedne z pierwszych eksperymentów, które przeprowadzono na Kaiu.
            - Wybacz Kai, zapomniałem – Yixing potargał go po włosach.
            - Nic się nie stało… Ja też przepraszam – powiedział, a jego oczy znów były takie ogromne, że się nie dziwię, że Lay tylko przytaknął, klepiąc go po głowie. Nastała chwila ciszy, po czym…
            - Zjemy coś?
Boże, jak mi tego brakowało.

Kiedy Kai był małym kotkiem, to jest jakieś dwa i pół roku temu, kupiłem mu najzwyklejszą na świecie szmacianą lalkę, bo denerwowało mnie to, że każdą zabawkę czy pluszaka, którego miał, zazwyczaj rozszarpywał i rozwalał wtedy po całym mieszkaniu. Kiedy przyniosłem mu tę lalkę, spojrzał na mnie jego jeszcze zielonymi oczami. Stały się brązowe, gdy miał metr pięćdziesiąt. Wyglądał, jakby myślał, że się z niego nabijam i zostawił lalkę na podłodze, idąc w stronę kuchni. Wzruszyłem ramionami, biorąc zabawkę i położyłem ją w miejscu, w którym spał. Kai przez trzy miesiące nawet nie dotknął lalki. Jej rude włoski splecione w dwa warkoczyki nawet nie miały na sobie sierści, a niebieskoczerwona sukienka pozostała bez żadnego zadrapania. Miała też wyszyte oczy i piegi. Pewnego dnia Kai siedział tuż naprzeciwko niej i po prostu patrzył. Przez trzy godziny. Miałem wrażenie, że z nią rozmawia, bo albo kiwał głową, albo nią kręcił. Czasem wydawał jakieś dźwięki, ni to prychnięcie, ni miauknięcie. Po tym dniu Kai nie rozstawał się z tą lalką. Nie pozwalał jej nikomu dotykać, nie mogłem nawet jej prać. Kai sam ją mył, bojąc się, że się w pralce utopi. Dopiero niedawno pozwolił mi na wykonanie tej czynności. Lalka z nim jadła, spała i kiedy wychodziliśmy, miał ją w kieszeni. Kai kładł ją na moje łóżko, kiedy nie wracałem do domu na noc i spał razem z nią. Miała swoją przestrzeń na jego miejscu do spania. Nie było ono podarte, poplamione. Siedziała zawsze wsparta o ścianę, obserwując go gdy spał. Kiedy było mu smutno, albo kiedy na niego krzyczałem, zabierał ją ze sobą, chowając się za kanapę czy gdzieś indziej i przytulał ją mocno. Kiedy wracałem z powrotem do domu, Kai siedział razem z lalką na parapecie przy największym oknie w mieszkaniu tak, by zabawka obserwowała drugą część ulicy. Kiedy zapomniał gdzie ją zostawił, wpadał w panikę i musiałem go uspokajać, że na pewno jest na swoim miejscu. Gdy tak nie było, Kai był podejrzliwy i nie kazał mi się zbliżać do jego posłania, dopóki nie skończył śledztwa, które zazwyczaj wykazywało, że lalka albo spadła z miejsca, gdzie ją zostawił,  albo po prostu coś mu się pomyliło. Ta lalka była najważniejsza w życiu Kaia, tuż obok mnie, więc nie zdziwiło mnie, kiedy po obiedzie Kai siedział po turecku na kanapie, przytulając ją do piersi i opierając brodę o czubek jej pluszowej główki. Lay i D.O wyglądali na zaskoczonych.
        - Czy to lalka? - zapytał Kyungsoo. Kiwnąłem głową, chowając naczynia do zmywarki.         - Nie wiedziałem, że ma lalkę - mruknął Lay. Była jaszcze jedna rzecz, której nie wspomniałem, mówiąc o lalce. Wiedziałem o niej tylko ja i Kai; teraz także Kyungsoo i Yixing.
     - To teraz wiesz – powiedziałem, a Kai w tym momencie ziewnął, wtulając policzek w jej wiecznie splecione włosy.
       - To dziwne…- wymruczał Yixing.
       - Od kiedy ją ma? – spytał Kyungsoo.
       - Dostał ją, jak miał niecałe półtora roku – odpowiedziałem.
       - I my nic o niej nie wiemy? - zdziwił się Lay. Kai chwalił się każdą nową zabawką. Prócz tej.
       - Tak wyszło.
     - Jest jakaś ważna, co nie? Wygląda, jakby była dla niego wyjątkowa – rzekł Kyungsoo, patrząc na Kaia, który poprawiał sukienkę lalki. Ułożył ją między nogami, łapiąc za pilota.
        - Zdecydowanie. Nie wiem, co w niej jest, ale Kai …chyba nawet ośmielę się powiedzieć, że ją kocha – spojrzałem na kotka, który ogonem oplótł talię lalki, jakby asekuracyjnie, by nie wypadła spomiędzy jego nóg.
       - Ona się jakoś nazywa? - zapytał Yixing.- Tylko nie mów, że Kudłatek, bo ta piłka nie jest włochata – mruknął, a ja zaśmiałem się. Kai miał dziwne pomysły na imiona dla zabawek.
       - Nie. To jest Julliet – kiwnąłem głową w stronę lalki. Nie powiem, to było ładne imię. Brzmiało ładnie, zwłaszcza kiedy Kai je mówił.
      - Bardzo normalne jak na tego kota – skwitował Lay i wszedł do salonu. Kai zabrał lalkę do siebie i usiadł na fotelu tak, by Lay nie mógł jej dotknąć. Zaśmiałem się tylko, ruszając z Kyungsoo do salonu.
        - Co oglądamy? - spytał Kaia.
        - Nie mam pojęcia – przyznał, drapiąc się w głowę. Jego pazur powoli zaczynał odrastać.
      - Ale przecież.. - zaczął Yixing, ale ja tylko pokręciłem głową. Kai robił się dziwnie spokojny, mając przy sobie Julliet; jakby czuł się za nią odpowiedzialny, jakby była jego młodszą siostrą. Zwracał na nią całą swoją uwagę. Chyba nawet zaczynałem być zazdrosny, a to tylko lalka. Skrzywiłem się, zakrywając usta kubkiem. W salonie nagle zawisła niezręczna cisza. D.O i Lay gapili się na Kaia i jego lalkę, a ja starałem się ogarnąć, co takiego leci w telewizji.
        - Kai?
Aż wzdrygnąłem się na głos Kyungsoo. Kocur spojrzał na niego, dalej delikatnie gładząc smukłym palcem szmaciane ramię lalki.
        - Słucham? 
Tak, przy Julliet Kai był inny. Zawsze mnie zaskakiwało, jak się wtedy zmieniał. Jego reakcje, odpowiedzi. Wszystko było inne. Powinien powiedzieć zwykłe „co”, jak to miał w zwyczaju, a nie grzeczne „słucham”, jak na młodszego przystało.
         - Kim dla ciebie jest Julliet? - zapytał Kyungsoo, a ja zmarszczyłem brwi. Czy on się go pytał o jego kontakty z lalką?
          - Że co? – spytał, a ja odstawiłem kubek z kawą na stół, także patrząc zaciekawiony na D.O
       - Jest wyjątkowa, prawda? Co ma w sobie takiego, że zachowujesz się przy niej inaczej? – Kai spojrzał zdziwiony najpierw na niego, a później na lalkę.
         - Nie wiem. Lubię ją. Na początku myślałem, że to głupie mieć lalkę. Wydawało mi się, że hyung się ze mnie nabija, ale po kilkunastu dniach stwierdziłem, że jest w porządku. W końcu Baekkie mi ją kupił i chciał, żebym się nią bawił. Trochę mi to zajęło, ale pewnego dnia uznałem, że jest podobna - powiedział wesoło.
         - Podobna? Do kogo?
         - Do hyunga – odparł, a ja uchyliłem delikatnie usta. On twierdzi, że ta lalka jest do mnie podobna.
         - Jak? - spytał Yixing.
         - No nie z wyglądu - burknął Kai, co mnie uspokoiło. Nie sądzę, że mam rude włosy, piegi i chodzę w kieckach. Przynajmniej mam nadzieję, że Kai mnie tak nie widzi.
      - To co? Z charakteru? – ciągnął zgryźliwie Lay, a ku naszemu zaskoczeniu, Kai przytaknął. Jak… Zaraz mnie coś chyba trafi. Ten kot jest nienormalny, z kim ja żyję?
     - Kiedy pierwszy raz spotkałem hyunga, a raczej zobaczyłem, też był taki spokojny jak Julliet. Był nieruchomy i wyglądał, jakby nie żył. Przestraszyłem się, kiedy nagle otworzył oczy. On też tak zareagował. Julliet wygląda, jakby cały czas była przestraszona, lecz się cieszyła – powiedział, odwracając lalkę przodem do nas. - Kiedy Baekkie nic nie mówi, zawsze się uśmiecha. Ona też. Hyung jest cichy, ale gdy go zdenerwuję, krzyczy głośniej niż syreny alarmowe – schował uszy, a ja zaśmiałem się cicho.- Baekkie zawsze przymyka oczy, kiedy się śmieje, a ona ma lekko przymknięte powieki. Jak mi smutno, patrzę na Julliet i myślę o Bakhyunie, bo są podobni, tak jakbym miał małego Baeka zawsze ze sobą. Tylko cichszego, jeszcze drobniejszego i odrobinę kobiecego – uśmiechnął się do siebie. Okay, zabił mnie tym. Przełknąłem ślinę, nie chcąc ryczeć, bo…. No bo to było takie kochane. Kai spojrzał na nas ze swoim słodkim uśmiechem i nagle posmutniał.
        - Hyung, nie płacz. Przepraszam – powiedział, wstając szybko i zostawiając Julliet bezpieczną na fotelu, usiadł obok, wtulając mnie w siebie tak, że nie było mnie wcale widać. Więc jednak płakałem? Jak zwykle ze mnie beksa.
         - Nic się nie stało, po prostu… Jesteś kochany, że tak myślisz - mruknął cicho, dosuwając się. 
       - Przynajmniej Julliet nie krzyczy na niego niczym syrena… Jest lepsza - powiedział Lay, a Kyungsoo tylko uderzył go w ramię.- Żartowałem - zaśmiał się, a ja tylko uśmiechnąłem się lekko, czując usta Kaia na swoim czole. 
       - Niedługo będziemy jechać - powiedział Kyungsoo, patrząc na zegarek.
     - Nie zapomnij Julliet -  przypomniałem Kaiowi, kiedy zaczęliśmy się pakować. Od razu wrzucił ją do podręcznego plecaka.
Korekta by Nejimakidori
 ++++++++++++++++++

Dziękuje Koczi i Maknae Star za komentarze ^^ rozdział specjalnie dla was ^^ A na autorska notkę zapraszam Tutaj ^^
G.G

wtorek, 15 października 2013

"My Kitten": Seven Puds

7.


            Kim Jongdae był wysokim chłopakiem, który kiedy tylko puścił Mimi, zaczął zadawać miliony pytań, na które oczywiście mu odpowiedzieliśmy. Kiedy w końcu się uspokoił, zaczęliśmy mu tłumaczyć całą zaistniałą sytuację.
            - Więc… Musimy z Mimi się ukryć?- zapytał, a cała nasza czwórka pokiwała głowami. Kai siedział tuż za mną, z brodą opartą na moim ramieniu i miałem wrażenie, ze zaraz zaśnie. Objął mnie rękami w pasie i kiedy obracał głowę, łaskotał mnie włosami w policzek.
            - Trzeba będzie zająć się twoją nogą, Kai…- mruknął Yixing, nawet na niego nie patrząc.
            - Co masz na myśli, hyung?- szepnął kociak, bardziej zaciskając dłonie na moim brzuchu.
            - Spokojnie. Skóra jest podcięta, ale szybko goją ci się rany, więc wystarczy, że ją wyprostujesz, ja obwiążę bandażem i jak dobrze się zrośnie, to wszystko będzie okay - uśmiechnął się Lay. Kai wydął wargi, ale pokiwał głową.
            - Trzeba ci kupić jakąś koszulę… Jakim cudem urosłeś taki wielki? - zapytał L.Joe, a Kai wzruszył ramionami.
            - Miał za dużo miłości - zaśmiał się Kyungsoo, a ja wystawiłem mu język. Lay znów zabrał ze sobą Kaia do sypialni, a my usiedliśmy, zastanawiając się co powinniśmy teraz zrobić.
            - Na pewno trzeba wrócić do domów i zabrać najważniejsze rzeczy… Pieniądze, dokumenty, trochę ubrań…  I wyjechać gdzieś - powiedział Kyungsoo, a ja przytaknąłem.
            - Tylko dokąd, skoro znaleźli mnie i Mimi w Chinach? - zapytał Jongdae, a ja spojrzałem na niego zszokowany.- Byłem tam u przyjaciela, który wie o Mimi. Zostawiliśmy ją dosłownie na chwilę i jak wróciliśmy, to został list, a jej nie było – powiedział, a Mimi przytuliła się do niego jeszcze bardziej. Lay wrócił do pokoju, informując, że Kai ma leżeć dopóki jego rana się nie zrośnie.
            - Wiesz, że on nie wytrzyma? - spytałem go.
            - Mam go przywiązać?
            - No nie wiem, ale on zaraz tu będzie - mruknąłem tylko.
           - Wcale nie! - krzyknął z pokoju, a ja poderwałem głowę i zaśmiałem się.- Znaczy… Masz rację, ale jak przyjdziesz, to nigdzie nie pójdę!
            - Szantaż? – wyszeptał Kyungsoo.
            - Tak! - wydarł się Kai, a ja wstałem ze śmiechem i ruszyłem do sypialni, znajdując Kaia leżącego na boku i drapiącego kołdrę.
            - Nie jesteś u siebie – powiedziałem, siadając obok niego. Wyciągnął do mnie ręce, więc pochyliłem się i przytuliłem go mocno. Po chwili łzy zaczęły mi spływać po policzkach, a Kai przycisnął mnie jeszcze bardziej.
            - Byłeś dzielny, Kai… Jestem z ciebie dumny, wiesz? – wycharczałem, a on pokiwał głową, głaszcząc mnie po karku. Odetchnąłem.
            - Bałem się, że mnie nie znajdziesz, hyung… Tyle razy się przenosiliśmy…- odparł, przyciskając mnie do siebie jeszcze bardziej. Już prawie na nim leżałem.
            - To oczywiste, że cię znalazłem. Przecież cię kocham, Kai.
Po chwili ciszy Kai odsunął mnie od siebie i już się przestraszyłem, że powiedziałem coś nie tak. Zamiast tego Kai złapał mnie za podbródek i pocałował delikatnie. Czując znów jego pełne usta na swoich, miałem wrażenie, jakbyśmy byli w domu. Jakbym leżał w moim łóżku w wolny dzień, kiedy spałem razem z Kaiem, zwalając się na niego całym ciałem, a on budził mnie pocałunkiem, bo inaczej bym nie wstał. Czułem, jak na moje policzki wstępują rumieńce, kiedy Kai wplótł palce jednej dłoni w moje włosy, pogłębiając pocałunek. Jęknąłem, pozwalając, by jego język wdarł się do moich ust, przez co zakręciło mi się w głowie. Złapałem się mocno jego ramion, podciągając się do góry, by moja twarz była bliżej jego. Jego ręce szybko oplotły mnie w pasie, nie pozwalając mi ześlizgnąć się z jego ciała. Czułem, że zaraz zemdleję. Brakowało mi tlenu, ale nie chciałem się odsuwać. Sposób, w jaki Kai całował zawsze sprawiał, że chciałem więcej. Nieważne, jaki był to pocałunek. Czasami zastanawiałem się, czy jego usta nie są takie pełne przez to, że wstrzykuje sobie w nie jakiś uzależniający narkotyk, przez co nie mogę się odsunąć. Przysunąłem się jeszcze bliżej, mimo iż prawie mdlałem i to Kai musiał mnie od siebie odsunąć. Moja głowa opadła natychmiast, opierając się o jego czoło. Oddychałem ciężko. Kai znów oblizał usta, ale nawet nie miałem siły, żeby przypomnieć mu, by tego nie robił. Czułem, jak moje wargi spuchły i że ślina spływa mi z kącika ust, ale nie obchodziło mnie to. Chciałem, by Kai pocałował mnie znów. I znów. I tak do końca życia. Poczułem jego dłoń na policzku. Przesunął kciukiem po mojej dolnej wardze, od jednego kącika do drugiego.
            - Baekkie… Stałeś się zachłanny – powiedział, a ja otworzyłem oczy, patrząc na niego morderczym wzrokiem. Nie trwało to długo, nim z westchnieniem opadłem na jego klatkę piersiową, chowając moją zarumienioną twarz w zagłębieniu jego szyi.
            - No i co? Tęskniłem… Cholernie - jęknąłem i po chwili zastanowienia, złożyłem z wahaniem delikatny pocałunek na jego szyi. Kai zachichotał.
            - Też tęskniłem, Baekkie…- szepnął, całując mnie w skroń.- Ile mam tak leżeć?
            - Nie mam pojęcia - westchnąłem. Naprawdę chciałem wrócić do domu, ale nie mogliśmy tego zrobić. Nie chciałem ryzykować, że znów zabiorą mi Kaia.
            - Dobra! Kai, chyba możesz wstać! - krzyknął Lay, wchodząc do pokoju akurat w momencie, gdy usiadłem na łóżku.
            - A miałem nadzieję, że zobaczę, jak…
            - Zamknij się - przerwałem mu i stanąłem obok Kaia, żeby go złapać, gdyby jednak pomysł Laya nie wypalił. Jednak Kai wstał normalnie, przeszedł się po pokoju i uśmiechnął szeroko.
            - No i super. Bandaż jeszcze zostawimy, ale można już planować przeniesienie – powiedział, kiedy kroczyliśmy za nim do salonu. Przykryta kocem Mimi spała na kolanach Jongdae, kiedy mężczyzna rozmawiał o czymś z Kyungsoo.
            - Nie lepiej położyć ją na kanapie? - spytałem, siadając obok Byunghuna. Kai wyprostował zranioną nogę za plecami Laya, siadając za mną i znów napierając na mnie całym swoim ciałem.
            - Nie będę jej ruszał, skoro już zasnęła – odpowiedział, po czym z uśmiechem odgarnął włosy z twarzy dziewczyny.
            - Co w takim razie powinniśmy zrobić? - zapytał Kyungsoo.
            - Kiedy wy sobie tam leżeliście, zastanawialiśmy się jak ukryć koty przed tą całą agencją. Skoro znaleźli Jongdae i Mimi w Chinach, nie ma mowy o jakiejś stałe przeprowadzce, chyba że na drugi koniec planety, ale to i tak nie miałoby szans. Trzeba zaplanować przynajmniej dwa miesiące przeprowadzek. Hotele, zajazdy… Zmieniać kierunki… To będzie trudne - powiedział na koniec Kyungsoo, drapiąc się po głowie. Kai wtulił głowę w moją szyję, a ja zignorowałem to dziwne uczucie, które mnie ogarniało, kiedy ktoś dotykał tego miejsca.
            - Chciałbym wrócić do domu, hyung…- mruknął Kai, a mnie przeszedł dreszcz, czując na szyi jego oddech. Zdecydowanie za długo go nie było, odzwyczaiłem się od tego wszystkiego.
            - Oj, wrócisz... Na dwa dni. Taki mamy plan. Jako, że nasza trójka i tak nie jest bezpieczna - Byunghun wskazał na siebie, Kyungsoo i Laya. - I tak będziemy musieli zmieniać miejsce pobytu. Postanowiliśmy wam trochę pomóc, czyli będziemy planowali miejsca, w których się zatrzymacie. Przynajmniej ja będę to robił do końca…Chcę odpokutować - powiedział L.Joe, a ja posłałem mu słaby uśmiech.
            - Nie martw się, Baekkie. Nie zostawimy cię przecież - rzekł Kyungsoo. a Yixing pokiwał głową.
            - Ale… Co z pracą? - zapytałem, nagle olśniony. Nie chodziłem do pracy odkąd Kai zniknął, ale Kyungsoo i Lay już tak. Chłopcy spojrzeli na siebie.
            - O tym jeszcze nie pomyśleliśmy.
            - Trzeba mieć pieniądze, by opłacić wszystkie hotele i tego typu sprawy - powiedział Jongdae, a ja przytaknąłem.
            - Wiecie co, nie mam teraz pojęcia… Jestem wykończony, nie spałem ze dwa dni - mruknął D.O, a ja uśmiechnąłem się lekko.
            - Proponuję, by Mimi i Jongdae zostali u mnie, a wy jedźcie do Baekhyuna - zaproponował Byunghun.
            - Naprawdę? Wielkie dzięki - odparł Jongdae.- Mówcie mi Chen – dodał, a my pokiwaliśmy głowami.
            - Jasne. Przygotuje wam pokój gościnny, a wy już lepiej idźcie. Kupcie Kaiowi koszulę, czy co tam mu do życia potrzebne i uważajcie na siebie – powiedział, gdy ruszyliśmy do wyjścia.
            - Jasne…Wy też uważajcie – odpowiedziałem, a Kai objął mnie ramieniem, zerkając na niego kątem oka zza swojej grzywki.
            - Mimi…- Chen pochylił się nad kotką, która zerwała się przestraszona.- Wszystko w porządku, skarbie... Dzisiaj śpimy tutaj - oznajmił. Dziewczyna rozejrzała się zdezorientowana, po chwili nas dostrzegając. Kai posłał jej najbardziej szczery uśmiech, jaki chyba miał w zanadrzu, a ona odetchnęła z ulgą, idąc za Jongdae. Spojrzałem na niego i  ściągnąłem brwi.
            - Co? - zapytał zaskoczony.
            - Co to za uśmiechy?
            - No strasznie się o mnie martwiła, więc też się przejąłem! - zrobił wielkie oczy. Prychnąłem. Po chwili Kai zaczął się śmiać tym swoim słodkim śmiechem. Miauczenie i śmiech.
            - Oj, nie bądź zazdrosny. Przecież wiesz, że cię kocham! - powiedział, kładąc się na mnie. Dmuchnąłem w jego grzywkę.
            - Dobra, chodź – mruknąłem, ciągnąc tego wyszczerzonego kocura na klatkę schodową.


Kiedy znaleźliśmy się przed domem, Kai zaczął skakać po tylnym siedzeniu i Lay nie był za bardzo zadowolony. Gdy w końcu go uspokoił, mówiąc, że jak będzie tak robił to mu noga nie wyzdrowieje, Kai wparował do swojego pokoju. Widząc na ścianach swoje upragnione zdjęcia, zaczął się tak głośno śmiać, że aż się przestraszyłem.
            - Jezu, co?! - krzyknąłem, a on rzucił się na mnie, śmiejąc się, że wiedział, że tak zrobię. Poklepałem go tylko po głowie i wróciłem do salonu, by pomóc Kyungsoo i Layowi spakować wszystkie rzeczy.
            - A co z wami? - zapytałem.
            - Jutro pojedziemy po nasze rzeczy, nie martw się – powiedział Yixing, przeszukując szuflady w kuchni.
            - Po drodze wpadłem na pomysł z tą pracą. Nasza polega głównie na siedzeniu i pisaniu przy biurku... Więc czemu nie robić tego w domu? - zaproponował Kyungsoo, a ja pokiwałem głową z uznaniem.
            - Ja pomyślałem, że będę waszym edytorem. W końcu też to robiłem czasem - mruknął Lay z głową w szafce.
            - No a co z Chenem i Byunghunem? - spytałem. D.O pokręcił głową.
            - Jeszcze na nic dla nich nie wpadłem. Nawet nie wiem, czym zajmują się L.Joe i Jongdae - mruknął. Sam właściwie nie wiedziałem, co robi Byunghun, ale postanowiłem go o to zapytać jutro. Przyniosłem jeszcze kilka innych toreb, do których można było zapakować rzeczy już dziś i w końcu zmusiłem tych dwóch, by poszli spać. Lay uparł się, że będzie spał w salonie, ale kazałem mu iść do pokoju gościnnego razem z Kyungsoo. W końcu były tam dwa łóżka.
            - Hyung - jęknął Kai, od razu przytulając mnie, kiedy tylko przekroczyłem próg mojej sypialni. Miałem już złośliwie mu powiedzieć żeby szedł spać do siebie, ale chyba nawet tego nie chciałem. Westchnąłem, zaciągając się jego zapachem. Mimo przeważającej woni lekarstw i czegoś dziwnego, jakby metalicznego, zapach truskawek i wanilii dalej od niego emanował.
            - Jesteś głodny? - zapytałem, nagle zdając sobie sprawę, że Kai pewnie dawno nie jadł. Na chwilę zapadła między nami cisza.
            - Odrobinkę…- mruknął niechętnie. Złapałem go za dłoń, splatając ze sobą nasze palce i zeszliśmy na dół. Miałem nadzieję, że to ciasto, które piekłem pod nadzorem D.O tego dnia, kiedy zadzwonił Byunghun nadal było dobre. Mleka natomiast miałem chyba hektolitry. Otworzyłem lodówkę, wyciągnąłem trzy butelki mleka oraz całe ciasto i postawiłem przed nim. Jego oczy zabłysły, ale zanim zaczął jeść, spojrzał na mnie. Rozbawiony usiadłem naprzeciw niego.
            - No jedz. Na co czekasz? - Kai uśmiechnął się i zaczął powoli jeść ciasto. - Smakuje ci? - zapytałem niepewnie, a on z szerokim uśmiechem pokiwał głową. Jedna butelka leżała już pusta, a ze stołu zniknęło pół ciasta, kiedy Kai odłożył widelec i uśmiechnął się.
            - Było pyszne, hyung. Dziękuję.
            - To dobrze, bo sam je upiekłem - powiedziałem cicho, szybko chowając pozostałości ciasta i mleka do lodówki.
            - Naprawdę?! - krzyknął, a ja pstryknąłem go w ucho, na co skulił się.
            - Nie krzycz – szepnąłem, a on pisnął cicho, na co potargałem go po włosach.- Tak, Kyungsoo hyung mi pomógł. A teraz chodź. Musisz się porządnie wyspać-
Jak zwykle Kai działał impulsywnie i pod wpływem chwili. Często zastanawiałem się, czy kiedyś przez niego nie dostanę zawału, albo przez przypadek nie zrobi czegoś głupiego, co źle się skończy. Myślałem, czy przez jego impulsywność za chwilę coś pójdzie nie tak. Z drugiej strony nie obchodziło mnie to. Dopóki Kai postanowił całować mnie tak gwałtownie, przelewając całą tęsknotę, podziękowania i miłość przez ten jeden, intymny gest, czułem, że ta jego impulsywność jest czymś dobrym. Pozwalała mi zapomnieć o tym całym złu, które nas otacza. Widziałem, słyszałem i czułem tylko jego, mając nadzieję, że nikt już nigdy nie odbierze mi tego przywileju, by widzieć na całym świecie tylko jego osobę. Wysoką, o ciemnej, karmelowej karnacji, z pięknymi czekoladowymi oczami, świecącymi czasem takim dzikim blaskiem, który zwykł zwiastować jakieś kłopoty, albo zwykłą, niepohamowaną miłość. Jego pełne usta, które kochałem całować; każdy, kto twierdzi, że nie są idealne do tego typu rzeczy, kłamie i dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Jego dłonie, które były tak delikatne w każdym geście, którym mnie obdarowywał. Nawet jego wszędobylski ogon i te urocze uszy, ukryte pod cudowną i miękką czupryną czarnych włosów. Czy kiedykolwiek było mi dane kochać kogoś tak mocno? Nie sądzę. Nie chciałem także wiedzieć, czy będę mógł kochać tak w przyszłości. Jeśli Kai miał być ze mną, na pewno tak będzie.
Korekta by Nejmakidori

++++++++++
Oh wiem dawno mnie tu nie było xD Rozdział dla Koczi...bo ja kocham ;___; xD I zapraszam TU ^^
G.G