środa, 28 sierpnia 2013

"My Kitten": Three Puds

3.


W pracy Lay i D.O od razu zapytali, czy z Kai wszystko w porządku. O mnie się nie spytali, niewdzięczni. Moją odpowiedzią było, by zostawili mnie w spokoju, bym mógł zająć się swoją pracą. Jak zwykle, czas w biurze dłużył mi się niemiłosiernie. Kiedy wróciłem do domu, Kai spał. Zjadłem obiad i poszedłem z nim na spacer do lasu, podczas którego dałem się zgwałcić wiewiórce. Kai uważał to za bardzo zabawne, więc oczywiście to nagrał. Wredna bestia. Po co kupiłem mu telefon? Ah, tak…nagłe wypadki. Po powrocie do domu zjedliśmy coś, co Kai postanowił ugotować. Nie wiem czym to było, i choć wyglądało przerażająco, to smakowało całkiem nieźle. Potem jakimś cudem znalazłem się na macie w pokoju kociaka, ponieważ ten nie chciał bawić się sam. Wiem, że tam zasnąłem, w nocy natomiast obudziłem się w moim łóżku… Z Kai. Ponieważ wyglądał uroczo, postanowiłem nie wywalać go do pokoju. Miał delikatnie uchylone usta, ogon nieznacznie się poruszał, a jego dłonie zaciśnięte były na kołdrze. Wyglądał przesłodko. Po uwiecznieniu tego momentu zdjęciem, znów zasnąłem.
>*<

            W nowym domu dni mijały mi zaskakująco szybko. Nim się spostrzegłem, Kai przyzwyczaił się do nowych zapachów, odkrył wszystkie kryjówki i zdążył się zgubić. Przystosował się do nowych zasad i zakazów, i jak na razie pilnie ich przestrzegał. Wystarczyło półtora miesiąca, a Kai mógł spokojnie przyprawić mnie o zawał, wyskakując z jakichś dziwnych miejsc, o których ja niestety nie miałem pojęcia.
            - Kai, do jasnej cholery!- krzyknąłem, opierając się o ścianę. Kocur właśnie zwijał się na podłodze ze śmiechu. Gdybym był w stanie to bym go kopnął, ale chyba właśnie dostałem zawału!
            - To do kurny nędzy nie jest śmieszne! – wrzasnąłem wkurzony. Kai szybko wstał z podłogi. Jego nowe spodnie już były podarte, ale przyzwyczaiłem się do tego.
            - Nie bądź zły, Baekkie! Wyglądasz tak słodko, kiedy jesteś przestraszony – powiedział, dotykając palcem wskazującym mojego policzka. Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego złowrogo.- Nadal uroczy- dodał, a ja pokręciłem głową, schodząc ze schodów. Kai wyskoczył ze schowka w suficie. Jak mało jeszcze wiem o tym domu?
            - Jesteś zły?- zapytał, wychylając się zza mnie.
            - Tak! – warknąłem, a on znów tylko uroczo zachichotał. Wcale to do niego nie pasowało. Wredna bestia…
            - No weź, hyung! Nie denerwuj się tak, przecież wiesz, że cię kocham i nie zabiłbym cię – powiedział, przytulając się do moich pleców.
            - Niby wiem, ale jakoś i tak martwię się o tę kwestię – mruknąłem, mrużąc oczy. Ścisnął mocno mój brzuch, unosząc mnie. – Postaw mnie – jęknąłem, patrząc w dół. Nienawidzę tak wisieć w powietrzu.
            - Jak powiesz, że nie jesteś na mnie zły- oświadczył. Boże, to takie dziecko… z kim ja mieszkam?
            - Nie jestem.
            - Nie przekonałeś mnie.
Cholera.
            - Wybaczam ci.
            - Nadal nie.
            - Też cię kocham i nie jestem zły - powiedziałem i poczułem, jak moje stopy delikatnie dotykają podłogi. Kai potrzebował wyznań miłości przynajmniej trzy razy dziennie. Ciekawe co by było, gdybym mu tego nie mówił…? Zdechłby? Na samą myśl ściskało mnie w żołądku.
            - Aww! Hyung, znów jesteś taki uroczy!- krzyknął, całując mnie mocno w usta tak, że aż się zachwiałem. Gdyby nie oplótł mnie ramionami w pasie, runąłbym na ziemie. Jak szybko mnie pocałował, tak szybko znikł.
            - On od tygodnia ma ADHD. Jak ja mam iść z nim do lekarza?- pomyślałem głośno, oblizując usta. Kai zawsze smakował jak wanilia i truskawki, od mleka waniliowego i truskawkowych smakołyków, które tak uwielbiał. Zwłaszcza te zrobione przez D.O. Już od dawna zastanawiałem się, co by było, gdyby Kai zachorował. Nie znam żadnych zaufanych lekarzy, którzy byliby mi w stanie pomóc. I czy czasem nie potrzebowałbym weterynarza? Pokręciłem  głową, odtrącając te myśli. Kai miał się dobrze odkąd go znalazłem, więc czemu miałby nagle chorować? Martwiło mnie jednak jego ostatnie zachowanie…Może to przez to, że miał przyjść D.O z tym cholernym truskawkowym ciastem? Odwróciłem się, słysząc dzwonek do drzwi, ale Kai już przy nich był. Jasne, że chodzi o ciasto. Już nawet nie krzyknąłem na niego, że nie wolno mu otwierać drzwi. Przecież i tak nikt nas nie odwiedzał, a listonosz wszystko wkładał do skrzynki. Mimo to, i tak mu nie pozwalałem.
            - Jezu, Kai, nie zapomniałem! Puść mnie!- usłyszałem tylko zdezorientowany głos D.O i aż sam ruszyłem na hol, by zobaczyć Kai na plecach drobnego Kyungsoo. Coś zdecydowanie było nie tak.
            - Kai, co ty wyprawiasz?- zapytałem zaskoczony.
            - Tęskniłem za hyungiem – odpowiedział, a ja pokręciłem głową z niedowierzaniem. On jednak zszedł z D.O i grzecznie poczekał, aż ten doczłapie do kuchni i da głodnemu kocurowi kawałek ciasta.
            - Co z nim jest? Nigdy się tak nie zachowywał - rzekł D.O, rozmasowując sobie plecy.
            - Nie wiem, też się martwię - mruknąłem. Otworzyłem szufladę, w której trzymałem lekarstwa  i wyszperałem z niej termometr. Kai oczywiście już wszystko zjadł.
            - Otwórz buzię – nakazałem.
            - Co to?- zapytał, odginając giętką część termometru swoim małym szponem. Kyungsoo miał szczęście, że wczoraj kazałem mu je spiłować.
            - Termometr. Otwieraj - powtórzyłem. Grzecznie otworzył usta, a ja umieściłem termometr tak, by jego kły go nie przebiły.- Nie naciskaj go zębami, bo zepsujesz. Teraz siedź grzecznie na kanapie – powiedziałem, wskazując mebel. Kai jak zwykle usadowił się po turecku w rogu, to zezując na przedmiot wystający z jego ust, to zerkając pytająco na mnie i D.O. Kiedy termometr zaczął piszczeć, podskoczył przestraszony. Wyciągnąłem rękę i wyjąłem mu z ust termometr.
            - Ma 40 stopni – zakomunikowałem.
            - Od jakiej temperatury występuje gorączka u kota?- zapytał D.O. Pokręciłem głową, bo nigdy nie zdarzył się taki moment, bym musiał szukać takich informacji. Chłopak zaczął przeglądać Internet, a zdezorientowany Kai patrzył na nas.- Jeśli temperatura ciała przekracza 39,5 stopni, wtedy występuje gorączka – oznajmił.
            - Kai, jesteś chory. Może przeziębiłeś się na spacerze?- spytałem, przykładając dłoń do jego czoła. Kai zawsze był gorący, więc ciężko było mi było stwierdzić, czy ma gorączkę.
            - Nie wiem, ale nie chcę tak siedzieć…pobawmy się - zaskomlał. Pokręciłem głową.
            - Jesteś nadpobudliwy, kiedy masz gorączkę. Musisz odpocząć - powiedziałem. Kyungsoo zniknął w kuchni, pewnie szukając jakichś tabletek.
            - Nie wiem jak to u niego, ale może lepiej będzie jak damy mu tylko witaminę C i trochę ibupromu. Dla kota to szkodliwe, ale no on…nie jest do końca kotem – stwierdził D.O., podając mi jedno opakowanie tabletek. Wyciągnąłem z niego mała tabletkę witaminy C i dałem ją Kai. Ten niechętnie ją połknął, a Kyungsoo w tym czasie poskrobał trochę ibuprom, rozpuszczając proszek w wodzie.
            - Do dna, kotku – powiedziałem, podając mu szklankę. Wyglądał na niezadowolonego.- Proszę, no… - Wypił wodę, zapewne widząc moją zdenerwowaną minę. Skrzywił się lekko.
            - Niech weźmie zimną kąpiel - zaproponował D.O.
            - Gorąco ci?- zapytałem Kai.
            - Troszkę… dzieje się coś? – odparł.
            - Zaraz zobaczymy. Mam nadzieję, że mi się nie rozchorujesz – powiedziałem, przygryzając wargę. Pobudzony wcześniej Kai zaczął się teraz słaniać. Razem z D.O zaprowadziliśmy go do łazienki. Nie kazałem mu się rozbierać, ponieważ stwierdziłem, że te ubrania i tak są do wyrzucenia. Kai wszedł do chłodnej wody, a ja głaskałem go po głowie, mocząc ręce w wodzie. D.O polewał mu plecy.
            - Gorąco mi – zajęczał, a ja zagryzłem mocniej wargę. Kiedy Kyungsoo skończył moczyć koszulkę Kai, wziąłem od niego kubek. Po napełnieniu go wodą, przechyliłem głowę Kai do przodu i wylałem na nią zimną wodę. Prychnął cicho, ale zawczasu zdążyłem zasłonić mu uszy.
            - Słyszałem, że Kai jest chory! – krzyknął Lay, wbiegając do łazienki. Kocurek miał wypieki na policzkach i zaszklone oczy.- O boże, on ma gorączkę.
            - Dlatego siedzi w zimnej wodzie, geniuszu – powiedział D.O., ale Yixing nie zwrócił na niego uwagi.
            - Daliście mu jakieś tabletki?- zapytał, podnosząc jego głowę do góry. Sprawiał wrażenie jakby go badał.
            - Witaminę C i odrobinę ibupromu- odparłem, patrząc na niego uważnie.
            - Dużo?- spytał Lay, mierząc mu tętno. Ech, co się dzieje?
            - Zeskrobaliśmy odrobinę do wody – oznajmił D.O., tak samo zaskoczony jak ja.
            - To dobrze. Na koty źle to działa - powiedział, głaszcząc Kai po plecach.
            - Co ty za przeproszeniem odwalasz? zapytaliśmy razem. Starszy spojrzał na nas zaskoczony.
            - No przecież chciałem iść na medycynę, nie? Co z tego, że przetrwałem jeden semestr… Trochę się nauczyłem! O weterynarii też zapomnieliście? - zapytał. Jezu, na śmierć zapomniałem o wielkich marzeniach Zhang Yixinga o zostaniu lekarzem… „Nie ważne jakim, byleby lekarzem”.
            - Kurde… na przyszłość nie muszę się martwić o lekarza – stwierdziłem.
            - Ej! Wiem jak wyleczyć gorączkę i inne głupie rzeczy… Nie wywieraj na mnie takiej presji – powiedział, wskazując na mnie palcem. I tak zdążyłem go już przytulić.- Tak, tak, jestem boski. Wiem. Nawet ty na mnie lecisz - rzekł. Kai rzucił mu groźne spojrzenie. - Co nie znaczy, że ja na niego – zastrzegł szybko, ale Kai patrzył tak na niego dopóki go nie puściłem. Zaśmiałem się cicho, głaszcząc zazdrośnika po głowie.
            - Jak się czujesz? – zapytałem, siedząc na skraju wanny.
            - Dalej mi gorąco - odpowiedział. Dolaliśmy jeszcze trochę zimnej wody, a na głowę położyliśmy mu zmoczone ręczniki.
            - Hyung, przytul mnie - wychrypiał, prawie śpiąc w wannie.
            - Kai, jesteś mokry – powiedziałem, kiedy Lay wypił w łazience już drugą kawę. Nasze spotkanie odbywało się w kiblu. Super. Na sedesie leżały kanapki, a na zlewie mleko waniliowe i kawałki tortu, które wmuszałem w kociaka.
            - Proszę… smutno mi – pociągnął nosem. Jeszcze kataru mu brakowało. Byłem pewny, że zamknąłem wszystkie okna, ale na wszelki wypadek kazałem D.O. zamknąć drzwi.
            - Przytulę cię jak wyjdziesz. – odpowiedziałem.
            - Chcę teraz.
            - Kai…
            - Hyung, jestem chory – wymiauczał. Spojrzałem na niego niepewnie, nadal się nie poddając. – Wiedziałem, że mnie nie kochasz – zaciągnął ręcznik na twarz, kuląc się w wannie. Super. Jeszcze niech mi powie, że się o niego nie troszczę. Lay i D.O zaśmiali się, a ja zgromiłem ich wzrokiem. Przysunąłem się w stronę Kai i niezdarnie objąłem go ramionami.
            - Chyba zapomniałem o trzecim razie. To pewnie dlatego zachorowałeś - powiedziałem.
            -  Jakim trzecim razie? - wychrypiał w moją pierś.
            - Oj, wiesz, że cię kocham. Muszę pamiętać, by mówić ci to trzy razy dziennie, inaczej będziesz chorował – oznajmiłem, a on się zaśmiał; razem z nim dwójka naszych przyjaciół.
            - Nie prawda – powiedział, kiedy się odsunąłem.
            - Tak? To dlaczego kiedy powiedziałem ci to tylko dwa razy byłeś zły do końca dnia, aż nie usłyszałeś tego wieczorem? A teraz nawet zachorowałeś! – rzekłem, a on zmarszczył nos.
            - Potrzebuję dużo miłości. Hyung jest taki mały, że czasem mi nie starcza – oznajmił, a ja szturchnąłem go zaczepnie w ramię. Zdecydowanie mu się polepszało. Kiedy tętno mu się ustabilizowało i rumieńce wraz ze szklankami w oczach zniknęły, postanowiliśmy już wyciągnąć go z tej wanny. Opletliśmy go chyba wszystkimi ręcznikami jakie posiadaliśmy, a następnie zaprowadziliśmy do mojej sypialni. Przyniosłem mu suche ubrania, w które przebrał się, wcześniej wypychając nas z pokoju. Zawsze był taki wstydliwy, już od maleńkości. Kiedy weszliśmy, leżał skryty pod kołdrą.
            - Teraz to mi zimno – wymruczał.
            - Zaraz się ogrzejesz – powiedziałem, czochrając jego włosy.
            - Misja wykonana! Kai ozdrowiał. Idę dalej ratować świat! – krzyknął Lay, a my zaśmialiśmy się.
            - Randka wzywa?- zapytałem.
            - Jakbyś zgadł - odpowiedział. Podrapał jeszcze Kai za uchem i zniknął szybko.
            - Ja też pójdę. Jutro przyjdę z nowym ciastem - oznajmił Kyungsoo. Pożegnał się z Kai i wyszedł. Nie pozostało mi nic, jak przytulić się do Kai i poczekać, aż zaśnie. Na szczęście nastąpiło to dość szybko.
>*<

            Kai spał przez całe dwa dni. Strasznie się o niego martwiłem ale nie chciałem go budzić. Lay przychodził codziennie i badał nieprzytomnego kociaka. Nie chciałem zostawiać go samego kiedy musiałem iść do pracy, ale nie miałem jak się wykręcić. Gdy wracałem, jedyne co się zmieniało, to pozycja w której Kai spał. Siedziałem całe dnie w łóżku, oglądając filmy na laptopie i krusząc sobie na pościel, ponieważ smutno było mi siedzieć samemu w salonie czy gdziekolwiek indziej. Zdążyłem chyba wysprzątać cały dom i odnaleźć wszystkie cholerne kryjówki, z których wyskakiwał Kai i straszył mnie na śmierć. Kupiłem kosiarkę i skosiłem trawnik, przejeżdżając szesnaście razy pod oknem mojej sypialni. Myślałem, że Kai może wstanie…Głupi. Jego nawet nie obudzi mój upadek ze schodów. Posadziłem w ogrodzie kwiaty i z pomocą D.O., upiekłem ciasto. Kiedy je spróbowałem, stwierdziłem, że niekoniecznie mi wyszło. Znaczy, w ogóle nie wyszło, więc je wyrzuciłem. Próbowałem tak długo, aż wyglądało i smakowało prawie tak samo wspaniale, jak wypieki spod rąk D.O.
            - Myślę, że nic mu już nie dolega. Po prostu jest naprawdę zmęczony… za to ty wyglądasz strasznie - powiedział Lay, kończąc mierzenie tętna Kai. Wzdrygnąłem się i zmarszczyłem brwi, kiedy zwyczajnie rzucił jego ręką na łóżko.- Sorki.
            - Yhm…kiedy się obudzi?- zapytałem, gryząc paznokcie. Yixing uderzył mnie w rękę.
            - Pewnie niedługo... Sporo spał, myślę że mu wystarczy – odparł, zerkając na Kai, którego uszy wyglądały spod kołdry.
            - Okay – westchnąłem.
            - Ty też idź spać…. Ty sypiasz, czy udajesz?- zapytał, kiedy odprowadzałem go do drzwi.
            - Oczywiście! Co tam, że śnią mi się koszmary… ale sypiam- burknąłem.
            - Co ci się śni?
            - No że… Kai się nie obudzi- mruknąłem, gryząc wargę. Lay tylko się zaśmiał.
            - Obudzi się, głupku. No to lecę – powiedział, machając do mnie. Nadąłem policzki i mocno trzasnąłem drzwiami. Ostatnio wszystko robiłem głośno. Ciężko stąpając po schodach, położyłem się w łóżku i zerknąłem na zegarek. Nie było tak późno, bym poszedł spać, ale mogłem położyć się wcześniej, rano wstać i zrobić więcej rzeczy. Z westchnieniem spojrzałem na spokojnie śpiącego Kai. Odwróciłem się bokiem w jego stronę, przysunąłem się do niego i przerzuciłem sobie przez pas jego rękę, wzdychając cicho i opierając głowę blisko jego obojczyków. Przytuliłem się do niego i zasnąłem.

            Tej nocy było mi wyjątkowo ciepło i pozbyłem się koszmarów. Kai zawsze był dobrym odstraszaczem złych snów. Co innego, że obudziło mnie coś innego niż budzik, który zazwyczaj dzwonił o dziesiątej, by nie tracić wolnego dnia. Czułem jakieś delikatne dotknięcia na twarzy i na początku myślałem, że to znów ogon Kai próbuje mnie zabić, ale.. to  nie było puszyste i nie łaskotało mnie po nosie sprawiając, że chciało mi się kichać. Kiedy uchyliłem powieki, Kai popukiwał mnie wskazującym palcem po całej twarzy, uśmiechając się głupio. Zacisnęłam mocno powieki, już chcąc krzyknąć, że mam kurna wolne i niech da mi spokój, kiedy….
            - O JEZU, WSTAŁEŚ! – ryknąłem, na co Kai skulił się i zakrył uszy dłońmi. Ah, ten czuły słuch. Nie przejmując się jego cichym jęczeniem, przytuliłem go mocno.- Głupku! Kto normalny  śpi dwa dni?! Kto?!- zapytałem, ściskając go w swoich drobnych ramionach.
            - Nie jestem normalny- mruknął tylko, a ja parsknąłem śmiechem.
            - Wiem, wiem… Och, tak cholernie się bałem, że już nie wstaniesz-  powiedziałem, odsuwając się i szczypiąc go w policzki, na co on skrzywił się.
            - Dlatego kosiłeś pod oknem i rzucałeś wszystkim?- spytał, przecierając oczy. Zmarszczyłem brwi, a on zachichotał.- Niby mam mocny sen, ale ja wszystko słyszę – rzekł, przyciągając mnie do siebie i ziewając. Uśmiechnąłem się lekko.- Musiałeś jeść w łóżku? Wszystko mnie kłuje – oznajmił, kręcąc się nagle. Zaśmiałem się głośno.
            - Nie lubię jeść sam. Byłeś nieprzytomny… ale byłeś – powiedziałem, a on zaśmiał się uroczo, prosto do mojego ucha. Po chwili ciszy chyba znów zasnąłem, bo kiedy obudziłem się drugi raz, Kai siedział na moich nogach i robił mi zdjęcia.
            - Co ty wyprawiasz?!- wrzasnąłem, mrużąc oczy od błysku fleszy.
            - Mam pusto. Muszę czymś zająć miejsce- powiedział i znów nacisnął przycisk, że aż zakryłem rękami oczy.
            - Jesteś nienormalny. Tak  robią seryjni mordercy i psychole z obsesją na temat swojej ofiary! – krzyknąłem, a on zaśmiał się, nie przestając robić mi zdjęć.- Kai!- jęknąłem, machając rękami przed siebie. Poczułem jego włosy obok swojej twarzy.
            - Uśmiech! - poprosił i cyknął nam następne zdjęcie.
            - Skończyłeś?- zapytałem zrezygnowany, przestając gapić się przed siebie.
            - Jeszcze jedno- powiedział, po czym przyłożył swoje usta do moich i znów nacisnął guzik, następnie szybko odsuwając się i oglądając swoje zdjęcia. Jak zwykle oblałem się rumieńcem.
            - Dupku - jęknąłem tylko, zasłaniając twarz poduszka.
            - Powiem Kyungsoo hyungowi, żeby mi je wszystkie wydrukował – oznajmił, wstając ze mnie. Oczywiście zaplątałem się w kołdrę, ale zdążyłem go dorwać kiedy schował aparat w swoim pokoju.
            - Niee, tego ostatniego nie... Nie zgadzam się, Kai! – krzyknąłem, rzucając się mu na plecy. Zaśmiał się tylko i wyprostował się, a ja zawisłem na nim jak jakaś małpa. - oj tam, przecież hyung nic nie powie – zaśmiał się, próbując mnie z siebie ściągnąć, ale byłem twardy i się nie dałem. Przez trzydzieści sekund. Przymknąłem oczy, kiedy uderzyłem plecami o miękką matę na której spał Kai, czując, jak Kai kładzie się na mnie i zgniata w swoim uścisku.
            - Jezu, Kai, jaki ty jesteś ciężki – jęknąłem, machając kończynami na wszystkie strony, a Kai jedynie się śmiał. Udało mi się nawet uderzyć go kilka razy, ale chyba nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Uspokoiłem się dopiero kiedy Kai pocałował mnie w kark, sprawiając, że cały zesztywniałem. Zawsze tak miałem, gdy ktoś mnie tam dotykał. Z jednej strony tego nie lubiłem, ale było to przyjemne uczucie. Jego usta szybko przeniosły się na moje i w tym momencie nie wiedziałem do końca, czy Kai dalej całuje mnie tak, jakby robił to czteroletni dzieciak, czy miał coś innego na myśli. Jego pocałunki ograniczały się do kilkukrotnych zetknięć się moich ust z jego wargami.
            - Smutno mi było bez ciebie, hyung - szepnął, całując mnie w policzek.
            - Aha…- wyjąkałem. Moje oczy teraz przypominały pewnie oczy D.O. Byłem odrobinę skołowany. Czy Kai mógł czuć do mnie coś więcej niż miłość do swojego właściciela… czy raczej ojca? Bo ojcowska miłość to całkiem inna miłość niż ta do drugiego mężczyzny. Bałem się też, że mogło mu się coś pomieszać i wszystko pokręcił, jak to mu się czasem zdarzało. Pogłaskałem go niepewnie po włosach, kiedy znów mnie przytulił. Chyba trzeba będzie przeprowadzić jedną z TYCH rozmów…

            Kiedy siedzieliśmy już w salonie, Kai wyglądał na zszokowanego.
            - Posprzątałeś?- zapytał, a ja kiwnąłem głową.- Wow, musiało ci się strasznie nudzić – powiedział, i, na pewno specjalnie, zrzucił trochę sierści na dywan. Wredne zwierzę. Poklepałem na kanapie miejsce obok siebie i wyprostowałem się. Nigdy nie przeprowadzałem takich rozmów. Bo z kim?! Nie mam dzieci…i raczej mieć nie będę, ale to pomińmy. Kai skupił na mnie całą swoją uwagę, przez co tym bardziej nie wiedziałem jak ubrać w słowa to, co chciałem mu przekazać. Westchnąłem. Kiedy już otwierałem usta, zadzwonił dzwonek do drzwi. To pewnie Kyungsoo i Lay….Zazwyczaj o tej godzinie przychodzili. Oczywiście, po chwili sami sobie weszli. Znaczy… To Yixing wlazł, a D.O. kroczył za nim, kręcąc głową.
            - O Boże, Kai wstał! - krzyknęli razem, a kocur uśmiechnął się do nich. Lay podbiegł do Kai i od razu zaczął go badać.
            - Hyung, co robisz?- zapytał, kiedy Lay mierzył mu ciśnienie.
          - Pamiętasz, jak hyung chciał iść na medycynę…? – zapytałem, a Kai zmrużył oczy, po czym otworzył lekko usta i pokiwał głową, a następnie swoje spojrzenie utkwił w pakunku, który trzymał D.O. Bardzo natarczywe spojrzenie... Oblizał usta.
            - Tak, to ciasto truskawkowe - potwierdził Kyungsoo, podając mu kawałek ciasta. Kai podskoczył w miejscu i szybko zjadł kawałek, który ukroił mu Kyungsoo, a następnie cicho kichnął.
            - Co porabiacie? - zapytał Yixing.
            - Hyung chciał mi coś powiedzieć, ale nie zdążył - odpowiedział Kai, usadawiając się wygodnie na kanapie i znów wbijając we mnie swoje spojrzenie.
            - O…przeszkadzamy? - zapytał Kyungsoo.
          - Nie! – krzyknąłem, zrywając się z kanapy.- Czekaj – nakazałem Kai i pociągnąłem moich przyjaciół do przedpokoju, tłumacząc im, o co mi chodzi. Pokiwali w spokoju głowami.
            - To dajesz - powiedział z wyszczerzem Lay, a ja pokręciłem głową. Usiadłem znów obok Kai i westchnąłem, zerkając na niego. D.O i Lay siedzieli naprzeciwko nas.
            - Kai, kochasz mnie?
            - Tak – okay, szybko poszło. D.O uśmiechnął się niepewnie, a Lay zacmokał.
          - Nie, kocurku. Twojemu tępemu panu chodzi o to, czy go kochasz kochasz…- wyjaśnił Yixing, a Kai zmarszczył brwi, zapewne nie rozumiejąc. Nie dziwiłem mu się; też nic nie rozumiałem.
         - Geniusz - mruknął Kyungsoo, odpychając Laya do tyłu. - Baekkiemu chodzi pewnie o to, czy kochasz go tak, jak kocha się inna osobę, którą nie uważa się za rodzinę. Na przykład tak, jak chłopak kocha swoją dziewczynę…czy…coś w tym stylu - powiedział D.O. Spuściłem głowę. Boże, chyba jeszcze nigdy nie byłem tak zażenowany…a, nie…było gorzej, jak Kai ‘przypadkowo’ porwał moje bokserki na plaży. Ta, fakt. Kai zamyślił się na chwilę, odwracając wzrok od D.O. W tym momencie ja sam zacząłem się zastanawiać, czy ja też kocham Kai w taki …wyjątkowy sposób? Czy to po prostu miłość do ukochanego pupila, który jest jednocześnie twoim najlepszym przyjacielem…? Nie można było powiedzieć, że Kai wygląda zwyczajnie. Nie licząc jego kocich uszu, ogona, pazurów i kłów, był cholernie przystojny. To było niezaprzeczalne. Widziałem, jak jakieś młode dziewczyny w supermarkecie zerkały na niego nieśmiało. Dobrze, że nie ma już tych zielonych oczu, chociaż były intrygujące i na pewno przyciągały wzrok. Chyba trochę odleciałem, bo kiedy wróciłem myślami do salonu, Lay dźgał mnie łokciem w żebro.
            - Co? – zapytałem bezgłośnie, a on wskazał na Kai, dalej intensywnie myślącego. Zmarszczyłem brwi, bo nie rozumiałem o co mu chodzi. Przewrócił oczami i kiwnął na dłonie Kai. Kocur obrywał sobie delikatnie pazury, odrobinę je skracając. Oznaczało to, że cholernie się denerwował. Wiedziałem, że to zły pomysł… Kai jest za młody, nie rozumie wszystkiego i dużo rzeczy mu się myli.
            - Dobra, nieważne. Tego nie było, to był żart i w ogóle…haha…- zaśmiałem się nerwowo, po czym wstałem z kanapy.
            - Ale hyung, ja cię kocham - powiedział Kai, a mnie wryło w ziemię. Jego oczy były ogromne, a z wargi płynęła krew, ponieważ gryzł ją swoimi długimi kłami. Cholera jasna...
            - To my przyjdziemy jurto! - oznajmił wesoło Kyungsoo i wyciągnął z salonu zaskoczonego Laya. Spojrzałem na Kai, który, gryząc swoje pazurki, rozejrzał się wokół. Uśmiechnął się do mnie, nieco rozkojarzony. Usiadłem z powrotem na kanapie, wzdychając ciężko.
            - Kai, jesteś pewny tego, co powiedziałeś? Na pewno nic ci się nie pomyliło, wszystko rozumiesz i wiesz, o co chodzi?- zapytałem, patrząc na niego uważnie. Zmarszczył brwi, jak zwykle, kiedy pytałem go o takie rzeczy; ale tym razem to było ważne. Widząc moje niepewne spojrzenie, westchnął i odwrócił się do mnie przodem, wbijając we mnie swoje natarczywe spojrzenie. Przez chwilę utrzymywałem z nim kontakt wzrokowy, ale w którymś momencie pękłem i spuściłem głowę, oczywiście się rumieniąc. Cholera. Kai wyprostował się i uśmiechnął.
            - Tak hyung, wszystko rozumiem. Naprawdę cię kocham. Kocham cię, bo się mną opiekujesz, bo się o mnie martwisz i starasz się, bym miał wszystko, czego pragnę. Ale tak poważnie, to kocham cię za twój uśmiech, za twoje oczy i za to jak się rumienisz, kiedy się na ciebie patrzę. Kocham cię za to, że złościsz się na mnie i wyglądasz przerażająco, a zarazem uroczo. Jesteś moim najlepszym przyjacielem; kimś, kto mnie uratował i jestem ci za to wdzięczny. W zamian za to wszystko co dla mnie zrobiłeś, pozwolisz mi siebie kochać tak naprawdę? – zapytał, a mnie trochę zatkało. Trochę bardzo. Nigdy nie sądziłem, że Kai byłby w stanie mówić takie rzeczy. Pełne takich emocji, takie prawdziwe i serio zachciało mi się płakać, co oczywiście uczyniłem, bo jestem beksą. Kai westchnął cicho, przytulając mnie. Ja, jak zwykle, mocno się w niego wtuliłem. Nie pamiętam jak to było, kiedy płakałem przed znalezieniem Kai. Ciężko było mnie zawsze uspokoić, ale Kai potrafił zrobić to z łatwością. Nie potrafiłem sięgnąć pamięcią, jak ja to robiłem wcześniej. Kiedy łzy przestały już płynąć, oparłem policzek o ramię Kai i westchnąłem. Jego dłonie delikatnie gładziły mnie po plecach i miałem ochotę tak zasnąć, bo ciepło, którym emanował chłopak, było takie uspokajające i przyjemne.
            - Też cię kocham, Kai. Tak bardzo mocno, że chyba bym umarł, gdybyś sobie poszedł…więc masz zostać – oznajmiłem, a on zaśmiał się cicho.
           - Jak zwykle nie dajesz żadnego wyboru – powiedział, po czym poczułem jego usta na swojej skroni. Uśmiechnąłem się lekko. W tej chwili jedyne, co mnie zastanawiało to to, jak teraz będziemy razem żyć. Czy cos się zmieni?
            - Co jemy?- zapytał Kai, odsuwając mnie od siebie i wycierając ogonem moje łzy. Zaśmiałem się. Chyba za dużo nie ulegnie zmianie.
Korekta by Nejimakidori
 ++++++++++++++++

Tym razem trochę dłuższy rozdział. Trochę wszystko tak ...szybko.No cóż. Mam pytanko, czy ktoś chętny zrobić mi jakąś ładną okładkę do tego opowiadania? Moja jest straszna a potrzebuje czegoś takiego. Byłabym wdzięczna ^^ Do zobaczenia!
G.G

środa, 21 sierpnia 2013

"My Kitten": Two Puds

2.


            Nie wiem czemu wtedy tak bardzo cieszyłem się, słysząc głos Kai po raz pierwszy. Był słodki, niewinny i sprawiał, że naprawdę chciało się go więcej słuchać. Problem w tym, że on wcale nie chciał tego robić, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Teraz miałem to na co dzień. Kai nie potrafił się uciszyć, albo raczej… Nie chciał.
            - Baekkie, a co to? I to? Co to jest? Czy to gryzie? Zaboli, jeśli dotknę? Auć, to mnie zabolało! Baekkie! Co to było? Czemu nic nie mówisz? Jesteś zły? A ta studzienka to po co? O, robak! Baekkie, no weź! Jesteś zły? O, zobacz jaki kwiatek!
Od kiedy Kai dorósł, gadał coraz więcej i dowiadywał się wielu nowych rzeczy. Wydawało mi się tak, dopóki nie zarobiłem wystarczającej kwoty, by kupić dom. Jeszcze dwa tygodnie temu siedziałem w pracy, kiedy Lay przyleciał do mnie z dobrymi wieściami. W końcu znalazł dla mnie i Kai idealny dom. Po czterech latach. Znajdował się w głębi lasu, a dookoła nie było nikogo przynajmniej na pół kilometra. Na początku, dla zwykłego człowieka z równie zwykłymi problemami, może się to wydawać przerażające. Jak ktoś cię napadnie, to nikt nie usłyszy twojego głosu. Jednak dla mnie była to cudowna wiadomość. Kai w ciągu czterech lat urósł sto pięćdziesiąt centymetrów i aktualnie miał metr osiemdziesiąt, co czyniło go wyższym ode mnie. Od nas wszystkich. Mimo to, nadal był czteroletnim kotkiem, którym musiałem się zajmować, bo nie wiedział, czym jest klamka. Po kupieniu domu i wyposażeniu go, nadszedł czas na przeprowadzkę. Szedłem na samym początku razem z Kai, który uderzał mnie swoim ogonem, a tuż za nami wlekli się Lay oraz D.O. Śmiali się. Na pewno ze mnie.
            - Czemu oni się śmieją, hyung? I czemu Lay hyung ma żółte włosy?- zapytał. Odwróciłem się; rzeczywiście Lay miał żółte włosy, ale dlaczego i z jakiego powodu, tego niestety nie wiedziałem.
            - Pewnie za długo stał na słońcu - burknąłem.
            - Ale hyu...- - zanim Kai zdążył zbombardować mnie kolejnymi pytaniami, zatkałem mu usta ręką i przytknąłem sobie palec do ust.
            - Teraz Kai jest cichym, małym kotkiem sprzed czterech lat, który NIE LUBIŁ mówić… Prawda? - Zapytałem. On zmarszczył brwi, ale kiwnął tylko głową, widząc moje ponaglające spojrzenie. Może i był wyższy, ale nadal był kotem, w dodatku młodszym. Słuchał się mnie i mógł zawsze liczyć na moją pomoc. A ja na jego. Lay parsknął z tyłu śmiechem. - Wy też bądźcie cicho!- krzyknąłem. Oni przytknęli place do ust i pokiwali głowami, a ja pokręciłem swoją, łapiąc Kai za rękę. Zamyślił się, ale wolałem, żeby się nie oddalał. Kiedy doszliśmy na miejsce, zobaczyłem nasz dom. Był piękny, duży i miał dwa piętra. Posiadał ogromny ogród, ogrodzony wysokim płotem i jeszcze wyższym żywopłotem. Na tyle znajdowała się malutka furtka, umieszczona między krzewami, prowadząca prosto w głąb lasu w którym byliśmy.
            - Nieźle- skwitował Lay.
            - Cicho- syknął Kai, a przestraszony Lay odsunął się trochę. Zniżyłem się, by pogłaskać go po włosach.
            - Już można mówić, Kai. Ale…nie tak dużo. Powoli- powiedział, a on kiwnął głową.
            - Gdzie będę spał?- zapytał, kiedy otworzyłem główną furtkę.
            - Gdzie chcesz- odpowiedziałem.
            - Tu mogę?- zapytał. Widząc go nagle na jednym z największych drzew, które wchodziło w naszą posiadłość, moje serce na chwilę stanęło.
            - Nie… w domu – wyjąkałem, a on zgrabnie zeskoczył, lądując obok D.O. Posłał mu smutny uśmiech.
            - Hyung zabrania mi spać na drzewach. Dlaczego?- zapytał go. Kyungsoo pokręcił tylko głową, głaszcząc go po plecach i patrząc na mnie wielkimi oczami.
            - Nie-e! On nie będzie spał na żadnych drzewach, krzakach, krzaczkach ani na trawniku. I nie patrz tak!- krzyknąłem, wchodząc do środka. Usłyszałem tylko śmiech całej trójki.
            - Waa…ładnie tu - powiedział Kai, zaglądając od razu do lodówki.- Nic nie ma - oburzył się.
            - Jak tylko się rozpakujemy, to pojadę na zakupy- powiedziałem, kładąc torby na ziemi.
            - Mogę jechać z tobą? – zapytał. Zagryzłem wargę, niepewny decyzji. Oczywiście, że Kai wychodził ze mną. W Busan na mieście był trzy razy. Zawsze było to w zimę, na święta. Kai kupował mi prezenty, a ja jemu. Ubierałem go w gruby długi płaszcz, chowając jego ogon za bluzą, a na głowę wkładałem mu czapkę, więc uszy były zakryte. Ręce odziane w rękawiczki ukrywały jego małe szpony.
            - Będę grzeczny, chcę zobaczyć jak jest kiedy nie pada śnieg.- powiedział, siedząc przy moich stopach. Zmarszczyłem brwi, dalej maltretując zębami wargę.
            - No, pozwól mu. Pojedziemy z wami i go przypilnujemy - powiedział Lay. Kai pokiwał głową, a ja usiadłem na kanapie, dalej intensywnie myśląc. Znów znalazł się przy moich stopach i położył brodę na moim kolanie.
            - Hyung~! – prawie wymiauczał, a ja spojrzałem na niego. Jego oczy były już brązowe. Okazało się, że gdy zwykłe kotki, będąc małe, mają niebieskie tęczówki, tak Kai miał zielone. Wydął usta i położył ręce na moich nogach, ściskając delikatnie uda.
            - No dobra – powiedziałem, zasłaniając jego oczy moimi dłońmi. Kai wspiął się na moje kolana i mocno mnie przytulił.
            - Znajdź jakąś czapkę i nieposzarpaną koszulkę - powiedziałem. On kiwnął głową i całując mój policzek, popędził w stronę torby z jego ubraniami. Dokładniej to jednej reklamówki. Kai miał więcej zabawek niż ubrań.
            - Też chcę takiego zwierzaka. Nie musiałbym szukać sobie dziewczyny, czy coś - mruknął Lay, opierając się o ścianę. Zmarszczyłem brwi.
            - Już, jasne – mruknąłem, nieprzekonany co do jego słów. Sam nie wiedziałem, jakie były relacje między mną a Kai. Kochałem tego dzieciaka, ale nie wiedziałem, czy w sposób jaki kocha się inną osobę, czy pupila. Wiedziałem, że Kai również mnie kocha, ale także nie byłem pewny w jaki sposób. Oczywiście cała nasza trójka nie usłyszała, kiedy Kai przyszedł. Może i był pseudo nastolatkiem, ale kroki stawiał jak prawdziwy kot. Lekkie i niesłyszalne. Miał na sobie czarno-biały T-shirt i czarne jeansy, a na głowie czarną czapkę z napisem „I’m a cat” u spodu daszka. Zaśmiałem się tylko.
            - Pasuje mi, nie?- zapytał, a wszyscy wybuchliśmy śmichem, przyznając mu rację. Teraz najgorsza, spartańska wręcz, kwestia butów. Kai nie chodził w butach i miał jedynie te zimowe.
            - Kurczę…- wszyscy mruknęliśmy jednocześnie. Kai miał większą stopę ode mnie.
            - Może pojadę i kupię mu jakieś trampki? - zapytał D.O. Kiwnąłem głowa i chłopak pojechał. Kiedy wrócił, ubranie Kai jeszcze było w jednym kawałku.
            - Boli mnie ogon – stwierdził Kai. Zwinął go i przycisnął jeansami.
            - Możesz zostać - powiedziałem.
            - Nic nie mówiłem – powiedział, szybko zakładając buty.- Dziwnie…nic nie czuję - warknął.
            - Dobra, chodźmy – powiedziałem, wstając. Kai podbiegł do mnie i oparł głowę na czubku mojej, oplatając mnie swoimi długimi rękami. Szedł tak ze mną, dopóki nie doszliśmy do auta.
            - Pojedziemy moim, Kai i tak zdążył je już podrapać – westchnąłem.
            - No przepraszam! - Krzyknął na to.
            - Dobra, ale siedzisz z tyłu - oznajmiłem. D.O i Lay wymienili się spojrzeniami, po czym po małej przepychance - która skończyła się słowami „jestem starszy!” -  D.O usiadł obok Kai, który nie miał pojęcia o co im chodziło. A chodziło o to, że Kai bardzo lubił wszystko drapać, nie wyłączając innych ludzi, oraz o to, że D.O zostanie zalany kolejnymi falami pytań, na które musi odpowiedzieć. Taka była nasz umowa - jeśli Kai się do któregoś z nich przyczepi i będzie do nich gadać - muszą mu odpowiedzieć. Mnie się to nie tyczyło, bo siedziałem z nim całe dnie i do mnie też zazwyczaj nie miał tylu pytań.
            - Są dwie zasady, Kai. Jesteś teraz człowiekiem, więc nie warczysz, miauczysz, prychasz ani nie drapiesz. A druga - nie pytasz o nic innych ludzi. Rozumiemy się? – zapytałem, patrząc na niego w lusterku. Pokiwał głową, uśmiechając się do mnie. Ruszyliśmy.
 >*<

            W supermarkecie Kai był w miarę grzeczny, nie licząc momentu, kiedy zobaczył wielgachnego, pluszowego kota i zapragnął go przytulić. Dobrze, że Lay  zdążył go złapać za koszulkę i pognać w przeciwną stronę. D.O pchał wózek, do którego wrzucałem kolejne produkty, a Kai chodził z koszykiem w ręce i wrzucał zabawki, które mu się podobały. Przy kasie dochodziło do selekcji, więc oczywiste było, że nie kupię mu wszystkich. Kiedy razem z D.O staliśmy przy jednej z wysokich półek, oboje bardzo się wkurzyliśmy. Ulubione chrupki Kai stały tak wysoko, że nie mogliśmy ich ściągnąć. Lay gdzieś zniknął i miałem nadzieję, że był z nim Kai.
            - Kurwa - powiedziałem. Nie chciałem się wydurniać i stawać na palcach, bo i tak bym ich nie sięgnął. Oboje obrzucaliśmy spojrzeniami paczkę chrupek, dopóki nie poczułem ciepłego ciała, opierającego się o moje plecy. Kai stał za mną i zwyczajnie wyciągnął rękę, biorąc w  swoje szpony trzy paczki na raz. Następnie wrzucił je zadowolony do koszyka. Odchrząknąłem trochę, jakby zdenerwowany. Nie wiem czemu.
            - Jesteście tacy mali- zaśmiał się, a my spojrzeliśmy na niego groźnie. Kai schował się za Yixingiem.
            - Co?- zapytał straszy, a my tylko pokręciliśmy głowami. Sądziłem, że mamy już wszystko z głowy, więc zaczęliśmy kierować się do kas,.
            - Kai, daj koszyk. Wybierzemy zabawki- powiedziałem, pochylając się nad koszykiem. Nie usłyszałem jednego słowa, czy chociażby nie zobaczyłem żadnego koszyka. Wyprostowałem się i rozejrzałem; Kai nie było nigdzie dookoła. D.O i Lay spojrzeli na siebie przestraszeni, a ja miałem wrażenie, że do oczu napływają mi łzy. Moje serce biło tak szybko, ze chyba każdy w promieniu kilometra mógł je usłyszeć.
            - Gdzie jest Kai?- wyszeptałem, a oni załamani pokręcili głowami. Odepchnąłem od siebie wózek i ruszyłem pędem w ostatnie miejsce, gdzie na pewno był ze mną Kai. Biegaliśmy całą trójką po supermarkecie, ale nie mogliśmy go znaleźć. Oparłem się o regał z jakimiś przekąskami i rozejrzałem się, przerażony. Gdzie on jest? Ktoś go zabrał? Czy ktoś zobaczył jego ogon? Czy się zgubił? A co jeśli coś mu się stało? Przestraszony podskoczyłem, słysząc jak jakaś puszka turla się po podłodze. Spojrzałem w bok, nie widząc, jak Kai bardzo intensywnie wpatruje się w jakąś butelkę. W jednym momencie poczułem się taki lekki, że w końcu go widzę, bo naprawdę chciało mi się płakać. Później poczułem jak ogarnęła mnie złość, że nic mi nie powiedział. Kiedy podszedłem, zobaczyłem ze wpatruje się w butelkę z kocimiętką. Jak on poczuł ten zapach przez opakowanie?
            - Kai - warknąłem. Kocur spojrzał na mnie zaskoczony. Jego źrenice znów były wąskie, ale na mój widok stały się okrągłe.
            - Hyung?- zdziwił się.
            - Czemu sobie od nas poszedłeś?- warknąłem, po czym złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem w stronę naszego wózka. Napisałem sms’a do Laya i D.O, że już go znalazłem.
            - Hyung- wyjęczał, ale ja byłem tak zły i przestraszony, że nawet go nie słyszałem. Dałem Kyungsoo klucze do samochodu i kazałem mu zabrać Kai do auta. Moje serce zdawało się nie pracować prawidłowo, strasznie ciężko mi się oddychało.
            - No już, spokojnie Baekkie. Znalazł się - Lay poklepał mnie po plecach, kiedy zdenerwowany wykładałem zakupy. Z przyzwyczajenia wziąłem jakąś piłkę z koszyka Kai, choć właściwie obiecałem sobie, że mu niczego nie kupię.
            - Może i tak, ale cholernie się przestraszyłem – mruknąłem, płacąc za zakupy, kiedy on starał się wszystko spakować. Gdy zapłaciłem, pomogłem mu wypełnić plastikowe torby i ruszyliśmy do samochodu. Już z daleka widziałem tylko głowę Kyungsoo, co oznaczało że Kai pewnie się skulił gdzieś w rogu na tylnym siedzeniu. Otworzyłem bagażnik i razem z Yixingiem wrzuciliśmy zakupy do środka. Bez słowa wsiedliśmy do samochodu. W lusterku widziałem tylko zmartwioną twarz Kyungsoo. Ruszyłem z powrotem do domu.
>*<

            Przez całą drogę nikt się nie odzywał. Widziałem tylko, jak D.O prawdopodobnie głaszcze Kai i choć chciałem mu powiedzieć, że nie może tego robić, nie mogłem mu zabronić. Kyungsoo zawsze miał słabość do Kai i pewnie gdybym się z nim zamienił miejscami, pół domu byłoby zapełnione wszystkim, o co poprosiłby go Kai. I pewnie nie wyglądałby tak ładnie. Chociaż Kai pewnie by tego nie wykorzystał…nie jest taki chciwy. Westchnąłem i wjechałem od razu do garażu. Wysiadłem i zabierając zakupy razem z Layem, ruszyłem do kuchni. Czułem się trochę rozkojarzony, zapewne przez tą adrenalinę. Zobaczyłem Kyungsoo w salonie, co mogło oznaczać że Kai także wyszedł z samochodu. Prawdopodobnie.
            - Nie bądź na niego zły - powiedział młodszy, opierając się o blat i wypakowując z toreb jedzenie dla Kai, które później chował do szuflady.
            - Będę. Przestraszył mnie jak jasna cholera – powiedziałam, zaciskając szczękę. D.O tylko westchnął. Zdecydowanie miał za miękkie serce. Ja też takie miałem, ale nauczyłem się żyć z Kai i jego urok osobisty nie działał na mnie już tak bardzo, jak na osoby które widywały go dość rzadko. Wzdychając, kątem oka zobaczyłem, jak Kai wychodzi na dwór. Jego ogon zwisał smętnie, a uszy schowane były w jego miękkich włosach.
            - Może my pójdziemy?- zapytał Lay.
            - Nie. Nie idźcie jeszcze. Kiedy się znowu zobaczymy?- zapytałem z niepewnym uśmiechem. Yixing pokiwał głową. Chociaż wiedziałem, że woleliby żeby i Kai z nami siedział, to od niego zależało, czy tu przyjdzie, czy też nie. Nie przyszedł, a ja czułem, że z tej chwili spędzonej z przyjaciółmi nic nie wyjdzie. Cała nasza trójka czuła się spięta przez to, co stało się w supermarkecie. Oni byli pewnie jeszcze trochę zdenerwowani tym, że tak bardzo wkurzyłem się na Kai. Zirytowany, odstawiłem kubek na stół.
            - Baekkie, wiem że się przestraszyłeś i w ogóle to wszystko…ale on nie chciał- powiedział D.O.
            - Co właściwie on tam robił? Czemu się tam tak gapił?- zapytałem.
         - Powiedział, że jak poczuł ten zapach to się wystraszył, ale koty lubią przecież kocimiętkę - powiedział Kyungsoo. Pokręciłem załamany głową.- Pójdziemy i wrócimy, kiedy już nie będziecie się kłócić – zaśmiał się, wstając. Lay pokiwał głową. Odprowadziłem ich do drzwi i poczekałam, aż odjadą, po czym wróciłem do salonu. Naprzeciw kanapy na której usiadłem wisiała duża plazma. Włączyłem jakiś kanał i akurat trafiłem na wiadomości. Za każdym razem kiedy wychodziłem z Kai, miałem wrażenie, ze ludzie wszystko wiedzą i to wypaplają, a następnie usłyszę o tym w telewizji. Jednak jak zwykle martwiłem się na zapas. Wiadomości nie zawierały niczego, co mogło mnie zaniepokoić.
            - Hyung - podskoczyłem lekko i przymknąłem oczy, słysząc głos Kai blisko mojego ucha. Siedział na kanapie obok mnie i nie byłem pewny, od jak dawna. Czy przyszedł przed chwilą, czy siedział tu od dłuższego czasu.- Przepraszam cię. Przepraszam, że się przestraszyłeś. Już nigdy nie wyjdę nigdzie, gdzie będę musiał wyglądać jak człowiek- powiedział. Klęczał na kanapie, a głowę miał spuszczoną tak, że nie widziałem jego twarzy. Spojrzałem na niego zaniepokojony. Co prawda to nie był pierwszy raz, kiedy Kai mi tak jakby uciekł, ale pierwszy, gdy wypowiedział takie słowa. Pogłaskałem go po jego puszystych włosach, nie bardzo wiedząc co zrobić. Nigdy nie wiedziałem. To Kai był tym wylewnym w naszym domu. Westchnąłem, kiedy zobaczyłem łzę, która skapnęła z jego policzka na kanapę. Podniosłem jego ręce i raczej to ja wtuliłem się w jego ciało. Był dużo większy do mnie.
            - Nie płacz. Nie możesz tak mówić, ani siedzieć w domu przez cale życie. Po prostu….nie strasz mnie tak. Wiesz, że zawsze za bardzo się martwię – powiedziałem, po czym pocałowałem go w skroń, bardziej przytulając do siebie. Kai pokiwał głową, opartą o moje ramię. Mocno wtulił się we mnie.
            - Przepraszam- powiedział jeszcze raz.
         - Dobrze, już dobrze – odparłem, słysząc w jego głosie rozżaloną nutę. Nie znosiłem, kiedy Kai płakał, był smutny albo w ogóle w złym humorze. Nie był wtedy sobą i mi też było smutno. Chwilę siedzieliśmy w takiej pozycji, dopóki nie usłyszałem burczenia z brzucha Kai. On spiął się delikatnie, a ja zaśmiałem się.
            - Chodź, zjemy coś –zaproponowałem wycierając z jego twarzy łzy. Uśmiechnął się do mnie lekko i od razu poczułem się lepiej. Zsunęłam się z kanapy, a Kai podążył zaraz za mną. Zajrzałem do lodówki i dla siebie wyciągnąłem sok i jabłko, po czym zostawiłem otwartą lodówkę dla Kai. Ten stał chwilę, a następnie spojrzał na mnie niepewnie.
            - Co?- zapytałem.
            - Mogę mleko?- zapytał. Zachichotałem.
            - Tak- odpowiedziałem, a on uśmiechnął się szeroko, wyciągając butelkę, po czym oboje ruszyliśmy z powrotem na kanapę. Kai usiadł po turecku obok mnie.
            - Pororo!- krzyknął, a ja pokręciłem głową, włączając program kociaka. Bajka skończyła się dość szybko, a Kai i tak zdążył wypić półtora litra mleka. Teraz zaczął się mój serial. Pokazywali tam nadprzyrodzone zjawiska. Kochałem duchy, ale bardzo bałem się to oglądać. Ah, ten masochizm. Leżąc na dywanie, ułożonym między kanapą a stołem, Kai śmiał się z moich reakcji na co straszniejsze momenty.
            - Dobra…chodźmy spać- powiedziałem, kiedy serial się skończył, a ja ściskałem w dłoni mocno zmięty karton.
            - Śpię z tobą? – zapytał Kai. Zmrużyłem oczy.
            - Nie. Śpię sam - oznajmiłem dumnie, a Kai tylko uniósł brwi, rozbawiony. I tak wiedział, że przyjdę do niego, by spał ze mną. Mój serial zawsze leciał w piątek, więc Kai wtedy ze mną spał, ponieważ bałem się spać sam. Uparcie twierdziłem, że spanie z nim nie będzie konieczne ale kiedy przyszło co do czego… Jeszcze w starym mieszkaniu, szedłem do salonu i budziłem zwiniętego w kłębek Kai, prosząc by spał ze mną. Następnego dnia budziłem się z sierścią w ustach i z głową Kai albo na moich kolanach, albo na brzuchu. Przynajmniej było mi ciepło.
            - Dobra- powiedział, wstając.- Ale gdzie śpię?- zapytał. Ruszyłem w stronę schodów, więc poszedł za mną. Wskazałem mu dość duży pokój, właściwie to bez żadnych mebli, pomalowany na jasnozielony kolor. Podłoga była wyłożona grubym, miękkim, czarnym dywanem. W jednym rogu leżała wielka, gruba mata, w innym stała niewielka komoda, do której miałem zamiar powkładać jutro ubrania Kai. Z innej strony znajdowała się nieduża skrzynia, gdzie będą leżały jego zabawki. Żyrandola nie było, były za to halogeny. Z sufitu zwisały dwa długie sznury, do których można było coś przyczepić. Kai lubił bawić się w ten sposób w domu, dlatego musiałem często wymienić żyrandole. Kai wejrzał do środka, po czym przekrzywił głowę na bok.
            - Woa…- szepnął, powoli wchodząc do pomieszczenia. - To wszytko jest dla mnie?- zapytał, a ja przytaknąłem z uśmiechem. Zanim spostrzegłem, byłem miażdżony w uścisku silnych ramion Kai. Zaśmiałem się cicho.- Dziękuję, dziękuję, jest super maga czad!- powiedział, po czym musnął swoimi ustami moje i zaraz znalazł się przy ogromnym oknie, niedaleko którego leżała mata. Zarumieniłem się lekko, bo reakcje Kai zawsze były takie nieprzewidywalne. Wyszedłem z jego pokoju i ruszyłem w stronę mojego. Jego drzwi były tuż naprzeciw. Od razu rzuciłem się na sporej wielkości łóżko. Przewidziałem noce, w trakcie których Kai będzie tu spał. Zanim się obejrzałem, zasnąłem w ubraniu.
            - Baekhyun hyung….Hyung….Baekkie…- Mruknąłem niezadowolony, słysząc szept przy swoim uchu. Otworzyłem oczy i pierwszym, co zauważyłem, była ciemność. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do braku światła, zobaczyłem nagi brzuch Kai. Przetarłem oczy rękami.
            - Co…?
            - Rozbierz się –nakazał, a ja westchnąłem.
            - Kai, ja nie chcę…- zacząłem, ale on przerwał mi śmiechem.
            - Hyung, znów jesteś zboczony. Śpisz w ubraniu – powiedział, a ja spojrzałem uważnie najpierw na niego, później na swoje ubranie. Skopałem z nóg buty, po czym, wzdychając, uderzyłem głową w poduszkę.- Rano będziesz jęczał, że wszystko cię boli- warknął Kai. Westchnąłem i wstałem, ściągając koszule i jeansy, zostając w samych bokserkach. Ułożyłem się z powrotem w łóżku, a kiedy Kai zaczął schodzić, złapałem go za łokieć.
            - Nie idź- powiedziałem. Zaśmiał się cicho.
            - Czemu?
         - Eh…bo się boję – warknąłem zły. On tylko zachichotał w ten uroczy sposób. Jakby śmiał się i miauczał jednocześnie. Czując jego rękę przerzuconą przez mój pas, westchnąłem lekko.
            - Dobranoc- powiedziałem, wtulając głowę w poduszkę.

         - Dobranoc- odpowiedział, całując czubek mojego nosa. Zmarszczyłem go, na co on znów się zaśmiał. Jak zawsze przy Kai, zasnąłem niezwykle szybko.
Korekta by Tsumi

+++++++++++++++++++++++++++++

To już drugi rozdział 'My Kitten'. Wczoraj wygadałam cała fabułę...znaczy tyle ile wiem i w końcu ruszam z tym znowu bo miałam duuuży zastój XD O hetero widocznie juz zapomnieliście XD No cóż. Do zobaczenia^^
G.G

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

[Hetero OneShot]: "Strawberry & Chocolate"



Tego wieczora kładłam się spać z nadzieją na spokojny i mocny sen. Ostatnimi czasy byłam strasznie zmęczona…wszystkim. Zwłaszcza czekaniem. Wtuliłam głowę w poduszkę i nie musiałam długo czekać, by naszedł mnie kojący spokój, a sen wraz z nim.

Mój sen znów opierał się na mnie, błądzącej po ciemnym lesie. Nie dość, że w realnym życiu czułam się samotna, to jeszcze w snach ogarniała mnie zewsząd przytłaczająca pustka. Westchnęłam ciężko, szukając wzrokiem kamienia, na którym zwykle siadałam i czekałam w samotności. Tym razem nie byłam w stanie go dostrzec. Zobaczyłam natomiast delikatne światło przebijające się przez gęste drzewa. Ruszyłam ku niemu i wychyliłam się nieco zza pnia. Źródło światła było niedaleko. Kiedy tylko moja stopa znalazła się w oświetlonej części lasu, wszystko się zmieniło. Drzewa były soczyście zielone, piękne i wysokie. Otaczało mnie pełno pięknych krzewów i kwiatów. Nie tak jak wcześniej, gdzie las był smętny, ciemny i pusty. Zaczęłam iść w stronę emanującego światła i w momencie, gdy zbliżyłam się tak mocno, że piekły mnie od niego oczy, ono zgasło. Zszokowana, zamrugałam kilka razy oczami, przyzwyczajając je do nagłego braku tego oślepiającego blasku. Spojrzałam przed siebie i prawie potknęłam się o własną stopę. Stał tam. Jak zwykle przystojny, uśmiechał się delikatnie roztapiając tym moje serce. Zrobił malutki krok i złapał mnie za rękę, złączając nasze palce, po czym pociągnął mnie w głąb lasu. Nie widziałam go od taka dawna, a on nagle zawitał w moim śnie? Nie mogłam wyjść z szoku. Byłam jednocześnie zdezorientowana, ale i szczęśliwa. Zapewne czując mój opór w chodzeniu. chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie uważnie, w uroczym geście wypychając delikatnie dolną wargę. Chciałam pisnąć, zachwycona tym, jak słodko w tym momencie wyglądał, ale jedynie uchyliłam swoje wargi, jakby w niemym krzyku zachwycenia.
- Nie chcesz iść ze mną?- zapytał, a ja od razu zaprzeczyłam, kręcąc głowa. Jego głos mnie ogłuszył. Jak zwykle piękny, melodyjny. Uśmiechnął się szeroko i ścisnął delikatnie moją dłoń.- To chodź- powiedział. Poczekał, aż ociężale doczłapię do niego, nadal w zbyt dużym szoku by cokolwiek powiedzieć czy zrobić. Kiedy stałam z nim ramię w ramię, zaczął stawiać powolne kroki, a ja starałam się za nim nadążyć. Wesoło machał naszymi złączonymi dłońmi i patrzył się na mnie z radością w oczach.
- Czemu jesteś taka cicha? Nie cieszysz się?- zapytał, a ja sama zastanawiałam się, czy mówię w moim śnie to, co chcę.
- N-nie! Cieszę się bardzo! Tęskniłam!- Krzyknęłam, a on zatrzymał się, stając przede  mną.
- Aw! Jesteś urocza – powiedział, głaszcząc mnie po policzku. Poczułam tylko jak się rumienię.- A teraz chodźmy! - Powiedział i kiedy odwróciłam twarz do przodu, z zaskoczeniem zauważyłam, że nie jestem już w lesie, a w mieście. Dookoła chodziło pełno ludzi bez twarzy, lub nie byłam w stanie ich dostrzec. Blondyn kroczący tuż obok mnie zabierał całą moją uwagę.
- Dawno nie byłem w mieście. Chodźmy kupić coś do picia- zaproponował i szarpnął delikatnie moją ręką. Razem znaleźliśmy się w przytulnym, małym wnętrzu jakiejś knajpki.
- Bubble Tea- mruknęłam cicho. Na ścianach wisiało dużo polaroidowych zdjęć klientów z napojami. Niektóre miały podpisy, niektóre nie. Rozejrzałam się jeszcze, kiedy znów poczułam uścisk na dłoni. Spojrzałam na chłopka. Kasjerka już stała za ladą, więc zbliżyłam się. Nagle nie wiedziałam co wybrać.
            - Jedną na mleku z mleczną czekoladą i kulkami jogurtowymi, a drugą na herbacie jaśminowej z truskawką i kulkami mango- powiedział. Kobieta kiwnęła głową, a ja uśmiechnęłam się lekko. Pamiętał, jaką herbatą lubiłam najbardziej. Czekając na nasze napoje, poprawiał na swoim nosie okulary i razem ze mną przyglądał się zdjęciom przyczepionym na ścianie.
            - Oto państwa napoje- powiedziała kobieta, a jedynym co zrobił chłopak było uśmiechnięcie się, a zaraz potem lekki ukłon. Ona zrobiła to samo i na chwilę zniknęła.
            - Nie zapłacisz?- zapytałam, odbierając od niego swój napój. On tylko uśmiechnął się, kręcąc głową.
            - Mogę zrobić państwu zdjęcie na ścianę?- zapytała. Oboje przytaknęliśmy i po przebiciu słomką cienkiej folii, włożyliśmy je do ust i uśmiechnęliśmy się szeroko.- Dziękuję bardzo! Miłego dnia życzę!- powiedziała, a my również podziękowaliśmy i w ciszy ruszyliśmy dalej przez miasto. Nagle stanął w miejscu, biorąc mój napój w drugą rękę i odłożył je na chodnik.
            - Chodźmy tam- powiedział, wskazując park. Nie rozumiałam, czemu nie mogłam zabrać herbaty.
            - Ale…- zaczęłam, ale on już objął mnie ramieniem i ciągnął w tamtą stronę. Po chwili zapomniałam o orzeźwiającym napoju na rzecz pięknej fontanny.
            - Oh…- szepnęłam, a po chwili poczułam jego ręce splatające się na moim brzuchu, a brodę opierającą się na ramieniu.
            - Za chwilę będzie cudownie - powiedział. Nagle zapadł zmrok, jakby ktoś zgasił słońce włącznikiem od światła. Wzdrygnęłam się lekko, bo nie lubiłam ciemności i ścisnęłam jego dłonie, dalej splecione na moim brzuchu. Nagle rozbłysła feeria barw. Oświetliła fontannę, w której woda tańczyła w rytm jakieś uroczej melodii, płynącej z głośników przyczepionych na lampach, które stały przy uliczkach w parku. Uchyliłam delikatnie wargi z wrażenia. Wszystko było takie kolorowe i piękne. Uczucie ciepła i bezpieczeństwa płynące dzięki silnym ramionom oplatającym moje ciało pozwalało mi poczuć się tak, jakbym była na randce w realnym świecie, a nie w śnie. Uśmiechnęłam się leciutko, kiedy woda przestała tańczyć, muzyka ucichła, a światła nieco osłabły.
            - To było piękne - szepnęłam. Chłopak stanął tuż obok mnie, odgarniając miodowe włosy z czoła.
            - Prawda? Już zapomniałem, jak ładnie tutaj jest- szepnął, a ja pokiwałam głową. Chciałam zadać bardzo ważne pytanie, ale nie dane mi było to zrobić. Poczułam jego dłonie na policzkach i spojrzałam w jego skrzące, brązowe oczy. Odebrało mi mowę.
            - Zobaczymy się niedługo – powiedział po chwili, składając na moim czole czuły pocałunek. Westchnęłam ciężko, kiedy zniknął. Dotyk miękkich warg pozostał nadal na mojej skórze. Coś załaskotało mnie w policzek; zmrużyłam oczy, by po chwili mocno je zacisnąć.

Kiedy się obudziłam, z zaskoczeniem odnotowałam, że ktoś naprawdę całuje mnie w czoło. Spojrzałam przestraszona do góry, by potem cicho westchnąć.
            - Co ci się śniło, że się tak uśmiechasz, hmm?- zapytał chłopak z mojego snu. Nie był on snem; był prawdziwy. Każdego dnia, przez ostatnie sześć miesięcy, tęskniłam za nim coraz bardziej. Przetarłam zaspana oczy, zerkając na zegarek. Była szósta rano.
            - Ty! – powiedziałam, a on zaśmiał się, łapiąc w palce mój podbródek i składając na moich spierzchniętych wargach delikatny pocałunek.
            - To wszystko wyjaśnia.- powiedział, gładząc mój policzek.
            - Co wyjaśnia?- odparłam, marszcząc brwi.
            - To, że się tak uśmiechałaś- powiedział, a ja zaśmiałam się, przytulając go mocno.
            - Bardzo tęskniłam – mruknęłam w jego szyję. Pachniał delikatnymi perfumami i czymś słodkim i subtelnym…truskawką i czekoladową?
            - Ja też tęskniłem – powiedział, całując mnie w skroń.
            - Kupiłeś nam herbatę?- szepnęłam, a on zaśmiał się.
            - Skąd wiesz?- zapytał, podciągając mnie na swoje kolana.
            - Czuję truskawki i czekoladę – powiedziałam, poprawiając okulary na jego nosie. Zaśmiał się cicho.
            - Na to będzie czas później – odparł, po czym znów złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Przestałam myśleć o truskawkach i czekoladzie; skupiłam się na trwającej chwili i uśmiechu, który widniał na naszych ustach.
Korekta by Tsumi
++++++++++++++++++++++++

Więc...fluff flufiasty fluff! I do tego hetero XD Z dobre dwa lata nie pisałam hetero i w końcu 'zmusiłam się' Cóż jest to mój sen...znaczy moment gdzie dziewczyna śni to właśnie mój sen. W roli głównej ja i Chen z EXO ^^ Dzięki temu ff nigdy go nie zapomnę XD Mam nadzieję, że wam się spodobał mimo iż to nie yaoi. Planuje w niedalekiej przyszłości jakieś yuri shot ale to jeszcze trochę :3 Drugi rozdział MK ukaże się do końca tego tygodnia. Tak więc...do zobaczenia i miłego dnia ^^
G.G
PS Dziękuje Tsumi, że została moją betą, brawa dla niej ^^

środa, 14 sierpnia 2013

"My Kitten": One Pud

1.


      Bałem się zostawić nowego pupila samego w domu. Skoro tak łatwo wyskoczył z kartonu, co jeszcze mógł napsocić? W pracy siedziałem jak na szpilkach. Cały czas zerkałem na zegar, obawiając się zarówno o kota jak i to, co wyczyni w moim domu.
 - Jezu Bacon, co ty odwalasz?- Zerknąłem zaskoczony w bok. Mój przyjaciel Kyungsoo gapił się na ekran mojego komputera z niemym oszołomieniem. Swoja recenzje na temat trzech płyt i sześciu singli jakichś mało znanych artystów skończyłem pisać już dawno, a w dokumencie Word powstało miliardy zdrobnień i imion dla mojego kota.
 - Kajusz, Raji, Kki…- zaczął wyczytywać losowe imiona.- Co ty wymyślasz?- Zapytał.
 - Em…imię- mruknąłem, minimalizując dokument.
 - Dla kogo? Świnki morskiej?- Zapytał. Zmrużyłem gniewnie oczy.- Hyung- dodał szybko.
 - Dla kota, durniu- mruknąłem tylko, jeszcze raz przeczesując wzrokiem recenzje, by odnaleźć jakiekolwiek błędy.
 - Skąd wytrzasnąłeś kota?!- Podskoczyłem na krześle. Jeden z asystentów naszego szefa – Yixing - natychmiast pojawiał się obok. Zarówno on, jak i Kyungsoo, byli moimi przyjaciółmi. Yixing był ode mnie rok starszy, ale, jak twierdził, jego robota była luźna i nie miał zamiaru zaharowywać się na śmierć. Rzeczywiście, on chyba z naszej trójki pracował najmniej.
 - Znalazłem go wczoraj po pracy- powiedziałem, wymijająco kręcąc się na krześle. Yixing złapał za myszkę komputera i wcisnął przed chwilą zminimalizowany przeze mnie dokument. Zarówno on, jak i Kyungsoo szybko przeczesywali linijki pełne imion.
 - D.O…co myślisz o tym?- Zapytał starszy. Wskazał jedno z imion palcem, ale nie byłem w stanie go dostrzec. Kyungsoo pokiwał głową z uznaniem.
 - Lay ma rację…od tego całego…- chłopak spojrzał na monitor. – Ri…lepsze jest Kai- powiedział. Spojrzałem na nich niepewnie, ale widząc ich z zadowoleniem kiwających głowami, westchnąłem.
 - Skoro tak uważacie. Niech będzie Kai- powiedziałem, zamykając i nie zapisując dokumentu.
 - Masz już te recenzje? Właściwie to po nie przyszedłem - powiedział Lay, wyciągając w moją stronę pendrive. Podłączyłem go do komputera i zrzuciłem na urządzenie dokumenty, a następnie zwracając urządzenie starszemu chłopakowi.  – Dobra, ja lecę. Muszę kiedyś wpaść i zobaczyć tego twojego …kotka- zaśmiał się i pobiegł w nieokreślonym kierunku.
 - Ja też chcę!- Zakrzyknął D.O, a ja zacząłem się martwić. Jak mam im wytłumaczyć, że w domu nie trzymam zwykłego kota? Jednak wiedziałem, że prędzej czy później oni znajdą się w moim mieszkaniu i nie ważne jak dobrze ukrywałbym kotka, i tak w końcu by go zobaczyli. Lepiej pokazać go im od razu niż ukrywać go przed nimi.
 - Jak chcesz to możesz przyjść dzisiaj. I Lay hyung też, tylko…- przerwałem radosne tańce rąk młodszego chłopaka. Kyungsoo po kawie robił się bardzo dziecinny.- Tylko on jest…inny- powiedziałem. Chłopak spojrzał na mnie niepewnie, żądając wyjaśnień.- Jak przyjdziesz to zobaczysz- powiedziałem, po czym zabrałem torbę i po zobaczeniu komunikatu na moim monitorze, poszedłem do szefa. Za dobrą pracę zostałem wysłany szybciej do domu. Dzięki Bogu za pracę, którą uwielbiam! Wręcz pędem wybiegłem z budynku, w którym pracowałem i nie bacząc ani na przechodniów, ani samochody, biegłem ile sił w nogach. W końcu, wskakując po nawet trzy stopnie, znalazłem się na drugim piętrze - tuż przed drzwiami do mieszkania. Wziąłem kilka uspokajających oddechów, opierając się wyprostowana ręką o drzwi. Wyciągając klucze, otworzyłem mieszkanie. W środku…wszystko było dobrze. Ruszyłem w stronę łazienki, później kuchni oraz salonu, aż w końcu do sypialni. Lekko mnie zatkało. Mój kociak leżał na samym środku łóżka na kołdrze, którą wepchnął na sam środek materaca, tworząc z niej swoistą górę. Teraz, zapewne słysząc moje kroki, położył pyszczek na jednym z wzniesień stworzonych przez pościel i patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami. Widząc, że stoję jak tępy człowiek miauknął cicho, jakby pragnąc, żebym zwrócił na niego więcej uwagi niż samo gapienie. Uśmiechnąłem się, lekko widząc jego ostre kiełki i ruszyłem w stronę łóżka. Usiadłem obok pogniecionej kołdry i pogłaskałem kociaka po głowie, po miękkich włoskach, na co ten zmrużył oczy, zamachał ogonem i mruknął przeciągle.
 - Byłeś grzecznym kotkiem, prawda?- Zapytałem. Byłem pewny, że gdzieś mogę znaleźć niespodziankę, ale zaskoczyło mnie to, że na prawdę nigdzie jej nie było. Po obejściu całego mieszkania, zszokowany wróciłem do kota, który obserwował mnie bacznie siedząc na swoim wzniesieniu i machając od czasu do czasu ogonem, oraz drapiąc się po policzku.
 - Nie chce ci się siku?- Zapytałem. Kotek zerwał się na równe dwie nogi i podskoczył kilka razy wyciągając w moją stronę ręce. - O Boże, jaki ty jesteś jasna cholera słodki!- Krzyknąłem, zaskakując samego siebie. Wziąłem kotka na ręce i ruszałem z nim do łazienki. Nie miałem pojęcia jak ja mam to załatwić. To ma być tak jak z prawdziwym dzieckiem, czy on coś już umie? Postawiłem go na kafelkach w łazience. Zachwiał się lekko, po czym rozejrzał. Ruszał w stronę prysznica, ale pokręciłem głową i odwróciłem jego ciałko w stronę sedesu. Przyglądał mu się przez dłuższy czas i odsunął się na chwile, po czym podskoczył i znalazł się na muszli. Zaskoczony odnotowując dziurę oparł się rączkami o przeciwna stronę. Kiedy już stał swoimi nogami na jednej stronie, spojrzał na mnie wyczekująco.
 - Mam wyjść?- Zapytałem z niedowierzaniem. Jego brwi zmarszczyły się, a oczy stały się groźne. Szybko zamknąłem za sobą drzwi.
 - Mam w domu małą bestię, która wstydzi się sikać przy ludziach- powiedziałem do siebie z niedowierzaniem.
 >*<

 Podczas gdy ja starałem się trochę ogarnąć mieszkanie zanim moi przyjaciele się w nim zjawią, Kai siedział na kanapie w salonie i od niechcenia bawił się swoim ogonem. Kiedy już wszystko skończyłem, leżał na plecach, przytulając rękami ogon.  Popatrzył na mnie, po czym chyba się…uśmiechnął? Odwzajemniłem gest i spojrzałem na jego podarte ubranie.
 - Trzeba ci będzie kupić jakieś nowe….kiedyś- powiedziałem, marszcząc brwi.  Wziąłem kotka na ręce i ruszyłem z nim w stronę kuchni.- Jesteś głodny?- Zapytałem, trzymają go na rękach jak małe dziecko. Pokiwał żywo głową i miauknął cicho, a ja zaśmiałem się, stawiając go na stole w kuchni, po czym ruszyłem, by otworzyć lodówkę. Wziąłem go znów,  tym razem tak, by mógł zobaczyć co znajduje się w środku. Przyglądał się każdemu produktowi uważnie, a następnie zaczął kręcić się w moich rękach, dlatego zerknąłem w stronę, w którą wyciągał ręce.
 - Dobra, poczekaj.
 Wyciągnąłem z lodówki butelkę z mlekiem waniliowym i nalałem trochę do małej miski. W momencie kiedy Kai zaczął pić, drzwi do mojego domu otworzyły się i do środka wpadł Lay. Jak zwykle nawet nie zapukał…
 - Hyung, mówiłem ci żebyś czasem pukał. Później się dziwisz, w ilu niezręcznych sytuacjach się przez to znajdujesz- mruknął cicho Kyungsoo, zamykając delikatnie drzwi i uśmiechając się do mnie.- Cześć Baekkie- powiedział, a ja posłałem mu lekki uśmiech, po czym nerwowo spojrzałem na Kai, który nie przejął się nowymi gośćmi i nadal pił swoje mleko.
 - Gdzie masz tego kocurka?- Zapytał Lay, wychodząc z mojej sypialni.
 - Em…- mruknąłem niewyraźnie, wchodząc głębiej do salonu. Kuchnie od tego pomieszczenia oddzielała ściana z wielką dziurą w taki sposób, że można było zobaczyć kawałek podłogi w kuchni i blaty po drugiej stronie razem z kuchenką. Dziura była tuż nad stołem, więc stanąłem właśnie w tym miejscu.- Ten kot jest trochę…inny- powiedziałem.
 - Dobra, rozmyślaliśmy nad twoją wskazówką i D.O wymyślił, że ten kot ma metr osiemdziesiąt- powiedział Yixing, unosząc brew. Kyungsoo wyszczerzył się w odpowiedzi.
 - Nie…to nie to…znaczy może kiedyś- zamyśliłem się.- Teraz jest wielkości rocznego dziecka i…- zacząłem, ale wtedy zobaczyłem, jak patrzą się na mnie z otwartymi ustami. Dopiero później zrozumiałem, że patrzą się za mnie…Odwróciłem się do tyłu. Kai skończył już jeść i właśnie w tym momencie oblizał swoje pełne usta i spojrzał na mnie przestraszony, a następnie prychnął w stronę dwójki. Chowając swoje uszy w gęstą czuprynę i pusząc ogon, cofnął się odrobinę.
 - Baekki, co do jasnej cholery?- Zapytał Lay. Westchnęłam i pochyliłem się żeby wziąć kociaka na ręce. Spiął się delikatnie w moich ramionach, wczepiając swoje palce z pazurkami w moja koszulkę.
 - No to jest właśnie ten kot- powiedziałem.- Prawda?- Zapytałem Kai, a on spojrzał na mnie jakby właśnie wybudził się z jakiegoś transu. Przekrzywił głowę, po czym pacnął mnie ręka w brodę i schował głowę w moich ramionach tak, że tylko jego zielone oczy obserwowały moich przyjaciół.
 - Skąd ty go wytrzasnąłeś i jak to możliwe?- Zapytał przestraszony D.O. Trochę potrwało zanim Kai przyzwyczaił się do obecności moich przyjaciół, a po kilkunastu minutach bawił się razem z Kyungsoo na dywanie w salonie.
 - Nic o nim nie znalazłeś?- Zapytał Lay, patrząc jak Kai odskoczył do tyłu i kichnął, po czym zachwiał się i upadł.- Jest cholernie słodki jak na takie dziwactwo- powiedział z lekkim uśmiechem. Kiwnąłem jedynie głową.
 - Nie mówcie o nim nikomu. Będę musiał go trochę potrzymać w tym mieszkaniu, ale już niedużo mi zostało by kupić ten dom, o którym wam mówiłem- powiedziałem, biorąc ziewającego kociaka od Kyungsoo. Ułożyłem go sobie na kolanach a on chwile się pokręcił, by później rozwalić się na moich nogach, a po chwili zwinąć w ciasny kłębek. Widziałem jedynie jego ogon wystający z jednej strony, ale nie byłem pewny gdzie teraz ma głowę.
 - Myślę, że powinieneś sobie znaleźć jakiś dom na odosobnieniu. Ludzie wpadną w szał jak przechadzając się po plaży zobaczą, że na tarasie łazi sobie człowiek z ogonem i kocimi uszami- powiedział Kyungsoo, siadając obok mnie. Maił trochę podrapane ręce.
 - Opatrzyć ci to?- Zapytałem. D.O spojrzał na dłonie i zaśmiał się.
 - Nie trzeba. Powinieneś mu podciąć pazurki…czy coś- powiedział, marszcząc brwi. Zaśmiałem się, przyznając mu racje. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach obaj opuścili moje mieszkanie. Wziąłem w posiadanie laptopa i zacząłem szukać domów gdzieś na uboczu, gdzie mój kotek byłby bezpieczny. Na razie nie byłem nic takiego w stanie znaleźć. Odłożyłem Kai do jego kartonu i sam poszedłem spać. Jutro był mój dzień wolny i miałem zamiar przejść się po paru sklepach i zakupić rzeczy, które przydałby się Kai
>*<

 Rano obudziłem się nie zastając Kai w sypialni. Zerwałem się z łóżka i potknąłem o kołdrę, którą przed chwilą zrzuciłem. Rozejrzałem się zdezorientowany, po czym ruszyłem do salonu, gdzie zobaczyłem otwartą lodówkę i Kai, mocującego się z nakrętką butelki mleka waniliowego.  Oparłem się o ścianę, próbując uspokoić przestraszone serce. Kotek patrzył na mnie wielkimi oczami z ogromnymi, okrągłymi źrenicami, wyglądając niczym zbuntowany kotek ze „Shrek’a”. Ale nie dałem się. Nakrzyczałem na niego, później mocno przytulając, gdy zobaczyłem łzy w jego oczach. Jestem beznadziejny w tych sprawach. Zwłaszcza, jeśli mam krzyczeć na coś tak uroczego jak Kai.
 - Nie wolno tak robić, Kai. Jak będziesz głodny musisz mnie zawołać, zgoda?- Zapytałem, kucając przed kotkiem i unosząc brew. Kai kiwnął głową i polizał moją rękę. Zauważyłem, że miał chropowaty język. Uśmiechnąłem się i wziąłem go na ręce, znów nalewając mu mleka waniliowego do jego miski. To by wyjaśniało, czemu zwykłe mleko, od momentu, kiedy je nalałem, nadal stoi w misce. Zastanowiłem się czy będzie chciał coś jeść, ale mu widocznie na razie wystarczało mleko. Zostawiałem go w kuchni i ruszyłem się ubrać, po czym zostawiłem mu pełną miskę i zapowiedziałem, że wychodzę i że ma być grzeczny. Kiwnął tylko głową, nadal pochylając się nad mlekiem.

 W sklepie dla dzieci znalazłem kilka spodni i koszulek, które kupiłem Kai. Podczas pobytu w cukierni, zastanowiłem się czy będzie on mówił, czy pozostaniemy na miauczeniu. Kupiłem mu jakąś małą piłkę w sklepie z zabawkami dla dzieci, i, zawalony zakupami, bo jedzenie też musiałem kupić, wszedłem do mieszkania. Było czysto a Kai spał na stole.
 - Wróciłem- powiedziałem, a on szybko otworzył oczy i zeskoczył ze stołu. Przytulając się do mojej nogi, zaczął na przemian miauczeć i prychać. Chyba był zły, że zostawiałem go na tak długo. Odstawiłem zakupy na podłogę i przytuliłem kotka do siebie. Maiłem wrażenie, że urósł odkąd go tu przyprowadziłem.
 - Przepraszam, ale kupiłem ci jedzenie i piłkę- powiedziałem, wyciągając zabawkę z jednej z reklamówek. Wziął ja w ręce, po czym dokładnie obejrzał. Lekko skinął głową w moją stronę i…
 - Dziękuję - powiedział, a następnie odszedł. Patrzyłem za nim z wielkimi oczami i otwartą buzią. On właśnie mi podziękował. Słowami.

 - Co?- Wychrypiałem, ruszając za kotkiem do salonu. Nie chciał powtórzyć swoich słów z przed chwili ani wypowiedzieć żadnych innych. Powiedziałem o tym chłopakom, więc oni zaraz znaleźli się u mnie i jedyne, co powiedział do nich Kai to „spadajcie”, kiedy oni nalegali, by coś powiedział. Ciężko było go zmusić do powiedzenia czegokolwiek, ale bardzo cieszyło mnie to, że potrafił to robić. Będzie ciekawiej.

Korekta by Tsumi
+++++++++++++++++++++++


A więc....oto i pierwszy rozdział "My Kitten". Co o tym sądzicie? Ah...sama nie wiem czy powinnam już to publikować >.< Mniejsza! Liczę na wasze szczere opinie ^^ Do zobaczenia!
G.G
PS Za okładkę dziękuje Rosesylla ^^