niedziela, 1 listopada 2015

There was this kid...



Z okna mojego pokoju zawsze mogłem obserwować ten sam widok.
         Chłopak siadał na brzegu plaży. Niezależnie od temperatury, zawsze o tej samej godzinie i w stałym miejscu. Po prostu siedział. Czasem kilka minut, czasem kilka godzin. Potem wstawał, i nie oglądając się za siebie, odchodził. I tak dzień w dzień.
         Pewnego dnia ten sam chłopak przyszedł w towarzystwie innego chłopaka. Siedzieli na brzegu plaży i rozmawiali. Długo. Czasem nawet do późnej nocy; tak długo, aż nie byłem w stanie stwierdzić, czy dalej tam są, czy jednak już, nie bo było tak ciemno.
         Po kilku miesiącach ten chłopak znów wrócił na plażę. Sam. Znów przychodził tam codziennie i również sam wracał.
         Innego dnia to ja wybrałem się na plażę. Nie dlatego, że była ładna pogoda - wręcz przeciwnie, było zimno - ale dlatego, że chłopak, który zawsze siedział na plaży znów tam był i nie wyglądał na ubranego odpowiednio na taką pogodę. To nigdy się nie zdarzało, więc zabrałem ze sobą gruby sweter i ruszyłem na plażę. Chłopak siedział z kolanami pod brodą i wpatrywał się przed siebie, ale nie do końca patrzył.
         Kiedy dotarłem na miejsce, stanąłem tuż obok chłopaka, ten jednak nie zwrócił na mnie swojego wzroku.
         - Czy coś się stało?
         Stałem tam chwilę, patrząc na niego, bo to ja chciałem zadać to pytanie. Czy coś się stało, że znów przychodzisz na plażę sam? Czy coś się stało, że zapomniałeś zabrać ze sobą kurtki? Czy coś się stało? Zamiast odpowiedzieć, usiadłem obok niego i skierowałem rękę z grubym swetrem w jego kierunku, ale on nawet nie spojrzał. Nie odwrócił się nawet. Ściągnąłem brwi.
        
         - Nie jest ci zimno? - zapytałem. Chłopak kiwnął głową, więc, odrobinę zdezorientowany, założyłem na jego ramiona sweter. Starałem się zrozumieć, choć było to ciężkie. Dopiero kiedy sweter leżał już idealnie na ramionach chłopaka, on spojrzał na mnie, ale nie do końca spojrzał.
        
         - Dziękuję - powiedział. Patrzył na mnie, ale mnie nie widział. Uśmiechnąłem się lekko, choć wiedziałem, że nie widzi. Chłopak założył sweter i objął się nim, by mógł on dostarczyć mu więcej ciepła. Wtedy powiedziałem mu, że widzę go codziennie z okna mojego pokoju i zastanawiam się.
        
         - Dlaczego tu siedzę? - spytał, zanim ja zdążyłem zapytać. Kiwnąłem głową, mimo że wiedziałem, iż on na mnie nie patrzy.
        
         -To jedyne miejsce, w którym jestem w stanie zobaczyć piękno, wiesz? - zapytał, a ja wierzyłem mu. Wierzyłem, że to jedyne miejsce, w którym może widzieć, gdy jego niewidzące oczy nie są w stanie patrzeć.
         - Co się stało z tamtym chłopakiem? Widziałem was tu razem - powiedziałem, siadając wygodniej. Chłopak uśmiechał się, pochylając delikatnie głowę i zaczął mówić.
        
         - Kiedyś, gdy byłem mały, zawsze zastanawiałem się, jak to będzie, gdy będę szukał kogoś, kogo będę mógł pokochać. Moi koledzy i koleżanki zawsze mi opowiadali, że ten chłopak jest taki i taki i ma takie włosy, takie oczy i taki uśmiech, że tamta dziewczyna ma takie nogi, takie piersi i taki brzuch. A ja jedynie jak widziałem tego chłopaka, to jego niski głos i ciężkie kroki, a dziewczynę- wysoki śmiech i wyraźny zapach perfum. I nie mogłem zrozumieć, jak moja koleżanka znosi to głośne tupanie, a mój kolega ten wiecznie utrzymujący się słodki zapach, tak słodki, że aż mdlący. Kiedy stawałem się starszy było mi łatwiej zrozumieć, że ja nie znajdę ukochanej osoby przez jej wygląd, ale przez to, jaka jest; że to nie będzie tak jak w filmach, miłość od pierwszego wejrzenia. Jakiego wejrzenia? Dla mnie to raczej od pierwszego słowa, ale ja to rozumiałem. Rozumiem to, muszę zrozumieć, więc szukałem, szukałem tej osoby, w której mógłbym się zakochać dzięki jej słowom.
        
         - I udało mi się, wiesz? - zapytał, odwracając się ku mnie i uśmiechając się szeroko, zupełnie jakby znalazł skarb. Sam się uśmiechnąłem i kiwnąłem głową, choć on tego nie widział. Mimo to kontynuował. - Znalazłem takiego kogoś. Miałem tak wiele szczęścia. Ciężko jest znaleźć osobę, która będzie się tobą opiekować, która będzie pokazywać ci wszystko, a on to robił. Dzięki niemu poznałem świat od innej strony i widziałem go. Pierwszy raz w życiu widziałem to, o czym on mówił. Byłem taki szczęśliwy. Ale pokłóciliśmy się - jego uśmiech zbladł, a głowa znów opadła na kolana. - To chyba była moja wina, chociaż sam nie wiem. Nie wiem, co zrobiłem źle, ale tęsknię za tymi dniami, gdy na przystanku spotykałem się z nim i byłem pewny, że wsiadam do dobrego autobusu, nie musząc pytać obcych ludzi. Za tymi dniami, kiedy siedzieliśmy tu, a on opowiadał mi historie albo opisywał wszystko dookoła, tak bym mógł widzieć coś więcej od piasku na plaży i szumiących fal oceanu, szeleszczących liści w tle. Teraz nie wiem jak to naprawić, bo nie umiem trafić do miejsca w którym on mieszka, a gdy dzwonię, on nie odbiera - skończył, a ja zdałem sobie sprawę, że dookoła nas zrobiło się już ciemno. Pomogłem wstać temu chłopakowi i odprowadziłem go do domu, a gdy wracałem do siebie ze swetrem w ręku, pomyślałem, że to okrutne. Okrutne, jak źle potraktował tego chłopaka świat, jak źle potraktował go tamten chłopak. Gdy ponownie dotarłem na plażę i spotkałem tam chłopaka, którego szukał tamten, nie zawahałem się do niego podejść i opowiedzieć mu o tym, czego się dziś dowiedziałem. Gdy szedłem do domu, zostawiwszy za sobą osobę dalej siedzącą na plaży, czułem gdzieś głęboko w sercu, że chyba udało mi się zrobić coś dobrego. Miałem nadzieję, że udało mi się naprawić życie niewidomego chłopaka, którego dziś okryłem swoim swetrem i którego historii dziś wysłuchałem; że dzięki temu, że mu pomogłem, nauczyłem się czegoś nowego. Dlatego też, gdy wstałem następnego dnia i stałem przy oknie, czekając aż chłopak znajdzie się na plaży, nie mogłem zrozumieć, dlaczego dziś się tam nie pojawił. Ani dnia następnego, i kolejnego, i jeszcze następnego.

         Po kilku miesiącach wróciłem na plażę, na którą nie przychodził już niewidomy chłopak w poszukiwaniu piękna, jakie mógłby zobaczyć. Wydawała się taka pusta bez niego. Czując się odrobinę dziwnie, usiadłem w miejscu w którym on zazwyczaj siadał i patrzyłem przed siebie, jakbym starał się nim; być z ta różnicą, że ja widziałem, a on nie. Zastanawiałem się, dlaczego nie wracał. Postanowiłem, że spróbuję trafić do miejsca, gdzie mieszkał, tam gdzie go odprowadzałem ostatni raz kilka miesięcy temu. Gdy tam trafiłem, znalazłem niewidomego chłopaka w towarzystwie tego drugiego, na placu zabaw. Nie podszedłem bliżej, ale poczułem ulgę, bo udało mi się sprawić, że jego życie stało się odrobinę lepsze. Może właśnie dzięki mnie teraz będzie on w stanie widzieć codziennie z pomocą osoby, którą kocha.