wtorek, 17 września 2013

"My Kitten": Five Puds

5.


            Nie wiedziałem, gdzie jest Kai, kto go zabrał i o co w ogóle chodzi. Dwa dni po tym incydencie nawet nie wszedłem do domu. Jedyne, co robiłem to siedzenie w ogrodzie i zrywanie się na równe nogi po usłyszeniu jakiegokolwiek, nawet najcichszego szelestu. D.O i Lay usprawiedliwili chorobą moją nieobecność w pracy. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Powoli mi chyba odbijało. Najpierw Kai zachorował i spał przez bite dwa dni, a kiedy się obudził, ktoś go porwał. Miałem złe przeczucia. Kiedy już trochę ochłonąłem, zacząłem się zastanawiać, czy może Myungsoo nie miał z tym nic wspólnego. Chłopak, z którym przyjechał L.Joe od samego początku wydawał mi się podejrzany, a sam Kai nie był do niego przekonany. Próbowałem dodzwonić się do przyjaciela, ale odpowiedź była tylko jedna. Nie ma takiego numeru. Zacząłem denerwować się jeszcze bardziej. Nie mogłem spać i jeść. Było mi tak cholernie źle, czułem się jak wrak. Po tygodniu już powoli brakowało mi nadziei, że Kai się znajdzie. Wywieszałem razem z chłopakami ulotki o zaginionym, nie zgłaszając jednak tego policji. Zdjęcie, które było na ulotkach, przedstawiało Kaia w jego głupiej czapce z uśmiechem, przez który teraz tylko płakałem. Kazałem D.O wywołać te cholerne zdjęcia, które Kai zrobił mi podczas snu. Kyungsoo nawet się nie zdziwił. Wszyscy wiedzieliśmy, że Kai jest nienormalny. Spałem w jego pokoju na tej głupiej macie. Wydawało mi się, że nie wiem już, jak on wygląda i gdyby nie zdjęcia, zapomniałbym. Ale nie mógłbym. Kiedy tylko zamykałem oczy, widziałem go. Nie mogłem przez to zasnąć. Lay tak się o mnie martwił, że się do mnie wprowadził. Zauważyłem to po dwóch dniach, widząc ponadprogramową szczoteczkę w łazience.
            - Baekkie… Przestań tak żyć. Znajdziemy go – pocieszał mnie Kyungsoo. Dwa tygodnie. Gdzie jesteś, głupi kocurze? Pokiwałem głową na jego słowa. Traciłem nadzieję, że Kai wróci. Nieważne, jak bardzo mocno go kochałem, jak bardzo mocno pragnąłem tego, żeby wrócił. Czułem, że to nie nastąpi. Kai... Kai był tylko czteroletnią hybrydą, która czasem nie umiała otworzyć zamka. Był tylko kotem, który szalał na widok piłki. Był tylko dzieckiem. Z moich oczu znów popłynęły łzy. Mogłem mu wszczepić jakiś czip czy inne cholerstwo, ale przecież nie był tylko zwierzakiem.
            - Proszę cię, hyung… Uspokój się - westchnął D.O, po czym wziął mój telefon, który dzwonił od dłuższej chwili.- Słucham? - zapytał. Zmarszczył brwi i szarpnął mnie mocno za ramię. - Proszę powtórzyć – nakazał, przytykając telefon do mojego ucha.
            - Baekkie! Baekkie, proszę, przepraszam cię!
Z telefonu dochodził zapłakany głos Byunghuna. Zerwałem się z kanapy. Jeśli jeszcze jemu coś się stało, to chyba umrę.
            - Co się stało?! - krzyknąłem.
            - Ja… Musimy porozmawiać. Zaraz u ciebie będę - powiedział już spokojniej i rozłączył się. Spojrzałem na D.O i Laya, którzy patrzyli na mnie zaskoczeni.
            - To L.Joe -  oznajmiłem. D.O westchnął.
            - Co chciał? Czemu cię przepraszał? - zapytał.
            - Nie wiem… Powiedział, że zaraz tu będzie - odrzekłem. Nie sądziłem, że to „zaraz” będzie naprawdę za kilka minut. Byunghun sam wszedł do środka. Padając przede mną na kolana i trzymając moje ręce, zaczął błagać, bym mu wybaczył.
            - C-co ty gadasz?!- krzyknąłem, stawiając go do pionu.
            - Ja nie wiedziałem, Baekkie… Myślałem, że on sobie ze mnie żartuje, że to tylko głupi żart!- lamentował.
            - O czym ty mówisz?!
            - O Kaiu, głupku! Myungsoo… Kai! Przepraszam, nie powinienem go tu przyprowadzać! - opadł na kanapę. Zamarłem.
            - Gdzie jest Kai? Co on mu zrobił?- zapytałem, szarpiąc go gwałtownie.
            - Jezu, Baek, jak mogłeś mi nie powiedzieć, że masz w domu jabjong?! - chwycił mnie za ramiona.
            - Co do kurwy?!
Nie rozumiałem, o co mu chodzi. L.Joe usiadł, dopiero teraz dostrzegając Laya i D.O,
            - Kopę lat – powiedział. Lay uniósł brew, a Kyungsoo tylko pokręcił głową.
            - Lepiej się wytłumacz, Byunghun - rzucił Kyungsoo. Chłopak przytaknął i spojrzał na mnie wyczekująco, toteż usiadłem.
            - Czym jest to całe jabjong?- spytałem. Westchnął, przejeżdżając dłonią po włosach.
            - To jest właściwa nazwa na to, kim jest Kai - wyjaśnił L.Joe. Spojrzałem na niego jak na debila.
            - Była ich czwórka. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków - westchnął. – Nie wiem za dużo. Po prostu… Jakoś tak się urodzili. Nie potrafię tego wyjaśnić. Wiem jedynie, że była ich czwórka. Przez niecały rok wszyscy byli razem, ale później jedna dziewczynka i jeden chłopiec zachorowali i zmarli. Kaia i drugą dziewczynkę oddzielono. Kai uciekł. Dziewczyna żyje, ale... Baek, ja przepraszam – w jego oczach pojawiały się łzy. Oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach, kiedy znów do mnie przemówił. - Myungsoo gadał o nim tak długo, że jak pomogę mu go od ciebie zabrać, on zrobi mu tylko kilka badań, a później go odstawi to tak, że nawet byś nie zauważył... że to nie będzie nic wielkiego, że on tylko chce wiedzieć, czy on żyje. Ale…to nie była prawda, Baekkie. Przepraszam, że na to pozwoliłem – powiedział, patrząc na mnie. Chyba miałem coś w oczach, bo natychmiast się ode mnie odsunął, jednak zdążyłem złapać go za koszulę.
            - Gdzie oni są? - zacisnąłem pięści na jego koszuli. Pokręcił głową.
            - On cały czas gdzieś z nim jeździ. Widziałem ich raz, i... Baek, to co zobaczyłem nie było zbyt przyjemne – rzekł, spuszczając głowę. Puściłem jego koszulę, oddychając szybko i rozglądając się dookoła. Nie widziałem Laya, nie widziałem D.O. Wszystko zachodziło mi czernią, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się od omdlenia.
            - Co on mu robi? - wychrypiałem. Byunghun jęknął.- CO MU ROBI?! - powtórzyłem, a on oblizał spierzchnięte usta.
            - Nie wiem, Baek… Widziałem tylko, jak leżał na stole… To było w piwnicy Myungsoo…Wyglądało jak cholerne laboratorium. Miał przywiązane nadgarstki, stopy , brzuch i głowę. Wszędzie czułem kocimiętkę. Widziałem dużo krzaków tej rośliny. Kai miał lekko uchylone oczy, ale nie widział mnie. Jego ogon wcale się nie ruszał i miał podłączone jakieś kroplówki. Więcej nie widziałem, bo musiałem wyjść, gdyż Myungsoo wrócił. Na następny dzień zadzwonił do mnie, że wyjeżdża i kiedy wszedłem do jego domu, piwnica była praktycznie pusta – zakończył, a ja czułem, że tym razem na serio zemdleję. Znów wszystko straciło wyraz. Lay podbiegł do mnie i mocno uderzył w policzek, kiedy opadłem na kanapę. To było za wiele. Mój kochany Kai…W jakimś cholernym laboratorium?!
            - A ta dziewczyna…była tam? - zapytał D.O.
            - Nie widziałem jej - odpowiedział L.Joe.
            - Zawieź mnie tam - cała trójka spojrzała na mnie.- Zawieź mnie do domu tego Myungsoo - nakazałem. On tylko kiwnął głową.

            Wyjechaliśmy dość daleko poza obręby Pusan. Mocno ściskałem kierownicę, jadąc za samochodem L.Joe. Lay i Kyungsoo jechali razem tuż za mną i zdziwiłem się nawet, że postanowili nie wpychać się do mojego auta, jak to mieli w zwyczaju. Po chwili zajechaliśmy przed jakiś mały, szary domek. L.Joe wysiadł z samochodu i od razu skierował się do garażu.
- Mam nadzieję, że nadal tu leży… - mruknął, grzebiąc w jakiejś szafce. Znalazł srebrny kluczyk i otworzył drzwi, wchodząc pierwszy. Znalazłem się w jakimś laboratorium. Co prawda prawie nic tam nie było, ale na podłodze leżały potłuczone zlewki, jakieś rurki i stojaki na kroplówki, a na półkach stały rośliny kocimiętki. Chyba każdy rodzaj odurzający kota. Wszystko wyłożone było białymi kafelkami, nawet sufit. Na jednej ścianie zobaczyłem krople krwi i od razu zrobiło mi się niedobrze. Z innej ściany zwisały łańcuchy i jedyne, co byłem w stanie zrobić, to usiąść, bo moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Na ziemi leżał skrawek koszuli Kaia, ale nawet nie ruszyłem się by ją wziąć w ręce, bojąc się, że znajdę tam więcej krwi.
            - Niemożliwe - szepnął D.O, stojąc tuż za mną i ściskając moje ramie. Lay przetrząsał szafki, gdzie pozostały nieliczne pudełka z jakimiś lekami czy czymś innym. Złapałem się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. To nienormalne.
            - Ty…- spojrzałem w stronę Byunghuna, który stał teraz w rogu. Popatrzył na mnie smutnymi oczami. Odepchnąłem od siebie Kyungsoo i wstałem, ruszając w jego stronę.- Ty… Pozwoliłeś na to. Pomogłeś mu! - krzyknąłem, po czym uderzyłem go pięścią prosto w nos. Chwilę później, znów kucając i łapiąc się za włosy, krzyknąłem wściekły. Mój głos odbił się od pustych ścian, powtarzając mój krzyk przez moment.
            - Przepraszam Baekhyunnie… Ja… Zrobię wszystko, by go znaleźć, obiecuję – szeptał, trzymając się za nos.
            - Masz okazję - powiedział Lay, a ja spojrzałem na niego. W dłoni trzymał jakiś mały notatnik.- Tutaj są adresy wszystkich handlarzy lekami i chyba kocimiętką. Zajmij się tym i wypytaj ich o Myungsoo – nakazał, rzucając w Byunghuna notatnikiem, po drodze podciągając mnie do pionu. - My pojedziemy pod ten adres – dodał, wskazując adres na jednej z kartek.
            - Ja wiem, gdzie to jest - oznajmił D.O, biorąc notatnik z rąk L.Joe.- To niedaleko mojego domu. To jest filia firmy farmaceutycznej - wyjaśnił Kyungsoo. Oddał notatnik chłopakowi i oboje wyprowadzili mnie z pomieszczenia.
            - Masz zadzwonić za pół godziny - rzekł Lay, wsiadając do mojego samochodu. Kyungsoo wsiadł za kółko drugiego, po czym oznajmił, że zostawi je u siebie pod domem. Byunghun kiwnął głową. Wycierając chusteczką resztkę krwi, wsiadł do samochodu. Nasza trójka poczekała aż odjedzie, a następnie ruszyliśmy za samochodem D.O.

            Lay wyglądał na bardzo zdenerwowanego, ale nie pozwolił mi kierować moim własnym samochodem, na co wywróciłem oczami. Czułem jeszcze większą złość niż wcześniej. D.O zaparkował swój samochód pod domem, a my podjechaliśmy do niewielkiego magazynu. Po chwili dołączył do nas Kyungsoo. Magazyn był niewielki; sądziłem, że będzie większy. Od razu znaleźliśmy jakiegoś farmaceutę, którego Yixing zaraz wypytał. Wyszło na to, że on nic nie wie.
            - Zawołam szefa - mruknął cicho, a ja oparłem się o stół, przyglądając się nazwom leków na monitorze. Po chwili moje serce stanęło, widząc na liście zamawiających imię i nazwisko Myungsoo.
            - Co ty wyprawiasz, Baek?! - spytał mnie Kyungsoo, kiedy usiadłem i zacząłem czytać informacje, które mieli na temat chłopaka. Podany był jedynie adres domu w którym już byliśmy, ale zdążyłem zrobić zdjęcie telefonem reszty danych, zanim wrócił szef, którego wołał tamten facet. Oczywiście on też nie mógł nam udzielić żadnych informacji, ale ja miałem już to, co chciałem. Siedząc w moim samochodzie przeglądaliśmy wszystko, co udało mi się znaleźć.
            - Mamy dwa numery telefonu. Trzeba sprawdzić, który ma Byunghun i wybrać ten drugi. Właśnie zaraz powinien zadzwonić - powiedział D.O, wyciągając swój telefon i wpatrując się wyczekująco w ekran. Lay spisał numer telefonu na swoją komórkę, i kiedy już miał zadzwonić do L.Joe, ten odezwał się, dzwoniąc do Kyungsoo.
            - Znalazłem coś, ale… Dom też jest pusty - rzekł. Warknął cicho, słysząc jakieś huki przez głośnik.- Jacyś faceci powiedzieli, że kazano im zburzyć dom, ale musicie szybko przyjechać bo się już niecierpliwią – dodał, po czym D.O się rozłączył, a Lay ruszył w stronę domu, w którym był Byunghun.

            Czekał na nas, rozmawiając z jakimś facetem i mocno gestykulując.
            - My tylko na chwilkę – powiedziałem, wbiegając do środka i ignorując krzyki mężczyzny. Kyungsoo ruszył za mną, a Yixing został, by porozmawiać z L.Joe. Znów skierowaliśmy się do piwnicy, tym razem znajdując w niej całe wyposażenie. Leżał tam nadal włączony komputer, więc Kyungsoo odłączył go i zabrał ze sobą, kiedy ja przeszukiwałem biurko. Czułem się jak w jakimś głupim filmie akcji, czy czymś w tym stylu. Na własną rękę musiałem szukać mojego chłopaka, tyle że tym razem nikt nie groził śmiercią innym moim przyjaciołom, gdybym zgłosił się na policję. Nie robiłem tego z własnej woli. Zabrałem wszystkie papiery jakie tylko znalazłem. Razem z Kyungsoo zrobiliśmy zdjęcia wszystkim najmniejszym buteleczkom i papierkom, które były poprzyczepiane do ścian, bądź też jakimś skrótom powypisywanych między karteczkami.
            - Proszę natychmiast opuścić budynek! Już dawno powinien być zburzony! - usłyszałem i szybko zerwałem się na równe nogi. Kyungsoo zebrał wszystko do swojego plecaka, a ja powrzucałem to, co udało mi się wziąć. Szybko wyszliśmy z domu i poszliśmy do mojego samochodu. Lay pociągnął za sobą L.Joe i już z wnętrza oglądaliśmy, jak drugi dom Myungsoo zostaje zburzony.
            - Znaleźliście coś? - zapytał.
            - Wszystko – powiedział Kyungsoo, otwierając plecak. Otworzyłem laptopa. Od razu wyskoczył mi otworzony na nim dokument. Miał zapisane dwie strony.
            - Co to jest? - zaciekawił się Lay, a ja spojrzałem na nazwę dokumentu i poczułem, jak przeszły mnie dreszcze.
            - Obserwacje oraz przeprowadzone badania – przeczytałem, po czym oddałem laptopa Kyungsoo.
            - Pierwsza strona jest zatytułowana Mimi…- oznajmił.
            - To pewnie ta dziewczyna - mruknął L.Joe.
            - Druga podpisana jest jako Kai – szepnął i zaczął czytać na głos.- „Czteroletni jabjong płci męskiej. Bardzo zadbany, po przeżytej chorobie. Wyleczony. Wzrost: metr osiemdziesiąt i pół. Długość ogona: pięćdziesiąt trzy centymetry. Wysokość uszu: dziewięć i pół centymetra. W dobrej kondycji fizycznej. Raczej przywiązany do dotychczasowego właściciela…”
            - RACZEJ?! - krzyknął Lay, a ja uderzyłem go i kazałem Kyugsoo czytać dalej.
            - „Pierwsze obserwacje. Po podaniu środka odurzającego, Kai wcale nie wydawał się być senny. Dopiero po trzeciej dawce stracił przytomność. Powierzchowne rany które wystąpiły podczas transportu szybko się zagoiły. Kai źle odbiera zapach kocimiętki. Odczuwa przy niej strach i niepokój. Prawdopodobnie pamięta moment, kiedy jako kociak przebywał w laboratorium. Po przebudzeniu był bardzo agresywny. Zniszczył połowę sprzętu, który stał w pobliżu, między innymi kilka zlewek i lekarstw. Zostałem zmuszony przywiązać go do stołu. Po podłączeniu kilku kroplówek w końcu się uspokoił, wciąż jednak był zbyt przytomny, by przeprowadzać jakiekolwiek badania. Zdecydowanie miał za dużo energii. Dostawał jedynie kroplówkę bez jedzenia, co sprawiło, że odrobinę się uspokoił…” Uspokoił? On go zagłodził! - wrzasnął D.O, więc Lay zabrał mu laptopa, bo Kyungsoo zaczął płakać. Ja chyba nie miałem już łez. Czułem się tak, jakbym płakał, ale nic nie spływało z moich oczu.
            - „Udało mi się pobrać krew, kawałek skóry oraz sierść z ogona i uszu. Także oderwałem pazura z lewej przedniej łapy. Krwawienie szybko ustało…”- zamknąłem oczy, opierając głowę o fotel. To są chyba jakieś żarty? On…wyrwał mu pazura?! - „Wstrzyknąłem kilka środków halucynogennych, jednak nie oddziaływały one na Kaia w taki sam sposób jak na drugi obiekt.” Chyba chodzi o Mimi - mruknął Lay, ale czytał dalej.- „Po trzech dniach postanowiłem przeprowadzić pierwszy eksperyment, czyli zanurzenie Kaia w roztworze soli i delikatne rażenie prądem. Po zanurzeniu ogona, Kai zaczął prychać i wierzgać, jednak po całkowitym zanurzeniu na 10 sekund, wszystko ustało. Powtórzyłem zanurzenia dziesięć razy, ale musiałem poprzestać, gdyż stracił przytomność. Eksperyment spowolnił oddychanie oraz rozszerzył źrenice, sprawił także, że sierść w niektórych miejscach na ogonie przerzedziła się. Obiekt jednak nie został uszkodzony tak mocno jak obiekt numer dwa. W następnym tygodniu planuję kolejny eksperyment, który będzie miał na celu sprawdzenie wytrzymałości Kaia na ból psychiczny.” To jest koniec czegokolwiek o Kaiu... Ale tu jest napisane coś jeszcze - zauważył Yixing, zwiększając czcionkę na komputerze. Odepchnąłem się od fotela, zerkając mu przez ramię.- „Laboratorium jestem zmuszony przenieść w kolejne miejsce. Były właściciel obiektu numer jeden imieniem Kai postanowił go odnaleźć.” I to tyle? - spytał zdenerwowany.
            - Co jest napisane o tej dziewczynie? - zapytał Byunghun.
            - Przeprowadzał na niej te same eksperymenty, jednak wyrządziły one większe szkody. Ma niecałe metr siedemdziesiąt, po zanurzeniu w roztworze soli z dodatkiem prądu sierść z ogona całkiem jej wypadła, a skóra zaczęła się łuszczyć na uszach. U niej zdążył jedynie zapisać początek tego drugiego eksperymentu. Dziewczyna zemdlała, ale nie napisał dlaczego i co takiego zrobił – powiedział, a ja jęknąłem. Zacząłem się coraz bardziej denerwować. Czy ten człowiek jest normalny?! On mógł ich oboje zabić.
            - Trzeba przejrzeć te papiery, może znajdziemy coś o nowej lokalizacji - rzekł Kyungsoo.
            - Ja przeszukam komputer - oznajmił Lay i usiadł  z przodu, kiedy nasza trójka dalej przeglądała dokumenty.
Trwało to jakąś godzinę zanim stwierdziliśmy, że tak nie damy rady.
            - Tu jest za ciasno… Pojedźmy do domu czy gdzieś, i tam to wszystko przejrzyjmy - zaproponował Byunghun.
            - Jedziemy do ciebie, prowadź – powiedziałem, wysiadając z samochodu i siadając na miejscu kierowcy. Chłopak ruszył do swojego pojazdu. Nie jechaliśmy zbyt długo, po chwili znaleźliśmy się przed jakimś wieżowcem. Wjechaliśmy windą na szóste piętro i weszliśmy do dużego mieszkania Byunghuna. Zrzucił wszystkie śmieci ze stołu do jakiegoś worka, a nasze papiery wylądowały na blacie. Kiedy zobaczyłem pierwsze zdjęcie Kaia, znów zacząłem płakać. Przedstawiało ono Kaia przywiązanego do stołu, z opuszczoną głową, uchylonymi ustami i krwawiącą dłonią. Niedługo po tym znaleźliśmy zdjęcie dziewczyny. Mimi była drobna dziewczyną z długimi, brązowymi, lekko falowanymi włosami. Także była przywiązana, jej ogon był pozbawiony sierści i była chyba nieprzytomna, bo miała zamknięte oczy, a jej twarz spuchła i błyszczała, zapewne od łez. Kilka kolejnych zdjęć ukazywało zarówno Mimi, jak i Kaia. Jedno było dość wyjątkowe. Może… Ciężko je tak nazwać, ale bardzo mnie poruszyło. Była to jedna strona A4, zapełniona czterema zdjęciami. Na pierwszym z nich był Kai, spuszczony do jakiejś kadzi, pewnie pełnej wody.  Mój kotek miał zdenerwowany wyraz twarzy i uniesiony ogon, a z tyłu widać było ledwo przytomną Mimi z mokrymi włosami. Kolejne dwa zdjęcia to zanurzenie Kaia do połowy i całkowicie. Czwarte natomiast przedstawiało krztuszącego się Kaia z powypalaną w różnych miejscach przez prąd koszulką, mokrymi włosami i wycieńczoną miną. Z tyłu była zapłakana Mimi, krzycząca i próbująca się wyrwać. Nie wiem, co takiego zrobiło ze mną to zdjęcie, ale poczułem się jakoś dziwnie. Jakby mi trochę ulżyło, że Mimi martwi się o Kaia… Że nie jest tam sam.
            - MAM! - krzyknął L.Joe, wyrywając mnie z wpatrywania się w zdjęcie. Trzymał jakiś  skrawek papieru. Położył go przed nami na stole.
            - Tu jest jakiś adres, ale zobaczcie co jest napisane u góry - wskazał naderwany tekst.
            - „Laboratorium na prz…- tu znów było porwane.- ydzień”- przeczytał Lay, a ja podrapałem się po głowie, po czym pstryknąłem palcami.
            - Laboratorium na przyszły tydzień – Byunghun pokiwał głową. - Jaka jest data? - zapytałem szybko.
            - Wczorajsza- powiedział z wielgachnym uśmiechem.
            - Znaleźliśmy go - szepnął Kyungsoo.
Korekta by Nejmakidori
+++++++++++++

My Kitten...tak wiem jak niektórzy z was za nim płakali (Nie patrze na ciebie Koczi...XD) Czy zadowalający? Czy ja wiem...? Ostatnio mam wątpliwości co do tego opowiadania, że mi nie idzie pisanie (dalsze części) że nie umiem już tego pisać...miejmy nadzieję, że to wszystko minie ^^ Hwaiting ludzie!
G.G

poniedziałek, 2 września 2013

"My Kitten": Four Puds

4.


(Za okładkę dziękuje Berenice ghsgf boska jest ♥)


           Tak naprawdę, mimo moich obaw, nasze życie nie zmieniło się prawie w ogóle. Kai nadal był moim kochanym kotkiem, który czasami chciał mnie zabić, ale wybaczam mu to, bo go kocham. A tak…co było innego? Kai uznał, że skoro już wyznałem mu miłość, to będzie ze mną spał. Może i nie miałbym nic przeciwko, bo przecież Kai jest ciepły, a ja lubię ciepło, ale…. Gdyby nie jego ogon, który był dosłownie wszędzie! Nawet w moich spodniach… Po długich konwersacjach, Kai zgodził się spać w swoim pokoju, nie licząc dni, kiedy mam wolne. I piątków, z wiadomych powodów. Co jeszcze się zmieniło..? Kai jak zwykle lepił się do mnie, ale nagle zaczynało mi się to dziwnie kojarzyć… A i postanowił często mnie całować. Bardzo często…
            - Hyung…pójdziemy do lasu? – zapytał, kiedy leżałem na kanapie, próbując pozbierać się po „zabawnym” horrorze. Ten kot chyba się niczego nie boi.
            - Oszalałeś?! Po czymś takim? – jęknąłem, chowając głowę pod poduszką.
            - Ale Baekkie… przecież to wszystko nieprawda, nasz las nie jest nawiedzony, a ta chatka niedaleko nie jest zamieszkana przez psychopatę – powiedział, opierając ręce na moich udach.
            - Jaka chatka?- wyjrzałem zza poduszki. Kai zmarszczył brwi, zmieszany.
            - Co?
            - Jaka chatka?! - krzyknąłem.
            - Co? Żadna chatka! Nic tam nie ma prócz wielkiego kamienia… proszę! – odpowiedział, łapiąc ogon w ręce i robiąc ogromne oczy.
            - Skąd wiesz o chatce? - spytałem.
            - Jakiej chatce?- odparł z głupim uśmiechem. Chyba go walnę.
            - Dobra…ale masz być grzeczny – uległem, ubierając buty.
            - Przecież zawsze jestem! – krzyknął, stojąc już w ogrodzie. Posłałem mu tylko powątpiewające spojrzenie i ruszyłem za nim, łapiąc go za rękę. Jeśli naprawdę w lesie jest jakaś chatka, to chyba się stąd wyprowadzimy. Ten film był straszny, okay? Kiedy usłyszałem jakiś pisk, zaraz podskoczyłem w miejscu i schowałem się za Kaiem, który tylko rozejrzał się.
            - Czemu nie umiem latać? – zapytał, patrząc na ptaka, który mnie przestraszył.
            - Z jednej strony to dobrze. Pozabijałbyś wszystko i na ziemi, i na niebie – rzekłem, odsuwając się. Kai wydął usta, ale złapał mnie za rękę i ruszyliśmy dalej, aż nad rzekę przecinającą las. Była szeroka, ale bardzo płytka. Woda była przezroczysta, a Kai uwielbiał wchodzić na obalony pień i moczyć w niej swój ogon. Masochista. Jego ogon tego nie lubił. Zawsze zastanawiało mnie „osobne życie” jego ogona. Kai kochał się kąpać, ale kiedy zanurzał ogon, robiło mu się niedobrze i czuł się niekomfortowo. Obaj z Layem stwierdziliśmy, że być może w ogonie Kaia znajduje się najwięcej zwierzęcych genów, przez co ogon żyje sobie tak, jak zapragnie. Oczywiście, nie odczepiał się od jego tyłka i nie łaził na spacerki. To byłoby już zbyt dziwne. Kai znów siedział na pniu, a ja na dużym kamieniu niedaleko. Po chwili zrobiło mi się niewygodnie, więc usiadłem przed kamieniem, opierając o niego plecy. Zamknąłem oczy, czując ostatnie promienie słońca padające na moją twarz. Słyszałem jedynie odgłosy dochodzące z lasu, cichy szum wody i dzięcioła tuż nade mną. Co jakiś czas otwierałem oczy by sprawdzić, gdzie znajdował się Kai. Nie słyszałem jego kroków. Byłem zmęczony oglądaniem tego filmu i chyba za długo nie otwierałem oczu, bo zmusiło mnie do tego dopiero uczucie ciepła tuż obok. Kai położył sobie brodę na moim ramieniu i zamknął oczy, a kiedy tylko się odwróciłem i otworzyłem szerzej swoje własne, on uśmiechnął się i pochylił, sprawiając, że upadłem, a on zaraz na mnie. Przycisnął swoje pełne wargi do moich. Jęknąłem, trochę z zaskoczenia, a trochę z bólu, ale nie odepchnąłem Kaia. Oparł się na łokciach obok mojej głowy i delikatnie całował to górną, to dolną wargę. Zacisnąłem dłonie w pięści na jego ramionach, trzymając podartą koszulkę. Zawsze zastanawiało mnie, skąd Kai nauczył się tak dobrze całować. Ćwiczyć za dużo to nie miał na kim, bo się nie dawałem, a zazwyczaj to były zwykłe cmoknięcia czy coś.  Kai potrafił całować. I albo Lay zepsuł mi chłopaka, albo Kai ogląda pornosy. Czy coś w tym stylu… Uchyliłem wargi, pozwalając na delikatne pogłębienie pocałunku. Jakoś niedawno zacząłem żałować, że wcześniej do tego nie doszło, bo całowanie się z Kaiem to była sama przyjemność i cholernie mnie to odprężało. Nie myślałem o niczym, było mi ciepło i czułem przyjemne skurcze w brzuchu. Oplotłem jego kark ramionami, sprawiając, że położył się na mnie. Jego język nie był tak chropowaty jak kiedyś, kiedy był mały. Może to i dobrze? Drgnąłem lekko, kiedy palcami przejechał po moim karku i poczułem, jak skurczybyk się uśmiecha. Jego język ostatni raz przejechał po mojej dolnej wardze, kiedy w końcu się ode mnie odsunął, oblizując usta. To był tak erotyczny gest, którego on nie potrafił się oduczyć. Zauważyłem to dość dawno i wiem, że jak coś komuś smakuje, to się oblizuje. Kiedy był mniejszy, to nie wyglądało tak… naprawdę pociągająco.
            - Nie rób tak – powiedziałem, zakrywając twarz dłońmi. Zaśmiał się.
            - Jak?
            - Nie oblizuj się.
            - To mój nawyk.
            - To się oducz - mruknąłem.
            - A ty oducz się kupowania mi długich spodni. - odparł. Cholera…
            - Wredny – popatrzyłem na niego. Uśmiechnął się wesoło, a ja pokręciłem głową.
            - Mam pytanie. – oznajmiłem. Spojrzał na mnie zaciekawiony.
            - Ee…- musiałem się do tego przygotować psychicznie.- Em… skąd nauczyłeś się całować? – zapytałem, a on spojrzał na mnie zaskoczony, po czym zaśmiał się i zszedł ze mnie.
            - Nie chcesz wiedzieć, Baekkie – odpowiedział, pomagając mi wstać.
            - Jak pytam, to chcę. – Kai znów się zaśmiał.
            - Oglądałem dużo yaoi – zakomunikował, a ja zapowietrzyłem się na te słowa. Jego głośny śmiech wystraszył ptaki z pobliskich drzew.
 >*<

            - Nie wierzę ci. Jak mogłeś oglądać yaoi i skąd wiesz, co to jest? - zapytałem go, kiedy odstawił mnie już na kanapę w salonie. Musiałem się potknąć, próbując go kopnąć po jego wybuchu śmiechu i uszkodziłem sobie nogę. W drodze powrotnej niósł mnie na plecach.
            - Kiedyś przeglądałem internet i natrafiłem na to…całkiem zabawne swoją drogą – powiedział, ściągając mi buty.
            - Co to za anime?- spytałem, a jego zęby błysnęły w uśmiechu. Okay, chyba nie powinienem pytać.

            - O Boże, przecież to jest dziecko! Ten facet to jakiś zboczeniec! – krzyknąłem, gdy oglądaliśmy już drugi odcinek „Junjou Romantica”.
            - To ty tutaj całujesz się z kotem – powiedział, a ja uderzyłem go lekko w ramię. W gruncie rzeczy, nie było to takie złe jak sądziłem na początku. Główny bohater przypominał mi trochę Kaia, ale nie był aż taki głupi. Znaczy… Kai nie był głupi. Nieważne.

            - Hyung, przestań płakać! Przecież i tak wszystko dobrze się skończy, to cholerne yaoi! – jęknął, głaszcząc mnie po włosach, kiedy znów się rozryczałem. Biedny Misaki...
            - No i co z tego?! Smutno mi - mruknąłem.
            - Nie wolno ci tego oglądać – postanowił.
            - Ale chcę, nie zabronisz mi – powiedziałem, odsuwając się od niego i kierując swój wzrok na telewizor. Zrobiłem zaciętą minę.
            - Jasne, już nawet nie pamiętasz, jak to anime się nazywa. Skasuję historię w przeglądarce - powiedział tryumfująco, a ja jedynie przewróciłem oczami. Nagle mój telefon zawibrował, a to oznaczało, że dostałem maila. Zaskoczony wszedłem na pocztę. Zobaczywszy imię i nazwisko osoby, która do mnie napisała, zrobiłem wielkie oczy i otworzyłem szeroko usta.
            - Baekkie...co ty? - Zanim Kai skończył, ja krzyknąłem ze szczęścia, otwierając wiadomość i czytając o tym, że mój przyjaciel z dzieciństwa postanowił mnie odwiedzić.
            - Kim jest Byunghun? - jęknął Kai, kiedy wszedłem na jego profil na facebooku, by odpisać na jego wiadomość.
            - To mój przyjaciel z dzieciństwa. Przyjedzie mnie odwiedzić – powiedziałem, podskakując na krześle. Kai prychnął.
            - A co ze mną? - zapytał.
            - A co ma być? – odparłem rozkojarzony. Westchnął i złapał się za ogon, machając nim przed moim nosem. Westchnąłem.
            - Nie chcesz iść do Kyungsoo albo Yixinga hyung? - spytałem z nadzieją, chociaż już znałem odpowiedź.
            - Nie – rzucił twardo, patrząc na mnie uważnie.
            - Przebierzesz się?
            - Nie chcę - odpowiedział szybko, a ja zmarszczyłem brwi.
            - Kai, proszę cię. Powiedz, o co ci chodzi – powiedziałem, odwracając się do niego przodem. Usiadł przede mną na ziemi ze smutną miną, otaczając ogonem nogi.
            - Nagle jakiś facet, którego nie widziałeś nie wiem ile lat do ciebie pisze, a ty wyrzucasz mnie z domu. Skoro to twój przyjaciel, to nie powinien o mnie wiedzieć? – zapytał, a mi się chciało odrobinę śmiać, bo Kai był zwyczajnie zazdrosny. Potargałem jego czuprynę i uśmiechnąłem się.
            - Nie mogę się tobą dzielić ze wszystkimi. Nie chcę, żeby wiedziało o tobie tyle osób. Skoro chcesz zostać w domu, to schowasz ogonek wraz z uszami i będziesz z nami siedział, albo pojedziesz do Kyungsoo czy Laya - oznajmiłem. Kai zamyślił się.
            - Dobra, przebiorę się – mruknął, wydymając dolną wargę, a ja pocałowałem go w czoło i odwróciłem się z powrotem do komputera. L. Joe - bo tak mówiłem na Byunghuna - znałem chyba z piętnaście lat, jak nie lepiej. Yixing i Kyungsoo także go znali, bo kiedy przeniosłem się do Seulu, mieszkałem u niego kilka miesięcy. Później on wyjechał i jakoś straciliśmy kontakt. Nie mogłem się doczekać jego odwiedzin, ale z drugiej strony… martwiłem się o Kaia. Naprawdę wolałbym, żeby został u Kyungsoo czy Laya. Jeśli zostanie w domu, to… Byunghun, jako strasznie ciekawski i narwany człowiek, będzie chciał od razu wszystko wiedzieć. Imię, nazwisko, wiek, ukończone szkoły i grupę krwi. Tego wszystkiego o Kaiu nie wiedzieliśmy. Był po prostu…Kaiem. Niepewnie zerknąłem w jego stronę i westchnąłem.
            - Co jest? – zapytał, a ja pokręciłem głową, marszcząc brwi.
            - Napisał, że przyjedzie z przyjacielem, który ma sprawy w mieście. Jesteś pewny, że nie chcesz iść do któregoś hyunga? - spytałem. Kai pokręcił głową, wyciągając z lodówki mleko waniliowe. Przewróciłem oczami.
            - Muszę ci kupić nowe ubranie i będziesz chodził w długich spodniach. Słyszysz? – upewniłem się, a on prychnął. – Kai!
            - Tak, tak. Będę grzeczny, nie będę nic mówił i schowam się gdzieś w kącie, jak mały psychol – powiedział, wracając do salonu.
            - Masz wyglądać normalnie. Wystarczy, że L.Joe to popapraniec. Martwię się, bo on jest strasznie ciekawski. A jak spadnie ci czapka? – okręciłem się na fotelu w jego stronę.
            - Hyung, dam sobie radę. Udam, że jestem twoim przyjacielem i wpadłem na chwilę, wyjdę do lasu i wrócę, jak sobie pójdzie – odparł, wypijając duszkiem pół litra mleka. Zbankrutuję…
            - Skoro tak mówisz – odrzekłem, po czym przekazałem wszystkie informacje Byunghunowi i usiadłem obok Kaia. - Kolejny odcinek? - zapytałem.
            - Nie!
Zaśmiałem się tylko, przytulając się do niego.
 >*<

            Następnego dnia zadzwoniłem do Laya i D.O. Powiedziałem im, kto zaszczyci mnie dziś swoją obecnością. Lay wykazał niewielkie zainteresowanie. Bardziej zainteresowany był tym, że Kyungsoo nie chce z nim pójść do kina. D.O natomiast zaczął narzekać, że nie powinienem go sprowadzać do domu… Bla bla bla. Jak zwykle był zbyt nadopiekuńczy. Przestałem go słuchać po kilku minutach, a Yixing wrócił do dręczenia go jakimś filmem, więc zakończyłem z nimi konferencję. Niech się zmawiają na randki czy coś tam beze mnie.
            - I jak? - zapytał Kai, wychodząc z łazienki. Znów miał tę swoją standardową czapkę z głupim napisem. Tym razem ubrał jednak białą koszulę z podwiniętymi rękawami i szare jeansy oraz trampki, które ostatnim razem kupił mu Kyungsoo.
            - Nieźle - powiedziałem z uśmiechem, a on szeroko go odwzajemnił, rozwalając się na kanapie. Przyjrzałem się jego plecom, sprawdzając, czy nie widać mu ogona i ruszyłem do kuchni, nastawiając wodę w czajniku. Kiedy postawiłem czajnik na ogniu, ktoś zapukał do drzwi. Zanim się odwróciłem, Kai już szedł otworzyć.
            - Jasna cholera! Skąd Baekkie ma takie ciacha w domu?!
Tak, to zdecydowanie był Byunghun. Wyskoczyłem z kuchni, by zobaczyć w przedpokoju przestraszonego Kaia, patrzącego niepewnie na L.Joe, który z miną znawcy przyglądał mu się. Zza jego pleców wyglądał jakiś młody chłopak o dość zimnym spojrzeniu.
            - Co ty do kurwy nędzy wyprawiasz?! - krzyknąłem. L.Joe przestał się przybliżać do Kaia z miną psychopaty i swoje roztargnione spojrzenie przeniósł na mnie.
            - Baekkie, skurczybyku! – krzyknął, po czym zatrzasnął mnie w niedźwiedzim uścisku, odbierając ostatnie porcje tlenu.
            - Help…pomocy! - wychrypiałem. Na szczęście Byunghun po chwili mnie puścił, oczywiście poprawiając mi ubranie.
            - To jest Kim Myungsoo, mój kolega. Ma jakieś sprawy do załatwienia – powiedział, wskazując na chłopaka, co chwilę zerkającego na roztargnionego Kaia. Wiem, że on jest przystojny, no ale proszę was…
            - Aha… Byun Baekhyun, a to jest… Kai – przedstawiłem się, następnie wskazując na mojego kociaka, który uśmiechnął się trochę nieśmiało, odsuwając się od Myungsoo. Wyglądał na nieco przestraszonego.
            - O nie, przestraszyliśmy ci go! - pisnął Byunghun, łapiąc w dłonie twarz Kaia.- Nie bój się, słodziutki. Nic ci nie zrobimy!
            - Ja-jasne… ale… puść mnie – odparł, a Byunghun od razu wykonał jego prośbę.
            - Jaki kochany! – krzyknął, przytulając go. Jezu, ja wiedziałem, że tak będzie.
            - Dobra, siadaj L.Joe i mów, co cię sprowadza – powiedziałem, wskazując jemu i Myungsoo kanapę.
            - No jak to co, musiałem odwiedzić przyjaciela! - zaśmiał się, a ja tylko przewróciłem oczami i pytając, czy chcą coś do picia, zawołałem Kaia do pomocy.
            - Hyung, ten drugi koleś jest jakiś dziwny. Czuję od niego coś takiego… strasznego. Jakby… kocimiętkę? – oznajmił, marszcząc nos. Spojrzałem na niego niepewnie.
            - Zaraz możesz wyjść. Mam zadzwonić po Kyungsoo, żeby cię zabrał? – zapytałem, a on pokręcił głową.
            - Dam sobie radę – zapewnił, po czym schylił się, żeby mnie pocałować i wszedł do salonu, by się pożegnać. L.Joe chyba nawet na serio się rozpłakał, a Myungsoo tylko pokiwał głową, samemu przyznając, że on także zaraz będzie szedł. Pokiwałem tylko głową i postawiłem przed nimi kawę, o którą prosili. Myungsoo szybko ją wypił i wyszedł.
            - Widocznie ta sprawa jest bardzo ważna – stwierdził Byunghun, widząc moje zaskoczone spojrzenie.- A ty… Gadaj! To twój chłopak? – zapytał, pochylając się w moją stronę. Jego oczy świeciły tak, jakby miał gorączkę.
            - No, tak jakby – mruknąłem, a on zapiszczał, prawie wylewając kawę. Zawsze był nienormalny, ale miałem nadzieję, że z wiekiem mu przejdzie.
            - Jest cholernie przystojny, Baekkie. Zazdroszczę, cholera!- zaśmiał się, a ja spuściłem głowę speszony. Kiedy Byunghun był w łazience, wysłałem smsa do Kaia, by upewnić się, że jest gdzieś niedaleko. Dostałem odpowiedź, że na pewno będzie wieczorem. Odetchnąłem z ulgą. Jak zwykle, rozmowa z L. Joe okazała się przyjemna. Trochę nienormalna, ale bardzo zabawna. Z lekkim smutkiem żegnałem go przy drzwiach, i kiedy jego samochód wyjechał z lasu, złapałem za telefon by zadzwonić do Kaia i powiedzieć mu, że może już wrócić. Jednak… Mój kocurek nie odebrał. Mój puls przyspieszył, a ja, spanikowany, rozejrzałem się po całym domu. Kai zawsze odbierał, nawet jeśli miał wyciszony telefon. Mając niesamowicie dobry słuch, nie mógł przegapić połączenia. Mimo wszystko, nie przestawałem do niego wydzwaniać. Kiedy po pół godzinie nie odezwał się, zadzwoniłem po Kyungsoo i Laya. Przecież nie mogłem zadzwonić na policję, że zgubił mi się kot. Byłem pewny, że Kai ma już podarte spodnie, czapkę wsadzoną w kieszeń, a koszulę w strzępach. Co miałbym im powiedzieć? Że poszukuję hybrydy kota z człowiekiem?! Dlatego właśnie potrzebowałem D.O. i Laya. Przyjechali natychmiast i ruszyliśmy na przeczesywanie najbledszych terenów lasu. Jeśli on znów się wygłupia, tym razem uziemię go w domu na rok. Przysięgam. Lay kręcił się dookoła domu, żeby nie przegapić powrotu Kaia, a D.O. i ja chodziliśmy w dość sporej odległości od siebie, rozglądając się po lesie.
            - Hyung! – krzyknął D.O, a ja chyba jeszcze nigdy nie biegłem tak szybko. Na gałęzi wisiała czapka Kaia… Zakrwawiona czapka Kaia. Rozejrzał się przerażony i zerwałem nakrycie z krzaka, ściskając je mocno w dłoniach. Spanikowany przeczesywałem krzak, starając się znaleźć cokolwiek. Niedaleko Kyungsoo zobaczył prawego trampka Kaia i kolejne krople krwi. Nie wiedziałem już, kiedy z mojej twarzy płynęły łzy. Obraz mi się rozmazywał, ale dalej uparcie starałem się znaleźć coś jeszcze. Mój głos zaczął chrypieć od szlochu, wydobywającego się z mojego gardła. Lay chyba mnie usłyszał, bo po chwili mocno mnie ścisnął, gdy D.O przyglądał się czemuś innemu.
            - Mamy straszne kłopoty, Baekkie – powiedział, podając mi jakąś kartkę. Była cała zaplamiona błotem i krwią, a jedyne, co było na niej napisane to: „Nie martw się. Twoja kicia już nie wróci”. Następnie zemdlałem.
+++++++++++++++++++++

A wiec w końcu nadszedł ten czas...czas szkoły. Przez co trzeba się liczyć ze sporymi opóźnieniami...a raczej dużymi dziurami między jednym rozdziałem a drugiem XD Co do rozdziału właśnie...od teraz zaczyna się prawdziwa historia która chciałam zamieścić w MK...hehe. xD A wiec! Hwaiting ludzie! Hwaiting ja ;_; Do zobaczenia!
G.G