wtorek, 17 września 2013

"My Kitten": Five Puds

5.


            Nie wiedziałem, gdzie jest Kai, kto go zabrał i o co w ogóle chodzi. Dwa dni po tym incydencie nawet nie wszedłem do domu. Jedyne, co robiłem to siedzenie w ogrodzie i zrywanie się na równe nogi po usłyszeniu jakiegokolwiek, nawet najcichszego szelestu. D.O i Lay usprawiedliwili chorobą moją nieobecność w pracy. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Powoli mi chyba odbijało. Najpierw Kai zachorował i spał przez bite dwa dni, a kiedy się obudził, ktoś go porwał. Miałem złe przeczucia. Kiedy już trochę ochłonąłem, zacząłem się zastanawiać, czy może Myungsoo nie miał z tym nic wspólnego. Chłopak, z którym przyjechał L.Joe od samego początku wydawał mi się podejrzany, a sam Kai nie był do niego przekonany. Próbowałem dodzwonić się do przyjaciela, ale odpowiedź była tylko jedna. Nie ma takiego numeru. Zacząłem denerwować się jeszcze bardziej. Nie mogłem spać i jeść. Było mi tak cholernie źle, czułem się jak wrak. Po tygodniu już powoli brakowało mi nadziei, że Kai się znajdzie. Wywieszałem razem z chłopakami ulotki o zaginionym, nie zgłaszając jednak tego policji. Zdjęcie, które było na ulotkach, przedstawiało Kaia w jego głupiej czapce z uśmiechem, przez który teraz tylko płakałem. Kazałem D.O wywołać te cholerne zdjęcia, które Kai zrobił mi podczas snu. Kyungsoo nawet się nie zdziwił. Wszyscy wiedzieliśmy, że Kai jest nienormalny. Spałem w jego pokoju na tej głupiej macie. Wydawało mi się, że nie wiem już, jak on wygląda i gdyby nie zdjęcia, zapomniałbym. Ale nie mógłbym. Kiedy tylko zamykałem oczy, widziałem go. Nie mogłem przez to zasnąć. Lay tak się o mnie martwił, że się do mnie wprowadził. Zauważyłem to po dwóch dniach, widząc ponadprogramową szczoteczkę w łazience.
            - Baekkie… Przestań tak żyć. Znajdziemy go – pocieszał mnie Kyungsoo. Dwa tygodnie. Gdzie jesteś, głupi kocurze? Pokiwałem głową na jego słowa. Traciłem nadzieję, że Kai wróci. Nieważne, jak bardzo mocno go kochałem, jak bardzo mocno pragnąłem tego, żeby wrócił. Czułem, że to nie nastąpi. Kai... Kai był tylko czteroletnią hybrydą, która czasem nie umiała otworzyć zamka. Był tylko kotem, który szalał na widok piłki. Był tylko dzieckiem. Z moich oczu znów popłynęły łzy. Mogłem mu wszczepić jakiś czip czy inne cholerstwo, ale przecież nie był tylko zwierzakiem.
            - Proszę cię, hyung… Uspokój się - westchnął D.O, po czym wziął mój telefon, który dzwonił od dłuższej chwili.- Słucham? - zapytał. Zmarszczył brwi i szarpnął mnie mocno za ramię. - Proszę powtórzyć – nakazał, przytykając telefon do mojego ucha.
            - Baekkie! Baekkie, proszę, przepraszam cię!
Z telefonu dochodził zapłakany głos Byunghuna. Zerwałem się z kanapy. Jeśli jeszcze jemu coś się stało, to chyba umrę.
            - Co się stało?! - krzyknąłem.
            - Ja… Musimy porozmawiać. Zaraz u ciebie będę - powiedział już spokojniej i rozłączył się. Spojrzałem na D.O i Laya, którzy patrzyli na mnie zaskoczeni.
            - To L.Joe -  oznajmiłem. D.O westchnął.
            - Co chciał? Czemu cię przepraszał? - zapytał.
            - Nie wiem… Powiedział, że zaraz tu będzie - odrzekłem. Nie sądziłem, że to „zaraz” będzie naprawdę za kilka minut. Byunghun sam wszedł do środka. Padając przede mną na kolana i trzymając moje ręce, zaczął błagać, bym mu wybaczył.
            - C-co ty gadasz?!- krzyknąłem, stawiając go do pionu.
            - Ja nie wiedziałem, Baekkie… Myślałem, że on sobie ze mnie żartuje, że to tylko głupi żart!- lamentował.
            - O czym ty mówisz?!
            - O Kaiu, głupku! Myungsoo… Kai! Przepraszam, nie powinienem go tu przyprowadzać! - opadł na kanapę. Zamarłem.
            - Gdzie jest Kai? Co on mu zrobił?- zapytałem, szarpiąc go gwałtownie.
            - Jezu, Baek, jak mogłeś mi nie powiedzieć, że masz w domu jabjong?! - chwycił mnie za ramiona.
            - Co do kurwy?!
Nie rozumiałem, o co mu chodzi. L.Joe usiadł, dopiero teraz dostrzegając Laya i D.O,
            - Kopę lat – powiedział. Lay uniósł brew, a Kyungsoo tylko pokręcił głową.
            - Lepiej się wytłumacz, Byunghun - rzucił Kyungsoo. Chłopak przytaknął i spojrzał na mnie wyczekująco, toteż usiadłem.
            - Czym jest to całe jabjong?- spytałem. Westchnął, przejeżdżając dłonią po włosach.
            - To jest właściwa nazwa na to, kim jest Kai - wyjaśnił L.Joe. Spojrzałem na niego jak na debila.
            - Była ich czwórka. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków - westchnął. – Nie wiem za dużo. Po prostu… Jakoś tak się urodzili. Nie potrafię tego wyjaśnić. Wiem jedynie, że była ich czwórka. Przez niecały rok wszyscy byli razem, ale później jedna dziewczynka i jeden chłopiec zachorowali i zmarli. Kaia i drugą dziewczynkę oddzielono. Kai uciekł. Dziewczyna żyje, ale... Baek, ja przepraszam – w jego oczach pojawiały się łzy. Oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach, kiedy znów do mnie przemówił. - Myungsoo gadał o nim tak długo, że jak pomogę mu go od ciebie zabrać, on zrobi mu tylko kilka badań, a później go odstawi to tak, że nawet byś nie zauważył... że to nie będzie nic wielkiego, że on tylko chce wiedzieć, czy on żyje. Ale…to nie była prawda, Baekkie. Przepraszam, że na to pozwoliłem – powiedział, patrząc na mnie. Chyba miałem coś w oczach, bo natychmiast się ode mnie odsunął, jednak zdążyłem złapać go za koszulę.
            - Gdzie oni są? - zacisnąłem pięści na jego koszuli. Pokręcił głową.
            - On cały czas gdzieś z nim jeździ. Widziałem ich raz, i... Baek, to co zobaczyłem nie było zbyt przyjemne – rzekł, spuszczając głowę. Puściłem jego koszulę, oddychając szybko i rozglądając się dookoła. Nie widziałem Laya, nie widziałem D.O. Wszystko zachodziło mi czernią, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się od omdlenia.
            - Co on mu robi? - wychrypiałem. Byunghun jęknął.- CO MU ROBI?! - powtórzyłem, a on oblizał spierzchnięte usta.
            - Nie wiem, Baek… Widziałem tylko, jak leżał na stole… To było w piwnicy Myungsoo…Wyglądało jak cholerne laboratorium. Miał przywiązane nadgarstki, stopy , brzuch i głowę. Wszędzie czułem kocimiętkę. Widziałem dużo krzaków tej rośliny. Kai miał lekko uchylone oczy, ale nie widział mnie. Jego ogon wcale się nie ruszał i miał podłączone jakieś kroplówki. Więcej nie widziałem, bo musiałem wyjść, gdyż Myungsoo wrócił. Na następny dzień zadzwonił do mnie, że wyjeżdża i kiedy wszedłem do jego domu, piwnica była praktycznie pusta – zakończył, a ja czułem, że tym razem na serio zemdleję. Znów wszystko straciło wyraz. Lay podbiegł do mnie i mocno uderzył w policzek, kiedy opadłem na kanapę. To było za wiele. Mój kochany Kai…W jakimś cholernym laboratorium?!
            - A ta dziewczyna…była tam? - zapytał D.O.
            - Nie widziałem jej - odpowiedział L.Joe.
            - Zawieź mnie tam - cała trójka spojrzała na mnie.- Zawieź mnie do domu tego Myungsoo - nakazałem. On tylko kiwnął głową.

            Wyjechaliśmy dość daleko poza obręby Pusan. Mocno ściskałem kierownicę, jadąc za samochodem L.Joe. Lay i Kyungsoo jechali razem tuż za mną i zdziwiłem się nawet, że postanowili nie wpychać się do mojego auta, jak to mieli w zwyczaju. Po chwili zajechaliśmy przed jakiś mały, szary domek. L.Joe wysiadł z samochodu i od razu skierował się do garażu.
- Mam nadzieję, że nadal tu leży… - mruknął, grzebiąc w jakiejś szafce. Znalazł srebrny kluczyk i otworzył drzwi, wchodząc pierwszy. Znalazłem się w jakimś laboratorium. Co prawda prawie nic tam nie było, ale na podłodze leżały potłuczone zlewki, jakieś rurki i stojaki na kroplówki, a na półkach stały rośliny kocimiętki. Chyba każdy rodzaj odurzający kota. Wszystko wyłożone było białymi kafelkami, nawet sufit. Na jednej ścianie zobaczyłem krople krwi i od razu zrobiło mi się niedobrze. Z innej ściany zwisały łańcuchy i jedyne, co byłem w stanie zrobić, to usiąść, bo moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Na ziemi leżał skrawek koszuli Kaia, ale nawet nie ruszyłem się by ją wziąć w ręce, bojąc się, że znajdę tam więcej krwi.
            - Niemożliwe - szepnął D.O, stojąc tuż za mną i ściskając moje ramie. Lay przetrząsał szafki, gdzie pozostały nieliczne pudełka z jakimiś lekami czy czymś innym. Złapałem się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. To nienormalne.
            - Ty…- spojrzałem w stronę Byunghuna, który stał teraz w rogu. Popatrzył na mnie smutnymi oczami. Odepchnąłem od siebie Kyungsoo i wstałem, ruszając w jego stronę.- Ty… Pozwoliłeś na to. Pomogłeś mu! - krzyknąłem, po czym uderzyłem go pięścią prosto w nos. Chwilę później, znów kucając i łapiąc się za włosy, krzyknąłem wściekły. Mój głos odbił się od pustych ścian, powtarzając mój krzyk przez moment.
            - Przepraszam Baekhyunnie… Ja… Zrobię wszystko, by go znaleźć, obiecuję – szeptał, trzymając się za nos.
            - Masz okazję - powiedział Lay, a ja spojrzałem na niego. W dłoni trzymał jakiś mały notatnik.- Tutaj są adresy wszystkich handlarzy lekami i chyba kocimiętką. Zajmij się tym i wypytaj ich o Myungsoo – nakazał, rzucając w Byunghuna notatnikiem, po drodze podciągając mnie do pionu. - My pojedziemy pod ten adres – dodał, wskazując adres na jednej z kartek.
            - Ja wiem, gdzie to jest - oznajmił D.O, biorąc notatnik z rąk L.Joe.- To niedaleko mojego domu. To jest filia firmy farmaceutycznej - wyjaśnił Kyungsoo. Oddał notatnik chłopakowi i oboje wyprowadzili mnie z pomieszczenia.
            - Masz zadzwonić za pół godziny - rzekł Lay, wsiadając do mojego samochodu. Kyungsoo wsiadł za kółko drugiego, po czym oznajmił, że zostawi je u siebie pod domem. Byunghun kiwnął głową. Wycierając chusteczką resztkę krwi, wsiadł do samochodu. Nasza trójka poczekała aż odjedzie, a następnie ruszyliśmy za samochodem D.O.

            Lay wyglądał na bardzo zdenerwowanego, ale nie pozwolił mi kierować moim własnym samochodem, na co wywróciłem oczami. Czułem jeszcze większą złość niż wcześniej. D.O zaparkował swój samochód pod domem, a my podjechaliśmy do niewielkiego magazynu. Po chwili dołączył do nas Kyungsoo. Magazyn był niewielki; sądziłem, że będzie większy. Od razu znaleźliśmy jakiegoś farmaceutę, którego Yixing zaraz wypytał. Wyszło na to, że on nic nie wie.
            - Zawołam szefa - mruknął cicho, a ja oparłem się o stół, przyglądając się nazwom leków na monitorze. Po chwili moje serce stanęło, widząc na liście zamawiających imię i nazwisko Myungsoo.
            - Co ty wyprawiasz, Baek?! - spytał mnie Kyungsoo, kiedy usiadłem i zacząłem czytać informacje, które mieli na temat chłopaka. Podany był jedynie adres domu w którym już byliśmy, ale zdążyłem zrobić zdjęcie telefonem reszty danych, zanim wrócił szef, którego wołał tamten facet. Oczywiście on też nie mógł nam udzielić żadnych informacji, ale ja miałem już to, co chciałem. Siedząc w moim samochodzie przeglądaliśmy wszystko, co udało mi się znaleźć.
            - Mamy dwa numery telefonu. Trzeba sprawdzić, który ma Byunghun i wybrać ten drugi. Właśnie zaraz powinien zadzwonić - powiedział D.O, wyciągając swój telefon i wpatrując się wyczekująco w ekran. Lay spisał numer telefonu na swoją komórkę, i kiedy już miał zadzwonić do L.Joe, ten odezwał się, dzwoniąc do Kyungsoo.
            - Znalazłem coś, ale… Dom też jest pusty - rzekł. Warknął cicho, słysząc jakieś huki przez głośnik.- Jacyś faceci powiedzieli, że kazano im zburzyć dom, ale musicie szybko przyjechać bo się już niecierpliwią – dodał, po czym D.O się rozłączył, a Lay ruszył w stronę domu, w którym był Byunghun.

            Czekał na nas, rozmawiając z jakimś facetem i mocno gestykulując.
            - My tylko na chwilkę – powiedziałem, wbiegając do środka i ignorując krzyki mężczyzny. Kyungsoo ruszył za mną, a Yixing został, by porozmawiać z L.Joe. Znów skierowaliśmy się do piwnicy, tym razem znajdując w niej całe wyposażenie. Leżał tam nadal włączony komputer, więc Kyungsoo odłączył go i zabrał ze sobą, kiedy ja przeszukiwałem biurko. Czułem się jak w jakimś głupim filmie akcji, czy czymś w tym stylu. Na własną rękę musiałem szukać mojego chłopaka, tyle że tym razem nikt nie groził śmiercią innym moim przyjaciołom, gdybym zgłosił się na policję. Nie robiłem tego z własnej woli. Zabrałem wszystkie papiery jakie tylko znalazłem. Razem z Kyungsoo zrobiliśmy zdjęcia wszystkim najmniejszym buteleczkom i papierkom, które były poprzyczepiane do ścian, bądź też jakimś skrótom powypisywanych między karteczkami.
            - Proszę natychmiast opuścić budynek! Już dawno powinien być zburzony! - usłyszałem i szybko zerwałem się na równe nogi. Kyungsoo zebrał wszystko do swojego plecaka, a ja powrzucałem to, co udało mi się wziąć. Szybko wyszliśmy z domu i poszliśmy do mojego samochodu. Lay pociągnął za sobą L.Joe i już z wnętrza oglądaliśmy, jak drugi dom Myungsoo zostaje zburzony.
            - Znaleźliście coś? - zapytał.
            - Wszystko – powiedział Kyungsoo, otwierając plecak. Otworzyłem laptopa. Od razu wyskoczył mi otworzony na nim dokument. Miał zapisane dwie strony.
            - Co to jest? - zaciekawił się Lay, a ja spojrzałem na nazwę dokumentu i poczułem, jak przeszły mnie dreszcze.
            - Obserwacje oraz przeprowadzone badania – przeczytałem, po czym oddałem laptopa Kyungsoo.
            - Pierwsza strona jest zatytułowana Mimi…- oznajmił.
            - To pewnie ta dziewczyna - mruknął L.Joe.
            - Druga podpisana jest jako Kai – szepnął i zaczął czytać na głos.- „Czteroletni jabjong płci męskiej. Bardzo zadbany, po przeżytej chorobie. Wyleczony. Wzrost: metr osiemdziesiąt i pół. Długość ogona: pięćdziesiąt trzy centymetry. Wysokość uszu: dziewięć i pół centymetra. W dobrej kondycji fizycznej. Raczej przywiązany do dotychczasowego właściciela…”
            - RACZEJ?! - krzyknął Lay, a ja uderzyłem go i kazałem Kyugsoo czytać dalej.
            - „Pierwsze obserwacje. Po podaniu środka odurzającego, Kai wcale nie wydawał się być senny. Dopiero po trzeciej dawce stracił przytomność. Powierzchowne rany które wystąpiły podczas transportu szybko się zagoiły. Kai źle odbiera zapach kocimiętki. Odczuwa przy niej strach i niepokój. Prawdopodobnie pamięta moment, kiedy jako kociak przebywał w laboratorium. Po przebudzeniu był bardzo agresywny. Zniszczył połowę sprzętu, który stał w pobliżu, między innymi kilka zlewek i lekarstw. Zostałem zmuszony przywiązać go do stołu. Po podłączeniu kilku kroplówek w końcu się uspokoił, wciąż jednak był zbyt przytomny, by przeprowadzać jakiekolwiek badania. Zdecydowanie miał za dużo energii. Dostawał jedynie kroplówkę bez jedzenia, co sprawiło, że odrobinę się uspokoił…” Uspokoił? On go zagłodził! - wrzasnął D.O, więc Lay zabrał mu laptopa, bo Kyungsoo zaczął płakać. Ja chyba nie miałem już łez. Czułem się tak, jakbym płakał, ale nic nie spływało z moich oczu.
            - „Udało mi się pobrać krew, kawałek skóry oraz sierść z ogona i uszu. Także oderwałem pazura z lewej przedniej łapy. Krwawienie szybko ustało…”- zamknąłem oczy, opierając głowę o fotel. To są chyba jakieś żarty? On…wyrwał mu pazura?! - „Wstrzyknąłem kilka środków halucynogennych, jednak nie oddziaływały one na Kaia w taki sam sposób jak na drugi obiekt.” Chyba chodzi o Mimi - mruknął Lay, ale czytał dalej.- „Po trzech dniach postanowiłem przeprowadzić pierwszy eksperyment, czyli zanurzenie Kaia w roztworze soli i delikatne rażenie prądem. Po zanurzeniu ogona, Kai zaczął prychać i wierzgać, jednak po całkowitym zanurzeniu na 10 sekund, wszystko ustało. Powtórzyłem zanurzenia dziesięć razy, ale musiałem poprzestać, gdyż stracił przytomność. Eksperyment spowolnił oddychanie oraz rozszerzył źrenice, sprawił także, że sierść w niektórych miejscach na ogonie przerzedziła się. Obiekt jednak nie został uszkodzony tak mocno jak obiekt numer dwa. W następnym tygodniu planuję kolejny eksperyment, który będzie miał na celu sprawdzenie wytrzymałości Kaia na ból psychiczny.” To jest koniec czegokolwiek o Kaiu... Ale tu jest napisane coś jeszcze - zauważył Yixing, zwiększając czcionkę na komputerze. Odepchnąłem się od fotela, zerkając mu przez ramię.- „Laboratorium jestem zmuszony przenieść w kolejne miejsce. Były właściciel obiektu numer jeden imieniem Kai postanowił go odnaleźć.” I to tyle? - spytał zdenerwowany.
            - Co jest napisane o tej dziewczynie? - zapytał Byunghun.
            - Przeprowadzał na niej te same eksperymenty, jednak wyrządziły one większe szkody. Ma niecałe metr siedemdziesiąt, po zanurzeniu w roztworze soli z dodatkiem prądu sierść z ogona całkiem jej wypadła, a skóra zaczęła się łuszczyć na uszach. U niej zdążył jedynie zapisać początek tego drugiego eksperymentu. Dziewczyna zemdlała, ale nie napisał dlaczego i co takiego zrobił – powiedział, a ja jęknąłem. Zacząłem się coraz bardziej denerwować. Czy ten człowiek jest normalny?! On mógł ich oboje zabić.
            - Trzeba przejrzeć te papiery, może znajdziemy coś o nowej lokalizacji - rzekł Kyungsoo.
            - Ja przeszukam komputer - oznajmił Lay i usiadł  z przodu, kiedy nasza trójka dalej przeglądała dokumenty.
Trwało to jakąś godzinę zanim stwierdziliśmy, że tak nie damy rady.
            - Tu jest za ciasno… Pojedźmy do domu czy gdzieś, i tam to wszystko przejrzyjmy - zaproponował Byunghun.
            - Jedziemy do ciebie, prowadź – powiedziałem, wysiadając z samochodu i siadając na miejscu kierowcy. Chłopak ruszył do swojego pojazdu. Nie jechaliśmy zbyt długo, po chwili znaleźliśmy się przed jakimś wieżowcem. Wjechaliśmy windą na szóste piętro i weszliśmy do dużego mieszkania Byunghuna. Zrzucił wszystkie śmieci ze stołu do jakiegoś worka, a nasze papiery wylądowały na blacie. Kiedy zobaczyłem pierwsze zdjęcie Kaia, znów zacząłem płakać. Przedstawiało ono Kaia przywiązanego do stołu, z opuszczoną głową, uchylonymi ustami i krwawiącą dłonią. Niedługo po tym znaleźliśmy zdjęcie dziewczyny. Mimi była drobna dziewczyną z długimi, brązowymi, lekko falowanymi włosami. Także była przywiązana, jej ogon był pozbawiony sierści i była chyba nieprzytomna, bo miała zamknięte oczy, a jej twarz spuchła i błyszczała, zapewne od łez. Kilka kolejnych zdjęć ukazywało zarówno Mimi, jak i Kaia. Jedno było dość wyjątkowe. Może… Ciężko je tak nazwać, ale bardzo mnie poruszyło. Była to jedna strona A4, zapełniona czterema zdjęciami. Na pierwszym z nich był Kai, spuszczony do jakiejś kadzi, pewnie pełnej wody.  Mój kotek miał zdenerwowany wyraz twarzy i uniesiony ogon, a z tyłu widać było ledwo przytomną Mimi z mokrymi włosami. Kolejne dwa zdjęcia to zanurzenie Kaia do połowy i całkowicie. Czwarte natomiast przedstawiało krztuszącego się Kaia z powypalaną w różnych miejscach przez prąd koszulką, mokrymi włosami i wycieńczoną miną. Z tyłu była zapłakana Mimi, krzycząca i próbująca się wyrwać. Nie wiem, co takiego zrobiło ze mną to zdjęcie, ale poczułem się jakoś dziwnie. Jakby mi trochę ulżyło, że Mimi martwi się o Kaia… Że nie jest tam sam.
            - MAM! - krzyknął L.Joe, wyrywając mnie z wpatrywania się w zdjęcie. Trzymał jakiś  skrawek papieru. Położył go przed nami na stole.
            - Tu jest jakiś adres, ale zobaczcie co jest napisane u góry - wskazał naderwany tekst.
            - „Laboratorium na prz…- tu znów było porwane.- ydzień”- przeczytał Lay, a ja podrapałem się po głowie, po czym pstryknąłem palcami.
            - Laboratorium na przyszły tydzień – Byunghun pokiwał głową. - Jaka jest data? - zapytałem szybko.
            - Wczorajsza- powiedział z wielgachnym uśmiechem.
            - Znaleźliśmy go - szepnął Kyungsoo.
Korekta by Nejmakidori
+++++++++++++

My Kitten...tak wiem jak niektórzy z was za nim płakali (Nie patrze na ciebie Koczi...XD) Czy zadowalający? Czy ja wiem...? Ostatnio mam wątpliwości co do tego opowiadania, że mi nie idzie pisanie (dalsze części) że nie umiem już tego pisać...miejmy nadzieję, że to wszystko minie ^^ Hwaiting ludzie!
G.G

5 komentarzy:

  1. O matko. Miałam nadzieję, że już się kicia znajdzie a Ty dalej mnie tak męczysz ;~~; Nie mogę się doczekać kolejnej części! Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie torturuj nas tak..
    Biedny Kai, biedna Mimi. Niech się szybko znajdą proszę. Jak czytałam co L z nimi robił, to aż zaczęłam siebie oglądać czy gdzieś nie mam kawałka skóry, czy włosy mi nie wypadają xDD
    I nie gadaj że nie czekaliśmy! Bo ja czekałam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedy Kai i Mimi T^T
    Jejciu, czemu z L'a zrobiłaś takiego potwora, mimo, że jest moim biasem to po przeczytaniu tego mam ochotę mu nakopać i zrobić to co on zrobił Kai'owi i Mimi.
    Mam nadzieję, że Baekhyun i reszta znajdą Kai'a i Mimi, i ich uwolnią!
    Jak nie umiesz pisać? Umiesz i to bardzo dobrze! To opowiadanie strasznie wciąga i nie mogę się doczekać tego co będzie dalej.
    Życzę i z niecierpliwością czekam na kolejne części. ^ ^
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu tak krzywdzisz Kaia...nie w sumie to nie Kaia, a raczej Baekkiego. W każdym razie, jak możesz ich tak krzywdzić? Jesteś bez serca! Tak nie wolno! XD
    Ale rozdział ciekawy. Wciągający. Taki, ze jak się skończy, to chce się więcej.
    I nie wiem co jeszcze napisać, bo mi przeglądarke cały czas wywala, a poza tym ty i tak wiesz najlepiej jaki jest ten rozdział. Chyba, ze nie wiesz. Ale to już nie mój problem XDD
    Echm...w każdym razie fajnie jest poczytać Twoje opowiadania, czekam na 6 rozdział :3

    Neko

    OdpowiedzUsuń
  5. Agh Boże! Tak bardzo czuję ból Kai i Mimi... Co ty zrobiłaś z Chenem XD? Co jak co ale ostatnie rozdziały czytało mi się piekielnie szybko i bardzo mnie wciągnęły. Ciekawość mnie zżera na myśl co będzie w następnym rozdziale! Przez zakończenie tego rozdziały nie mam pojęcia co mogę napisać... Weny, weny i jeszcze raz weny!
    N~

    OdpowiedzUsuń