piątek, 29 sierpnia 2014

"My Kitten" - Eighteen Puds

18.


           Kiedy dojechaliśmy do miejsca, które według Tao było bezpieczne nie spodziewałem się zastać ledwo stojącej drewnianej chatki w samym środku lasu. Mimo wszystko razem z Kaiem wyskoczyliśmy cicho z samochodu i przemknęliśmy do środka. Zdążyliśmy przed zmrokiem. W środku chatka nie wyglądała tak niepozornie jak na zewnątrz. Widać było, że została wyremontowana, miała nawet ogrzewanie.
            - Razem z Lu spędziliśmy tutaj kilka miesięcy zanim was znaleźliśmy- powiedział Tao widząc nasze zaskoczone miny. Wilk wskoczył na jakiś rozklekotany fotel wydając z siebie zadowolone mrukniecie. Mimi rozluźniła się trochę kiedy Tao rozpalił ogień w kominku i usiadła tuż naprzeciw niego razem z Kaiem. Ja rozejrzałam się za jakimś wolnym miejscem w końcu znajdując zajętą już przez Kyungsoo i Yixinga kanapę. Wcisnąłem się miedzy nich po czym odetchnąłem z ulgą.
            - Myślę, że tutaj nas nie znajdą… i  tak musimy niedługo ruszać. Kilka godzin snu i wracamy na trasę- powiedział Tao siadając na ziemi by wyprostować swoje długie nogi. Jego rany wydawały się już być opanowane mimo wszystko Lay powiedział, że niedługo zmieni mu opatrunek. Dosłownie pół godziny przesiedzieliśmy w ciszy. Kai i Mimi zasnęli przed kominkiem tak samo jak Lu na fotelu. Głowa Kyungsoo opadła na moje ramie podczas gdy Yixing nie krępował się głośnym chrapaniem. L.Joe zasnął w dziwnej pozycji na pufie a Tao dosłownie padł na ziemi. Wyglądało na to, że tylko ja, jako tako trzymałem „wartę” próbując jak najmocniej nie zasnąć. Kiedy moje powieki robiły się już powoli coraz cięższe usłyszałem jak zarówno Kai, Mimi i Lu zrywają się ze swoich miejsc. Ja również zerwałem się z kanapy powodując tym, że Kyungsoo i Yixing także wskoczyli na proste nogi. Kiedy się rozejrzałem Tao stał już przy oknie i zaciskał rękę na pistolecie a Kai stał tuż przede mną.
            - Tao co- zaczął L.Joe
            - Cicho chyba nas znaleźli.
I z tymi słowami zgasił kominek, który był jedynym źródłem światła. W chatce zapanowała ciemność. Jedyne, co widziałam to plecy Kaia przede mną i podłużne sylwetki osób, dookoła których już jednak nie byłam w stanie rozpoznać. Lu chyba stał przy drzwiach, bo mógłbym przysiąść, że widziałem ruch jego ogona. Przez malutkie okienko w chatce przez które z daleka wyglądał Tao widziałem tylko światła latarek padające z głębi lasu.
            - Są jeszcze daleko możemy uciec tylnym wyjściem- szepnął Lu i gdyby powiedział to o ton ciszej na pewno bym nie usłyszał.
            - Sprawdź to najpierw- szepnął Tao. Lu przemknął w ciemności i znikł na kilka sekund zanim powrócił na środek salonu. Widziałem jego odstające uszy i ogon. Powiedział coś ale nic nie usłyszałem za to Tao tak.
            - Złapcie się za ręce i uważajcie dookoła by nic nie zrzucić. Lu poprowadzi nas do wyjścia- powiedział. Kai mocno zacisnął swoja dłoń wokół mojej po czym poczułem lekkie szarpniecie. Małymi krokami idąc równo zaszliśmy do tylnego wyjścia. Wydawało się, że ta chatka nie ma końca. Szliśmy tak mozolnie powoli ale nikt nie chciał zrobić żadnego hałasu. Kiedy dostrzegłem małe okienko, które zapewne było częścią drzwi odetchnąłem z ulgą. Mimo iż przed nami zapowiadał się długi i strasznie męczący bieg nie mogłem się doczekać. Chciałem wybiec z tej chatki i biec przed siebie ciągnąc za sobą Kaia byle by być jak najdalej od tych ludzi. Nie ważne było to czy miałem biec kilometr, dwa czy dwadzieścia. Chciałem już być daleko od nich. Kiedy Lu cicho uchylił drzwi uderzyło we mnie zimne powietrze. Zadrżałem lekko przez co Kai przyciągnął mnie bliżej siebie. Był tak strasznie ciepły, że nie wiedziałem czy chce się od niego odsunąć czy przysunąć jeszcze bardziej. Kiedy już wszyscy byliśmy na zewnątrz tao rozejrzałem się dookoła.
            - Biegnijcie przed siebie jak najszybciej dacie rade. Będziemy z Lu tuż za wami- szepnął Tao. Wszyscy pokiwaliśmy głową, ale to dopiero Lay ruszył ciągnąc za rękę Mimi a ta Chena. Kai pociągnął mnie za sobą i kiedy ostatni raz zerknąłem na Tao i Lu chłopak pogłaskał Lu po głowie szepcząc coś cicho i podając młodemu wilkowi broń ruszył w jedną stronę a Lu w drugą. Odwróciłem szybko głowę każąc moim nogom przyspieszyć. Cała nasza siódemka biegła razem wszyscy w tym samym tępię, nie za szybko by nie zmęczyć się od razu jednak też nie zbyt wolno. Po niecałych pięciu minutach po chatce za nami nie było śladu a przed nami był tylko las i księżyc, który ledwo przebijał się przez gęste liście drzew. Spojrzałem na Kaia, który biegł tuż obok mnie. Wyglądał tak spokojnie, że gdybym nie dostrzegł mocno zaciśniętej szczęki nigdy bym nie powiedział, że się denerwuje. Ścisnąłem mocniej jego rękę zwracając na siebie jego uwagę. Uśmiechnął się do mnie jakby chcąc mnie uspokoić i trochę się mu udało. Spojrzałem znów przed siebie przyspieszając trochę. Czułem, że jesteśmy już daleko. Kiedy wbiegliśmy na świeżą cześć lasu porośnięta malutkimi drzewami obiegliśmy ją by nie zniszczyć żadnych drzewek i nie zostawić za sobą śladów.
            Po pięciuset metrach niskich iglaków zobaczyliśmy jedyne pusta rozkopaną ziemie pewnie przygotowana na zasadzenie kolejnych drzewek. Gdzieś katem oka zobaczyłem jakiś ruch i byłem pewny, że to Lu dopóki Kai nie ścisnął boleśnie mojej reki i odbiegł razem z resztą od krawędzi lasu. Mimi i Kai patrzyli w stronę jednej strony lasu przestraszeni i czułem, że na pewno jest coś nie tak. Jednak zanim zdążyliśmy przebiec całą rozkopana pustkę przed nami by wbiec znów do lasu przed nami pokazały się dwie sylwetki. Błagałem by był to Tao i Lu ale ta druga nie miała uszu i była tej samej wielkości co pierwsza. Skręciliśmy gwałtownie a mi powoli brakowało powietrza. Dookoła nas stali ludzie. I wiedziałem, że nie są to leśnicy ani nikt, kto byłby chętny nam pomóc. Wręcz przeciwnie. Podniosłem głowę do góry słysząc wycie, wiedziałem, że to Lu, ale był strasznie daleko i martwiłem się, że Tao coś się stało, ale sekundę później zobaczyłem dwóch ludzi padających na ziemi. Widziałem, że wszyscy zesztywnieliśmy. Lu i Tao byli gdzieś tutaj ukrywali się w koronach drzew i tylko w nich była nasza nadzieja. Kiedy kolejny dwaj ludzie padli na ziemie czułem, że nam się uda. Ale zza naszych pleców od strony chatki zobaczyłem światła latarek. Po chwili na ziemie spadł wyjący z bólu Lu a za nim związany Tao a w moich oczach pokazały się łzy.
            - Nie chcemy wam zrobić krzywy. Po prostu oddajcie nam hybrydy a wy pójdziecie wolno- usłyszałem głos Myungsoo i aż zawrzało we mnie. Pociągnąłem Kaia tak by stał tuż obok mnie wbijając mu paznokcie w skórę. Widziałem, że Chen i Byunghun stanęli, przed Mimi która patrzyła przed siebie przerażona z uszami schowanymi we włosach. Rzuciła nam krótkie przerażone spojrzenie zanim wbijał swoje palce w tył koszuli Chena przykładając czoło do jego pleców. Przez ludzi z latarkami zza naszych pleców teraz dobrze widziałem przed sobą Myungsoo i dwóch mężczyzn mierzących do nas z pistoletów. To nie był taki jak Tao, pełen strzałek z środkami nasennymi. To była prawdziwa broń i czułem, że zaczyna kręcić mi się w głowie.
            - To nasze ostatnie ostrzeżenie. Oddajcie nam hybrydy po dobroci albo dobierzemy wam je siłą- powiedział znudzonym głosem Myungsoo i jakby na potwierdzenie jego słów w nasza stronę przysunęło się o kilak kroków sześciu mężczyzn z karabinami.
            - Baek puść mnie, błagam. Baek puść mnie dam sobie radę, błagam cię- szeptał Kai. Czułem jego oddech na mojej szyi bo sam nie wiem kiedy stanąłem tuż przed nim jednak nadal trzymałam mocno w swoich dłoniach jego rękę. Pokręciłem głową a z jego gardła usłyszałem cichy jęk. Mimi kręciła głową, kiedy Chen coś do niego mówił i widziałem, że płacze. Myungsoo powiedział coś do mężczyzny stojącego obok niego a tamten machnął tylko ręką. Szóstka mężczyzn ruszyła w nasza stronę i zanim mogłem cokolwiek pomyśleć, cokolwiek zrobić ktoś złapał mnie za włosy i rzucił na ziemie. Mężczyzna próbował złapać Kaia ale ten zdążył się uchylić zanim uderzył go bronią w głowę. Mimi wskoczyła oprawcy na plecy i podrapała go po twarzy. Kiedy spojrzałem przed siebie ten sam facet celował w Kaia z karabinu. Poderwałem się na równe nogi uchylając się przed wielką łapą jednego z nich. Zdążyłem złapać Kaia za rękę zanim kula trafiłaby w jego nogę. Poczułem ulgę kiedy biegłem z Kaiem w stronę lasu. Szarpnąłem nim mocno by przyspieszył i wtedy usłyszałem kolejny huk strzału. Zamarłem w miejscu. Odwróciłem się w stronę Kaia, który nadal mocno trzymał moja dłoń, ale ja… ja ledwo to czułem. Ostatnie co zobaczyłem to krew dookoła mnie.

Kai

Nagle wszystko ucichło. Z chwilą kiedy ciało Baekhyuna lekko opadło nieruchome na ziemi wszystko ucichło. Cała szamotanina, wszystkie krzyki, jęki i wycie. Nastała cisza. Nie widziałem co się dzieje bo jedyne na co patrzyłem to Baekhyun. Mój Baekhyun leżący na ziemi cały we krwi… martwy. Na mojej dłoni dalej czułem ciepło jego dłoni zanim ta bezwładnie wyślizgnęła się z mojego uścisku. Gdzieś za mną usłyszałem krzyk o tym, że wszyscy maja się wycofać, ale nie zwróciłem na to uwagi. Ruszyłem w stronę Baekhyuna ignorując ludzi przebiegających obok mnie. Moje kolana bezwiednie uderzyły o podłoże i kilka dzielących mnie od ciała Baekhyuan centymetrów pokonałem na czworaka. Jego ciało nadal było tak samo ciepłe ale bałem się go dotknąć. Moje brudne ręce zawisły nad jego twarzą zanim postanowiłem wytrzeć je w moje i tak już brudne spodnie. Po chwili położyłem moje dłonie na jego policzkach. Jego oczy nadal były otwarte i miałem wrażenie, że patrzy prosto na mnie, tak czule jak zwykle i jakby ze spokojem. Już nie musiał się o nic martwić…
Zamknąłem jego oczy moja dłonią i przyłożyłem moje czoło do jego błagając cicho by tylko udawał.
            - Kai…- Lay stał tuż za mną trzymając mnie mocno za ramie. Słyszałem, że jego głos drży. Mimi płakała gdzieś z tyłu słyszałem to. Tao odwiązał już Lu i czułem ze stoją tam jak najdalej. Czułem jak wszyscy nagle się uspokajają jednocześnie spinając lekko. Z mojego policzka spłynął łza która wylądowała na ustach Baekhyuna. Pochyliłem się i scałowałem moją własną łzę z zimnych już ust Baekhyuna.
            - Kai… zadzwoniliśmy na policje ale musimy już iść…- powiedział ściskając mnie za ramie. Pokiwałem tylko głową odsuwając się od Baeka.
            - Kai… tak mi przykro- powiedział Kyungsoo niemal natychmiast przytulając mnie do siebie. Cały się trząsł i nie byłem pewny czy z zimna czy z płaczu. Poklepałem go lekko po plecach chyba nadal do mnie nie dotarło to, że miłość mojego życia leży martwa w błocie kilka metrów ode mnie.
            Rozejrzałem się dookoła. Mimi schowała swoją głowę miedzy szyje a ramię Jongdae i płakała. Lay stał obok z telefonem w ręku. Tao i Lu nagle zniknęli i w sumie im się nie dziwiłem. Lu nie powinno tu być a Tao był ścigany, musi uciekać. Moje spojrzenie padło na L.Joe. Poczułem gniew widząc jego postać ze spuszczoną głową. Wyczułem u niego zdenerwowanie. Odsunąłem od siebie Kyungsoo i już miałem ruszyć w jego stronę kiedy Lay hyung mocno złapał mnie za ramie. Ale to mnie nie powstrzymało.
            - To wszystko twoja wina!- Krzyknąłem patrząc na Byunghuna. Z moich oczu już swobodnie spływały łzy kiedy wręcz z nienawiścią krzyczałem w stronę L.Joe.- To ty go tu sprowadziłeś! Pokazałeś mu gdzie mieszkamy i jak wyglądamy! To wszystko przez ciebie i twoja bezmyślność!- Krzyknąłem ostatni raz zanim Yixing zamknął mnie w uścisku opadając ze mną na kolana.
            - T-tak… masz racje, to prawda ja… ja to wszystko moja wina- usłyszałem tylko jak Byunghyun mówi to zanim oddala się od miejsca, w którym byliśmy. Mimi krzyknęła coś za nim ale Chen nie pozwolił jej za nim pójść. Z pomocą Laya i D.O wstałem z ziemi i to oni cały czas podtrzymywali mnie kiedy uciekaliśmy z tego cholernego miejsca gonieni jedynie przez syreny samochodów policyjnych. Ich światła już do nas nie dotarły. Mimi sprowadziła nas do chatki przed która stały samochody i wszyscy wróciliśmy do domu. No… nie wszyscy.  
++++++++++
BEZ BETY
Ostatni rozdział.
Został tylko epilog,..
G,G

7 komentarzy:

  1. o ile kocham to opowiadanie tak liczba błędów w tym rozdziale wyjątkowo mnie powala - ja rozumiem bez bety, ale praktycznie KAŻDY wie, że przed KTÓRY, ALE albo ŻE stawia się przecinek, już nie mówiąc o tym, że w tym rozdziale W OGÓLE nie ma przecinków, ew można szukać ich z lupą...a Baekhyun w pewnym momencie myślał w formie żeńskiej oraz czasami konstrukcja zdań była niczym jak w angielskim - może zamiast wstawiać od razu po napisaniu, to lepiej poczekać z 2-3 dni, samemu przeczytać - wtedy na pewno wyłapiesz część własnych błędów, a dopiero potem udostępnić to czytelnikom, aby lepsza była frajda z opowiadania, bo serio, ale mimo że rozdział smutny pod koniec, jakoś nie zrobiło to na mnie wrażenia, ponieważ moją uwagę odwracały wyżej wymienione przeze mnie błędy.
    liczę, że przy epilogu rozdział będzie ładnie sprawdzony, gdzie czytelnik będzie miał dużą frajdę z samego czytania! bardzo mi smutno, że opowiadanie już niemal się skończyło, bo koci Kai jest super!
    pozdrawiam i weny i BETY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz za tak wielka ilość błędów w tym rozdziale.
      Dopiero wczoraj dostałam w swoje ręce polskiego Worda i jak się okazało, dzięki Tobie, wciąż muszę jeszcze poszperać w jego ustawieniach. Rozdział oczywiście był sprawdzany ale po wstawieniu przecinków program ich nie zapisał. Wstawiam bogatszą o przecinki wersje i dziękuje Ci za czujne oko ^^
      Pozdrawiam G.G

      Usuń
  2. Płacze! Jak mogłaś?! Nic mu nie będzie?! Mam nadzieje, że nic!! :(
    Biedny Kai! :/
    Oby nic nie było Baek'owi!! :(
    Biedak....
    Błagam pisz szybko... błagam cię!!

    OdpowiedzUsuń
  3. jak mogłaś ;c

    OdpowiedzUsuń
  4. CZY TY KURWA WŁAŚNIE ZABIŁAŚ BAEK'A?!!? OoO D:

    OdpowiedzUsuń
  5. Zszokowana.
    Dobra, na tym kończe komentarz XD

    Jak każdy liczyłabym, żeby Baek żył, ale skoro to ostatni rozdzial to sobie moge tylko policzyć. Cóż. A akurat zastanawiałam się, czy będą sobie z Kaiem (to sie odmienia, czy co? O.o) szcześliwie żyli, kiedy zaczęła się ta cała akcja. Mhm. Spoko XD
    I tak kocham to opo :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje życie legło w gruzach. Dziękuje ;_; :((((((

    OdpowiedzUsuń