18.
Kiedy dojechaliśmy do
miejsca, które według Tao było bezpieczne nie spodziewałem się zastać ledwo
stojącej drewnianej chatki w samym środku lasu. Mimo wszystko razem z Kaiem
wyskoczyliśmy cicho z samochodu i przemknęliśmy do środka. Zdążyliśmy przed
zmrokiem. W środku chatka nie wyglądała tak niepozornie jak na zewnątrz. Widać
było, że została wyremontowana, miała nawet ogrzewanie.
- Razem z Lu spędziliśmy tutaj kilka miesięcy zanim was znaleźliśmy- powiedział
Tao widząc nasze zaskoczone miny. Wilk wskoczył na jakiś rozklekotany fotel
wydając z siebie zadowolone mrukniecie. Mimi rozluźniła się trochę kiedy Tao
rozpalił ogień w kominku i usiadła tuż naprzeciw niego razem z Kaiem. Ja
rozejrzałam się za jakimś wolnym miejscem w końcu znajdując zajętą już przez
Kyungsoo i Yixinga kanapę. Wcisnąłem się miedzy nich po czym odetchnąłem z
ulgą.
- Myślę, że tutaj nas nie znajdą… i tak musimy niedługo ruszać. Kilka
godzin snu i wracamy na trasę- powiedział Tao siadając na ziemi by wyprostować
swoje długie nogi. Jego rany wydawały się już być opanowane mimo wszystko Lay
powiedział, że niedługo zmieni mu opatrunek. Dosłownie pół godziny
przesiedzieliśmy w ciszy. Kai i Mimi zasnęli przed kominkiem tak samo jak Lu na
fotelu. Głowa Kyungsoo opadła na moje ramie podczas gdy Yixing nie krępował się
głośnym chrapaniem. L.Joe zasnął w dziwnej pozycji na pufie a Tao dosłownie
padł na ziemi. Wyglądało na to, że tylko ja, jako tako trzymałem „wartę”
próbując jak najmocniej nie zasnąć. Kiedy moje powieki robiły się już powoli
coraz cięższe usłyszałem jak zarówno Kai, Mimi i Lu zrywają się ze swoich
miejsc. Ja również zerwałem się z kanapy powodując tym, że Kyungsoo i Yixing
także wskoczyli na proste nogi. Kiedy się rozejrzałem Tao stał już przy oknie i
zaciskał rękę na pistolecie a Kai stał tuż przede mną.
- Tao co- zaczął L.Joe
- Cicho chyba nas znaleźli.
I z tymi słowami zgasił kominek, który był
jedynym źródłem światła. W chatce zapanowała ciemność. Jedyne, co widziałam to
plecy Kaia przede mną i podłużne sylwetki osób, dookoła których już jednak nie
byłam w stanie rozpoznać. Lu chyba stał przy drzwiach, bo mógłbym przysiąść, że
widziałem ruch jego ogona. Przez malutkie okienko w chatce przez które z daleka
wyglądał Tao widziałem tylko światła latarek padające z głębi lasu.
- Są jeszcze daleko możemy uciec tylnym wyjściem- szepnął Lu i gdyby powiedział
to o ton ciszej na pewno bym nie usłyszał.
- Sprawdź to najpierw- szepnął Tao. Lu przemknął w ciemności i znikł na kilka
sekund zanim powrócił na środek salonu. Widziałem jego odstające uszy i ogon.
Powiedział coś ale nic nie usłyszałem za to Tao tak.
- Złapcie się za ręce i uważajcie dookoła by nic nie zrzucić. Lu poprowadzi nas
do wyjścia- powiedział. Kai mocno zacisnął swoja dłoń wokół mojej po czym
poczułem lekkie szarpniecie. Małymi krokami idąc równo zaszliśmy do tylnego
wyjścia. Wydawało się, że ta chatka nie ma końca. Szliśmy tak mozolnie powoli
ale nikt nie chciał zrobić żadnego hałasu. Kiedy dostrzegłem małe okienko,
które zapewne było częścią drzwi odetchnąłem z ulgą. Mimo iż przed nami
zapowiadał się długi i strasznie męczący bieg nie mogłem się doczekać. Chciałem
wybiec z tej chatki i biec przed siebie ciągnąc za sobą Kaia byle by być jak
najdalej od tych ludzi. Nie ważne było to czy miałem biec kilometr, dwa czy
dwadzieścia. Chciałem już być daleko od nich. Kiedy Lu cicho uchylił drzwi
uderzyło we mnie zimne powietrze. Zadrżałem lekko przez co Kai przyciągnął mnie
bliżej siebie. Był tak strasznie ciepły, że nie wiedziałem czy chce się od
niego odsunąć czy przysunąć jeszcze bardziej. Kiedy już wszyscy byliśmy na
zewnątrz tao rozejrzałem się dookoła.
- Biegnijcie przed siebie jak najszybciej dacie rade. Będziemy z Lu tuż za
wami- szepnął Tao. Wszyscy pokiwaliśmy głową, ale to dopiero Lay ruszył ciągnąc
za rękę Mimi a ta Chena. Kai pociągnął mnie za sobą i kiedy ostatni raz
zerknąłem na Tao i Lu chłopak pogłaskał Lu po głowie szepcząc coś cicho i
podając młodemu wilkowi broń ruszył w jedną stronę a Lu w drugą. Odwróciłem
szybko głowę każąc moim nogom przyspieszyć. Cała nasza siódemka biegła razem
wszyscy w tym samym tępię, nie za szybko by nie zmęczyć się od razu jednak też
nie zbyt wolno. Po niecałych pięciu minutach po chatce za nami nie było śladu a
przed nami był tylko las i księżyc, który ledwo przebijał się przez gęste
liście drzew. Spojrzałem na Kaia, który biegł tuż obok mnie. Wyglądał tak
spokojnie, że gdybym nie dostrzegł mocno zaciśniętej szczęki nigdy bym nie
powiedział, że się denerwuje. Ścisnąłem mocniej jego rękę zwracając na siebie
jego uwagę. Uśmiechnął się do mnie jakby chcąc mnie uspokoić i trochę się mu
udało. Spojrzałem znów przed siebie przyspieszając trochę. Czułem, że jesteśmy
już daleko. Kiedy wbiegliśmy na świeżą cześć lasu porośnięta malutkimi drzewami
obiegliśmy ją by nie zniszczyć żadnych drzewek i nie zostawić za sobą śladów.
Po pięciuset metrach niskich iglaków zobaczyliśmy jedyne pusta rozkopaną ziemie
pewnie przygotowana na zasadzenie kolejnych drzewek. Gdzieś katem oka
zobaczyłem jakiś ruch i byłem pewny, że to Lu dopóki Kai nie ścisnął boleśnie
mojej reki i odbiegł razem z resztą od krawędzi lasu. Mimi i Kai patrzyli w
stronę jednej strony lasu przestraszeni i czułem, że na pewno jest coś nie tak.
Jednak zanim zdążyliśmy przebiec całą rozkopana pustkę przed nami by wbiec znów
do lasu przed nami pokazały się dwie sylwetki. Błagałem by był to Tao i Lu ale
ta druga nie miała uszu i była tej samej wielkości co pierwsza. Skręciliśmy
gwałtownie a mi powoli brakowało powietrza. Dookoła nas stali ludzie. I
wiedziałem, że nie są to leśnicy ani nikt, kto byłby chętny nam pomóc. Wręcz
przeciwnie. Podniosłem głowę do góry słysząc wycie, wiedziałem, że to Lu, ale
był strasznie daleko i martwiłem się, że Tao coś się stało, ale sekundę później
zobaczyłem dwóch ludzi padających na ziemi. Widziałem, że wszyscy
zesztywnieliśmy. Lu i Tao byli gdzieś tutaj ukrywali się w koronach drzew i
tylko w nich była nasza nadzieja. Kiedy kolejny dwaj ludzie padli na ziemie czułem,
że nam się uda. Ale zza naszych pleców od strony chatki zobaczyłem światła
latarek. Po chwili na ziemie spadł wyjący z bólu Lu a za nim związany Tao a w
moich oczach pokazały się łzy.
- Nie chcemy wam zrobić krzywy. Po prostu oddajcie nam hybrydy a wy pójdziecie
wolno- usłyszałem głos Myungsoo i aż zawrzało we mnie. Pociągnąłem Kaia tak by
stał tuż obok mnie wbijając mu paznokcie w skórę. Widziałem, że Chen i Byunghun
stanęli, przed Mimi która patrzyła przed siebie przerażona z uszami schowanymi
we włosach. Rzuciła nam krótkie przerażone spojrzenie zanim wbijał swoje palce
w tył koszuli Chena przykładając czoło do jego pleców. Przez ludzi z latarkami
zza naszych pleców teraz dobrze widziałem przed sobą Myungsoo i dwóch mężczyzn
mierzących do nas z pistoletów. To nie był taki jak Tao, pełen strzałek z
środkami nasennymi. To była prawdziwa broń i czułem, że zaczyna kręcić mi się w
głowie.
- To nasze ostatnie ostrzeżenie. Oddajcie nam hybrydy po dobroci albo
dobierzemy wam je siłą- powiedział znudzonym głosem Myungsoo i jakby na
potwierdzenie jego słów w nasza stronę przysunęło się o kilak kroków sześciu
mężczyzn z karabinami.
- Baek puść mnie, błagam. Baek puść mnie dam sobie radę, błagam cię- szeptał
Kai. Czułem jego oddech na mojej szyi bo sam nie wiem kiedy stanąłem tuż przed
nim jednak nadal trzymałam mocno w swoich dłoniach jego rękę. Pokręciłem głową
a z jego gardła usłyszałem cichy jęk. Mimi kręciła głową, kiedy Chen coś do
niego mówił i widziałem, że płacze. Myungsoo powiedział coś do mężczyzny
stojącego obok niego a tamten machnął tylko ręką. Szóstka mężczyzn ruszyła w
nasza stronę i zanim mogłem cokolwiek pomyśleć, cokolwiek zrobić ktoś złapał
mnie za włosy i rzucił na ziemie. Mężczyzna próbował złapać Kaia ale ten zdążył
się uchylić zanim uderzył go bronią w głowę. Mimi wskoczyła oprawcy na plecy i
podrapała go po twarzy. Kiedy spojrzałem przed siebie ten sam facet celował w
Kaia z karabinu. Poderwałem się na równe nogi uchylając się przed wielką łapą
jednego z nich. Zdążyłem złapać Kaia za rękę zanim kula trafiłaby w jego nogę.
Poczułem ulgę kiedy biegłem z Kaiem w stronę lasu. Szarpnąłem nim mocno by
przyspieszył i wtedy usłyszałem kolejny huk strzału. Zamarłem w miejscu.
Odwróciłem się w stronę Kaia, który nadal mocno trzymał moja dłoń, ale ja… ja
ledwo to czułem. Ostatnie co zobaczyłem to krew dookoła mnie.
Kai
Nagle wszystko ucichło. Z chwilą kiedy
ciało Baekhyuna lekko opadło nieruchome na ziemi wszystko ucichło. Cała
szamotanina, wszystkie krzyki, jęki i wycie. Nastała cisza. Nie widziałem co
się dzieje bo jedyne na co patrzyłem to Baekhyun. Mój Baekhyun leżący na ziemi cały we
krwi… martwy. Na mojej dłoni dalej czułem ciepło
jego dłoni zanim ta bezwładnie wyślizgnęła się z mojego uścisku. Gdzieś za mną
usłyszałem krzyk o tym, że wszyscy maja się wycofać, ale nie zwróciłem na to
uwagi. Ruszyłem w stronę Baekhyuna ignorując ludzi przebiegających obok mnie.
Moje kolana bezwiednie uderzyły o podłoże i kilka dzielących mnie od ciała
Baekhyuan centymetrów pokonałem na czworaka. Jego ciało nadal było tak samo
ciepłe ale bałem się go dotknąć. Moje brudne ręce zawisły nad jego twarzą zanim
postanowiłem wytrzeć je w moje i tak już brudne spodnie. Po chwili położyłem
moje dłonie na jego policzkach. Jego oczy nadal były otwarte i miałem wrażenie,
że patrzy prosto na mnie, tak czule jak zwykle i jakby ze spokojem. Już nie
musiał się o nic martwić…
Zamknąłem jego oczy moja dłonią i
przyłożyłem moje czoło do jego błagając cicho by tylko udawał.
- Kai…- Lay stał tuż za mną trzymając mnie mocno za ramie. Słyszałem, że jego
głos drży. Mimi płakała gdzieś z tyłu słyszałem to. Tao odwiązał już Lu i
czułem ze stoją tam jak najdalej. Czułem jak wszyscy nagle się uspokajają
jednocześnie spinając lekko. Z mojego policzka spłynął łza która wylądowała na
ustach Baekhyuna. Pochyliłem się i scałowałem moją własną łzę z zimnych już ust
Baekhyuna.
- Kai… zadzwoniliśmy na policje ale musimy już iść…- powiedział ściskając mnie
za ramie. Pokiwałem tylko głową odsuwając się od Baeka.
- Kai… tak mi przykro- powiedział Kyungsoo niemal natychmiast przytulając mnie
do siebie. Cały się trząsł i nie byłem pewny czy z zimna czy z płaczu.
Poklepałem go lekko po plecach chyba nadal do mnie nie dotarło to, że miłość
mojego życia leży martwa w błocie kilka metrów ode mnie.
Rozejrzałem się dookoła. Mimi schowała swoją głowę miedzy szyje a ramię Jongdae
i płakała. Lay stał obok z telefonem w ręku. Tao i Lu nagle zniknęli i w sumie
im się nie dziwiłem. Lu nie powinno tu być a Tao był ścigany, musi uciekać.
Moje spojrzenie padło na L.Joe. Poczułem gniew widząc jego postać ze spuszczoną
głową. Wyczułem u niego zdenerwowanie. Odsunąłem od siebie Kyungsoo i już
miałem ruszyć w jego stronę kiedy Lay hyung mocno złapał mnie za ramie. Ale to
mnie nie powstrzymało.
- To wszystko twoja wina!- Krzyknąłem patrząc na Byunghuna. Z moich oczu już
swobodnie spływały łzy kiedy wręcz z nienawiścią krzyczałem w stronę L.Joe.- To
ty go tu sprowadziłeś! Pokazałeś mu gdzie mieszkamy i jak wyglądamy! To
wszystko przez ciebie i twoja bezmyślność!- Krzyknąłem ostatni raz zanim Yixing
zamknął mnie w uścisku opadając ze mną na kolana.
- T-tak… masz racje, to prawda ja… ja to wszystko moja wina- usłyszałem tylko
jak Byunghyun mówi to zanim oddala się od miejsca, w którym byliśmy. Mimi
krzyknęła coś za nim ale Chen nie pozwolił jej za nim pójść. Z pomocą Laya i
D.O wstałem z ziemi i to oni cały czas podtrzymywali mnie kiedy uciekaliśmy z
tego cholernego miejsca gonieni jedynie przez syreny samochodów policyjnych.
Ich światła już do nas nie dotarły. Mimi sprowadziła nas do chatki przed która
stały samochody i wszyscy wróciliśmy do domu. No… nie wszyscy.
++++++++++
BEZ BETY
Ostatni rozdział.
Został tylko epilog,..
G,G