czwartek, 11 września 2014

"My Kitten" - Epilog

Epilog



            Patrzyłem uważnie na list, który przysłał mi Tao i Lu. Obaj byli tak mili, że wysłali mi wszystkie informacje na temat znalezienia przez policje tej straszniej organizacji, którą natychmiast zamknięto oraz wysłali całą dokumentacje związaną ze sprawą śmierci Bakehyuna. Za jego śmierć odpowiedział dyrektor organizacji, którego nie znałem. Baekhyuna pochowali na cmentarzu w Busan i właśnie na tym cmentarzu stałem razem z Chenem i Mimi. Za dwie godziny mieliśmy lot do Chin, mieliśmy zamieszkać razem przez jakiś czas u przyjaciela Chena, u którego na samym początku ukrywał się Jongdae i Mimi. Chciałem by Kyungsoo i Yixing hyung pojechali tam z nami, ale powiedzieli, że wolą zostać tutaj. Że ktoś musi opiekować się Baekhyunem i obiecali mi, że będą mnie od czasu do czasu odwiedzać w Chinach.
Mimi i Chen zostali w samochodzie, kiedy ja ruszyłem uliczkami cmentarzu by znaleźć odpowiedni nagrobek.
Baekhyun został pochowany pod drzewem wiśni. Jego nagrobek był czarny a jego imię i nazwisko wyryte pięknymi białymi literami. Zdjęcie, które zostało laserowo wyryte na nagrobku pokazywało go z przed kilku miesięcy przed śmiercią, kiedy uśmiechał się i na tym zdjęciu był ze mną. Ale wyciąłem siebie i wysłałem Tao i Lu tylko jego twarz, bo to oni włamywali się do tych wszystkich systemów. Uklęknąłem przed nagrobkiem patrząc na świeże kwiaty w wazonie i kilka wiązanek opartych i marmur. Położyłem bukiet z polnych kwiatów, które Baekhyun tak lubił tuż przy jego zdjęciu i dłonią przejechałem po wyrytych literach.

„Jeśli mamy tylko jedno życie, chcę je przeżyć z Tobą”

Wytarłem łzę, która spłynął po moim policzku i uśmiechnąłem się smutno.
            - Niedługo znów cię odwiedzę … może potrwać to trochę dłużej, bo już nie będę mieszkał tutaj, ale nigdy o tobie nie zapomnę- powiedziałam zanim zamilkłem na chwile i wstałem z kolan.- Kocham cię najbardziej na świecie i tylko ciebie. Na zawsze- powiedziałem nim odwróciłem się i ruszyłem z powrotem do samochodu. Usiadłem z tyłu, Mimi niemal natychmiast poprawiała moje rozwiane włosy a Chen uśmiechnął się do mnie lekko.
            - Jesteś gotowy?- Zapytał a ja kiwnąłem lekko głową.
            - Nic mnie tu już nie trzyma- powiedziałem odwracając głowę by spojrzeć na targane wiatrem drzewko zanim samochód ruszył a ja zamiast wiśni widziałem tylko rozmazane budynki a przede mną budowało się całkiem nowe, bardzo puste jednak spokojniejsze życie.

++++++++++


Na notkę zapraszam Tutaj.
Zakończenie MK, mam nadzieję, że Wam się podobało ^^
G.G

piątek, 29 sierpnia 2014

"My Kitten" - Eighteen Puds

18.


           Kiedy dojechaliśmy do miejsca, które według Tao było bezpieczne nie spodziewałem się zastać ledwo stojącej drewnianej chatki w samym środku lasu. Mimo wszystko razem z Kaiem wyskoczyliśmy cicho z samochodu i przemknęliśmy do środka. Zdążyliśmy przed zmrokiem. W środku chatka nie wyglądała tak niepozornie jak na zewnątrz. Widać było, że została wyremontowana, miała nawet ogrzewanie.
            - Razem z Lu spędziliśmy tutaj kilka miesięcy zanim was znaleźliśmy- powiedział Tao widząc nasze zaskoczone miny. Wilk wskoczył na jakiś rozklekotany fotel wydając z siebie zadowolone mrukniecie. Mimi rozluźniła się trochę kiedy Tao rozpalił ogień w kominku i usiadła tuż naprzeciw niego razem z Kaiem. Ja rozejrzałam się za jakimś wolnym miejscem w końcu znajdując zajętą już przez Kyungsoo i Yixinga kanapę. Wcisnąłem się miedzy nich po czym odetchnąłem z ulgą.
            - Myślę, że tutaj nas nie znajdą… i  tak musimy niedługo ruszać. Kilka godzin snu i wracamy na trasę- powiedział Tao siadając na ziemi by wyprostować swoje długie nogi. Jego rany wydawały się już być opanowane mimo wszystko Lay powiedział, że niedługo zmieni mu opatrunek. Dosłownie pół godziny przesiedzieliśmy w ciszy. Kai i Mimi zasnęli przed kominkiem tak samo jak Lu na fotelu. Głowa Kyungsoo opadła na moje ramie podczas gdy Yixing nie krępował się głośnym chrapaniem. L.Joe zasnął w dziwnej pozycji na pufie a Tao dosłownie padł na ziemi. Wyglądało na to, że tylko ja, jako tako trzymałem „wartę” próbując jak najmocniej nie zasnąć. Kiedy moje powieki robiły się już powoli coraz cięższe usłyszałem jak zarówno Kai, Mimi i Lu zrywają się ze swoich miejsc. Ja również zerwałem się z kanapy powodując tym, że Kyungsoo i Yixing także wskoczyli na proste nogi. Kiedy się rozejrzałem Tao stał już przy oknie i zaciskał rękę na pistolecie a Kai stał tuż przede mną.
            - Tao co- zaczął L.Joe
            - Cicho chyba nas znaleźli.
I z tymi słowami zgasił kominek, który był jedynym źródłem światła. W chatce zapanowała ciemność. Jedyne, co widziałam to plecy Kaia przede mną i podłużne sylwetki osób, dookoła których już jednak nie byłam w stanie rozpoznać. Lu chyba stał przy drzwiach, bo mógłbym przysiąść, że widziałem ruch jego ogona. Przez malutkie okienko w chatce przez które z daleka wyglądał Tao widziałem tylko światła latarek padające z głębi lasu.
            - Są jeszcze daleko możemy uciec tylnym wyjściem- szepnął Lu i gdyby powiedział to o ton ciszej na pewno bym nie usłyszał.
            - Sprawdź to najpierw- szepnął Tao. Lu przemknął w ciemności i znikł na kilka sekund zanim powrócił na środek salonu. Widziałem jego odstające uszy i ogon. Powiedział coś ale nic nie usłyszałem za to Tao tak.
            - Złapcie się za ręce i uważajcie dookoła by nic nie zrzucić. Lu poprowadzi nas do wyjścia- powiedział. Kai mocno zacisnął swoja dłoń wokół mojej po czym poczułem lekkie szarpniecie. Małymi krokami idąc równo zaszliśmy do tylnego wyjścia. Wydawało się, że ta chatka nie ma końca. Szliśmy tak mozolnie powoli ale nikt nie chciał zrobić żadnego hałasu. Kiedy dostrzegłem małe okienko, które zapewne było częścią drzwi odetchnąłem z ulgą. Mimo iż przed nami zapowiadał się długi i strasznie męczący bieg nie mogłem się doczekać. Chciałem wybiec z tej chatki i biec przed siebie ciągnąc za sobą Kaia byle by być jak najdalej od tych ludzi. Nie ważne było to czy miałem biec kilometr, dwa czy dwadzieścia. Chciałem już być daleko od nich. Kiedy Lu cicho uchylił drzwi uderzyło we mnie zimne powietrze. Zadrżałem lekko przez co Kai przyciągnął mnie bliżej siebie. Był tak strasznie ciepły, że nie wiedziałem czy chce się od niego odsunąć czy przysunąć jeszcze bardziej. Kiedy już wszyscy byliśmy na zewnątrz tao rozejrzałem się dookoła.
            - Biegnijcie przed siebie jak najszybciej dacie rade. Będziemy z Lu tuż za wami- szepnął Tao. Wszyscy pokiwaliśmy głową, ale to dopiero Lay ruszył ciągnąc za rękę Mimi a ta Chena. Kai pociągnął mnie za sobą i kiedy ostatni raz zerknąłem na Tao i Lu chłopak pogłaskał Lu po głowie szepcząc coś cicho i podając młodemu wilkowi broń ruszył w jedną stronę a Lu w drugą. Odwróciłem szybko głowę każąc moim nogom przyspieszyć. Cała nasza siódemka biegła razem wszyscy w tym samym tępię, nie za szybko by nie zmęczyć się od razu jednak też nie zbyt wolno. Po niecałych pięciu minutach po chatce za nami nie było śladu a przed nami był tylko las i księżyc, który ledwo przebijał się przez gęste liście drzew. Spojrzałem na Kaia, który biegł tuż obok mnie. Wyglądał tak spokojnie, że gdybym nie dostrzegł mocno zaciśniętej szczęki nigdy bym nie powiedział, że się denerwuje. Ścisnąłem mocniej jego rękę zwracając na siebie jego uwagę. Uśmiechnął się do mnie jakby chcąc mnie uspokoić i trochę się mu udało. Spojrzałem znów przed siebie przyspieszając trochę. Czułem, że jesteśmy już daleko. Kiedy wbiegliśmy na świeżą cześć lasu porośnięta malutkimi drzewami obiegliśmy ją by nie zniszczyć żadnych drzewek i nie zostawić za sobą śladów.
            Po pięciuset metrach niskich iglaków zobaczyliśmy jedyne pusta rozkopaną ziemie pewnie przygotowana na zasadzenie kolejnych drzewek. Gdzieś katem oka zobaczyłem jakiś ruch i byłem pewny, że to Lu dopóki Kai nie ścisnął boleśnie mojej reki i odbiegł razem z resztą od krawędzi lasu. Mimi i Kai patrzyli w stronę jednej strony lasu przestraszeni i czułem, że na pewno jest coś nie tak. Jednak zanim zdążyliśmy przebiec całą rozkopana pustkę przed nami by wbiec znów do lasu przed nami pokazały się dwie sylwetki. Błagałem by był to Tao i Lu ale ta druga nie miała uszu i była tej samej wielkości co pierwsza. Skręciliśmy gwałtownie a mi powoli brakowało powietrza. Dookoła nas stali ludzie. I wiedziałem, że nie są to leśnicy ani nikt, kto byłby chętny nam pomóc. Wręcz przeciwnie. Podniosłem głowę do góry słysząc wycie, wiedziałem, że to Lu, ale był strasznie daleko i martwiłem się, że Tao coś się stało, ale sekundę później zobaczyłem dwóch ludzi padających na ziemi. Widziałem, że wszyscy zesztywnieliśmy. Lu i Tao byli gdzieś tutaj ukrywali się w koronach drzew i tylko w nich była nasza nadzieja. Kiedy kolejny dwaj ludzie padli na ziemie czułem, że nam się uda. Ale zza naszych pleców od strony chatki zobaczyłem światła latarek. Po chwili na ziemie spadł wyjący z bólu Lu a za nim związany Tao a w moich oczach pokazały się łzy.
            - Nie chcemy wam zrobić krzywy. Po prostu oddajcie nam hybrydy a wy pójdziecie wolno- usłyszałem głos Myungsoo i aż zawrzało we mnie. Pociągnąłem Kaia tak by stał tuż obok mnie wbijając mu paznokcie w skórę. Widziałem, że Chen i Byunghun stanęli, przed Mimi która patrzyła przed siebie przerażona z uszami schowanymi we włosach. Rzuciła nam krótkie przerażone spojrzenie zanim wbijał swoje palce w tył koszuli Chena przykładając czoło do jego pleców. Przez ludzi z latarkami zza naszych pleców teraz dobrze widziałem przed sobą Myungsoo i dwóch mężczyzn mierzących do nas z pistoletów. To nie był taki jak Tao, pełen strzałek z środkami nasennymi. To była prawdziwa broń i czułem, że zaczyna kręcić mi się w głowie.
            - To nasze ostatnie ostrzeżenie. Oddajcie nam hybrydy po dobroci albo dobierzemy wam je siłą- powiedział znudzonym głosem Myungsoo i jakby na potwierdzenie jego słów w nasza stronę przysunęło się o kilak kroków sześciu mężczyzn z karabinami.
            - Baek puść mnie, błagam. Baek puść mnie dam sobie radę, błagam cię- szeptał Kai. Czułem jego oddech na mojej szyi bo sam nie wiem kiedy stanąłem tuż przed nim jednak nadal trzymałam mocno w swoich dłoniach jego rękę. Pokręciłem głową a z jego gardła usłyszałem cichy jęk. Mimi kręciła głową, kiedy Chen coś do niego mówił i widziałem, że płacze. Myungsoo powiedział coś do mężczyzny stojącego obok niego a tamten machnął tylko ręką. Szóstka mężczyzn ruszyła w nasza stronę i zanim mogłem cokolwiek pomyśleć, cokolwiek zrobić ktoś złapał mnie za włosy i rzucił na ziemie. Mężczyzna próbował złapać Kaia ale ten zdążył się uchylić zanim uderzył go bronią w głowę. Mimi wskoczyła oprawcy na plecy i podrapała go po twarzy. Kiedy spojrzałem przed siebie ten sam facet celował w Kaia z karabinu. Poderwałem się na równe nogi uchylając się przed wielką łapą jednego z nich. Zdążyłem złapać Kaia za rękę zanim kula trafiłaby w jego nogę. Poczułem ulgę kiedy biegłem z Kaiem w stronę lasu. Szarpnąłem nim mocno by przyspieszył i wtedy usłyszałem kolejny huk strzału. Zamarłem w miejscu. Odwróciłem się w stronę Kaia, który nadal mocno trzymał moja dłoń, ale ja… ja ledwo to czułem. Ostatnie co zobaczyłem to krew dookoła mnie.

Kai

Nagle wszystko ucichło. Z chwilą kiedy ciało Baekhyuna lekko opadło nieruchome na ziemi wszystko ucichło. Cała szamotanina, wszystkie krzyki, jęki i wycie. Nastała cisza. Nie widziałem co się dzieje bo jedyne na co patrzyłem to Baekhyun. Mój Baekhyun leżący na ziemi cały we krwi… martwy. Na mojej dłoni dalej czułem ciepło jego dłoni zanim ta bezwładnie wyślizgnęła się z mojego uścisku. Gdzieś za mną usłyszałem krzyk o tym, że wszyscy maja się wycofać, ale nie zwróciłem na to uwagi. Ruszyłem w stronę Baekhyuna ignorując ludzi przebiegających obok mnie. Moje kolana bezwiednie uderzyły o podłoże i kilka dzielących mnie od ciała Baekhyuan centymetrów pokonałem na czworaka. Jego ciało nadal było tak samo ciepłe ale bałem się go dotknąć. Moje brudne ręce zawisły nad jego twarzą zanim postanowiłem wytrzeć je w moje i tak już brudne spodnie. Po chwili położyłem moje dłonie na jego policzkach. Jego oczy nadal były otwarte i miałem wrażenie, że patrzy prosto na mnie, tak czule jak zwykle i jakby ze spokojem. Już nie musiał się o nic martwić…
Zamknąłem jego oczy moja dłonią i przyłożyłem moje czoło do jego błagając cicho by tylko udawał.
            - Kai…- Lay stał tuż za mną trzymając mnie mocno za ramie. Słyszałem, że jego głos drży. Mimi płakała gdzieś z tyłu słyszałem to. Tao odwiązał już Lu i czułem ze stoją tam jak najdalej. Czułem jak wszyscy nagle się uspokajają jednocześnie spinając lekko. Z mojego policzka spłynął łza która wylądowała na ustach Baekhyuna. Pochyliłem się i scałowałem moją własną łzę z zimnych już ust Baekhyuna.
            - Kai… zadzwoniliśmy na policje ale musimy już iść…- powiedział ściskając mnie za ramie. Pokiwałem tylko głową odsuwając się od Baeka.
            - Kai… tak mi przykro- powiedział Kyungsoo niemal natychmiast przytulając mnie do siebie. Cały się trząsł i nie byłem pewny czy z zimna czy z płaczu. Poklepałem go lekko po plecach chyba nadal do mnie nie dotarło to, że miłość mojego życia leży martwa w błocie kilka metrów ode mnie.
            Rozejrzałem się dookoła. Mimi schowała swoją głowę miedzy szyje a ramię Jongdae i płakała. Lay stał obok z telefonem w ręku. Tao i Lu nagle zniknęli i w sumie im się nie dziwiłem. Lu nie powinno tu być a Tao był ścigany, musi uciekać. Moje spojrzenie padło na L.Joe. Poczułem gniew widząc jego postać ze spuszczoną głową. Wyczułem u niego zdenerwowanie. Odsunąłem od siebie Kyungsoo i już miałem ruszyć w jego stronę kiedy Lay hyung mocno złapał mnie za ramie. Ale to mnie nie powstrzymało.
            - To wszystko twoja wina!- Krzyknąłem patrząc na Byunghuna. Z moich oczu już swobodnie spływały łzy kiedy wręcz z nienawiścią krzyczałem w stronę L.Joe.- To ty go tu sprowadziłeś! Pokazałeś mu gdzie mieszkamy i jak wyglądamy! To wszystko przez ciebie i twoja bezmyślność!- Krzyknąłem ostatni raz zanim Yixing zamknął mnie w uścisku opadając ze mną na kolana.
            - T-tak… masz racje, to prawda ja… ja to wszystko moja wina- usłyszałem tylko jak Byunghyun mówi to zanim oddala się od miejsca, w którym byliśmy. Mimi krzyknęła coś za nim ale Chen nie pozwolił jej za nim pójść. Z pomocą Laya i D.O wstałem z ziemi i to oni cały czas podtrzymywali mnie kiedy uciekaliśmy z tego cholernego miejsca gonieni jedynie przez syreny samochodów policyjnych. Ich światła już do nas nie dotarły. Mimi sprowadziła nas do chatki przed która stały samochody i wszyscy wróciliśmy do domu. No… nie wszyscy.  
++++++++++
BEZ BETY
Ostatni rozdział.
Został tylko epilog,..
G,G

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

"My Kitten" - Seventeen Puds

17.


Rano nie obudziło mnie wpadające do sypialni słońce tak jak zazwyczaj, tym bardziej nie budzik, którego od powrotu do domu nie używałem.
Obudził mnie delikatny ból w dolnych częściach mojego ciała i coś jeszcze. Coś, co niwelowało ból i odwracało od niego uwagę. Uchyliłem delikatnie wargi by móc wypuścić delikatne westchniecie, kiedy usta Kaia wesoło manewrowały po moim karku, szyi i nagich ramionach. Było mi przyjemnie ciepło a ogon Kaia spoczywał wygodnie na moim udzie. Jedna jego ręka gładziła delikatnie moje biodro, podczas gdy plecy przyciśnięte były do jego piersi. Chciałem się odwrócić, ale zanim to zrobiłem pomyślałem, że może się to skończyć dość boleśnie wiec leżałem na łóżku i pozwalałem by usta Kaia delikatnie drażniły moja wrażliwą skórę na karku a ręka z biodra zsuwała się coraz niżej. Westchnąłem lekko, kiedy jego ręka wylądowała miedzy moimi nogami. Nadal byłem odrobinę zmęczony, ale dobrze wiedziałem, że to nie będzie trwało tak krótko. Że Kai potrzebuje tego. Odwróciłem się delikatnie na plecy z zadowoleniem odnotowując brak rozrywającego mnie na części bólu i zanim zdążyłem powiedzieć chodź słowo czy otworzyć szerzej oczy, jego usta wylądowały na moich sprawiając, że z wnętrza mojego gardła wydobył się cichy warkot. Ręka Kaia przyspieszyła a ja złapałem się mocno jego ramion pozwalając by jego wścibski język zaczął wędrować po wnętrzu moich ust. Chciałem go odepchnąć, ale nie mogłem. Poddałem się mu już całkowicie i pozwoliłem na wszystko.

Kiedy obudziłem się drugi raz był już wieczór. Kai siedział miedzy moimi nogami, całkowicie ubrany i przyglądał mi się machając ogonem, kiedy tylko zobaczył, że otworzyłem oczy. Wyglądał uroczo. Miał na sobie długie granatowe spodnie i jedną z jego ulubionych bluz w stylu kurtek, które nosili amerykańscy footboliści w collegu. Pod nią miał czarna koszulkę z napisem „ I’m a cat! MEOOOW~!”, Kiedy uśmiechnąłem się do niego delikatnie pochylił się by mnie przytulić.
- Dobrze się czujesz, hyung?- Zapytał cicho wprost do mojego ucha.
- Jak na razie jest okey- powiedziałem drapiąc go za uchem, po czym usiadłem krzywiąc się lekko. Kai zrobił przestraszoną minę, podczas kiedy ja się przeciągnąłem.- Nic mi nie będzie. Mam nadzieje, że jest coś do jedzenia, bo jestem głodny- jęknąłem. Kai zaśmiał się i pokiwał głową schodząc z łóżka. Odrzucił kołdrę, która mnie przykrywała na bok zanim z moich ust wydobył się jęk protestu, bo w końcu jestem nagi, ugrzązł mi w gardle. Nie byłem całkowicie nagi. Miałem spodnie. Nie skomentowałem tego, więc przesunął się na brzeg łóżka a Kai schwycił mnie szybko biorąc na ręce. Nie chciało mi się nawet mówić, że mogę iść sam. Byłem naprawdę zmęczony.
Kai posadził mnie delikatnie na kanapie i postawił kubek z kawa i kanapki. Bez zastanowienie rzuciłem się najpierw na talerz a później wypiłem prawie połowę napoju z kubka, po czym oparłem się o mojego kocura.
- Pycha- powiedziałem a Kai zaśmiał się całując mnie w czubek głowy.
- To dobrze, że ci smakowało, hyung- powiedział zadowolony.
- Czujesz się już lepiej?- Zapytałem przecierając oczy dłońmi.
- Myślę, że to już koniec- powiedział marszcząc brwi. Podniosłem się gwałtownie, przez co po chwili się skrzywiłem.
- Naprawdę?- Zapytałem zaskoczony.
- To…to w sumie były cztery dni- powiedział a ja zmarszczyłem swoje brwi. W sumie to prawda. Przez dwa dni ode mnie uciekał, wczoraj było…no...ekhm no i jeszcze dzisiaj. Pokiwałem głową z uśmiechem.
- To, kiedy następny raz?- Zapytałem szturchając go w bok. Kai spojrzał na mnie rozbawiony z góry uśmiechając się półgębkiem.
- A co? Nie możesz się już doczekać?- Zapytał, po czym zaśmiał się z mojej miny.
- Nie, chce się przygotować- burknąłem, na co Kai zaśmiał się znów cichutko obejmując mnie swoim ramieniem.
Resztę wieczora spędziliśmy oglądając filmy. Kai oglądał a ja przysypiałem na jego ramieniu budząc się, co jakiś czas, gdy następował wybuch jakiejś ciężarówki w filmie. Kiedy zasnąłem poczułem ostatkiem sił, że Kai mnie podnosi. Uśmiechnąłem się lekko zanim całkowicie odpłynąłem.

Miałem przyjemny sen, który oczywiście był pełen Kaia i innych ważnych dla mnie osób. Wszystko było w takich pastelowych kolorach, przyjemnych. Kiedy zapadałem się coraz mocniej w ten sen czując miękkość, która zaczęła mnie otaczać Kai nagle szarpnął mocno za moje ramie wbijając w nie paznokcie. Syknąłem z bólu odwracając się do niego.
- Kai, co do cholery?- Warknąłem próbując dojrzeć go w ciemności.
- Ktoś jest w domu- powiedział a ja zamarłem z ręką przy lampie.
- Kto?- Wszeptałem.
- To…Tao- Powiedział, po czym usłyszałem jak wyplątuje się z kołdry.- Krew- powiedział a ja zerwałem się tuż za nim ignorując nadal utrzymujący się ból mojego tyłka.
- Co krew…Kai!- Syknąłem, kiedy jego głowa zniknęła w szafie.
- Tao pachnie krwią, hyung ubierz się- powiedział szybko rzucając we mnie dresowymi spodniami i jego własną bluzą. Nie powiedziałem nic wykonując jego polecenia. Był ubrany szybciej ode mnie, więc po chyli sam pomagał mi zapiąć guziki tej bluzy, bo ręce za bardzo mi się trzęsły.
- Idź do niego- powiedziałem, kiedy zakładałem skarpetki. Kai zniknął niemal natychmiast, a ja popędziłem zaraz za nim. Kiedy moje stopy dotknęły podłogi w salonie zapaliłem światło powstrzymując krzyk, który gnieździł się w moim gardle.
Tao wyglądał strasznie. Jedną ręką opierał się o oparcie kanapy, podczas gdy z drugiej strony przytrzymywał go Kai. Jego koszulka była poszarpana i cała zakrwawiona. Jego twarz była opuchniętą i poharatana. Zagryzłem wargę spodziewając się, jakie słowa zaraz opuszcza opuchnięte i zakrwawione usta Tao.
- Musimy uciekać.

Siedząc w samochodzie starałem się nie patrzeć na Laya, który opatrywał wciąż krwawiące rany Tao. Kyungsoo mocno zaciskał dłonie na kierownicy mojego samochodu.
- Jak do tego doszło? Gdzie jest Lu?  - Zapytałem odwracając się w końcu by spojrzeć na tylne siedzenie. Tao skrzywił się, kiedy Yixing przemywał jego rany.
- Ugh Lu pobiegł do Byunghuna by zabrać Mimi i Jongdae w umówione miejsce.
- Okey, ale co ci się stało? - Zapytałem znów przyglądając mu się jak z trudem siadał miedzy Layem a Kaiem.
- Byłem w organizacji.
- CO? ! Po co?- Krzyknął, Kyungsoo. Tao westchnął opierając się wygodniej na tylnym siedzeniu.
- Chciałem zniszczyć ją od środka. Udało mi się wejść do środka, zniszczyłem kilka ważnych sal i sprzętów, ale nie zdążyłem uciec. Wypuścili jakieś dziwne hybrydy psa z jakimś innym zwierzęciem. Wilkiem? Tygrysem? Sam nie wiem - jęknął kaszląc.- Tak czy inaczej kilka zdążyło mnie nieźle pogryźć zanim uciekłem- dodał na koniec.
- Ale jak to? Oni cię nie śledzą czy coś? - Zapytał Lay.
- Wysadziłem polowe budynku myślę, że wystarczyło mi czasu by zniknąć im z oczu chodźmy na to by znaleźć się u Baekhyuna. Skoro teraz jedziemy musza znów nas wytropić a nie maja sprzętu. Mam taką nadzieje- powiedział cicho. Opadłem na fotel zerkając w lusterko by spojrzeć na Kaia. Kocur miał poważna minę i wyglądał przez okno. Miałem nadzieje, że uda mm się znów uciec gdzieś daleko na tyle długo by Tao wrócił do zdrowia. Jednocześnie martwiłem się o Mimi i Chena. Oby Lu zdążył dobiec na czas by ich ostrzec zanim ci psychiczni ludzie ich znajdą. Przymknąłem oczy starając się zatrzymać napływające do moich oczu łzy. Wiedziałem dobrze, że nie możemy zostać w domu już na zawsze, ale w głębi duszy liczyłem, że kiedy nadejdzie moment wyjazdu będzie on odbywał się na spokojnie z jakimś planem. Tego, co odbywało się w tym momencie nawet nie śniłem w koszmarach. Jeszce kilka godzin temu leżałem w ciepłym i miękkim łóżku z ukochaną osoba i nigdy nie pomyślałbym, że taki idealny dzień zmieni się w piekło. Na prawdę chciało mi się płakać. Wzdrygnąłem się zaskoczony, kiedy ręce Kaia znalazły się na moich oczach.
- Jak, co ty...?
- Nie płacz, hyung błagam - szepnął cicho. Staliśmy na stacji benzynowej. Lay przemycał Tao do łazienki, kiedy D.O odwracał uwagę dyżurującego mężczyzny. Głos Kaia był cichy i delikatnie drżał wiec natychmiast odwróciłem się w jego stronę. Po jego policzkach spływały łzy.
- Kai nie płacz kotku- powiedziałem wycierając dłońmi jego łzy. Kai odsunął moje dłonie sam wycierając swoje policzki.
- Przepraszam.
- To nic, wszystkim jest nam smutno tylko nie płacz już
- To wszystko przeze mnie- powiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony kręcąc głową, po czym przecisnąłem się miedzy dwoma przednimi siedzeniami by dostać się do niego na tylna kanapę. Przycisnąłem go mocno do siebie dalej kręcąc zaszokowany jego słowami głową.
- Nie to nie jest twoja wina. To nie jest niczyja wina. Winna jest tylko ta nienormalna organizacja nikt z nas słyszysz? - Zapytałem. Kai pociągnął nosem i pokiwał delikatnie głową. Pocałowałem go w czubek głowy wdychając zapach jego włosów. Chciałem się odrobinę uspokoić, ale nie mogłem. Wiedziałem, że Kai słyszy jak szybko bije mi serce.
- Jedziemy dalej- powiedział D.O wsiadając do samochodu, czym sprawił, że podskoczyłem przestraszony. Pocałowałem Kaia przelotnie w usta wracając na swoje miejsce. Tao wygląda o wiele lepiej zwłaszcza, że miał czystą koszulkę z jakimś głupim napisem, ale to nie miało znaczenia. Kyungsoo po chwili ruszył z piskiem opon pytając Tao gdzie powinien się udać.

Jechaliśmy kilka dobrych godzin po pustej drodze zanim na skrzyżowaniu dwóch dróg nie natknęliśmy się na samochód L.Joe. Kyungsoo prawie w nich wjechał. Kiedy w końcu zdecydowali, który jedzie przodem po kilku minutach zjechaliśmy na jakiś zjazd w lesie. Lu siedział na tylnym siedzeniu razem z Jongdae. Wilk głaskał po plecach mężczyznę, który chyba spał wspierając się na swoich rekach opartych o kolana. Mimi z czapka na głowie wyskoczyła szybko z samochodu zanim ten zdążył się całkowicie zatrzymać. Huk drzwi obudził Chena, który podniósł się gwałtownie rozglądając. Lu poklepał go po głowie i wskazał ręką na Mimi, który patrzyła zdenerwowana i zmartwiona na Tao.
- Co teraz?- Zapytała. Tao siedział dalej w środku samochodu, jedynie jego nogi opierały się o ziemie. Rana na jego ramieniu i nodze wciąż broczyły krwią i zaczynałem się poważnie o niego martwic.
- Musimy znaleźć miejsce gdzie się ukryjecie- powiedział Tao. Lu podszedł do niego z płasko położonymi uszami tuż przy głowie, po czym wcisnęła się miedzy jego nogi przytulając mocno. Tao westchnął lekko głaszcząc wilka po włosach.- Tutaj możemy zaplanować przyszłą podróż. Nie możemy tu zostać zbyt długo, jest zbyt niebezpiecznie. Powinniśmy udać się do jakiegoś dużego miasta ono odstraszy tych ludzi. Będą się bali, że się ujawnią- dodał Tao, podczas gdy Lu siedział przed nim na ziemi i kombinował coś z jego rana na udzie. Kai ściskał mocno moją rękę i bałem się, że znów zacznie płakać. Nie chciałem by płakał. Ścisnąłem jego dłoń próbując dać mu do zrozumienia, że wszystko będzie dobrze. Jongdae wygramolił się z samochodu i przygarnął do siebie ramieniem Mimi. Dziewczyna niemal natychmiast zaczęła płakać. Moje spojrzenie powędrowało w stronę Byunghuna który złożył ręce na kierownicy i oparł o nie czoło. Musiał czuć się strasznie. Pewnie był też zmęczony. Lay podał Lu bandaże i jakieś inne specyfiki i oboje zabrali się za opatrywanie Tao. Kyungsoo przeglądał w telefonie mapy do najbliższego miasta a ja razem z Kaiem tak stałem. Podniosłem głowę by spojrzeć na powoli rozjaśniające się niebo. Otaczały nas wysokie drzewa. Kilka ptaków właśnie poszybowało w górę a ja powędrowałem za nimi spojrzeniem. Po chwili stały się małymi punkcikami na błękitnym niebie. Kai przytulił mnie od tyłu chowając swoją głowę w zgłębieniu mojej szyi. Poklepałem go po złączonych na moim brzuchu dłoniach by później ścisnąć je delikatnie. Las wydawał się taki spokojny. Z żadnej strony nie dochodziły nas żadne odgłosy. Jakby ptaki wciąż spały. Jakby ten las był całkowicie pusty. Rzuciłem okiem na kilka drewnianych ławek pod także drewnianym zadaszeniem. Były bardzo blisko linii drzew i nie wiem, dlaczego bałem się tam iść. Czułem się bezpiecznie stojąc na samym środku tej dziwnej polany. Stałem tyłem do jednej ze ścian a przodem do nierównej drogi prowadzącej z powrotem na betonową jezdnie. Jak na razie zauważyłem jedynie jeden ciężarowy samochód, który przejeżdżał tą droga. Cichy syk Tao wyrwał mnie z moich rozmyślań i obserwacji. Lu zaciskał mocno pasek nad raną Tao a Lay chyba ja zszywał. Odwróciłem głowę widząc kapiącą krew na zielona trawę. Kilka kropel spływało po źdźbłach. To był staranie mocny kontrast, maiłem wrażenie, że mnie oślepia. Zrobiło mi się słabo i Kai chyba to wyczuł, bo wzmocnił swój uścisk na wypadek gdybym zemdlał. Mimi uspokoiła się i razem z Chenem siedzieli w samochodzie rozmawiając cicho. Jongdae trzymał w dłoniach drobną twarz kotki a ona kiwała, co chwile głową na jego słowa. Byunghun kręcił się odrobione dalej od samochodu dając tym samym trochę prywatności dwójce wewnątrz jednak nie zbliżał się no naszej pozostałej piątki. Niepokoiło mnie jego zachowanie. Odrobinę się martwiłem.
- Byunghun, wszystko dobrze?- Zapytałem. Chłopak w końcu się zatrzymał i spojrzał na mnie rozkojarzony.
- Tak, jestem trochę zdenerwowany….i zmęczony- dodał po chwili a ja kiwałem głowa widząc jego niemrawy uśmiech. Kyungsoo mruknął coś, że znalazł hotel, Tao pół leżał w środku samochodu a Lay tłumaczył coś Lu, ale widać było, że oboje są zadowoleni z pracy, jaka wykonali. Mimi zasnęła na kolanach Chena.
- Jedziemy?- Zapytałem Kyungsoo.
- Za chwile. Musze tylko przesłać mapę L.Joe i wracamy do normy- powiedział ze słabym uśmiechem ruszając w stronę Byunghuna. Westchnąłem ciężko. Znów przeprowadzki z miejsca na miejsce. Jednak jest to lepsze niż znów szukanie Kaia po całej Korei i ściganie się z czasem. Uśmiechnąłem się delikatnie w stronę kocura, który spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- Będzie dobrze- powiedziałem siląc się na pewny uśmiech. Kai pokiwał jedynie głowa i łapiąc mnie za rękę ruszył w stronę samochodu.
++++++++++
BEZ BETY
Hym... pewnie jesteście źli co nie? XD
Miłych wakacji ^^
G.G

niedziela, 20 lipca 2014

"My Kitten" - Sixteen Puds

16.


Droga do mojej sypialni była tylko krótkim momentem. Jedno mrugniecie i zamykałem drzwi do pokoju na piętrze. Kolejne mrugnięcie i siedziałem z Kaiem na łóżku. Następne mrugniecie przerwał delikatny pocałunek Kaia. Już nie otworzyłem oczu przysuwając się do niego jeszcze bardziej. Mimo iż miałem zamknięte oczy czułem, że Kai denerwuje się równie mocno, co ja. Jego ręce delikatnie drżały, kiedy zaciskał je na moich biodrach. Starałem się go jak i samego siebie odrobinę uspokoić. Głaskałem go po karku, drapałem za uchem, dzięki czemu tak rozkosznie mruczał, w myślach powtarzając sobie, że kiedyś i tak musiało to się stać wiec, czemu nie dziś? Na samym początku w mojej głowie roiło się od wielu niepotrzebnych i stresujących pytań jednak z upływem czasu, który spędziłem na całowaniu Kaia wszystko powoli ulatywało i jedyne, co czaiło się w mojej głowie i krzyczało za każdym razem, kiedy Kai odrobinę się odsuwał to „Zrób wszystko by było mu jak najlepiej”. Mój cel na dzisiejszy wieczór.
            Wybudziłem się z moich rozmyślań dopiero, kiedy poczułem zimno na moich bokach i ciepłe dłonie Kai na żebrach. Puściłem go tylko na chwile by mógł ściągnąć mój sweter by znów przylgnąć do niego mocno. Nie mogłem powiedzieć, że się nie bałem. Bałem się i to strasznie. W końcu będę robił coś takiego pierwszy raz. Z kimś, kogo bardzo kocham i nie chce go skrzywdzić. Oboje będziemy robili coś takiego pierwszy raz i fakt, że żaden z nas nie ma o tym zielonego pojęcia był odrobinę przerażający. Jednak ufałem Kaiowi i kochałem go na tyle mocno by ten strach nie był aż tak paraliżujący. Zimno, które czułem na samym początku na moich nagich plecach opuściło mnie, kiedy tylko uderzyły one delikatnie o materac łóżka a ciepłe ciało Kaia przykryło moje.
            Westchnąłem lekko, kiedy Kai zaczął całować moją szyje. Moje ręce szybko wślizgnęły się pod jego koszulkę. Słyszałem jak głośno mruczał, jego ręce trochę boleśnie zaciskały się na moich biodrach, ale to nie miało znaczenia. Syknąłem mocno odsuwając swoją szyje od Kaia, kiedy ten ugryzł mnie mocno.
- Hyung…- powiedział patrząc na mnie przestraszony. Przyłożyłem rękę do ugryzienia uśmiechając się po chwil. Naparłem na jego ciało zamieniając się z nim miejscami.
- Nic się nie stało- powiedziałem śmiejąc się cicho i składając na jego ustach krótki pocałunek by następnie szybko pozbyć się jego koszulki. Czułem się odrobinę tak jak tego dnia, kiedy Kai w końcu wrócił do domu. Tyle, że wtedy nie za bardzo nad sobą panowałem a teraz było całkiem na odwrót. W pewnym momencie przestałem zastanawiać się nad każdym wykonanym przeze mnie czynem. Przestałem zastanawiać się czy jeśli za mocno ugryzę go w szyje, postawie ślad, czy jeśli za mocno docisnę paznokcie do jego skóry, podrapie go. Poniosło mnie i jego też. Na początku bał się nawet wtedy, kiedy ja już się nie bałem. Denerwował, kiedy ja przestałem. Nie wiem skąd znalazłem w sobie tą pewność siebie, którą kierowałem Kaia. Ale czułem, że powinienem dać mu jakieś oparcie, żeby myślał, że chociaż jeden z nas wie, co ma robić.
            Jęknąłem cicho, kiedy Kai otarł o siebie nasze krocza odsuwając się tym samym od jego napuchniętych ust. Jego źrenice pokrywały prawie cała powierzchnie jego tęczówek. Wyglądał jakby nagle zdziczał i miał w zamiarze mnie zabić, ale ja dobrze widziałem w jego oczach nadal ten strach i pragnienie. Gdybym mógł zrobiłbym mu zdjęcie.
- Hyung?- Kai mruknął cicho w mój kark, przez co na moim ramieniu ukazała się gęsia skórka. Jedna z jego dłoni zatrzymała się na moim biodrze, palce zniknęły pod materiałem moich bokserek.
-Hmm?- Wymruczałem jedynie bojąc się, co by wyszło z moich ust gdybym postanowił przemówić pełnym zdaniem. Pewnie bezsensowny bełkot. Kiedy Kai przestał się już denerwować i opuściły go te negatywne emocje i zdawał się na swój instynkt wyglądał jakby dobrze wiedział, co ma robić. I kurde, dobrze wiedział, co robić żebym teraz nie umiał się wysłowić.
- Yixing hyung…- zaczął, po czym jego usta szybko wylądowały niedaleko moich sutków, przez co nie byłem w stanie za mocno się ruszyć. Znów wstrząsnął mną lekki dreszcz. Ogon Kaia drażnił moje udo i było to na zmianę nieprzyjemnie irytujące jak i podniecające. Co znów ten Lay… zabije go jak wstanę…jak nie zapomnę.- Dał mi coś…- z każdym wypowiedzianym słowem dolna warga ust Kaia drażniła jeden z moich sutków a ja gryzłem tylko swoją własną wargę prawie do krwi. Nie umiałem się skupić na słowach, które wypowiadał Kai dopiero, kiedy jego ciepłe ciało nagle znikło zdałem sobie sprawę, co Kai mówił. Otworzyłem dotąd zamknięte oczy by zobaczyć jak Kai grzebie w swoich spodniach by po chwili znów wrócić na łóżko od razu całując mnie mocno w usta.
- Co…?- Zapytałem głupio a po chwili poczułem jak Kai kładzie coś na mojej dłoni. Uniosłem ja do góry, po czym zaczerwieniłem się jeszcze mocniej.
- Oh…- Mruknąłem tylko patrząc się na zwitek prezerwatyw w różnych rozmiarach. Ja go zabije przysięgam. I czemu on nosi różne rozmiary ze sobą?! Kai znów skubał swoja wargę a ja próbowałem myśleć. Właśnie, próbowałem. Nie miałem pojęcia, co teraz. Znaczy, wiedziałem, co powinno nastąpić, ale…kto, gdzie, w którym miejscu? Nagle zaczęło kręcić mi się w głowie, ale jednego byłem pewny. Że jeśli któryś z nas będzie tym na dole to będzie go najbardziej bolało. Odrzucając swój irracjonalny strach przed bólem zacząłem dokładnie oglądać każdą z prezerwatyw by dopasować rozmiar. Przełknąłem lekko ślinę znajdując odpowiedni. Kiedy oderwałem odpowiednie opakowanie od reszty przyciągnąłem do siebie Kaia wdrapując się miedzy jego nogi by przytulić go. Bardzo potrzebowałem by teraz zwyczajnie mnie przytulił. Co oczywiście zaraz zrobił.
- Baekkie?- Zapytał cicho całując mnie za uchem. Wziąłem kilka głębokich oddechów oddając mu opakowanie, po czym położyłem się z powrotem na łóżku łapiąc go za rękę i ciągnąć w swoja stronę. Kiedy Kai zawisł nade mną jego mina wyrażała coś na pograniczu strachu i bólu.
- Ale hyung, lepiej będzie, kiedy ja…- zaczął ale szybko przyłożyłem swoje wargi do jego ust żeby go uciszyć.
- Rób, co każe- powiedziałem z lekkim zdenerwowanym uśmiechem.
- Na pewno?- Zapytał. Miałem ochotę tak mocno go wyściskać i znów się poryczeć, że się martwi, ale zrobię to może później. Kiwnąłem głową znów składając na jego ustach krótki pocałunek, który po chwili przerodził się w jeden z tych bardziej zachłannych i intymnych. Po oczach Kaia mogłem stwierdzić, że jego instynkt przejął nad nim kontrole. Pozwoliłem by się nim kierował ufając, że nie zrobi mi krzywdy. Jego instynkt nigdy się nie mylił i miałem nadzieje, że w tych sprawach to także się sprawdzi. Zamknąłem oczy czując jak na moje policzki wstępują jeszcze większe rumieńce, kiedy Kai powoli zsuwał ze mnie bokserki. Jęknąłem, kiedy poczułem delikatny chłód na mojej rozgrzanej skórze. Uchyliłem delikatnie powieki czując znów ogon Kai na moim brzuchu i palce dłoni delikatnie wodzące po wnętrzach moich ud. Z jednej strony to delikatnie łaskotało, z drugiej wywoływało delikatne dreszcze ekscytacji. Kai patrzył na mnie uważnie w zębach trzymając opakowanie z prezerwatywą. Ten widok zabrał mi dech w piersiach. Kiedy jego palce znalazły się na moim członku zachłysnąłem się powietrzem i zamykając oczy. Poczułem jak opakowanie ląduje na moim brzuchu, kiedy Kai rozsunął moje nogi by rozsiąść się między nimi wygodnie. Moje policzki paliły żywym ogniem a kiedy Kai zaczął delikatnie wodzić palcami po moim członku przekrzywiłem głowę na bok przykładając zaciśniętą pieść do ust i mocno zaciskając oczy starałem się nie wydawać jakichkolwiek dźwięków. Kai jednak wydawał się być zdeterminowany by jakiś dźwięk w końcu opuścił moje usta i kiedy wydałem głośny jęk jego usta wylądowały na mojej wygiętej szyi. Boże było mi tak gorąco. Nie pozwoliłem mu się już odsunąć. Wplotłem swoje palce w jego włosy wciskając swoją głowę między jego szyje a ramie, kiedy on nadal stymulował moją męskość. Jego ogon znów łaskotał mnie w nogi, kiedy ja wypychałem biodra w stronę jego reki. Było mi tak gorąco, jego ręce paliły na moim ciele. Nie powstrzymywałem już żadnych dźwięków. Jego mruczenie stawało się coraz głośniejsze. W pewnym momencie Kai odsunął się ode mnie a ja jęknąłem żałośnie nie czując nigdzie jego dotyku.
- Kai- jęknąłem. Kai zachichotał znów łącząc to z miauczeniem i tym razem to nie było urocze. Burknąłem cicho na ten dźwięk. Kai pocałował mnie delikatnie w usta.
- Za chwilę wrócę- powiedział, po czym popędził w stronę łazienki. Zasłoniłem twarz dłońmi oddychając ciężko. Słyszałem jak Kai przez kilka długich sekund trzaskał drzwiczkami od szafek w łazience i kiedy myślałem, że chyba już nie wróci jego usta wylądowały na wierzchu mojej dłoni. Kiedy odsunąłem ręce od twarzy zobaczyłem w jednej z dłoni Kaia oliwkę, którą smarowałem jego dłonie i kolana, kiedy był jeszcze małym kotkiem, miał w tedy strasznie sucha skórę na łokciach, dłoniach i kolanach, na które często się skarżył, że te części ciała go piekły a oliwka dobrze je natłuszczała. Na początku nie wiedziałem, po co mu to dopóki kilka kropel nie splunęło wzdłuż moich pośladków. Jęknąłem cicho, bo ciecz była odrobina zimna, ale i tak oblałem się jeszcze większym rumieńcem. Sam bym o tym nawet nie pomyślał, ale instynkt Kaia zawsze był dobry i w tych sprawach widocznie też działał bardzo dobrze. Czułem ulgę, że to wszystko odgrywało się tak płynnie. Kai złączył nasze usta, kiedy jego palec naparł delikatnie na moje wejście. Wbiłem paznokcie w jego łopatki starając się powstrzymać jęk bólu, który gnieździł się w moim gardle. Ból czułem tylko na samym początku, później to było takie dziwne uczucie dyskomfortu, które w ogóle nie chciało ustąpić. Kai przyjemnie mruczał składając na mojej twarzy delikatne pocałunki. Jego usta były takie przyjemnie chłodne na moich rozgrzanych policzkach. Kiedy zaczął poruszać palcem zacisnąłem mocno oczy i zgiąłem palce u stup odsuwając się bezwiednie od niego.
- Przepraszam- szepnął cicho z ustami na linii mojej szczęki. Wziąłem kilka głębokich oddechów. Kai znów polał swoją dłoń oliwką zanim dodał drugi palec. Dyskomfort znów powrócił, ale zniknął później niż za pierwszym razem. Tym razem, kiedy Kai zaczął poruszać palcami trochę szybciej czułem wzrastającą przyjemność. To było takie dziwne uczucie. Czułem na swojej twarzy uważny wzrok Kaia, kiedy dodawał trzeci palec. Teraz wszytko poszło łatwiej. Bolało odrobinę fakt, ale dyskomfort zniknął szybko a palce Kaia zagłębiały się coraz mocniej aż w pewnym momencie dotknęły jednego miejsca, przez co wygiąłem się mocno odrywając plecy od materaca.
- Boże Kai…- westchnąłem oddychając ciężko. Kai uśmiechnął się lekko uciskając to miejsce bez przerwy, przez co zacząłem rzucać się po całym materacu bombardowany coraz to intensywniejszą przyjemnością. Kai znów pojawiał się nade mną całując mnie delikatnie. Moje usta były strasznie pogryzione głownie przeze mnie.
- Hyung czy mogę już…?- Zapytał cicho gładząc mnie drugą ręką po zaróżowionym policzku nie przestając powoli poruszać palcami wewnątrz mnie. Kiwnąłem mocno głową tak, że włosy opadły mi na oczy. Kai odgarnął je na bok znów delikatnie całując mnie w usta, kiedy wyciągnął swoje palce. Wydałem z siebie dziwny dźwięk jakby zawiedzenia. Czułem się dziwnie pusty i to było takie głupie uczucie. Dźwięk rozrywanego opakowanie sprawiał, że spięłam się lekko, po chwili znów się rozluźniając. W końcu Kai nie robił tego wszystkiego na nic. Chciał by to bolało jak najmniej. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że cały ten czas Kai był w swoich bokserkach. Kiedy zaczął je ściągać dotarło do mnie, że go tak strasznie zaniedbałem. W końcu tu chodziło o niego a nie o mnie. Chciałem to jak najszybciej naprawić, ale Kai mocno załapał mnie za biodro, kiedy chciałem się podnieść.
- Nie ruszaj się hyung, proszę- powiedział cicho z delikatnym uśmiechem.- Nic się nie stało – powiedział jakby czytał w moich myślach a ja tylko kiwnąłem głową i zamknąłem oczy oddychając przez uchylone usta. Usłyszałem, że Kai znów otwiera butelkę oliwki a później jego dłonie zacisnęły się na moich udach rozsuwając je mocniej. Znów zasłoniłem dłońmi twarz czując się nagle taki obnażony. Zdałem sobie z tego sprawę z lekkim opóźnieniem. Kai ułożył sobie moje nogi na swoich udach, po czym złapał mnie delikatnie za biodra wciągając mnie na jego kolana.
- Rozluźnij się hyung - powiedział drżącym głosem. I sam już nie wiedziałem czy to z podniecenia czy ze strachu. Kiedy zaczął wsuwać się we mnie powoli jęknąłem głośno czując jak z oczy zaczynają płynąć łzy. To było bardziej bolesne niż rozciąganie. Kai natychmiast się zatrzymał, po czym złapał mnie pod ramiona i przytulił całując w zagłębienie szyi.
- Przepraszam - powiedział cicho składając pocałunek tuż przy poprzednim pocałunku. Kiwnąłem lekko głową oplatając ramionami jego szyje z ustami na jego ramieniu.
- D-dalej- jęknąłem cicho. Kai znów zaczął się ruszać a ja zacisnąłem zęby na jego ramieniu, a palce na jego łopatkach. Syknął cicho, więc mocno oparłem czoło o jego ramie oddychając ciężko. Kai westchnął, kiedy wszedł we mnie cały a ja westchnąłem leciutko. Chwile siedzieliśmy w bezruchu. Kai położył mnie delikatnie z powrotem na łóżku nie wysuwając się ze mnie, wycierając dłońmi moje łzy cały czas mnie przepraszając.
- To nic… już …już możesz- powiedziałem, jednak Kai nie ruszył się jeszcze przez dłuższy moment. Kiedy zaczął, jęknąłem cicho zaciskając mocno oczy by łzy znów nie zaczęły płynąć. Przestało boleć, ale ten dyskomfort był tak strasznie nieprzyjemny. Chciałem żeby już zniknął. Kai poruszał się powoli w tym samym rytmie, co pozwalało mi przyzwyczaić się do jego obecności. Nie chciałem myśleć, co by było gdyby Kai nie wykorzystał tej oliwki. Po kilku powolnych i delikatnych pchnięciach dyskomfort zaczął znikać. Usta Kaia dalej wytyczały mokrą ścieżkę od mojego ucha aż po ramie. W pewnym momencie Kai zmienił kąt i znów trafił to miejsce.
- Ah~!- Westchnąłem głośno znów wyginając się mocno. Kai zatrzymał się na chwile by spojrzeć na moja twarz. Chciał chyba ocenić czy był to jęk bólu czy przyjemności. Jego usta po sekundzie znalazły się na moich a on zaczął poruszać się szybciej, cały czas trafiając w to miejsce. Moje jęki były tłumione przez miękkie usta Kaia. Odsunąłem głowę na bok, kiedy zabrakło mi powietrza i wydałem z siebie długi krzyk, kiedy Kai mocno uderzył w to miejsce.
- Kai, proszę…- westchnąłem lekko, kiedy zaczął znów poruszać się powoli. Uniosłem trzęsące się ręce do góry by opleść nimi jego kark a nogami objąłem biodra Kaia przysuwając go jeszcze bliżej, przez co wydałem cichy jęk. Kai oprał swoje czoło o moje i zaczął znów poruszać się szybciej. Oddychałem ciężko, co pewien czas wydając ciche jęki i westchnienia na zmianę z cichym wołaniem Kaia. Kocur natomiast cały czas mruczał cicho od czasu do czasu wzdychając lekko. Kiedy czułem jak ciepło kumulowało się w moim podbrzuszu pomyślałem, że było warto cierpieć te kilka minut dla tego momentu i pięknych oczu Kaia cały czas wpatrzonych w moje, pełnych wdzięczności i miłości. Uniosłem się delikatnie by pocałować go, po czym doszedłem mocno brudząc jego i mój brzuch. Kai wykonał jeszcze kilka szybszych uderzeń następnie westchnąłem ciężko opadając na mnie zmęczony. Czułem się dziwnie. Jakbym na chwile stracił przytomność. Wszystko było takie nowe, moja skóra dalej paliła żywym ogniem, ale to było takie przyjemne. Ciężar ciała Kaia był przyjemny. Wszystko było po prostu cudowne i zachciało mi się płakać, bo to było wspaniałe.
- Hyung skrzywdziłem cię?- Usłyszałem zatroskany głos Kaia. Spojrzałem na niego zaskoczony, po czym zaśmiałem się zdając sobie sprawę, że naprawdę się popłakałem. Pokręciłem głowa spychając go ze mnie, bo jednak był ciężki, po czym położyłem się na nim przytulając się do jego torsu.
- Nie…p-po prostu to przez ten stres i…wiesz ze cię kocham prawda?- Zapytałem pociągając nosem. Kai przyciągnął mnie bliżej swojej twarzy wycierając moje łzy.
- Wiem hyung też cię kocham, ale nie płacz- powiedział. Pokiwałem głową znów składając lekki pocałunek na jego ustach.
- Lepiej ci?- Zapytałem po chwili. Kai uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Dziękuję, jesteś najlepszy- powiedział przytulając mnie mocno tak, że prawie straciłem dech. Zaśmiałem się wycierając ostatnią łzę.
- Też dziękuje…- powiedziałem całując jego policzek znów wtulając się w jego ciało.- Wcale nie byliśmy na to przygotowani- powiedziałem cicho.
- Tak…Wiesz, że Yixing hyung mi powiedział że- zaczął.
- Nic nie mów o nim błagam- powiedziałem czując, że na moje policzki znów wstępują rumieńce. Jeśli Lay jeszcze mu coś doradził to go zabije. Kai zaśmiał się.
- Hyung powiedział tylko, że kiedy tylko będzie któregoś z nas bolało mamy przestać… kazał mi obiecać- powiedział gładząc mnie po włosach. Pokręciłem lekko głową. Kto by pomyślał. Byłem tak zmęczony, że nie dbałem o to, że mam brudny brzuch, jestem spocony i śliski od oliwki. Zasnąłem słuchając cichego mruczenie Kaia.
 ++++++++++

BEZ BETY!!
No i... wiem, że wszyscy na to czekaliście xD
Mam nadzieje ze sie podobało... tyle ode mnie ^^
Do zobaczenia~!
 G.G


wtorek, 8 lipca 2014

"My Kitten" - Fifteen Puds

15.



Byliśmy w domu już tydzień. Jongdae i Mimi jak i L.Joe nie widziałem przez ten czas natomiast Lay i D.O od czasu do czasu do nas wpadali i informowali, co tam u tamtej trójki. Chyba tylko raz widziałem Lu bawiącego się piłką Kaia która pewnie leżała poza ogrodzeniem naszego ogrodu. Przemknął mi w tamtym momencie również Tao gdyż Lu nie chciał przestać się bawić a zapewne musieli iść sprawdzić, co tam u reszty. Pewnie wystarczyło tylko imię Chena by Lulu zostawił piłkę i zniknął. Co prawda Lu niby był… napalony, ale to chyba trwało zbyt długo…może faktycznie zakochał się w Jongdae a wszyscy brali to za szczenięce napalenie? Jakoś nie interesowało mnie. Dziś w końcu szef nie wysłał mi żadnej roboty, co oznaczało dzień wolny. Zazwyczaj zabierałem w takie dni Kaia na spacery, ale dziś musieliśmy zostać w domu…tak jak przez najbliższy czas. Kai kręcił się po domu a ja w tym czasie postanowiłem w chwilowym spokoju przeczytać gazetę. Nie robiłem tego od dawna. Zasiadłem wiec wygodnie na kanapie otwierając gazetę na interesującym mnie artykule. Mój spokój nie trwał jednak zbyt długo. Po chwili poczułem na sobie czyjeś spojrzenie a następnie jak ktoś wsuwa się na kanapę tuż za mną. Całkiem niedługo po tym Kai obejmował mnie za szyje machając zadowolony ogonem z głowa na moim ramieniu.
- Co robisz?
- A jak myślisz…?
- Hyung, nie bądź taki zgorzkniały.
- Chwila spokoju Kai…tylko chwila, proszę.
- Nie.
Odwróciłem głowę by spojrzeć złowrogim spojrzeniem na Kaia, który tylko wyszczerzył do mnie swoje wszystkie zęby ukazując długie kły.
- Czemu?
- Nudno mi
- Jezu Kai- jęknąłem odkładając gazetę. Kai znów zaśmiał się miaucząc jednocześnie przytulając się do mojej szyi mocniej by przycisnąć usta do mojego policzka, po czym zastąpił je jego policzek.
- Hyung, czemu taki jesteś?- Zapytał wysuwając dolna wargę.
- Jaki?
- Nudny- powiedział z szerokim uśmiechem. Zmrużyłem oczy mierząc go wzrokiem, po czym złapałem za poduszkę uderzając nią go w głowę.
- Aj! Aua hyung, przestań! Haha proszę! Aua to akurat bolało, hyung!
Cały czas powtarzał, kiedy biegałem za nim po całym parterze uderzając poduszką w różne części jego ciała. Najczęściej w plecy. Kiedy się zmęczyłem padłem na podłogę  podkładając sobie poduszkę pod brodę, uśmiechnąłem się widząc przed sobą stopy Kaia.
- Narzędzie zbrodni doskonałe- mruknąłem.
- Po skończonej robocie możesz na nim odpocząć- zaśmiał się zdyszany Kai siadając po turecku na przeciw mnie. Położyłem się na plecach oddychając ciężko. W sumie bieganie po domu za takim kotem jest na serio męczące. Zwłaszcza, gdy ma od ciebie dłuższe nogi i ogólnie jest szybszy. Zasłoniłem ramieniem swoje oczy oddychając ciężko przez uchylone usta. Kai wplatał swoje palce w moje włosy przeczesując je.
- Hyung…
- Hm...?
- Hyung.
- Hm?
- …
- Co jest, Kai?- Zapytałem w końcu ściągając ramie z twarzy. Światło z lampy nawet nie zdążyło mnie uderzyć, kiedy zasłoniła je głowa Kaia, jego miękkie usta na moich i delikatne ręce na mojej twarzy. Westchnąłem trochę zaskoczony. Ręce Kaia znalazły się na moich ramionach pociągając mnie tak, że moja głowa spoczywała na kolanach Kaia. Wyciągnąłem ręce do góry by złapać twarz Kaia w swoje dłonie, po czym odsunąłem go lekko od siebie.
- Co się stało?- Zapytałem. Kai całował trochę… brutalnie. Z mojej wargi na pewno leciała krew, kiedy jeden z jego kłów się w nią wbił.
- Nie wiem- przyznał wtulając swój policzek w moją dłoń. Podniosłem się do siadu obracając przodem do kocura i wycierając wierzchem dłoni kilka kropelek krwi. Wdrapałem się na jego kolana i przytuliłem mocno.
- Denerwujesz się czymś?- Zapytałem drapiąc go za uchem. Kai chwile zastanawiał się czy pokręcić głową, ale chyba mój dotyk na jego wrażliwych uszach był zbyt przyjemny wiec tylko mruknął coś, jako odpowiedź a co uznałem za zaprzeczenie.
- Nie- dodał jeszcze.- Po prostu… chcę cię dotykać- powiedział wtulając głowę w moje ramie a ja poczułem jak na moich policzkach występują rumieńce. Po chwili wyswobodziłem się z objęć kocura proponując mu coś do jedzenia. Kai podreptał do kuchni zaraz za mną. Zerknąłem na jego zarumieniona twarz, kiedy siadał przy stole. Wyglądał na trochę zmęczonego, ale niemożliwe żeby zmęczył go ten nasz krótki bieg. Postawiałem przed nim szklankę z mlekiem a sam zacząłem przygotowywać sobie kanapkę. Kiedy skończyłem Kai nawet nie upił łyka. Westchnąłem.
- Powinieneś iść spać- powiedziałem. Kai drgnął jakbym wybudził go z jakiegoś transu, wstał gwałtownie, kiwnął głową i wybiegł szybko na piętro. Zmarszczyłem brwi odkładając kanapkę i biorąc szklankę mleka do ręki.
- Coś jest nie tak.

Kai przez następny dzień nadal zachowywał się dziwnie. Nie całował mnie nie wspominając nawet o przytulaniu. Dzieliła nas cały czas bezpieczna odległość półtora metra. Byłem pewny, że to tyle, bo Kai czasem odsuwał się kawałek albo przysuwałby dobrze dobrać odległość, po czym wzdychał zadowolony jakby niewiadomo, co się działo. Obserwowałem go uważnie mając nadzieje, że kolejnego dnia się to zmieni, ale kiedy to nie nastąpiło, wezwałem pomoc.
- Co znów?- Zapytał Yixing wchodząc powoli do domu. Kai spojrzał na niego zaskoczony odwracając głowę od telewizora.- Cześć Kai.
- Cześć hyung- mruknął cicho przyciskając swój ogon do piersi.
- Co z nim?- Zapytał od razu Lay a ja przygryzłem wargę ciągnąc go do kuchni.
- To już drugi dzień, kiedy zachowuje się tak dziwnie. Nie zbliża się do mnie bliżej niż na półtora metra a w sypialni śpi na podłodze albo w swoim pokoju- jęknąłem. Lay wyglądał na zaszokowanego.
- Wow… może go obraziłeś?- Zapytał a ja pokręciłem głowa.- Może zrobił coś złego?- Znów powtórzyłem czynność.- Sam nie wiem myślisz, że jest chory?- Zapytał jeszcze.
- Wydaje się mieć cały czas zarumienioną twarz. Może ma gorączkę znów?- Zapytałem. Lay wzruszał ramionami i wszedł do salonu. Kai nie odsunął się, kiedy Lay przyłożył swoją dłoń do jego czoła, co głupio ukłuło mnie w serce. Wcale nie jestem zazdrosny, ale po prostu….to smutne. Po chwili rozmowy Lay wrócił do mnie śmiejąc się do łez.
- Co jest?- Zapytałem szeptem.
- Spokojnie, Kai nie jest chory- powiedział wycierając łzy z kącików oczu.
- To, co mu jest?- Zapytałam marszcząc brwi. Lay zacisnął wargi, po czym pokręcił głową.
- Kai sam ci powie- powiedział, po czym w podskokach ruszył do drzwi i opuścił dom. Rozejrzałem się zdezorientowany.
- To, po co ja po niego dzwoniłem?- Zapytałem sam siebie, po czym kręcąc głową opuściłem kuchnie by usiąść obok Kaia na kanapie. Albo mi się zdawało albo Kai wydał dziwny dźwięk frustracji po tym, kiedy przysunąłem się do niego jeszcze bliżej a on nie mógł się już odsunąć. Rzuciłem mu tylko krótkie jedynie lekko zirytowane spojrzenie, po czym zwróciłem swój wzrok na telewizor. Kai wcisnął się jak najmocniej w róg miedzy oparciem kanapy a podłokietnikiem i mierzył mnie niepewnym spojrzeniem.
- Kai?- Powiedziałem odwracając się a kocur wydał z siebie coś, co mogło brzmieć jak pisk i krzyk jednocześnie. Zmrużyłem oczy patrząc na jego napuszony ze stresu ogon i schowane we włosach uszy.- Czy ty się mnie boisz?- Zapytałem.
- Nie…
- To, o co chodzi?- Zapytałem. Kai podrapał się po głowie próbując usiąść prosto tak by mnie nie dotknąć. Po kilku sekundach kręcenia się w końcu usadowił się na kanapie i zaczął bawić się czubkiem swojego ogona.
- Bo widzisz, hyung….jest taka sprawa, że… nie czuje się najlepiej, ale nie jestem chory czy coś!- Zastrzegł szybko odchylając się, kiedy moja ręka poszybowała w jego kierunku. Cofnąłem ją szybko patrząc na niego uważnie. Kai znów się poprawił by wziąć uspokajający oddech.
- No to, o co chodzi, Kai?- Zapytałem spokojnie chcąc już mieć to z głowy. Było mi smutno i chciałem go przytulić, ale to nie było łatwe, kiedy ode mnie uciekał.
- Teraz jestem w takim stanie…hm…w stanie przybliżonym do rwącego wodospadu- powiedział a ja patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami.
                                                - Co? 
Kai jęknął cicho chowając twarz w dłoniach.
- Okey….inaczej- powiedział, po czym podrapał się po brodzie.- Hyung…to już ten czas- powiedział poważnie a ja pokręciłem głową na znak, że nadal nie rozumiem. Kai wydawał się być jeszcze bardziej zażenowany niż kiedykolwiek. Patrzył na mnie takim dziwnym wzrokiem jakby na prawdę miał gorączkę, ale w sumie Lay przecież by mnie nie okłamał. Wzrok Kaia wędrował po całej mojej twarzy aż w końcu właściwie rzucił się na mnie miażdżąc swoje usta o moje. Otworzyłem szeroko oczy kiedy ręce Kaia natychmiast znalazły się pod moim swetrem a jego ogon zaczął łaskotać mnie w szyje. Złapałem Kaia za ramiona próbując chodź na chwile się odsunąć, ale on był jak skała nie do ruszenia. No i nadal nie wiedziałem, o co mu w sumie chodzi.
Kai często przerywał nasze „poważne” rozmowy czymś takim, ale w momencie, kiedy moja noga wylądowała między jego chyba zrozumiałem. Zamarłem na chwile by w następnej mocno zacisnąć ręce na ramionach Kaia. Wystarczająco mocno by kocur syknął z bólu i odsunął się na chwile.
- Chyba rozumiem- powiedziałem. Kai spojrzał na mnie smutno.
- To…dobrze?- Zapytał trochę niepewnie. Zagryzłem wargę, po czym przytuliłem go.
- Przepraszam, jestem taki głupi, że nie zauważyłem- powiedziałam głaszcząc go po karku.
- To nic…
- Czemu jesteś smutny?- Zapytałam nie przestając go głaskać.
- Bo to takie…zawstydzające- mruknął wtulając się we mnie.- Ja nie chce tego, ale to tak strasznie boli- jęknął cicho a ja odsunąłem go lekko.
- Boli?- Zapytałem przestraszony.
- Znaczy…na początku wcale nie bolało, ale po dwóch dniach…to tak, boli- powiedział gryząc mocno wargę. Patrzyłem na niego ze współczuciem, ale nie wiedziałem, co mam zrobić. Znaczy wiedziałem, ale w sumie się bałem i… no bałem się, bo mógłbym mu zrobić przez przypadek krzywdę czy coś.
- Hyung…pomóż mi- powiedział z oczami przepełnionymi smutkiem i nadzieją. Cholera.


++++++++++
Uwaga! Bez bety jak widać, mimo ze teraz już sprawdziłam to jeszcze raz to i tak proszę wybaczyć mi błędy ^^;; Dziś bez notki. Miłych wakacji wam życzę ~!
G.G


poniedziałek, 9 czerwca 2014

"My Kitten" - Fourteen Puds

14.


- Ale jak to do domu, czemu do domu, co?- Zapytałem, kiedy już byliśmy daleko od naszego poprzedniego hotelu. Ponieważ jechaliśmy jakaś opustoszała drogą Byunghun zrównał się z nami samochodem i Kai teraz uradowany machał do Kyungsoo.
- Tao powiedział, że to ich trochę zmyli. Z resztą chcę wrócić do miasta, bo musi coś od nich…zabrać- powiedział, po czym zatrąbił na Byunghuna, który zaczął jechać przed nami zygzakiem. Widziałem tylko wyrzucone wysoko w górę ręce Mimi i jej uradowaną twarz, kiedy obracała się dookoła. L.Joe jest dla Mimi kimś takim jak D.O dla Kaia. I musze ostrzec Chena, bo takie osoby są niebezpieczne.
- Aha…zaraz, co zabrać?- Zapytałem. Lay jedynie westchnął wzruszając rekami. Zmarszczyłem brwi, po czym spojrzałem na Kaia, który ziewnął opierając głowę o siedzenie przed nim posłał mi senny uśmiech.
- Nie cieszysz się, że wracamy do domu Baek?- Zapytał przecierając oczy.
- Jasne, że się cieszę. Martwię się tylko, że znów nas znajdą…- mruknąłem wyglądając przez okno.
            - Będzie dobrze. Tao hyung i Lu nam pomogą- powiedział przeciągając się. Skrzywiłem się, kiedy usłyszałem jak jego kości strzelają. Kai jedynie uśmiechnął się.
- Nienawidzę jak tak robisz- powiedziałem z oburzoną mina. Kai przychylił głowę mocno na bok a ja znów usłyszałem znienawidzony dźwięk. Wzdrygnąłem się.
- Czemu?- Zapytał niewinnie. Zbije go przysięgam.
- Bo to straszne- burknąłem odsuwając się do niego. Kai zaczął wyłamywać sobie palce a ja krzyknąłem.
- CISZA!- Ryknął Lay. Oboje spojrzeliśmy na niego a kiedy się odwrócił posłał mi przerażający uśmiech, po czym na raz wyłamał sobie wszystkie palce.
- Aaaa! Jesteście STRASZNI! Nienawidzę was!- Krzyknąłem zasłaniając uszy rekami i rzucając w nich morderczymi spojrzeniami odwróciłem się twarzą do szyby. Lay zaśmiał się ruszając w końcu, kiedy światło zmieniło się na zielone a Kai zaśmiał się cicho, po czym zaczął drażnić moją szyje ogonem.
- Przysięgam ci, że go utnę jak nie przestaniesz- ostrzegałem. Kai przytulił swój ogon, po czym wystawił mi język.
- Jesteś zazdrosny, bo nie masz ogona- powiedział, po czym na tym skończyła się nasza konwersacja w samochodzie. Niedługo po tym zasnąłem a kiedy Lay zatrzymał się by zamienić się z Kyungsoo a Byunghyun wlał w siebie kolejne litry kawy Kai nadal spał na kanapie.
- Na serio wracamy do domu?- Zapytałem Byunghuna.
- No tak. Tao powiedział, że pewnie byśmy na to nie wpadli i oni będą nas szukać po całej Korei byle nie w Busan, więc stwierdził, że tak będzie dobrze. Z resztą ma coś do załatwienia w ich bazie…czy jak on to tam nazwał- powiedział mieszając kawę z McDonald’s, po czym wypił ją duszkiem by złapać za kolejną.
- Nie chciałbyś żebym ja poprowadził?- Zapytałem niepewnie a on tylko pokręcił głową.
- Jest dobrze Baekkie przywykłem już do tego- powiedział. Mimi znów krzyknęła z wnętrza samochodu, że chciałaby na serio wyjść, ale Chen uparcie twierdził, że jeśli nie zasłoni uszu nie wyjdzie. No cóż, jeśli chciała wejść do restauracji to w cale mu się nie dziwie. Zdenerwowana Mimi wyłoniła się chwile później i sprintem popędziła w stronę McDonald’s.
- Co jej…?- Zapytałem Jongdae.
- Nie mam pojęcia i chyba nawet nie chce wiedzieć- powiedział poważnie przeciągając się.- Gdzie Kai?
- Śpi- powiedziałem upijając mały łyk kawy L.Joe.
- No tak to było głupie pytanie- powiedział Chen a ja zaśmiałem się.
- Wcale że nie śpię…ha ha ha- powiedział sarkastycznie Kai pojawiając się jakby z nikąd. Oplułem się kawą, która miałem w ustach.
- Wybacz, że zapytam być może to jest niestosowne czy coś…- mruknął Byunghun odkładając swoją kawę, kiedy ja dalej krztusiłem się swoją.- Ale czemu nie masz koszuli?- Zapytał. Kai zerknął w dół jakby nie mając o tym pojęcia.
- A tak…jakaś kobieta wylała mi na koszule kawę, po czym powiedziała, że mi ją przepierze…jeszcze nie wróciła…- powiedział drapiąc się w tył głowy, przez co jego czapka zsunęła mu się bardziej na czoło. Uchyliłem z niedowierzaniem usta a L.Joe uniósł brew w niedowierzaniu.
- Na serio?
- No miała kubek z kawą…taki jak ty hyung- powiedział wskazując na kawę z restauracji.
- Ej czemu… Woho! Kai- krzyknął Lay nagle jakby rozbudzony. Kocur spojrzał na niego nic nie rozumiejąc.- Właśnie miałem się zapytać, czemu jakaś kobieta skacze z koszulą przy stoliku z innymi kobietami, ale chyba już rozumiem- powiedział opierając się o stół obok mnie. Było mi jednocześnie niedobrze i gorąco.
- Więc twierdzisz, że ta kobieta zrobiła to specjalnie by zobaczyć tors Kaia…?- Zapytał L.Joe. Mimi która właśnie wróciła z restauracji wyglądała na bardzo zdenerwowaną i nie przejmowała się wyzwiskami lecącymi w jej strony od kilku kobiet, które szły tuż za nią. W ręce trzymała koszule, która zapewne należała do Kaia.
- Czemu ludzkie kobiety są takie dziwne?- zapytała podając koszulę Kaiowi. Chłopak rozłożył ją, po czym wydął niezadowolony wargę widząc nadal plamę na piersi.
- Załóż ją lepiej- powiedział D.O kiedy ja kucałem starając się uspokoić swój oddech. Okey nie mam pojęcia, co się dzieje.
- Wiesz Mimi…ludzkie kobiety są bardzo skomplikowane- zaczął Lay.
- Nie kończ- poprosiłem razem z D.O widząc jak Kai sprawnie zapina guziki koszuli by po chwili ściągnąć na milisekundę czapkę by ja poprawić. Niedługo po tym jego ręce już były w kieszeniach spodni a jego oczy ciekawie spoglądały w stronę rozwścieczonych kobiet. Mimi spojrzała na nas mrożąc oczy, po czym oparła się o L.Joe.
- Ja rozumiem, że Kai jest przystojnym kotem, ale czemu mu tego nie powiedzmy zamiast zabierać mu koszulę? Dobrze, że mi nie zabierają koszuli- powiedziała otwierając w przerażeniu oczy Kai zaśmiał się a ja tylko pokręciłem głową.
- Zabiłbym ich- powiedział spokojnie Chen.
- Gdy mówi się słowa w tak spokojny sposób są jeszcze bardziej przerażające- zauważył Kai. Jongdae tylko pokiwał głowa a Mimi uśmiechnęła się szeroko do swojego właściciela.
- Chodź przystojny kocie znajdziemy ci coś na przebranie- powiedziałem już spokojnie.
- AWWW!- Zawyła Mimi a ja tylko pokręciłem głową czekając aż Kai podąży za mną do samochodu. Kiedy w końcu opuściliśmy parking z napalonymi kobietami na trawniku Kai otworzył okno i zamachał do nich a ja myślałem, że go zabije w tym momencie.
- Jesteś złym kotem- powiedziałem. Kai położył uszy tak, że nie było ich widać zza jego włosów.
- Chciałem się tylko pożegnać- powiedział a ja westchnąłem opierając się o jego ramie by zasnąć na kolejne kilka godzin.

W domu byliśmy przed świtem. Lay i Kyungsoo zostali tylko na chwile, po czym stwierdzili, że będą spali w mieszkaniu, Kyungsoo które było najbliżej mieszkania L.Joe. Kai chyba nie był taki szczęśliwy odkąd…już sam nie pamiętałem, od kiedy. Cały czas łaził uśmiechnięty, co chwile mnie zaczepiał…było jak dawniej. Może trochę inaczej. Kai nie wychodził już do ogrodu, okna i drzwi na balkon były szczelnie zamknięte no i Kaiowi nie wolno było ogólnie wychodzić z domu. Ale chyba nawet mu to nie przeszkadzało.
- Hyung- Kai stał w kuchni z zaskakująco poważną miną. Spojrzałem na niego niepewnie odkładając nóż na bok.
- Co jest?- Zapytałem niepewnie.
- Przytulisz mnie?- Na jego twarzy od razy wykwitł szeroki uśmiech a ja tylko westchnąłem z uśmiechem rozkładając ręce. Kai lepił się do mnie jeszcze bardziej niż wcześniej, co w sumie mi nie przeszkadzało. Szybko wpasowałem się jego objęcia gładząc jego plecy dłońmi, kiedy jego ogon owinął się wokół mojej talii. Ten sielankowy moment przerwało głośne burczenie brzucha Kaia.
- Właśnie maiłem ci powiedzieć, że jestem głodny- powiedział spokojnie Kai a ja zaśmiałem się głośno odsuwając się.
- Jak dasz mi skończyć to zaraz będzie jedzenie- powiedziałem. Mimo iż w domu byliśmy zaledwie dwa dni czułem się jakby te dwa i pół miesiąca, które spędziliśmy w podróży nigdy nie istniało. Kai usadowił się z powrotem na kanapie leżąc na brzuchu i oglądając odcinki Pororo. Dziś był piątek, więc wieczorem będzie jakiś nowy. Kiedy skończyłem robić obiad i zawołałem Kai do stołu sam poszedłem szybko do pokoju Kaia by znaleźć w nim to, co ukryłem tam kilka dni po zniknięciu Kaia. Zacząłem grzebać w skrzyni pełnej zabawek, po czym z gorzkim uśmiechem spojrzałem na zakrwawioną i zabłoconą kartkę z informacją, od Myungsoo. Kiedy zszedłem z powrotem na dół Kai kradł z mojego talerza kawałek mięsa, ale wspaniałomyślnie postanowiłem to zignorować i ruszyłem w kierunku kominka, w którym zaczęliśmy palić ze względu na zbliżająca się zimę. Otworzyłem oddzielające ogień o pokoju szklane drzwiczki i wrzuciłem w płomienie kartkę czekając aż całkowicie w nich zniknie. Zamknąłem drzwiczki z powrotem i wróciłem do ciekawie na mnie zerkającego Kaia.
- Co to było hyung?- Zapytał.
- Nic, czym warto się przejmować- powiedziałem z uśmiechem zabierając się za jedzenie. 



Korekta by Nejimakidori
++++++++++ 
 
Ayo~!
Zapraszam na notkę i do zobaczenia niedługo~!
G.G


 

czwartek, 1 maja 2014

" My Kitten" - Thirteen Puds

13.



Rano czułem się dziwnie. Wszyscy się czuliśmy; wszyscy prócz Yixinga i Kyungsoo. Ale to właśnie przez nich wszyscy czuli się… dziwnie.
          - Co się dzieje? - szepnąłem w stronę Byunghuna. Miałem nadzieję, że jeśli się pokłócili, to na pewno coś on na ten temat wie. On pokręcił tylko głową. Na pewno nie mogli być źli na to, że nie powiedzieliśmy im, że musimy przenieść się do innego miejsca już dziś. Tao powiedział, że zachowujemy się metodycznie i musimy jakoś „odbić się” od naszej dotychczasowej strategii. Siedząc w prowizorycznej restauracji, którą oferował nasz hotel, czułem to dziwne napięcie panujące między Kyungsoo i Layem. Jakby któryś z nich zrobił coś na serio głupiego. I byłem pewien, że był to Yixing, ale nie chciałem jeszcze nic mówić. Oboje z resztą zerkali co chwilę niepewnie w stronę Kaia, który zdawał się nie zwracać na to uwagi i jadł jakby jutra miało nie być. To było jeszcze bardziej podejrzane. Oni się pokłócili, a Kai wiedział o co chodzi, więc próbowali odgadnąć jego kolejny ruch.
         - To dokąd jedziemy tym razem? - zapytał Chen, starając się chyba jakoś rozładować tę nieprzyjemną atmosferę. Odpowiedziała mu wymowna cisza.
         - Gdzieś…Tao prowadzi - mruknął szybko L.Joe, po chwili mrucząc coś pod nosem.
        - Hyung, pójdziesz ze mną na chwilkę? - spytał Kai, kierując swój wzrok na Yixinga. Lay uchylił usta, po czym zacisnął je w wąską linię i pokiwał głową. Kai zadowolony wstał od stołu, muskając opuszkami palców moją dłoń i złapał za przedramię swojego hyunga, ciągnąc go w nieznanym kierunku. Kyungsoo chyba walczył ze sobą, by się nie odwrócić, czego w ostateczności nie zrobił i posłał mi wymuszony uśmiech, dostrzegając, że cały czas się na niego patrzę. Usłyszałem jakiś szelest i najwidoczniej nie tylko ja, bo Jongdae podniósł głowę i odchrząknął, a potem zaczął coś gadać pod nosem o łazience, tabletkach i Bóg wie czym jeszcze. Chciał się wykręcić, zanim w biegu opuścił budynek. Zerknąłem w stronę okna, dostrzegając jasnobrązowy ogon. Czy ja jestem jakiś nienormalny? Westchnąłem, opierając łokieć o stół, a głowę podpierając na dłoni.
        - To chyba na tyle ze wspólnego śniadania. Byunghun, zabierz Mimi do pokoju Jongdae, a my z D.O pójdziemy do sklepu - powiedziałem. Byunghun pokiwał zadowolony głową, tak samo jak Mimi. Dziewczyna zabrała jeszcze butelkę z sokiem ze stołu i oboje ruszyli schodami do góry. Kyungsoo patrzył na mnie jakby nie wiedział, po co zabieram go do sklepu, mimo iż Chen i Mimi byli tam wczoraj.

        - No to o co chodzi? – zapytałem, siadając wygodnie przy jednym ze stolików na tarasie. Kyungsoo zaczął kręcić się na krześle, zanim w końcu się uspokoił i usiadł spokojnie.
         - No…no nic - odpowiedział. Boże, jaki on jest przewidywalny.
         - Aha… Zgadnij co.
         - Co?
        - Nie wierzę ci – odparłem wesoło, a on ułożył głowę na blacie stołu i zaczął wyrzucać z siebie słowa tak szybko, że patrzyłem na niego z niedowierzaniem.
         - Ej! Stój! Powoli! – krzyknęłam, szarpiąc go za włosy.
      - No bo… Yixing jest głupi, wiesz, co nie? – zapytał, a ja w spokoju pokiwałem głową. Na jego policzki nagle wstąpiły rumieńce.- No i on… Pocałował mnie - mruknął cicho, znów kładąc głowę na stole. Otworzyłem oczy i usta w zaskoczeniu.
        - Co? - wychrypiałem. Ja chyba jestem jakimś medium czy wszechwiedzącą istotą. Wiem dokąd polazł Jongdae, wiedziałem, że to wszystko przez Laya… Chyba za dobrze już znam tych ludzi. - Dlaczego? - spytałem cicho.
        - Jego się kurwa mać zapytaj! – krzyknął, tym razem zdenerwowany.
        - Okay, okay… - musiałem to sobie wszystko poukładać w głowie.
        - Do tego podczas gdy my… - zatrzymał się na chwile i odchrząknął.- Kai wszedł do pokoju.
Już całkowicie myślałem, że zejdę na zawał, ale nic nie powiedział i pewnie teraz gada z Layem – jęknął, a ja uśmiechnąłem się głupio. Boże, mój kotek jest taki mądry! Dobra, ale muszę przestać zachwalać Kaia i skupić się na tym, czego właśnie się dowiedziałem. Więc Lay i D.O pocałowali się, a raczej Yixing pocałował biednego Kyungsoo i wychodzi na to, że nawet ze sobą nie pogadali.
        - To musicie porozmawiać – oświadczyłem.
        - Chciałem, ale ten debil burczy coś pod nosem i wychodzi – powiedział, a ja westchnąłem zirytowany. Standardowy Yixing. Kiedy już chciałem wyskoczyć z jakąś inną propozycją, Kai wskoczył na moje kolana z szerokim uśmiechem.
      - Cześć - rzekł zadowolony. Odkąd przestał zachowywać się jak naćpany, był bardzo szczęśliwy.  Twierdził, że to przez to, iż cały ten czas myślał, że nie żyje. Cóż.
      - Cześć… - odpowiedziałem niepewnie, kiedy jego ogon owinął się dookoła mojego pasa, a jego głowa zniknęła w zagłębieniu mojej szyi.
       - Kai, schowaj ogon - jęknąłem przestraszony.
       - Nic nie widać - mruknął cicho, a ja wzdrygnąłem się, czując jego ciepły oddech na skórze. Zerknąłem w stronę Kyungsoo, ale już go nie było. Szedł gdzieś z Layem.
       - Kai, poszli już – burknąłem, zdając sobie sprawę, że chciał tylko odwrócić moją uwagę.
       - Kto? - zapytał zaskoczony z równie zdziwioną miną. Teraz to ja się tak czułem.
       - No D.O i Lay hyung…
       - To oni tu byli? – zapytał, rozglądając się, a ręką poprawiał swoją czapkę. Zaśmiałem się cicho.
     - Chowaj ogon, bo wchodzimy do środka. Trzeba się spakować - powiedziałem. Kai kiwnął głową, upychając ogon pod koszulkę, po czym złapał mnie za rękę i razem weszliśmy do środka. Zanim przekroczyłem próg drzwi usłyszałem stłumiony śmiech Jongdae gdzieś z głębi ogrodu.


Tao nie był zadowolony, widząc Lu leżącego pod drzewem z szerokim uśmiechem, jakby ktoś go mocno odurzył. Jongdae stał niedaleko i wyglądał na raczej rozkojarzonego.
       - Więc… No… Wtedy on właśnie zrobił się taki, więc postanowiłem cię znaleźć - powiedział Chen, patrząc na Tao z niepewnością. Kai przechylił głowę stojąc obok mnie i patrząc na Lu z dziwną dozą zrozumienia, której ja natomiast nie rozumiałem.
         - A… Co robiliście? - zapytał Tao.
       - Rozmawialiśmy… - odparł Chen, wzruszając ramionami. Tao westchnął i zbliżył się powoli do Lu. Mimi jak zwykle stała pod rękę z Byunghunem i cicho ze sobą rozmawiali, kiedy cała reszta przyglądała się tej akcji.
         - Lu - powiedział dość głośno Tao. Wilk zachichotał tylko, znów kręcąc się i nadal leżąc na ziemi.
         - Urocze - stwierdził D.O z głupim uśmiechem. Tao jęknął.
       - Lu, do kurny nędzy, jedziemy! - warknął Tao. Lu znów zarechotał, przytulając swój ogon. Tao zmrużył oczy, by po chwili znów spojrzeć na Chena. - Nie rozmawialiście tylko - rzekł z wyrzutem. Chen wyszczerzył się.
          - Jongdae! - krzyknął Lay, śmiejąc się głupio. Lu nagle przestał kręcić się na ziemi i wskoczył na plecy Chena, gdyż ten odwrócił się do niego.
          - HYUUUUUUUUUNG! - zawył i mówię tu, że naprawdę zawył. Chen jęknął cicho, przechylając się na bok, ale w tym momencie pojawiał się Tao i ściągnął wilka z pleców mężczyzny.
           - Lu… Jedziemy teraz…
       - CHENCHEN! – krzyknął,  znów zaczynając się szarpać i kręcić. Jongdae cofnął się do tyłu, zrównując się ze mną i Kaiem.
            - Co ty mu zrobiłeś…? – zapytałem, pochylając się w jego stronę.
            - Pocałowałem go w policzek - mruknął Chen. Kai zaśmiał się cicho, przytulając mnie mocno.
            - Ja tak nie zareagowałem – powiedział, wysuwając dolną wargę.
            - Bo ty nie byłeś napalony na Baeka - zauważył Lay.
         - A co jak będę? – spytał, odwracając się w stronę Laya. Sam także to uczyniłem, po czym zmrużyłem oczy.
            - A planujesz? – zapytałem, a Kai spojrzał na mnie, wzruszając ramionami.
        - No nie, ale nigdy nie wiadomo - powiedział z powalającym uśmiechem. Poczułem jak na moje policzki wstępują rumieńce, ale uderzyłem go lekko w brzuch, nic już nie mówiąc. Chwilę jeszcze obserwowaliśmy Tao, próbującego uspokoić Lu, który wyglądał jak jakaś fanka, która była w stanie uścisnąć rękę swojego idola. Albo jeszcze gorzej.
         - Chyba nie mamy wyboru - rzekł Yixing, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych.- Chen musi przespać się z Lu – dokończył, a ja przymknąłem oczy z niedowierzaniem. Kai otworzył szeroko usta, tak jak Mimi i L.Joe. D.O przywalił sobie w czoło dłonią, Tao zamarł, a Lu… Lu zemdlał.
           - Ha! Wiedziałem że się uda - powiedział dumnie, a ja zasłoniłem twarz dłońmi mając nadzieję,  że on zniknie.
         - Okay, więc… Chyba możecie jechać – stwierdził Tao, zarzucając nieprzytomnego Lu na jedno z ramion.
           - A ty? – zapytałem, zerkając w jego stronę niepewnie.
          - Poczekam aż Lu się obudzi. Na pewno wytropi Chena - westchnął ciężko, a ja zaśmiałem się cicho.
         - Okay, to na razie – powiedziałem, po czym pomachałem do niego, będąc ciągniętym przez Kaia. Lay i D.O zachowywali się w  końcu odrobinę normalniej oprócz tych momentów, kiedy Kyungsoo od tak sobie bił Laya. Mocno. Nie wnikałem. Wsiadłam do samochodu Yixinga i zapiąłem pasy. Kai westchnął, wypuszczając na wolność uszy i ogon.
           - Gdzie tak właściwie teraz się wybieramy? – zapytałem, kiedy już wyjechaliśmy na drogę.
          - Tao kazał nam wracać do domu - odparł Yixing, a ja otworzyłem usta w szoku. Kai przytulił mnie mocno. Tak, to raczej była dość nieprzewidywalna decyzja.
Korekta by Nejimakidori

++++++++++

Witam~!
Dziś bez notki :D Życze jedynie udanej majówki~!
Do zobaczenia!
G.G