3.
W pracy Lay i D.O od razu zapytali, czy z Kai wszystko w
porządku. O mnie się nie spytali, niewdzięczni. Moją odpowiedzią było, by
zostawili mnie w spokoju, bym mógł zająć się swoją pracą. Jak zwykle, czas w
biurze dłużył mi się niemiłosiernie. Kiedy wróciłem do domu, Kai spał. Zjadłem
obiad i poszedłem z nim na spacer do lasu, podczas którego dałem się zgwałcić
wiewiórce. Kai uważał to za bardzo zabawne, więc oczywiście to nagrał. Wredna
bestia. Po co kupiłem mu telefon? Ah, tak…nagłe wypadki. Po powrocie do domu
zjedliśmy coś, co Kai postanowił ugotować. Nie wiem czym to było, i choć
wyglądało przerażająco, to smakowało całkiem nieźle. Potem jakimś cudem
znalazłem się na macie w pokoju kociaka, ponieważ ten nie chciał bawić się sam.
Wiem, że tam zasnąłem, w nocy natomiast obudziłem się w moim łóżku… Z Kai.
Ponieważ wyglądał uroczo, postanowiłem nie wywalać go do pokoju. Miał
delikatnie uchylone usta, ogon nieznacznie się poruszał, a jego dłonie
zaciśnięte były na kołdrze. Wyglądał przesłodko. Po uwiecznieniu tego momentu
zdjęciem, znów zasnąłem.
>*<
W nowym
domu dni mijały mi zaskakująco szybko. Nim się spostrzegłem, Kai przyzwyczaił
się do nowych zapachów, odkrył wszystkie kryjówki i zdążył się zgubić.
Przystosował się do nowych zasad i zakazów, i jak na razie pilnie ich
przestrzegał. Wystarczyło półtora miesiąca, a Kai mógł spokojnie przyprawić
mnie o zawał, wyskakując z jakichś dziwnych miejsc, o których ja niestety nie
miałem pojęcia.
- Kai, do
jasnej cholery!- krzyknąłem, opierając się o ścianę. Kocur właśnie zwijał się
na podłodze ze śmiechu. Gdybym był w stanie to bym go kopnął, ale chyba właśnie
dostałem zawału!
- To do
kurny nędzy nie jest śmieszne! – wrzasnąłem wkurzony. Kai szybko wstał z
podłogi. Jego nowe spodnie już były podarte, ale przyzwyczaiłem się do tego.
- Nie bądź
zły, Baekkie! Wyglądasz tak słodko, kiedy jesteś przestraszony – powiedział, dotykając
palcem wskazującym mojego policzka. Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego
złowrogo.- Nadal uroczy- dodał, a ja pokręciłem głową, schodząc ze schodów. Kai
wyskoczył ze schowka w suficie. Jak mało jeszcze wiem o tym domu?
- Jesteś
zły?- zapytał, wychylając się zza mnie.
- Tak! –
warknąłem, a on znów tylko uroczo zachichotał. Wcale to do niego nie pasowało.
Wredna bestia…
- No weź,
hyung! Nie denerwuj się tak, przecież wiesz, że cię kocham i nie zabiłbym cię –
powiedział, przytulając się do moich pleców.
- Niby wiem,
ale jakoś i tak martwię się o tę kwestię – mruknąłem, mrużąc oczy. Ścisnął
mocno mój brzuch, unosząc mnie. – Postaw mnie – jęknąłem, patrząc w dół.
Nienawidzę tak wisieć w powietrzu.
- Jak
powiesz, że nie jesteś na mnie zły- oświadczył. Boże, to takie dziecko… z kim
ja mieszkam?
- Nie
jestem.
- Nie
przekonałeś mnie.
Cholera.
- Wybaczam
ci.
- Nadal
nie.
- Też cię kocham
i nie jestem zły - powiedziałem i poczułem, jak moje stopy delikatnie dotykają
podłogi. Kai potrzebował wyznań miłości przynajmniej trzy razy dziennie. Ciekawe
co by było, gdybym mu tego nie mówił…? Zdechłby? Na samą myśl ściskało mnie w
żołądku.
- Aww!
Hyung, znów jesteś taki uroczy!- krzyknął, całując mnie mocno w usta tak, że aż
się zachwiałem. Gdyby nie oplótł mnie ramionami w pasie, runąłbym na ziemie.
Jak szybko mnie pocałował, tak szybko znikł.
- On od
tygodnia ma ADHD. Jak ja mam iść z nim do lekarza?- pomyślałem głośno,
oblizując usta. Kai zawsze smakował jak wanilia i truskawki, od mleka
waniliowego i truskawkowych smakołyków, które tak uwielbiał. Zwłaszcza te
zrobione przez D.O. Już od dawna zastanawiałem się, co by było, gdyby Kai
zachorował. Nie znam żadnych zaufanych lekarzy, którzy byliby mi w stanie pomóc.
I czy czasem nie potrzebowałbym weterynarza? Pokręciłem głową, odtrącając te myśli. Kai miał się
dobrze odkąd go znalazłem, więc czemu miałby nagle chorować? Martwiło mnie
jednak jego ostatnie zachowanie…Może to przez to, że miał przyjść D.O z tym
cholernym truskawkowym ciastem? Odwróciłem się, słysząc dzwonek do drzwi, ale
Kai już przy nich był. Jasne, że chodzi o ciasto. Już nawet nie krzyknąłem na
niego, że nie wolno mu otwierać drzwi. Przecież i tak nikt nas nie odwiedzał, a
listonosz wszystko wkładał do skrzynki. Mimo to, i tak mu nie pozwalałem.
- Jezu, Kai,
nie zapomniałem! Puść mnie!- usłyszałem tylko zdezorientowany głos D.O i aż sam
ruszyłem na hol, by zobaczyć Kai na plecach drobnego Kyungsoo. Coś zdecydowanie
było nie tak.
- Kai, co
ty wyprawiasz?- zapytałem zaskoczony.
- Tęskniłem
za hyungiem – odpowiedział, a ja pokręciłem głową z niedowierzaniem. On jednak zszedł
z D.O i grzecznie poczekał, aż ten doczłapie do kuchni i da głodnemu kocurowi
kawałek ciasta.
- Co z nim
jest? Nigdy się tak nie zachowywał - rzekł D.O, rozmasowując sobie plecy.
- Nie wiem,
też się martwię - mruknąłem. Otworzyłem szufladę, w której trzymałem lekarstwa i wyszperałem z niej termometr. Kai oczywiście
już wszystko zjadł.
- Otwórz
buzię – nakazałem.
- Co to?-
zapytał, odginając giętką część termometru swoim małym szponem. Kyungsoo miał
szczęście, że wczoraj kazałem mu je spiłować.
-
Termometr. Otwieraj - powtórzyłem. Grzecznie otworzył usta, a ja umieściłem
termometr tak, by jego kły go nie przebiły.- Nie naciskaj go zębami, bo zepsujesz.
Teraz siedź grzecznie na kanapie – powiedziałem, wskazując mebel. Kai jak
zwykle usadowił się po turecku w rogu, to zezując na przedmiot wystający z jego
ust, to zerkając pytająco na mnie i D.O. Kiedy termometr zaczął piszczeć,
podskoczył przestraszony. Wyciągnąłem rękę i wyjąłem mu z ust termometr.
- Ma 40
stopni – zakomunikowałem.
- Od jakiej
temperatury występuje gorączka u kota?- zapytał D.O. Pokręciłem głową, bo nigdy
nie zdarzył się taki moment, bym musiał szukać takich informacji. Chłopak
zaczął przeglądać Internet, a zdezorientowany Kai patrzył na nas.- Jeśli
temperatura ciała przekracza 39,5 stopni, wtedy występuje gorączka – oznajmił.
- Kai,
jesteś chory. Może przeziębiłeś się na spacerze?- spytałem, przykładając dłoń
do jego czoła. Kai zawsze był gorący, więc ciężko było mi było stwierdzić, czy
ma gorączkę.
- Nie wiem,
ale nie chcę tak siedzieć…pobawmy się - zaskomlał. Pokręciłem głową.
- Jesteś
nadpobudliwy, kiedy masz gorączkę. Musisz odpocząć - powiedziałem. Kyungsoo
zniknął w kuchni, pewnie szukając jakichś tabletek.
- Nie wiem
jak to u niego, ale może lepiej będzie jak damy mu tylko witaminę C i trochę
ibupromu. Dla kota to szkodliwe, ale no on…nie jest do końca kotem – stwierdził
D.O., podając mi jedno opakowanie tabletek. Wyciągnąłem z niego mała tabletkę
witaminy C i dałem ją Kai. Ten niechętnie ją połknął, a Kyungsoo w tym czasie
poskrobał trochę ibuprom, rozpuszczając proszek w wodzie.
- Do dna,
kotku – powiedziałem, podając mu szklankę. Wyglądał na niezadowolonego.- Proszę,
no… - Wypił wodę, zapewne widząc moją zdenerwowaną minę. Skrzywił się lekko.
- Niech
weźmie zimną kąpiel - zaproponował D.O.
- Gorąco ci?-
zapytałem Kai.
- Troszkę…
dzieje się coś? – odparł.
- Zaraz
zobaczymy. Mam nadzieję, że mi się nie rozchorujesz – powiedziałem,
przygryzając wargę. Pobudzony wcześniej Kai zaczął się teraz słaniać. Razem z
D.O zaprowadziliśmy go do łazienki. Nie kazałem mu się rozbierać, ponieważ
stwierdziłem, że te ubrania i tak są do wyrzucenia. Kai wszedł do chłodnej wody,
a ja głaskałem go po głowie, mocząc ręce w wodzie. D.O polewał mu plecy.
- Gorąco mi
– zajęczał, a ja zagryzłem mocniej wargę. Kiedy Kyungsoo skończył moczyć
koszulkę Kai, wziąłem od niego kubek. Po napełnieniu go wodą, przechyliłem
głowę Kai do przodu i wylałem na nią zimną wodę. Prychnął cicho, ale zawczasu
zdążyłem zasłonić mu uszy.
- Słyszałem,
że Kai jest chory! – krzyknął Lay, wbiegając do łazienki. Kocurek miał wypieki
na policzkach i zaszklone oczy.- O boże, on ma gorączkę.
- Dlatego
siedzi w zimnej wodzie, geniuszu – powiedział D.O., ale Yixing nie zwrócił na
niego uwagi.
- Daliście
mu jakieś tabletki?- zapytał, podnosząc jego głowę do góry. Sprawiał wrażenie
jakby go badał.
- Witaminę
C i odrobinę ibupromu- odparłem, patrząc na niego uważnie.
- Dużo?-
spytał Lay, mierząc mu tętno. Ech, co się dzieje?
-
Zeskrobaliśmy odrobinę do wody – oznajmił D.O., tak samo zaskoczony jak ja.
- To
dobrze. Na koty źle to działa - powiedział, głaszcząc Kai po plecach.
- Co ty za
przeproszeniem odwalasz? zapytaliśmy razem. Starszy spojrzał na nas zaskoczony.
- No
przecież chciałem iść na medycynę, nie? Co z tego, że przetrwałem jeden
semestr… Trochę się nauczyłem! O weterynarii też zapomnieliście? - zapytał.
Jezu, na śmierć zapomniałem o wielkich marzeniach Zhang Yixinga o zostaniu
lekarzem… „Nie ważne jakim, byleby lekarzem”.
- Kurde… na
przyszłość nie muszę się martwić o lekarza – stwierdziłem.
- Ej! Wiem
jak wyleczyć gorączkę i inne głupie rzeczy… Nie wywieraj na mnie takiej presji –
powiedział, wskazując na mnie palcem. I tak zdążyłem go już przytulić.- Tak,
tak, jestem boski. Wiem. Nawet ty na mnie lecisz - rzekł. Kai rzucił mu groźne spojrzenie.
- Co nie znaczy, że ja na niego – zastrzegł szybko, ale Kai patrzył tak na
niego dopóki go nie puściłem. Zaśmiałem się cicho, głaszcząc zazdrośnika po
głowie.
- Jak się
czujesz? – zapytałem, siedząc na skraju wanny.
- Dalej mi
gorąco - odpowiedział. Dolaliśmy jeszcze trochę zimnej wody, a na głowę
położyliśmy mu zmoczone ręczniki.
- Hyung, przytul
mnie - wychrypiał, prawie śpiąc w wannie.
- Kai,
jesteś mokry – powiedziałem, kiedy Lay wypił w łazience już drugą kawę. Nasze
spotkanie odbywało się w kiblu. Super. Na sedesie leżały kanapki, a na zlewie
mleko waniliowe i kawałki tortu, które wmuszałem w kociaka.
- Proszę…
smutno mi – pociągnął nosem. Jeszcze kataru mu brakowało. Byłem pewny, że
zamknąłem wszystkie okna, ale na wszelki wypadek kazałem D.O. zamknąć drzwi.
- Przytulę
cię jak wyjdziesz. – odpowiedziałem.
- Chcę
teraz.
- Kai…
- Hyung, jestem
chory – wymiauczał. Spojrzałem na niego niepewnie, nadal się nie poddając. –
Wiedziałem, że mnie nie kochasz – zaciągnął ręcznik na twarz, kuląc się w
wannie. Super. Jeszcze niech mi powie, że się o niego nie troszczę. Lay i D.O zaśmiali
się, a ja zgromiłem ich wzrokiem. Przysunąłem się w stronę Kai i niezdarnie
objąłem go ramionami.
- Chyba
zapomniałem o trzecim razie. To pewnie dlatego zachorowałeś - powiedziałem.
- Jakim trzecim razie? - wychrypiał w moją
pierś.
- Oj,
wiesz, że cię kocham. Muszę pamiętać, by mówić ci to trzy razy dziennie,
inaczej będziesz chorował – oznajmiłem, a on się zaśmiał; razem z nim dwójka
naszych przyjaciół.
- Nie
prawda – powiedział, kiedy się odsunąłem.
- Tak? To
dlaczego kiedy powiedziałem ci to tylko dwa razy byłeś zły do końca dnia, aż
nie usłyszałeś tego wieczorem? A teraz nawet zachorowałeś! – rzekłem, a on
zmarszczył nos.
-
Potrzebuję dużo miłości. Hyung jest taki mały, że czasem mi nie starcza –
oznajmił, a ja szturchnąłem go zaczepnie w ramię. Zdecydowanie mu się
polepszało. Kiedy tętno mu się ustabilizowało i rumieńce wraz ze szklankami w
oczach zniknęły, postanowiliśmy już wyciągnąć go z tej wanny. Opletliśmy go
chyba wszystkimi ręcznikami jakie posiadaliśmy, a następnie zaprowadziliśmy do
mojej sypialni. Przyniosłem mu suche ubrania, w które przebrał się, wcześniej
wypychając nas z pokoju. Zawsze był taki wstydliwy, już od maleńkości. Kiedy weszliśmy,
leżał skryty pod kołdrą.
- Teraz to
mi zimno – wymruczał.
- Zaraz się
ogrzejesz – powiedziałem, czochrając jego włosy.
- Misja
wykonana! Kai ozdrowiał. Idę dalej ratować świat! – krzyknął Lay, a my
zaśmialiśmy się.
- Randka
wzywa?- zapytałem.
- Jakbyś
zgadł - odpowiedział. Podrapał jeszcze Kai za uchem i zniknął szybko.
- Ja też
pójdę. Jutro przyjdę z nowym ciastem - oznajmił Kyungsoo. Pożegnał się z Kai i
wyszedł. Nie pozostało mi nic, jak przytulić się do Kai i poczekać, aż zaśnie.
Na szczęście nastąpiło to dość szybko.
>*<
Kai spał
przez całe dwa dni. Strasznie się o niego martwiłem ale nie chciałem go budzić.
Lay przychodził codziennie i badał nieprzytomnego kociaka. Nie chciałem
zostawiać go samego kiedy musiałem iść do pracy, ale nie miałem jak się
wykręcić. Gdy wracałem, jedyne co się zmieniało, to pozycja w której Kai spał.
Siedziałem całe dnie w łóżku, oglądając filmy na laptopie i krusząc sobie na
pościel, ponieważ smutno było mi siedzieć samemu w salonie czy gdziekolwiek
indziej. Zdążyłem chyba wysprzątać cały dom i odnaleźć wszystkie cholerne
kryjówki, z których wyskakiwał Kai i straszył mnie na śmierć. Kupiłem kosiarkę
i skosiłem trawnik, przejeżdżając szesnaście razy pod oknem mojej sypialni.
Myślałem, że Kai może wstanie…Głupi. Jego nawet nie obudzi mój upadek ze
schodów. Posadziłem w ogrodzie kwiaty i z pomocą D.O., upiekłem ciasto. Kiedy
je spróbowałem, stwierdziłem, że niekoniecznie mi wyszło. Znaczy, w ogóle nie
wyszło, więc je wyrzuciłem. Próbowałem tak długo, aż wyglądało i smakowało
prawie tak samo wspaniale, jak wypieki spod rąk D.O.
- Myślę, że
nic mu już nie dolega. Po prostu jest naprawdę zmęczony… za to ty wyglądasz
strasznie - powiedział Lay, kończąc mierzenie tętna Kai. Wzdrygnąłem się i zmarszczyłem
brwi, kiedy zwyczajnie rzucił jego ręką na łóżko.- Sorki.
- Yhm…kiedy
się obudzi?- zapytałem, gryząc paznokcie. Yixing uderzył mnie w rękę.
- Pewnie
niedługo... Sporo spał, myślę że mu wystarczy – odparł, zerkając na Kai,
którego uszy wyglądały spod kołdry.
- Okay –
westchnąłem.
- Ty też
idź spać…. Ty sypiasz, czy udajesz?- zapytał, kiedy odprowadzałem go do drzwi.
-
Oczywiście! Co tam, że śnią mi się koszmary… ale sypiam- burknąłem.
- Co ci się
śni?
- No że… Kai
się nie obudzi- mruknąłem, gryząc wargę. Lay tylko się zaśmiał.
- Obudzi
się, głupku. No to lecę – powiedział, machając do mnie. Nadąłem policzki i
mocno trzasnąłem drzwiami. Ostatnio wszystko robiłem głośno. Ciężko stąpając po
schodach, położyłem się w łóżku i zerknąłem na zegarek. Nie było tak późno, bym
poszedł spać, ale mogłem położyć się wcześniej, rano wstać i zrobić więcej
rzeczy. Z westchnieniem spojrzałem na spokojnie śpiącego Kai. Odwróciłem się bokiem
w jego stronę, przysunąłem się do niego i przerzuciłem sobie przez pas jego
rękę, wzdychając cicho i opierając głowę blisko jego obojczyków. Przytuliłem
się do niego i zasnąłem.
Tej nocy
było mi wyjątkowo ciepło i pozbyłem się koszmarów. Kai zawsze był dobrym odstraszaczem
złych snów. Co innego, że obudziło mnie coś innego niż budzik, który zazwyczaj dzwonił
o dziesiątej, by nie tracić wolnego dnia. Czułem jakieś delikatne dotknięcia na
twarzy i na początku myślałem, że to znów ogon Kai próbuje mnie zabić, ale..
to nie było puszyste i nie łaskotało
mnie po nosie sprawiając, że chciało mi się kichać. Kiedy uchyliłem powieki,
Kai popukiwał mnie wskazującym palcem po całej twarzy, uśmiechając się głupio.
Zacisnęłam mocno powieki, już chcąc krzyknąć, że mam kurna wolne i niech da mi
spokój, kiedy….
- O JEZU,
WSTAŁEŚ! – ryknąłem, na co Kai skulił się i zakrył uszy dłońmi. Ah, ten czuły
słuch. Nie przejmując się jego cichym jęczeniem, przytuliłem go mocno.- Głupku!
Kto normalny śpi dwa dni?! Kto?!-
zapytałem, ściskając go w swoich drobnych ramionach.
- Nie
jestem normalny- mruknął tylko, a ja parsknąłem śmiechem.
- Wiem,
wiem… Och, tak cholernie się bałem, że już nie wstaniesz- powiedziałem, odsuwając się i szczypiąc go w
policzki, na co on skrzywił się.
- Dlatego
kosiłeś pod oknem i rzucałeś wszystkim?- spytał, przecierając oczy. Zmarszczyłem
brwi, a on zachichotał.- Niby mam mocny sen, ale ja wszystko słyszę – rzekł, przyciągając
mnie do siebie i ziewając. Uśmiechnąłem się lekko.- Musiałeś jeść w łóżku?
Wszystko mnie kłuje – oznajmił, kręcąc się nagle. Zaśmiałem się głośno.
- Nie lubię
jeść sam. Byłeś nieprzytomny… ale byłeś – powiedziałem, a on zaśmiał się
uroczo, prosto do mojego ucha. Po chwili ciszy chyba znów zasnąłem, bo kiedy
obudziłem się drugi raz, Kai siedział na moich nogach i robił mi zdjęcia.
- Co ty
wyprawiasz?!- wrzasnąłem, mrużąc oczy od błysku fleszy.
- Mam
pusto. Muszę czymś zająć miejsce- powiedział i znów nacisnął przycisk, że aż
zakryłem rękami oczy.
- Jesteś
nienormalny. Tak robią seryjni mordercy
i psychole z obsesją na temat swojej ofiary! – krzyknąłem, a on zaśmiał się, nie
przestając robić mi zdjęć.- Kai!- jęknąłem, machając rękami przed siebie.
Poczułem jego włosy obok swojej twarzy.
- Uśmiech!
- poprosił i cyknął nam następne zdjęcie.
-
Skończyłeś?- zapytałem zrezygnowany, przestając gapić się przed siebie.
- Jeszcze
jedno- powiedział, po czym przyłożył swoje usta do moich i znów nacisnął guzik,
następnie szybko odsuwając się i oglądając swoje zdjęcia. Jak zwykle oblałem
się rumieńcem.
- Dupku -
jęknąłem tylko, zasłaniając twarz poduszka.
- Powiem
Kyungsoo hyungowi, żeby mi je wszystkie wydrukował – oznajmił, wstając ze mnie.
Oczywiście zaplątałem się w kołdrę, ale zdążyłem go dorwać kiedy schował aparat
w swoim pokoju.
- Niee,
tego ostatniego nie... Nie zgadzam się, Kai! – krzyknąłem, rzucając się mu na
plecy. Zaśmiał się tylko i wyprostował się, a ja zawisłem na nim jak jakaś
małpa. - oj tam, przecież hyung nic nie powie – zaśmiał się, próbując mnie z
siebie ściągnąć, ale byłem twardy i się nie dałem. Przez trzydzieści sekund.
Przymknąłem oczy, kiedy uderzyłem plecami o miękką matę na której spał Kai,
czując, jak Kai kładzie się na mnie i zgniata w swoim uścisku.
- Jezu, Kai,
jaki ty jesteś ciężki – jęknąłem, machając kończynami na wszystkie strony, a
Kai jedynie się śmiał. Udało mi się nawet uderzyć go kilka razy, ale chyba nie
zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Uspokoiłem się dopiero kiedy Kai pocałował
mnie w kark, sprawiając, że cały zesztywniałem. Zawsze tak miałem, gdy ktoś
mnie tam dotykał. Z jednej strony tego nie lubiłem, ale było to przyjemne
uczucie. Jego usta szybko przeniosły się na moje i w tym momencie nie wiedziałem
do końca, czy Kai dalej całuje mnie tak, jakby robił to czteroletni dzieciak,
czy miał coś innego na myśli. Jego pocałunki ograniczały się do kilkukrotnych
zetknięć się moich ust z jego wargami.
- Smutno mi
było bez ciebie, hyung - szepnął, całując mnie w policzek.
- Aha…- wyjąkałem.
Moje oczy teraz przypominały pewnie oczy D.O. Byłem odrobinę skołowany. Czy Kai
mógł czuć do mnie coś więcej niż miłość do swojego właściciela… czy raczej
ojca? Bo ojcowska miłość to całkiem inna miłość niż ta do drugiego mężczyzny.
Bałem się też, że mogło mu się coś pomieszać i wszystko pokręcił, jak to mu się
czasem zdarzało. Pogłaskałem go niepewnie po włosach, kiedy znów mnie przytulił.
Chyba trzeba będzie przeprowadzić jedną z TYCH rozmów…
Kiedy
siedzieliśmy już w salonie, Kai wyglądał na zszokowanego.
- Posprzątałeś?-
zapytał, a ja kiwnąłem głową.- Wow, musiało ci się strasznie nudzić –
powiedział, i, na pewno specjalnie, zrzucił trochę sierści na dywan. Wredne
zwierzę. Poklepałem na kanapie miejsce obok siebie i wyprostowałem się. Nigdy
nie przeprowadzałem takich rozmów. Bo z kim?! Nie mam dzieci…i raczej mieć nie
będę, ale to pomińmy. Kai skupił na mnie całą swoją uwagę, przez co tym bardziej
nie wiedziałem jak ubrać w słowa to, co chciałem mu przekazać. Westchnąłem.
Kiedy już otwierałem usta, zadzwonił dzwonek do drzwi. To pewnie Kyungsoo i
Lay….Zazwyczaj o tej godzinie przychodzili. Oczywiście, po chwili sami sobie
weszli. Znaczy… To Yixing wlazł, a D.O. kroczył za nim, kręcąc głową.
- O Boże, Kai
wstał! - krzyknęli razem, a kocur uśmiechnął się do nich. Lay podbiegł do Kai i
od razu zaczął go badać.
- Hyung, co
robisz?- zapytał, kiedy Lay mierzył mu ciśnienie.
-
Pamiętasz, jak hyung chciał iść na medycynę…? – zapytałem, a Kai zmrużył oczy,
po czym otworzył lekko usta i pokiwał głową, a następnie swoje spojrzenie
utkwił w pakunku, który trzymał D.O. Bardzo natarczywe spojrzenie... Oblizał
usta.
- Tak, to
ciasto truskawkowe - potwierdził Kyungsoo, podając mu kawałek ciasta. Kai podskoczył
w miejscu i szybko zjadł kawałek, który ukroił mu Kyungsoo, a następnie cicho
kichnął.
- Co
porabiacie? - zapytał Yixing.
- Hyung chciał
mi coś powiedzieć, ale nie zdążył - odpowiedział Kai, usadawiając się wygodnie
na kanapie i znów wbijając we mnie swoje spojrzenie.
-
O…przeszkadzamy? - zapytał Kyungsoo.
- Nie! –
krzyknąłem, zrywając się z kanapy.- Czekaj – nakazałem Kai i pociągnąłem moich
przyjaciół do przedpokoju, tłumacząc im, o co mi chodzi. Pokiwali w spokoju
głowami.
- To dajesz
- powiedział z wyszczerzem Lay, a ja pokręciłem głową. Usiadłem znów obok Kai i
westchnąłem, zerkając na niego. D.O i Lay siedzieli naprzeciwko nas.
- Kai,
kochasz mnie?
- Tak –
okay, szybko poszło. D.O uśmiechnął się niepewnie, a Lay zacmokał.
- Nie, kocurku.
Twojemu tępemu panu chodzi o to, czy go kochasz kochasz…- wyjaśnił Yixing, a
Kai zmarszczył brwi, zapewne nie rozumiejąc. Nie dziwiłem mu się; też nic nie
rozumiałem.
- Geniusz -
mruknął Kyungsoo, odpychając Laya do tyłu. - Baekkiemu chodzi pewnie o to, czy
kochasz go tak, jak kocha się inna osobę, którą nie uważa się za rodzinę. Na
przykład tak, jak chłopak kocha swoją dziewczynę…czy…coś w tym stylu -
powiedział D.O. Spuściłem głowę. Boże, chyba jeszcze nigdy nie byłem tak
zażenowany…a, nie…było gorzej, jak Kai ‘przypadkowo’ porwał moje bokserki na
plaży. Ta, fakt. Kai zamyślił się na chwilę, odwracając wzrok od D.O. W tym
momencie ja sam zacząłem się zastanawiać, czy ja też kocham Kai w taki
…wyjątkowy sposób? Czy to po prostu miłość do ukochanego pupila, który jest
jednocześnie twoim najlepszym przyjacielem…? Nie można było powiedzieć, że Kai
wygląda zwyczajnie. Nie licząc jego kocich uszu, ogona, pazurów i kłów, był
cholernie przystojny. To było niezaprzeczalne. Widziałem, jak jakieś młode
dziewczyny w supermarkecie zerkały na niego nieśmiało. Dobrze, że nie ma już
tych zielonych oczu, chociaż były intrygujące i na pewno przyciągały wzrok.
Chyba trochę odleciałem, bo kiedy wróciłem myślami do salonu, Lay dźgał mnie
łokciem w żebro.
- Co? –
zapytałem bezgłośnie, a on wskazał na Kai, dalej intensywnie myślącego.
Zmarszczyłem brwi, bo nie rozumiałem o co mu chodzi. Przewrócił oczami i kiwnął
na dłonie Kai. Kocur obrywał sobie delikatnie pazury, odrobinę je skracając.
Oznaczało to, że cholernie się denerwował. Wiedziałem, że to zły pomysł… Kai
jest za młody, nie rozumie wszystkiego i dużo rzeczy mu się myli.
- Dobra,
nieważne. Tego nie było, to był żart i w ogóle…haha…- zaśmiałem się nerwowo, po
czym wstałem z kanapy.
- Ale hyung,
ja cię kocham - powiedział Kai, a mnie wryło w ziemię. Jego oczy były ogromne,
a z wargi płynęła krew, ponieważ gryzł ją swoimi długimi kłami. Cholera jasna...
- To my
przyjdziemy jurto! - oznajmił wesoło Kyungsoo i wyciągnął z salonu zaskoczonego
Laya. Spojrzałem na Kai, który, gryząc swoje pazurki, rozejrzał się wokół.
Uśmiechnął się do mnie, nieco rozkojarzony. Usiadłem z powrotem na kanapie, wzdychając
ciężko.
- Kai,
jesteś pewny tego, co powiedziałeś? Na pewno nic ci się nie pomyliło, wszystko
rozumiesz i wiesz, o co chodzi?- zapytałem, patrząc na niego uważnie. Zmarszczył
brwi, jak zwykle, kiedy pytałem go o takie rzeczy; ale tym razem to było ważne.
Widząc moje niepewne spojrzenie, westchnął i odwrócił się do mnie przodem, wbijając
we mnie swoje natarczywe spojrzenie. Przez chwilę utrzymywałem z nim kontakt
wzrokowy, ale w którymś momencie pękłem i spuściłem głowę, oczywiście się
rumieniąc. Cholera. Kai wyprostował się i uśmiechnął.
- Tak
hyung, wszystko rozumiem. Naprawdę cię kocham. Kocham cię, bo się mną
opiekujesz, bo się o mnie martwisz i starasz się, bym miał wszystko, czego
pragnę. Ale tak poważnie, to kocham cię za twój uśmiech, za twoje oczy i za to
jak się rumienisz, kiedy się na ciebie patrzę. Kocham cię za to, że złościsz
się na mnie i wyglądasz przerażająco, a zarazem uroczo. Jesteś moim najlepszym
przyjacielem; kimś, kto mnie uratował i jestem ci za to wdzięczny. W zamian za
to wszystko co dla mnie zrobiłeś, pozwolisz mi siebie kochać tak naprawdę? –
zapytał, a mnie trochę zatkało. Trochę bardzo. Nigdy nie sądziłem, że Kai byłby
w stanie mówić takie rzeczy. Pełne takich emocji, takie prawdziwe i serio zachciało
mi się płakać, co oczywiście uczyniłem, bo jestem beksą. Kai westchnął cicho,
przytulając mnie. Ja, jak zwykle, mocno się w niego wtuliłem. Nie pamiętam jak
to było, kiedy płakałem przed znalezieniem Kai. Ciężko było mnie zawsze
uspokoić, ale Kai potrafił zrobić to z łatwością. Nie potrafiłem sięgnąć
pamięcią, jak ja to robiłem wcześniej. Kiedy łzy przestały już płynąć, oparłem
policzek o ramię Kai i westchnąłem. Jego dłonie delikatnie gładziły mnie po
plecach i miałem ochotę tak zasnąć, bo ciepło, którym emanował chłopak, było
takie uspokajające i przyjemne.
- Też cię
kocham, Kai. Tak bardzo mocno, że chyba bym umarł, gdybyś sobie poszedł…więc
masz zostać – oznajmiłem, a on zaśmiał się cicho.
- Jak
zwykle nie dajesz żadnego wyboru – powiedział, po czym poczułem jego usta na
swojej skroni. Uśmiechnąłem się lekko. W tej chwili jedyne, co mnie
zastanawiało to to, jak teraz będziemy razem żyć. Czy cos się zmieni?
- Co jemy?-
zapytał Kai, odsuwając mnie od siebie i wycierając ogonem moje łzy. Zaśmiałem
się. Chyba za dużo nie ulegnie zmianie.
Korekta by Nejimakidori
Tym razem trochę dłuższy rozdział. Trochę wszystko tak ...szybko.No cóż. Mam pytanko, czy ktoś chętny zrobić mi jakąś ładną okładkę do tego opowiadania? Moja jest straszna a potrzebuje czegoś takiego. Byłabym wdzięczna ^^ Do zobaczenia!
G.G